Daniel, długo można by o tym pisać. Sam się zastanawiam, czy nie przelać tego jakoś na papier. Powodów są dziesiątki, a więc na pewno zbyt wiele, żeby zmieścić choćby część z nich w ramach postu. A zatem posłużę się tylko telegraficznym skrótem:
- obserwacja organizacji od podstaw (dziecko - najlepszy obserwator)
- odcięcie od tradycji
- problemy z adaptacją w środowisku i szkole
- stres związany z zebraniami i głoszeniem
- stres związany z "życiem w prawości" (co jest grzechem - dylematy dziecka)
- możliwości śledzenia różnych "świateł" i na ogół dostęp do wielu źródeł
- permanentne wypranie mózgu (w większości przypadków)
- kłopoty z poczuciem winy (opuszczenie "jedynejj organizacji", w której było się od urodzenia)
Każdy z tych punktów (to nie wszystkie!) można rozbudować na liczne podpunkty, a te... na kolejne podpunkty

. Większość z nich dotyczy okresu dzieciństwa, ale to (moim zdaniem) najważniejsza cecha urodzonych "w prawdzie"; doświadczenia tego typu ciągną się przez całe życie, niestety. Zgadzam się z twierdzeniem, że na ogół łatwiej wychodzi się z organizacji niż organizacja wychodzi z człowieka. Zwłaszcza jeśli wyssało się ją z mlekiem matki.
"W świecie panuje skłonność do odrzucania przewodnictwa. (...) W organizacji Bożej nie ma ducha niezależnego myślenia, a ponadto naprawdę możemy ufać tym, którzy nam przewodzą".
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"