Wakacje świadków Jehowy
#1
Napisano 2007-07-03, godz. 18:11
Niektórzy świadkowie przed wyjazdem na urlop dokładnie sprawdzają lokalizację Sali Królestwa w miejscowości, do której zamierzają się wybrać. Ponadto nie zapominają o zabraniu ze sobą odpowiednich publikacji, a w planach mają nieoficjalne głoszenie. Czy to częste podejście czy raczej jest to rzadkość?
Jak wyglądają wakacje świadków Jehowy?
Jakie są Wasze doświadczenia?
#2
Napisano 2007-07-03, godz. 18:34
Co do reszty - nie zauważyłem. Wakacje moich znajomych wyglądały więc tak, że lokalizowali Salę i chodzili tam na zebrania. Ale nic poza tym; wakacje były odpoczynkiem od głoszenia.
to nie wszystko człowiekowi wolno.
Jest stróżem brata swego
i nie wolno mu brata swego zasmucać,
opowiadając, że Boga nie ma."
#3
Napisano 2007-07-03, godz. 19:22
Według oficjalnej propagandy głosiciel nigdy nie ma wakacji od głoszenia. W rzeczywistości sytuacja wygląda inaczej. Nawet najbardziej nawiedzeni na wakacjach nieco spuszczają z tonu, zaś 'średniacy' najczęściej wcale nie głoszą. Właśnie sobie przypomniałem mojego koleżkę ze zboru, który w czerwcu umawiał się 2 razy więcej w pracę, a później część godzin rozpisywał sobie na lipiec i sierpień, na konto 'teokratycznego urlopu' - jak to sam nazywał .
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#4
Napisano 2007-07-03, godz. 19:32
Kiedyś podchodzę po zebraniu do takiej ładnej wysokiej szczupłej blondynki i mówię: "nazywam się Sebastian, chciałem się z Tobą umówić". A ona zaczyna mrugać powiekami i się czerwienić. Od razu zrozumiałem, że ona odebrała to jako osobistą propozycję. Na drugi dzień wziąłem z sobą "na wszelki wypadek" kilka maleńkich traktatów i maluteńką Biblię i przyszedłem na spotkanie, zakładając, że jeśli ona wyraźnie tego nie zaproponuje to zamiast na głoszenie wezmę ją na spacer i pokażę jej kilka pięknych zakątków Karpacza. Oczywiście poszliśmy na spacer. Później dość długo utrzymywaliśmy kontakt, ale z przyczyn o których pisać nie chcę, nie zawarliśmy małżeństwa, mimo że ona bardzo nalegała (po prostu wpadłem jej w oko i tyle). Dzisiaj Iza jest jedynie pięknym wspomnieniem.
Wracając do tematu... Ja kierowałem się zasadą, że "od głoszenia nie ma wakacji" i dla mnie było oczywiste, że jak po zebraniu podchodzę, z notatnikiem, do jakiejś osoby to umawiam się NA_GŁOSZENIE, natomiast Iza podczas wakacji nie myślała w ogóle o głoszeniu. Były to wiec dwie odrębne postawy wobec głoszenia na wakacjach...
Użytkownik Sebastian Andryszczak edytował ten post 2007-07-03, godz. 20:47
#5
Napisano 2007-07-03, godz. 19:56
#6
Napisano 2007-07-04, godz. 11:13
Mysle ze mozna smialo stwierdzic ze wiekszosc SJ wyjezdzajacych na wakacje (nie biorac pod uwage osrodkow pionierskich) odpoczywa od gloszenia i ze swieca szukac kogos tak 'gorliwego' aby w czasie swojego urlopu glosil. U mnie w zborze rzadkoscia nawet bywalo chodzenie na zebrania w trakcie odpoczynku gdzies na wyjezdzie.
Niektórzy świadkowie przed wyjazdem na urlop dokładnie sprawdzają lokalizację Sali Królestwa w miejscowości, do której zamierzają się wybrać. Ponadto nie zapominają o zabraniu ze sobą odpowiednich publikacji, a w planach mają nieoficjalne głoszenie. Czy to częste podejście czy raczej jest to rzadkość?
Jak wyglądają wakacje świadków Jehowy?
Jakie są Wasze doświadczenia?
"W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?"
#7
Napisano 2007-07-04, godz. 11:55
Mysle ze mozna smialo stwierdzic ze wiekszosc SJ wyjezdzajacych na wakacje (nie biorac pod uwage osrodkow pionierskich) odpoczywa od gloszenia i ze swieca szukac kogos tak 'gorliwego' aby w czasie swojego urlopu glosil. U mnie w zborze rzadkoscia nawet bywalo chodzenie na zebrania w trakcie odpoczynku gdzies na wyjezdzie.
Mój ojciec zawsze na wyjazdach "świadczył nieoficjalnie" - w hotelu, pociągu, na deptakach, w parku itp. itd. Na zebrania chodziliśmy, jeśli był to w miarę długi wyjazd i udało się znaleźć braci. To były jeszcze czasy sprzed wybudowania Nadarzyna więc jeśli jechaliśmy gdzieś na drugi koniec Polski, gdzie nie mieliśmy żadnych znajomych to nie funkcjonowała taka opcja żeby zadzwonić do Nadarzyna i spytać "gdzie w mieście x mają salę królestwa i o której są zebrania" tylko trzeba było liczyć na to, że spotka się na mieście kogoś głoszącego i zasięgnie się języka.
W sumie pójście na zebranie w normalnych ciuchach, bez pełnego wyposażenia (nie targaliśmy przecież ze sobą na wczasy śpiewników! co najwyżej jedną Biblię i kilka Strażnic) było sporą atrakcją. Taka trochę bardziej luzacka atmosfera. Pamiętam, że w niektórych miejscowościach turystycznych bracia mocno sarkali na turystów przychodzących na salę w dżinsach (czy ja przypadkiem tego nie pisałem już tego w jakimś innym temacie?).
#8
Napisano 2007-07-04, godz. 12:04
Tak potwierdzam ze przed paru laty byl zwyczaj gloszenia itd. ale to sie do dzis zatarlo znacznie jak prawie nie zaniknelo. Stad takie a nie inne moje zdanie w tej kwestii.' date='2007-07-04 13:55' post='67807']
Mój ojciec zawsze na wyjazdach "świadczył nieoficjalnie" - w hotelu, pociągu, na deptakach, w parku itp. itd. Na zebrania chodziliśmy, jeśli był to w miarę długi wyjazd i udało się znaleźć braci. To były jeszcze czasy sprzed wybudowania Nadarzyna więc jeśli jechaliśmy gdzieś na drugi koniec Polski, gdzie nie mieliśmy żadnych znajomych to nie funkcjonowała taka opcja żeby zadzwonić do Nadarzyna i spytać "gdzie w mieście x mają salę królestwa i o której są zebrania" tylko trzeba było liczyć na to, że spotka się na mieście kogoś głoszącego i zasięgnie się języka.
W sumie pójście na zebranie w normalnych ciuchach, bez pełnego wyposażenia (nie targaliśmy przecież ze sobą na wczasy śpiewników! co najwyżej jedną Biblię i kilka Strażnic) było sporą atrakcją. Taka trochę bardziej luzacka atmosfera. Pamiętam, że w niektórych miejscowościach turystycznych bracia mocno sarkali na turystów przychodzących na salę w dżinsach (czy ja przypadkiem tego nie pisałem już tego w jakimś innym temacie?).
"W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?"
#9
Napisano 2007-07-04, godz. 18:42
#10
Napisano 2007-07-04, godz. 18:48
nie o to w tym temacie chodzilo SA no ale dobrze powiedziales nam o tym jak to laski na ciebie leca.... az nas sciska z zazdrosci.....ja pamiętam, że byłem pionierem i umawiałem się w teren z rożnymi osobami.
Kiedyś podchodzę po zebraniu do takiej ładnej wysokiej szczupłej blondynki i mówię: "nazywam się Sebastian, chciałem się z Tobą umówić". A ona zaczyna mrugać powiekami i się czerwienić. Od razu zrozumiałem, że ona odebrała to jako osobistą propozycję. Na drugi dzień wziąłem z sobą "na wszelki wypadek" kilka maleńkich traktatów i maluteńką Biblię i przyszedłem na spotkanie, zakładając, że jeśli ona wyraźnie tego nie zaproponuje to zamiast na głoszenie wezmę ją na spacer i pokażę jej kilka pięknych zakątków Karpacza. Oczywiście poszliśmy na spacer. Później dość długo utrzymywaliśmy kontakt, ale z przyczyn o których pisać nie chcę, nie zawarliśmy małżeństwa, mimo że ona bardzo nalegała (po prostu wpadłem jej w oko i tyle). Dzisiaj Iza jest jedynie pięknym wspomnieniem.
Wracając do tematu... Ja kierowałem się zasadą, że "od głoszenia nie ma wakacji" i dla mnie było oczywiste, że jak po zebraniu podchodzę, z notatnikiem, do jakiejś osoby to umawiam się NA_GŁOSZENIE, natomiast Iza podczas wakacji nie myślała w ogóle o głoszeniu. Były to wiec dwie odrębne postawy wobec głoszenia na wakacjach...
#11
Napisano 2007-07-04, godz. 21:37
#12
Napisano 2007-07-04, godz. 22:53
Faktem jest też, że w tym czasie w większości miejscowości wypoczynkowych trudno było znaleźć świadków, a i na zebranie trzeba było pokonać długą drogę. Z raz spotkałem się z ośrodkiem pionierskim w Pobierowie, gdzie akurat spędzałem z rodzicami wakacje, ale do głowy mi ie przyszło by do nich dołączać.
Co do postu Sebastiana, znam wiele sytuacji kiedy młodzi ŚJ umawiali się do 'służby', a przynajmniej jedna ze stron nie zamierzała 'głosić'... Była to niejednokrotnie okazja do spotkania się z kimś, z kim trudno było umówić się inaczej, hehe
Ale takimi sytuacjami zawsze interesowali się starsi, u mnie w zborze to niektórzy nawet za bardzo, i tak dochodziło do rozmów, z młodymi braćmi, którzy zbyt dużo czasu poświęcali na "głoszenie w zgubnym towarzystwie sióstr".
Aleksander Świętochowski
#13
Napisano 2007-07-05, godz. 19:10
Powinniśmy także zadbać o to abyśmy nie byli za bardzo roznegliżowani, bo takie postępowanie jest zbyt popularne wsród dzisiejszego większościowego społeczeństwa, które neguje wszystkie wskazówki biblijne nie mówiąc już o nakazach i zakazach, raczej kojarzy się ze spoleczeństwem pogańskim, oczywiste jest to że lato będzie gorące i stroje mamy takie jakie mamy (krótkie spodenki i bluzki), ale czy naprawdę mamy rozbierać się do prawie całego naga i paradować wyzywająco po plaży lub wzdłuż brzegu jeziora i mącić ludziom w głowach swym wyzywajacym widokiem? Nie jest to dobry pomysł, przecież nasze babcie pamiętają czasy gdy to ludzie chcący się wykąpać w morzu lub jeziorze, robili to, to oczywiście ale mieli stroje, które zasłaniały najważniejsze części ciała, dziś trudno mówić o zasłanianiu czegokolwiek.
Dodam jeszcze na koniec: te widoki wbrew pozorom nie każdemu się podobają, są ludzie, którym to wyraźnie przeszkadza i wolą odwrócić wzrok niż mieć w konsekwencji nieczyste myśli.
A w jednym z krajów Afryki południowej za pokazanie się w wyzywającym stroju kąpielowym kobiety na plaży, może ją w konsekwencji doprowadzić policja przed wymiar sprawiedliwości, to fakt ! - pisze o tym gazeta.
(...)
Redaktor a zarazem administrator serwisu Badacz.4.pl.
#14
Napisano 2007-07-06, godz. 00:37
#15
Napisano 2007-07-06, godz. 08:10
to fakt ! - pisze o tym gazeta.
Rozczulające.
#16
Napisano 2007-07-06, godz. 10:42
wracając do tematu wakacji ŚJ, pamiętam, że wiele młodych dziewczyn które na codzień zajmowały się młodszym rodzeństwem, kategorycznie odmawiały zajmowania się dziećmi w wakacje, np. na kongresie.
I ja im się nie dziwię. Dla wielu z nich to chyba jedyna okazja, aby poznać jakiegoś kandydata na męża z innego zboru, choćby w czasie przerwy na kongresie. A jak będzie zajmowała się dziećmi, to kandydat sobie pomyśli że ona jest panną z dzieckiem i nie podejdzie i nie zagada. Biorąc pod uwagę (jak to celnie określił jeden z braci "powojenną" w sensie "mężczyźni wyginęli na wojnie") strukturę demograficzną zborów: niekiedy do 4 sióstr na 1 brata, ja się wcale nie dziwię, że siostrzyczki tak właśnie kombinowały...
Kiedyś śmieszyło mnie, gdy widziałem, że siostrzyczka zajmująca się małym dzieckiem dostrzegła w polu widzenia jakiegoś przystojnego brata i nagle zaczyna mówić do małego dziecka coś w stylu: "słuchaj, ja co prawda nie jestem Twoją mamą, ale masz się mnie słuchać, bo Twoja ciocia tak kazała". I słowa te w ciągu godziny padły chyba z osiem razy i za każdym razem w tle było widać jakiegoś przystojnego braciszka, a dziecko zdziwione pytało "o co chodzi?! przecież cały czas jestem grzeczny?!" a na koniec spytało z wyrzutem: "ciociu X, dlaczego na co dzień jesteś fajna a na kongresie mnie nie lubisz? co ja ci zrobiłem?!"... Trudno słowami opisać komizm sytuacyjny, ale była to rozpaczliwa próba zadbania o to, aby przystojniaczek broń Boże nie pomyślał sobie, że ona jest panną z dzieckiem.
Odnośnie tematu wątku: zamiast myśleć o głoszeniu czy o innych obowiązkach teokratycznych, wielu ŚJ w czasie wakacji (co moim zdaniem jest w pełni normalne) jest zajętych układaniem sobie życia osobistego.
Użytkownik Sebastian Andryszczak edytował ten post 2007-07-06, godz. 11:39
#18
Napisano 2007-07-06, godz. 17:08
A wakacje katolików są wspaniałe!!!!
Pozdrawiam cieplutko
Dosia
#19
Napisano 2007-07-06, godz. 20:14
Dokładnie to samo można przeczytać i usłyszeć w relacjach z uczestnictwa w ośrodkach pionierskich. Są tacy, dla których wakacje będą wspaniałe, jeżeli będą aktywnie głosić (ŚJ) lub jeżeli wybiorą się w podróż do jakiegoś sanktuarium (katolicy).A wakacje katolików są wspaniałe!!!!
Jednocześnie w każdej z tych grup wyznaniowych będą też osoby, które wakacje chcą spędzić na luzie i w oderwaniu od obowiązków religijnych. I tu spodziewam się, że takich osób wśród świadków Jehowy może być znacznie mniej.
Pewnie wiele zależy od człowieka, jego bieżących potrzeb i priorytetów.
#20
Napisano 2007-07-06, godz. 21:02
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych