ŚJ - świetni psychoterapeuci
#21
Napisano 2005-10-26, godz. 13:37
Wpadnij do mnie na Facebooku!
#22
Napisano 2005-10-26, godz. 13:43
Typowy przykład ignorancji, bezsilności i braku argumentów (ze strony Lotki oczywiście). Ja np. mam prawo się uważać za człowieka sukcesu (przynajmniej częściowo), który osiągnąłem ogromną siłą woli i uczeniem się "świata" od nowa. Bo wizja rzeczywistości, którą wszczepiali mi od niemowlęctwa moi "bracia" jakoś się nie sprawdziła...Terebintku...psiaczku ty biedny, jak to dobrze, że masz na co i na kogo zwalić swoje niepowodzenia życiowe i fajtłapostwo...Ciesz się, inni nie mają takiego oczywistego wytłumaczenia jak ty...
Jednak zanim cokolwiek osiągnąłem musiałem długo i boleśnie leczyć się z bytności w organizacji, zwłaszcza z traumatycznych przeżyć z czasów dzieciństwa, o których wspomina Terebint. Co więcej, pewne "pamiątki" zostają na całe życie, za co jestem Organizacji dozgonnie "wdzięczny"
Pozdrawiam wszystkich, oprócz zaślepionych ignorantów
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#23
Napisano 2005-10-26, godz. 15:46
Wyobraźmy sobie, że wypowiadamy cudowne zaklęcie i nagle sekta ŚJ znika z powierzchni ziemi, ale świat istnieje nadal i ma wszystkie swoje problemy, z wyjątkiem tego jednego, który na potrzeby tego postu, uznamy za rozwiązany.
Co by się stało z człowiekiem o słabej psychice, który obecnie może znaleźć złudne bo złudne, ale jakieś tam rozwiązanie swoich problemów w sekcie ŚJ?
(po)zostałby pijakiem, narkomanem, itd., czy byłoby lepiej czy gorzej?
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
#24
Napisano 2005-10-26, godz. 16:50
Terebintku...psiaczku ty biedny, jak to dobrze, że masz na co i na kogo zwalić swoje niepowodzenia życiowe i fajtłapostwo...Ciesz się, inni nie mają takiego oczywistego wytłumaczenia jak ty...
Nie rozumiem i nie wiem do jakich moich niepowodzeń nawiązujesz oraz o jakie fajtłapstwo Tobie chodzi? I dlaczego nazywasz mnie biednym psiaczkiem?
Napisałem post, w którym wyraziłem to, co myślę na temat psychologicznego przygotowania organizacji i osób nią zarządzających na różnych szczeblach. Przedstawiłem sprawę od wewnątrz, taką jaka ona jest w rzeczywistości. Można by to nazwać moim katharsis.
Myślisz, że to, co tu wypisujemy to bzdury? Myślisz, że pobyty w zakładach psychiatrycznych śJ to po prostu nasz wymysł? Nie, to żaden wymysł. Pytanie tylko, dlaczego tak wielu śJ tam trafia? Pytam w myśl zasady, że dobre drzewo nie może wydawać złych owoców. Co się dzieje z tymi wszystkimi ludźmi, którzy jeszcze przed pobytem w organizacji, dobrze i sprawnie funkcjonowali, a po paru latach w szeregach strażnicy dorobili się obłędu? Dlaczego takie „dobre drzewo” jak strażnica „rodzi” tyle „zepsutych owoców?” Naprawdę nie zauważasz problemu, czy Ci się po prostu nie chce szerzej otwierać oczu? Naprawdę wierzysz, że wszystko w organizacji jest takie doskonałe i bezbłędne?
Ja, owszem mam wielki żal do strażnicy. Zaufałem z całego serca tej organizacji ufając, że jest tam prawdziwy Bóg oraz miłość pomiędzy braćmi, która miała być znakiem rozpoznawczym. To nie sama teologia mnie przyciągnęła, która w niektórych punktach od samego początku wydawała mi się trochę naciągana, ale sprawiły to te szlachetne morały, które tak sprawnie mi serwowano. Oddałem im bardzo wiele. Byłem wyrzucony dwukrotnie z domu. Najpierw za sam fakt studiowania Biblii z śJ, drugi raz, gdy z Kościoła przyszło zawiadomienie, że nie jestem już katolikiem. Porzuciłem moich przyjaciół ze świata, ponieważ złe towarzystwo psuje dobre obyczaje. A Ty uważasz, że po prostu zganiam winę na innych za moje niepowodzenia, nazywając mnie po prostu psiną!? Już nawet nie człowiekiem? Więc nazwij mnie wprost tak jak lubicie nazywać takich jak ja – brudną świnią, która tarza się w błocie! W końcu strażnicowa kultura wam na to pozwala, prawda?
Dziwi Cię to, że tutaj wypisuję? A nimi gdzie się miałem podziać? Kto by mnie lepiej zrozumiał, jak nie Ci, którzy przeszli to samo piekło co ja? Ciekawe co Ty byś zrobiła, gdyby nagle otworzyły Ci się oczy i zrozumiała, że właściwie przez cały czas byłaś karmiona ułudami?
"Jednak zanim cokolwiek osiągnąłem musiałem długo i boleśnie leczyć się z bytności w organizacji, zwłaszcza z traumatycznych przeżyć z czasów dzieciństwa, o których wspomina Terebint. Co więcej, pewne "pamiątki" zostają na całe życie, za co jestem Organizacji dozgonnie "wdzięczny
Dobrze mieć świadomość, że są ludzie na tym świecie, którzy rozumieją drugiego człowieka.
Nie mam tak naprawdę większych pretensji do szeregowych śJ, ponieważ, jak to już ktoś kiedyś napisał, są ofiarami systemu stworzonego przez organizację.
Pozdrawiam
"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc
#25
Napisano 2005-10-26, godz. 18:21
A teraz weźmy pod uwagę liczbę ludzi, którzy odeszli z Organizacji, bo z różnych powodów było im tam źle. W wariancie optymistycznym jest ona co najmniej taka sama jak obecna liczba głosicieli (choć prawdopodobnie większa). Jaki z tego wniosek? BILANS WYCHODZI NA ZERO (lub na plus)Co by się stało z człowiekiem o słabej psychice, który obecnie może znaleźć złudne bo złudne, ale jakieś tam rozwiązanie swoich problemów w sekcie ŚJ?
(po)zostałby pijakiem, narkomanem, itd., czy byłoby lepiej czy gorzej?
I inna kwestia: SJ stanowią jakieś 0,1% ludności świata. Dużo to czy mało? Ja uważam, że niewiele... A ile osób z tej liczby faktycznie znajduje namiastkę pomocy? 20–30%? Czyli może jakieś 2 mln (na całej Ziemi...). Jeśli taka liczba ludzi nie znajdzie złudnej pomocy, to myślę że jakoś to można przeboleć
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#26
Napisano 2005-10-27, godz. 07:29
Zgadza się.Typowy przykład ignorancji, bezsilności i braku argumentów (ze strony Lotki oczywiście).
Tak przyglądam się szamotaninie Lotki i coraz bardziej mi jej żal. W początkowych postach próbowała coś wyjaśniać, argumentować, odpierać zarzuty. Z miernym powodzeniem. Nie dziwi mnie to, bo na tym forum jest paru zaprawionych w bojach dyskutantów i nie straszne im takie Lotki. Ale dziewczyna nie daje za wygraną. Zaczyna bić na oślep. Próbuje być złośliwa, ironiczna. To także mnie nie dziwi. W końcu to także jest jakiś sposób na przetrwanie. Tylko co chce tym osiągnąć? Tutaj – nic.
#27
Napisano 2005-10-27, godz. 09:17
#28
Napisano 2005-10-27, godz. 09:58
Wychowywałem się w normalnej rodzinie, rodzice nas kochali. W zborze zetknąłem się ze starszymi, którzy (jak na sektę) nie świrowali zbyt mocno. Na tle Waszych opowieści, widzę, że to był w miarę normalny zbór. Po odejściu od organizacji, udało mi się znaleźć kilku nowych przyjaciół. Potem odnalazłem się w Kościele Katolickim. Po paru miesiącach poznałem religijną dziewczynę, która szybko się we mnie zakochała, godząc się na prześladowanie w domu, z mojego powodu. Niedługo planujemy ślub. W ostatnich miesiącach odnalazłem także swoje miejsce pod względem zawodowym. Wiem już, co osoba o moim zdrowiu, inteligencji i wykształceniu może robić i w jakim kierunku mam się kształcić, aby zacząć dobrze zarabiać. Wszystko się jakoś, z błogosławieństwem Bożym, zaczyna układać...
Ten optymizm życiowy sprawia, iż również na sektę patrzę trochę optymistyczniej niż inni
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
#30
Napisano 2005-10-27, godz. 10:44
Kwestie finansowe, zdrowotne, prestiżowe, itd.
Jeśli mówimy o równowadze psychicznej, ważne jest dla mnie to, że Beata dużo dla mnie poswieciła i jeszcze wiecej jest gotowa poswiecic.
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
#31
Napisano 2005-10-27, godz. 11:40
Na teściowe są sposoby.Beata jest katoliczką, ale jej matka mnie nie akceptuje.
Kwestie finansowe, zdrowotne, prestiżowe, itd.
Ale co ja wam tu będę opowiadał, poczytajcie sami.
Link: o teściowej
---------------------------------------------------------------------------------
"Wśród SJ, wszyscy mówią o "prawdzie", ale nikt jej nie może (do końca) powiedzieć..."
"Żeby do zródła dotrzeć, trzeba pod prąd popłynać."
"Kto choć raz zajrzał za kulisy, ten już dłużej nie zadowoli się fasadą."
"Z kłamstw, w które uwierzymy, stają się prawdy, z którymi żyjemy."
"Nikt nie jest tak ślepy jak ten, który nie chce widzieć."
"W każdej religii są owce i pasterze, ale tylko owce są dojone, strzyżone i zarzynane, pasterze nie..."
#32
Napisano 2005-10-27, godz. 15:13
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
#33
Napisano 2005-10-27, godz. 15:58
#34
Napisano 2005-10-27, godz. 19:05
#35
Napisano 2005-10-27, godz. 20:23
Lotko, wzruszyła mnie do łez Twoja wizja. Problem w tym, że fakty ją brutalnie weryfikują. Ale czy to ma znaczenie...? Jeśli chcesz nadal w nią wierzyć, składam Ci serdeczne kondolencje. Im bardziej innych przekonujesz do swoich racji, tym gorszy może mieć to skutek (dla Ciebie, oczywiście). Dlaczego? Otóż większość użytkowników tego forum ma znakomicie wyrobioną opinię na temat WTS, a Ty ją tylko potwierdzasz .
Jednego nadal nie rozumiem (tak jak kilka innych osób z tego forum): KOGO CHCESZ PRZEKONAĆ DO SWOICH RACJI? I po co? Trafiłaś na mało podatny grunt i to się raczej nie zmieni. No chyba że liczysz sobie czas przed kompem do "owocu". Jeśli tak, nie mam więcej pytań .
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#36
Napisano 2005-10-27, godz. 21:34
co wogóle nie zmienia faktu... że wyjechałeś do Lotki w poście jakby była tu nie mile widziana - a sądzę ze tak nie jest, lub nie to miałeś na myśli
#37
Napisano 2005-10-27, godz. 21:48
#38
Napisano 2005-10-27, godz. 21:58
Pisz sobie co chcesz, na zdrowie. Skoro papier jest cierpliwy i wszystko przyjmie, to klawiatura tym bardziej. Wiedz tylko, że "nie wypadłem sroce spod ogona" i znam od podszewki tę Twoją umiłowaną organizację, być może nawet lepiej niż Ty. Dlatego wiem, co mówię i zawsze potrafię to uzasadnić. Tyle tylko, że nie zawsze mi się chce
Ps. Demi, o to właśnie chodziło. Dzięx
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#39
Napisano 2005-10-27, godz. 22:35
#40
Napisano 2005-10-27, godz. 23:01
Terebint, rano przeczytałam Twój post ale teraz mam okazję odpisać...Teraz na poważnie (ton mojego postu może i był nieco uszczypliwy ale wkurzyłam się przeczytawszy kilka innych złośliwości w moim kierunku i Tobie się w rezultacie dostało...sorki).
Okey. Nie ma sprawy. Ja też czasem w niektórych postach przesadzę.
Wiesz, najbardziej dziwi mnie i zarazem irytuje, że wszystkich ś.j. postrzega się jak ofiary...: ,,jesteś ś.j. więc jesteś ubezwłasnowolniony, zmanipulowany, oszukiwany, nieświadomy, naiwny..itd, itp." Odbiera się nam zupełnie ( na tym forum) indywidualne cechy, osobowość, zaineresowania, hobby a poziom IQ to chyba minus...
W tym wypadku pewnie występuje problem uogólniania. Ale z drugiej strony to nie jest aż takie dziwne. Spójrz jak śJ traktują osoby, które odeszły lub zostały wykluczone ze zboru. Komitety odbywają się za zamkniętymi drzwiami, a do wiadomości społeczności zostaje przekazana jedynie informacja o wyniku końcowym rozpatrywanej sprawy. I wtedy co się dzieje? Nikt zazwyczaj nie wie, o co poszło, dlaczego odszedł lub wyleciał, ale niemalże cały zbór traktuje taką osobę jak największego wroga, złoczyńcę. Jak śJ spostrzegają takie osoby? Powiedz sama szczerze - czy taka osoba ma szansę oczyścić swe dobre imię przed zborem? Czy nie dochodzi do pewnego uogólnienia? Odszedł to jest niegodny Boga, miłości, życia, zginie w armagedonie, dał się zwieść szatanowi itp.
A przecież nie jeden taki komitet był zwykłą farsą, tak jak i w moim przypadku. Może kiedyś napiszę o tym więcej, jak najdzie mnie jakiś depresyjny humor.
Masz dużego plusa, jak inni świadkowie, którzy odwiedzają to forum, że nie dałaś się zamknąć w pewne szablony i z bliźnim podejmujesz pewien dialog. Ale jak to wygląda w rzeczywistości? Jak Ty osobiście traktujesz takie osoby, gdy spotykasz je na ulicy? Jak powietrze, prawda?
Więc widzisz, nie dziw się tak bardzo, że i my mamy wykształcony w sobie stereotyp śJ. W cywilizowanym świecie wypadało by, aby nieporozumienia były wyjaśniane przy pomocy dialogu, a nie jakichś dziwnych retorsji.
No jak słyszę, że ktoś się nie wykształcił bo mu ,,ci ze >strażnicy< kazali tylko głosić", to myślę(!) sobie, ciekawe jak to robią studenci z mojego zboru z których czterech jest pionierami (studia dzienne), że godzą jedno z drugim? Oprócz tego są u nas dwie nauczycielki, dwóch właścicieli dość sporych firm, przeciętne rodziny z dziećmi i kilka osób starszych wiekiem. Zwyczajny przekrój społeczeństwa. Na wszystko poprostu trzeba mieć zrównoważony pogląd. Zgadzam się, że niektórzy popadli w przesadę i ,,dorzucili" do oficalnego stanowiska organizacji swoje ,,mądrości" albo rady potraktowali zbyt dosłownie (ale gdzie nie ma fanatyków?). Pomijam fakt, że jest wielu ludzi po studiach zawiedzinych oczekiwaniami związanymi z wykształceniem i wykonujących całkiem prozaiczne zawody(dające powiedzmy większą satysfakcję finansową), ale podkreślam, że nie jest to (dla mnie) argument przeciwko kształceniu się. Moja córka studiuje psychologię i socjologię a sym jest w studium reklamy i marketingu(zawalił maturę). Ja mam dość szerokie zainteresowania(co niektorzy wiedzą, nie będę się rozpisywać).
Już trochę przebywam na tym forum i zdaję sobie sprawę, że zbór zborowi jest nierówny. W jednym zborze mogą mieć jakieś większe obiekcie do wykształcenia, w innym, zbyt fanatycznie przestrzegać jakichś innych zasad. Nie ma co uogólniać, że każdy zbór jest taki sam. Zależne jest to od tego, jakie jednostki go tworzą.
W moim zborze akurat była moda na kształcenie się. Właściwie wstyd było się nie dokształcać. Ale znałem osoby, gdzieś tak około 35 - 45 letnie, które miały żal i pretensję, że kiedyś były namowy, rady, że wykształcenie nie jest takie ważne. A teraz te osoby uczeszczają na studia, czasami ze swoimi dorosłymi dziećmi. Widzisz różnie bywa.
Ja mieszkałem przez jakiś czas w Holandii i tam panowały zupełnie inne, liberalne zasady w zborach, za które w Polsce - tak mi się wydaje - można by było wylecieć.
Osobiście nie odczuwam żadnej presjii ani inwigilacjii ze strony tych ,,strasznych" starszych. Owszem, pewnych zasad czy zwyczajów należy przestrzegać ale gdzie ich nie ma..? A poza tym jak komuś to nie odpowiada to nie musi się trzymać tej społeczności.
Problem i trudność odejścia z organizacji były już poruszane na tym forum (chyba). Ja jestem zbyt zmęczony, aby o tym teraz pisać. Ale fakt, faktem, jak komuś jest źle dobrze by było, aby na ten krok się zdecydował.
Czy nie jest najważniejsze czuć się w życiu wartościowym, spełnionym...mieć cel..? A każdemu może być co innego do szczęścia potrzebne.
Oczywiście, jest to bardzo ważne. Jednak powolne odkrywanie w moim zborze prawdziwego oblicza WTS było dla mnie na tyle poważnym szokiem, że zachwiało moją równowagą emocjonalną. Być może przesadzę, ale chyba by można to było porównać do męża, kochającego swoją małżonkę, który dowiaduje się, że ma niemalże od samego początku związku przyprawiane rogi. No, cóż. Lepszego przykładu nie potrafię znaleźć.
Czy naprawdę nie wierzycie, że można być szczęśliwym świadkiem cieszącym się życiem a nawet znajdującym wsparcie duchowe i emocjonalne w tej religii? Że moża czytać ,,Strażnicę" i mieć również otwary umysł na inną literaturę i czytać ją? Że można korzystać z wypoczynku i rozrywek budujących umysł i poprawiających kondycję ciała? Śmiać się i żartować do łez..? Tak, można! Możecie oczywiście nie wierzyć..ale ja taka jestem! I nie wmawiajcie mi już więcej, że jestem ofiarą!
Wierzę, ponieważ wielu takich znałem. Z wieloma śJ można porozmawiać na wiele ciekawych tematów i prowadzić przyjemną konwersację. Jednak to wszystko rozsypuje się jak domek z kart w momencie, gdy wejdźie sie na temat organizacji. Wtedy już nie można wyrazić swojej opinii, ponieważ... Sama wiesz dlaczego.
Nie wmawiam Tobie, że jesteś ofiarą - wmawianie nie ma sensu.
Pozdrawiam
"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych