Napisano 2006-04-08, godz. 13:54
potwierdzam, faktycznie "mogą sobie wybrać", gdyż padła taka myśl podczas tej pamiętnej rozmowy z 16 grudnia 2002.
jeden z nich najpierw spytał, czy wiem, jaka jest różnica między odejściem a wykluczeniem. Drugi nie skojarzył i odpowiada za mnie, że żadna. Ja powiedziałem, że wykluczenie jest karą i wiąże się z posądzeniem o złe czyny, a odejście jest aktem wewnętrznego wyzwolenia. Ta wypowiedź nie spodobała się starszemu. Powiedział, że wykluczenie jest wynikiem działań starszych zboru, a odejście jest wynikiem osobistej decyzji członka zboru. Z tym stwierdzeniem oczywiście się zgodziłem.
Później padło pytanie, dlaczego mi zależy na odpowiedniej treści komunikatu. Sugerowano mi, że skoro zrywam powiązania ze społecznością, to powinno być mi obojętne, co oni ogłoszą. Odpowiedziałem, że mam prawo do ochrony dobrego imienia, z czym oni się nie zgodzili. Twierdzili również, że oni wiedzą o jakiś tam niesprecyzowanych bliżej moich ciężkich grzechach, za które i tak mogliby mnie wykluczyć i tak. Wg nich jestem zatwardziałym grzesznikiem i mówienie o moim dobrym imieniu jest (cyt.) "po prostu żałosne". Moim zdaniem to określenie można odnieść do ich systemu sądowniczego, skoro już przed powołaniem ew. komitetu z góry "wiedzą", że mogliby mnie wykluczyć. Powiedziałem, że czuję się niewinny, ale nie mam ochoty stawać przed komitetem sądowniczym, gdyż nie wierzę w kierownictwo Boże nad organizacją. Byłoby więc nonsensem, tłumaczenie sie przed ludźmi, których nie uważam za przedstawicieli Boga na ziemi.
Później złagodnieli, jeden z nich zaczął opowiadać co jego kiedyś przekonało o prawdziwości ŚJ, czego z szacunkiem wysłuchałem. Obydwaj nie bardzo rozumieli moją kontrę. Później doszli do wniosku, że jestem (cyt.) "przypadek beznadziejny", wzięli moje oświadczenie i sobie poszli.
W moim wypadku nie było powołanego komitetu sądowniczego. Musieliby go więc powołać, komitet musiałby mnie skazać zaocznie, bo ja wyraźnie oświadczyłem, że nie uznaję ich władzy sądowniczej. Dlatego wykluczenie byłoby obarczone problemami proceduralnymi. Możliwe również że jakis podróżujący przejrzałby akta i zadawałby jakieś pytania. Alternatywą było wpięcie w akta mojego oświadczenia które było jasno sformułowane, wydrukowane na drukarce (a więc czytelne), no i odręcznie przeze mnie podpisane. Może dlatego łatwiej było spełnić moje oczekiwanie niż ogłaszać wykluczenie.
Co do Twego przypadku, voldemorcie, ogłoszenie wykluczenia moze budzić zdziwienie, natomiast jestem w stanie zrozumieć, dlaczego wyklucza się inaczej interpretujących Biblię. Jeśli ktoś uczy czego innego, ale nadal uważa się za ŚJ, wtedy nie można powiedzieć, że jakimś aktem woli sam się odłączył od społeczności. Dlatego oni czują się zobowiązani podjąć stosowną uchwałę. Moje oświadczenie zawierało i akt niewiary w doktrynę ŚJ i akt wystąpienia, dlatego nie mieli wątpliwości proceduralnych.