Śpiewać stare pieśni możesz, nikt ci nie broni. Na zebraniach są nowe. Pamiętam jak ten stary śpiewnik był kiedyś nowy. Moje odczucia były identyczne jak twoje ale z czasem odkrywam że te nowe też są piękne i już kilka lubię.
Co do sprawozdania to stawiasz się na śliskim gruncie. Robisz jak qwerty.
Boga nie można oszukiwać i on na to nie pozwoli. A z drugiej strony mam wrażenie jakbyś chciał spowodować zainteresowanie w zborze swoją złą sytuacją duchową. Dobrze cie rozumie ale takie postępowanie nie jest jednak najmądrzejsze.
Żeby było jasne, pisząc że nikt się mną nie interesuje miałem na myśli to, że nie mam na głowie kłopotliwych wizyt pasterskich, na których musiałbym albo się tłumaczyć albo otwarcie zadeklarować odejście wcześniej niż planuję. Zatem unikam wywoływania niepotrzebnego zainteresowania:) Z drugiej strony trudno się angażować w sprawy zborowe mając już odmienne poglądy na wiele spraw (no ewentualnie np. sprzątanie sali zgromadzeń w ramach czynu społecznego .
Co do oszustwa przy składaniu sprawozdania, no cóż oszustwo pozostaje oszustwem, z tym że nie oszukuję Boga bo według mnie go nie ma, a co najwyżej dział sprawozdań WTS. W mojej sytuacji to mniejsze zło i nie uważam by ktoś na tym ucierpiał.
Swoją drogą do sprawozdań wpisuje się wiele godzin ulicznych "spacerów", podczas których głosiciele najwięcej rozmawiają ze sobą nawzajem. Z moich obserwacji i wcześniejszych doświadczeń wynika, że wieeelu głosicieli traktuje głoszenie bardziej jako okazję do towarzyskiej pogawędki niż misję oznajmiania dobrej nowiny. Myślę że wkrótce głoszeniem u SJ zajmą się wyłącznie pionierzy, bo już dawno stwierdziłem, że trudno jest kogoś zainteresować głosząc kilka godzin w miesiącu - to strata czasu. Zwykli głosiciele mogą co najwyżej kolportować czasopisma.