jak Twa rodzina zareagowała na Twe odejście od ŚJ?
#1
Napisano 2005-11-14, godz. 18:45
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
#2
Napisano 2005-11-14, godz. 19:09
pzdr.
"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc
#3
Napisano 2005-11-14, godz. 19:12
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
#4
Napisano 2005-11-14, godz. 19:58
Jeżeli chodzi o śJ w Polsce, to większości wypadków (tak mi się wydaje) dość emocjonalnie podchodzą do tego, czy ich dzieci będą w "prawdzie".To coś, jak u mnie. Moja rodzina nie jest ŚJ i datego im to było obojętne.
Natomiast gdy byłem przez jakiś czas w Holandii i chodziłem do holenderskiego zboru, poznałem tam dwie siostry Polki, od lat mieszkające w tym kraju. Jedna mi się żaliła, że holenderskim śJ jest to obojętne czy ich dzieci będą w tej organizacji, czy nie. Jak mówiła, Holendrzy nie są tacy rodzinni, dlatego to im obojętne.
pzdr.
"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc
#5
Napisano 2005-11-14, godz. 20:20
Prawda. Wprost za punkt honoru stawia się często doprowadzenie dzieci do chrztu. Swego czasu obserwowałem wręcz rywalizację między rodzinami typu: "Mój Tomek na jesiennym zgromadzeniu bierze chrzest, a twoja Małgosia kiedy się zdecyduje?". A później lekka (lub cięższa) presja na młode umysły i pasztet gotowy. Patologia.Jeżeli chodzi o śJ w Polsce, to większości wypadków (tak mi się wydaje) dość emocjonalnie podchodzą do tego, czy ich dzieci będą w "prawdzie".
W moim przypadku pokornie przyznaję, że uległem presji. Gdy brałem chrzest miałem zaledwie 14 lat i nie wiedziałem, czy żyję . Dałem się ochrzcić, bo pochodziłem z rodziny z wieloletnimi, jehowickimi tradycjami, bo "tak wypadało", bo równieśnicy też "brali symbol". Praktycznie o żadnej wolnej woli nie mogło być mowy.
Ankieta ciekawa, przyznaję. Jednak moja sytuacja była bardzo nietypowa. Po pierwsze odchodziłem przez długi czas, stopniowo. Po drugie, część mojej rodziny ubolewała nad tym faktem, inna starała się obiektywnie oceniać fakty, innej było to obojętne, a jeszcze inni pochwalali moją decyzję. A więc całe spektrum możliwości .
W ogóle uważam na podstawie odserwacji moich rówieśników i poprzez autopsję, że "urodzeni w prawdzie" po szczególnie doświadczone osoby. Choćby dlatego, że dorastali w atmosferze "teokracji", od maleńkości byli przysposabiani do bycia głosicielami, itp. Ale to już osobny wątek...
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#6
Napisano 2005-11-16, godz. 23:00
Powaga. Sam słyszałem takie teksty. Dochodziło do takich sytuacji, że rodziny (nie wiem, ale chyba tak jakby konkurując ze sobą ) chciały chrzcić tak młode dzieci, że starsi stawiali temu sprzeciw."Mój Tomek na jesiennym zgromadzeniu bierze chrzest, a twoja Małgosia kiedy się zdecyduje?".
Kurcze, i kto do tego dopuścił?Gdy brałem chrzest miałem zaledwie 14 lat i nie wiedziałem, czy żyję .
Podobało mi się w moim zborze zachowanie jednej, z takich bardziej zrównoważonych rodzin, jakby na przekór całości (małżeństwo nauczycieli). Moja koleżanka, ich córka opowiadała mi, że chciała się ochrzcić w wieku 16 lat, ale rodzice się na to nie zgodzili. Dopiero w wieku 18 lat miała podjąć decyzję, co do chrztu. Oczywiście podjęła odpowiednią.
pzdr.
"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc
#7
Napisano 2005-11-17, godz. 07:48
Staje taki 10-latek u drzwi starszego człowieka, który mógłby być jego pradziadkiem, który przeżył wojnę i ma bogaty bagaż doświadczeń życiowych. Co może mu powiedzieć taki "doświadczony głosiciel" (oczywiście oprócz "dzień dobry")...? Paranoja .
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#8
Napisano 2005-11-17, godz. 08:34
moja rodzina jest ŚJ, ale było im to obojętne i nie wpłynęło na nasze stosunki
chociaż miałem nacisnąć:
moja rodzina jest ŚJ, smucili się, że odchodzę, ale utrzymujemy kontakt
ma ktoś możliwość to podmienić? może JB? nie da się | jb
Na początku myśleli że to chwilowe - ale po jakimś czasie zrozumieli że decyzja podjęta nie pod wpływem chwili czy kogokolwiek - a przemyślana. Nie mam z nimi problemów żadnych - żyjemy normalnie - nawet ich czasami podrzucę moim autem (jak ojcu nie odpali) na Salę itp. Pełen lajcik chociaż w Organizacji nie jestem.
#9
Napisano 2005-11-17, godz. 10:43
Z początku gdy byłem śJ nie zdawałem sobie sprawy, że świadkowie nie witają się z "odstępcami". Dlatego też, pewnego razu, gdy wyszło na jaw, że pracuję (zawodowo) z człowiekiem, który kiedyś był świadkiem, dowiedziałem się, że nie mogę z nim rozmawiać a nawet się witać, wybuchnąłem gromkim śmiechem. Nie z żadną pogardą, czy ironią, ale dlatego, że myślałem, że robią sobie ze mnie "jaja". Świadkowie Jehowy, ten najbardziej miłujący lud na świecie "prawość", który miłuje swych nieprzyjaciół, i nadstawia drugi policzek, nie rozmawiaja, a nawet nie podaje ręki swoim byłym braciom? - Dobre sobie, kto by uwierzył w taki "bajer".Heh, gdy tak sobie pomyślę, to mieściłem się w średniej statystycznej urodzonych "w prawdzie" (jeśli chodzi o wiek). U mnie w zborze były przypadki ochrzczonych 10 i 11-latków (sic!). To dopiero była czysta patologia . Jeden z nich zrezygnował z bycia SJ w liceum (miał chyba z 16 lat). Drugi nadal jest SJ (dobiega 30. roku życia), ale jedynie w celach towarzyskich (jego żona jest dość gorliwa).
Ale zaraz nakierunkowano mnie odpowiednimi wersetami. Mimo tego nie mogłem w to uwierzyć. "Wyście chyba zwariowali" - rzekłem. "Nie obrażaj Jehowy" - usłyszałem w odpowiedzi. "To jest prawo ustanowione przez Stwórcę, ufasz Jehowie Marcin, że wszystko co on postanawia jest dla naszego dobra?" Mimo takich argumentów to był dla mnie szok. "Co on takiego zrobił?" - zapytałem, dalej z niedowierzania kręcąc głową. "Obraził się na starszych, którzy wykluczyli jego najlepszego przyjaciela i sam odszedł". To był dla mnie potworny szok. W pracy czułem się zażenowany ponieważ nie wiedziałem jak reagować. Z jednej strony nie chciałem łamać prawa Bożego, z drugiej nie mogłem uwierzyć, że traktowanie człowieka jak powietrze jest z tym prawem zgodne. Przecież nawet Jezus, czy Bóg rozmawiali z odstępcami gorszymi niż ten człowiek, na przykład z szatanem i demonami. Ba, mało tego, Jezus nawet wysłuchał prośby demonów i zamiast do otchłani, wysłał je w stado świń. Coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Później miałem okazję jeszcze rozmawiać na temat tego człowieka. Okazało się, że chrzest przyjął w bardzo młodym wieku, a odszedł w wieku szesnastu lub osiemnastu lat (dokładnie nie pamiętam). Dowiedziawszy się tego poszedłem do starszego zboru i powiedziałem mu, że to przecież było jeszcze dziecko. Człowiek całkowicie niedojrzały. "Kto ponosi odpowiedzialność za taki chrzest, on?" Starszy westchnął tak jakby też nie do końca zgadzając się z tym, co mi zaraz odpowie: "Takie zasady ustanowił Jehowa". To był najczęściej stosowany chwyt w zborach. Wszystko zgonić na Boga. Uwalniając się tym samym od własnej odpowiedzialności za taki stan rzeczy. Jak pisałem wcześniej w moim zborze odradzano przedwczesnych chrztów. Być może wyciągnęli wnioski z przeszłości. Ale prawda jest taka, że rodziny tak się boją, że ich dzieci odejdą do świata, że starają sie je chrzcić jak najwcześniej, łudząc się, że nakładając na nie taki haczyk - ratują je.
Ta sprawa okropnie mnie frustrowała, ponieważ czułem się bardzo zażenowany nie witając się z tym człowiekiem. Był to chyba jeden z moich pierwszych najpoważniejszych konfliktów wewnętrznych. Nie wiedziałem co dokładnie z tym zrobić. Raz witałem i rozmawiałem z nim, innym razem nie. Nawet porozmawiałem na ten temat z tym człowiekiem. Powiedział mi, że to rozumie, i że jak nie będę chciał z nim rozmawiać, to niech mu o tym powiem, ale jak będę miał ochotę porozmawiać to proszę bardzo.
Co jeszcze dziwniejsze było dla mnie, że któregoś razu "odstępca" powiedział mi, że wierzy, że to jest prawda, ale niektórzy starsi już dawno odeszli od Jehowy narzucając zborom swoje prywatne mierniki... Po paru latach miałem się z tym zgodzić w 100%.
Pamiętam jak w zborach była zachęta, aby wyruszać do głoszenia ze swoimi małymi 3 - letnimi dziećmi. Miało to przynieść dwa efekty. Pierwszy, że dziecko uczestniczące w służbie od maleńkości będzie traktowało ją w wieku późniejszym jako coś naturalnego. Drugi, że ludzie nie odmawiają małemu dziecku i zazwyczaj przyjmują od niego literaturę.Staje taki 10-latek u drzwi starszego człowieka, który mógłby być jego pradziadkiem, który przeżył wojnę i ma bogaty bagaż doświadczeń życiowych. Co może mu powiedzieć taki "doświadczony głosiciel" (oczywiście oprócz "dzień dobry")...? Paranoja .
"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc
#10
Napisano 2005-11-17, godz. 11:36
Oczywiście, to znakomity sposób na indoktrynację, no i rzecz jasna szantaż psychologiczny ("dziecku się nie odmawia"). Szkoda tylko, że nikt nie przewidział, jak traumatycznym przeżyciem może być dla tak małego dziecka pukanie do setek obcych drzwi. Oczywiście, dzieci są różne, ale nie jest to normalna sytuacja.P[/b]amiętam jak w zborach była zachęta, aby wyruszać do głoszenia ze swoimi małymi 3 - letnimi dziećmi. Miało to przynieść dwa efekty. Pierwszy, że dziecko uczestniczące w służbie od maleńkości będzie traktowało ją w wieku późniejszym jako coś naturalnego. Drugi, że ludzie nie odmawiają małemu dziecku i zazwyczaj przyjmują od niego literaturę. [/color]
Natomiast powtórzę, że 10-letni OCHRZCZONY "braciszek" to jak na mój gust dewiacja jego rodziców. Wiadomo, że w tym wieku NIE MOŻNA BYĆ NICZEGO ŚWIADOMYM, a rzetelne oszacowanie, co jest prawdą, a co nie, jest po prostu niemożliwe. O nauczaniu przez takie dzieci innych ludzi nie będę już pisał, bo to jeden wielki absurd.
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#11
Napisano 2005-11-17, godz. 15:41
Obrazil sie na starszych! Tak mowa starsi slepo poslusznej masie zniewolonych ludzi. Oni to kupia.
Sa wyuczeni w bezkrytycznym akceptowaniu "prawd". Warto pomyslec o przypadku opisanym przez Terebint w tym aspekcie.
- Dlaczego X odszedl z organizacji?
- Wiemy, wiemy: Obrazil sie na starszych...
Pozniej nastepuje skierowanie uwagi na to, ze Jehowa chce by traktowac brata X jak odstepce.
- "Takie zasady ustanowil Jehowa" - mowia
Zapewne jest to chwyt uwolnienia sie od odpowiedzialnosci przez starszych - jak piszesz Terebint.
Mysle, ze jest to takze mechanizm zniewolenia ludzi, w ktorym ci starsi sa tylko trybikami. Zas sluchajacy ich sa manipulowani.
#12
Napisano 2005-11-17, godz. 18:26
#13
Napisano 2005-11-17, godz. 19:57
Piszesz:
„Staje taki 10-latek u drzwi starszego człowieka, który mógłby być jego pradziadkiem, który przeżył wojnę i ma bogaty bagaż doświadczeń życiowych. Co może mu powiedzieć taki "doświadczony głosiciel" (oczywiście oprócz "dzień dobry")...? Paranoja”
Kilka lat temu spotkałem taką parę głosicieli, starsza pani z najwyżej 12 latkiem. W czasie rozmowy ten młody człowiek zaczął mnie pouczać, jak w językach oryginalnych jest napisane w NT. W tej chwili już nie pamiętam dokładnie o co chodziło. W tym momencie grzecznie zapytałem się tego młodzieńca, czy zna język grecki, na co usłyszałem, że nie zna. W tym momencie poprosiłem go, aby w takim razie się nie wymądrzał i w dalszej rozmowie po prostu ignorowałem go.
Co do wysyłania takich dzieci w „teren”, to zgodzę się z tobą, jest to paranoja, tak jak i wiele innych rzeczy w „organizacji”
#14
Napisano 2005-11-17, godz. 22:52
Kiedyś byłem w pracy od drzwi do drzwi na terenie innego brata. Otworzył na starszy człowiek, bardzo spokojny i pogodny. Dał nam się wygadać do woli, później tylko popatrzył na nas i uśmiechnął się z politowaniem, a następnie powiedział (mniej więcej) tak:
"Pewnie, pewnie... Ja was dobrze rozumiem i znam to wszystko. Kiedyś też tak chodziłem, jak wy. Ale pewnego dnia pomyślałem <<szkoda życia>>. I wiecie co? Jakoś przestałem chodzić".
Oczywiście odpowiedziliśmy mu standardowo, że przecież musimy podzielić się dobrą nowiną itp. A jednak zapamiętałem dobrze tę wizytę. I do dziś ją pamiętam.
Jaki z tego wniosek. Widząc młodego głosiciela czasem warto ostudzić jego rozgorączkowaną głowę. Nigdy nie waidomo, jakie to może przynieść skutki.
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#15
Napisano 2005-11-17, godz. 23:05
Tak. Z biegiem czsu też tak to widzę. Takie przekierunkowanie uwagi na Jehowę. A kto podskoczy do autorytetu Boga, który niedługo nadjdzie i będzie niszczył każdego "nieposłusznego" w armagedonie?"Co on takiego zrobił?" - zapytałem, dalej z niedowierzania kręcąc głową. "Obraził się na starszych, którzy wykluczyli jego najlepszego przyjaciela i sam odszedł".
Obrazil sie na starszych! Tak mowa starsi slepo poslusznej masie zniewolonych ludzi. Oni to kupia.
Sa wyuczeni w bezkrytycznym akceptowaniu "prawd". Warto pomyslec o przypadku opisanym przez Terebint w tym aspekcie.
- Dlaczego X odszedl z organizacji?
- Wiemy, wiemy: Obrazil sie na starszych...
Pozniej nastepuje skierowanie uwagi na to, ze Jehowa chce by traktowac brata X jak odstepce.
- "Takie zasady ustanowil Jehowa" - mowia
Zapewne jest to chwyt uwolnienia sie od odpowiedzialnosci przez starszych - jak piszesz Terebint.
Mysle, ze jest to takze mechanizm zniewolenia ludzi, w ktorym ci starsi sa tylko trybikami. Zas sluchajacy ich sa manipulowani.
pzdr.
"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc
#16
Napisano 2005-11-19, godz. 11:20
#17
Napisano 2005-11-21, godz. 18:16
ja ułatwiam wszystkim "nawiedzonym" niezręczną sytuację spotykania mnie na swojej drodze i nie mówię im dzień dobry aby nie postawic ich w sytuacji, w której musieli by walczyc ze sobą i swoim wyszkolonym sumieniem, przywitac sie czy nie Więc patrze im głeboko w oczy i nie witam się A mieszkam w takim miejscu że spotykam ich po kilka osób dziennie Wiem, że to głupie, bo prawda jest taka, że wszyscy ŚJ się nie znają, i czasem, klient albo inna ososba przypadkowo napotkana w mieście może ze mną rozmawiać i byc śj i nie wiedziec że ze mną nie wolno gadać!!!! JA myślę, że WYKLUCZONYCH POWINNO SIĘ NAZNACZAĆ NA CZOŁACH ŻEBY WSZYSCY Z DALEKA MOGLI TAKA OSOBE ROZPOZNAĆ I NIE ROZMAWIAĆ Co Wy na to?[b]z początku gdy byłem śJ nie zdawałem sobie sprawy, że świadkowie nie witają się z "[color=purple]odstępcami". Dlatego też, pewnego razu, gdy wyszło na jaw, że pracuję (zawodowo) z człowiekiem, który kiedyś był świadkiem, dowiedziałem się, że nie mogę z nim rozmawiać a nawet się witać, wybuchnąłem gromkim śmiechem. </b>
#18
Napisano 2005-11-23, godz. 08:55
Ja również nikomu nie utrudniam życia.ja ułatwiam wszystkim "nawiedzonym" niezręczną sytuację spotykania mnie na swojej drodze i nie mówię im dzień dobry aby nie postawic ich w sytuacji, w której musieli by walczyc ze sobą i swoim wyszkolonym sumieniem, przywitac sie czy nie Więc patrze im głeboko w oczy i nie witam się A mieszkam w takim miejscu że spotykam ich po kilka osób dziennie Wiem, że to głupie, bo prawda jest taka, że wszyscy ŚJ się nie znają, i czasem, klient albo inna ososba przypadkowo napotkana w mieście może ze mną rozmawiać i byc śj i nie wiedziec że ze mną nie wolno gadać!!!! JA myślę, że WYKLUCZONYCH POWINNO SIĘ NAZNACZAĆ NA CZOŁACH ŻEBY WSZYSCY Z DALEKA MOGLI TAKA OSOBE ROZPOZNAĆ I NIE ROZMAWIAĆ Co Wy na to?
Choć muszę przyznać, że chyba byłem w zborze bardziej lubiany niż mi się wydawało. Dość często podchodzą do mnie na ulicy ludzie, o których bym nie mógł powiedzieć, że byli moimi najlepszymi przyjaciółmi i zagadują mnie co u mnie, jak leci, co porabiasz, czasami się pytają kiedy wracam, lub czy będę wracał do "prawdy".
pzdr.
"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc
#19
Napisano 2005-11-23, godz. 14:42
O to molestuje mnie mama....... jak tylko mnie widzi, to od razu zaczyna płakać i pyta kiedy bedzie tak jak kiedyś.........czasami się pytają kiedy wracam, lub czy będę wracał do "[SIZE=1][color=purple]prawdy
Wielkokrotnie juz pisałam o tym męczącym mnie problemie, jedyne z czym nie potrafie sobie poradzić po odejściu, to problem, ze nagle jestem INNA dla członków mojej rodziny. Że z dnia na dzień nagle jestem innym człowiekiem, choć tak naprawdę jeszcze wczoraj mnie kochali a ja byłam taka sama, dziś juz nie kochają a ja przeciez się nie zmieniłam.......
Ech, boli boli , jak bardzo boli..........
#20
Napisano 2005-11-23, godz. 15:27
Odpowiedziałem, że im czegoś tam nie wolno, a ja jestem wolny i mi wolno robić, co chcę, a zwłaszcza zachowywać się kulturalnie i się kłaniać każdemu, kogo znam.
Usłyszałem, że mam "nie filozofować", a "po tym co zrobiłem" to one nie mają przyjemności ze mną rozmawiać. A co ja zrobiłem? Zabiłem kogoś? Nie, ja po prostu poznałem prawdę i wróciłem do Kościoła Kat.
Potem dość szorstko zostałem zapytany, co chcę kupić, kupiłem, zapłaciłem i poszedłem do domu.
jest dla mnie oczywiste, że to, co jest oczywiste dla jednych, nie musi być oczywiste dla drugich.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych