Dzieci ŚJ
#21
Napisano 2006-08-26, godz. 19:59
Wbrew opinii Sebola, uważam że dr Kuncewicz ma rację, pisząc iż niekiedy przełożeni nakłaniają ŚJ do rozwodów z partnerami którzy nie przyjęli nowej religii... a problem leży nie tyle w napisaniu nieprawdy co w płytkim i pobieżnym ujęciu tematu...
1) Oczywiście nie prostej zależności, że jak małżonek nie wstąpi do sekty, "to trzeba się rozwieść i już"...
2) trzeba zaznaczyć, że konflikty na tle religijnym przekładają się na relacje emocjonalne i intymne między skłóconymi współmałżonkami, a to może w jakiejś perspektywie prowadzić do cudzołóstwa lub do zaniechania współżycia. Część tych konfiliktów rozbija małżeństwa "dotąd zgodne", a inne pary były skłócone już przed pojawieniem się w ich domu ŚJ (i różnica wyznania pogłębiła juz wcześniej istniejący kryzys)
3) zdarza się (nie wiem na ile często, nie prowadziłem badań na ten temat) że żona ŚJ stosuje uchylanie się od posługi małżeńskiej jako środek nacisku na "niewierzącego" współmałżonka... Takie postępowanie jest "wygodne" dla kobiety ŚJ bo może prowadzić do sytuacji, gdy mąż albo "zmięknie" i zacznie "studiować ze ŚJ" albo wystawiony na pokusę cudzołóstwa, zgrzeszy, a wtedy da "niewinnej" żonie tzw. "prawo do rozwodu"...
4) niektórzy starsi zboru wolą mieć aktywną głosicielkę od nieaktywnej. Z tego punktu widzenia, korzystniejsze jest roznicie małżeństwa, bo rozwiedziona glosicielka będzie miała "więcej czasu dla Jehowy" Oczywiście NIE MA DRUKOWANYCH ZALECEŃ które zachęcałyby do doradzania rozwodu i motywowały to kwestią "czasu dla Jehowy". Jednakże istnieją starsi zboru, którzy "z własnej inicjatywy" udzielają takich porad... Tutaj znowu nie podejmuję się analizy statystycznej, na ile częste jest to zjawisko
Być może dr Kuncewicz rozmawiał z osobami które zaznały ww. sytuacji, możliwe również że rozmawiały z nim głównie takie osoby, które zaznały jakiś krzywd i zranień od współmałżonków będących ŚJ.
#22
Napisano 2006-08-26, godz. 20:48
to chyba tez jest półprawda - ja osobiście sie nie spotkałem, aby namawiano do rozwodów w związku z tym że jedno jest SJ a drugie nie !
To nie jest półprawda. To jest prawda. Sam to przeżywałem, kiedy moja żona będąca ŚJ starała się o rozwód. W pozwie rozwodowym podała powód do rozwodu..."jestem chrześcijańskim ŚJ". To wszystko. Po pierwszej rozprawie w sądzie, zaraz bracia pytali się jak było na rozprawie. Sam to słyszałem, kiedy ŚJ zapukał do drzwi a żona z nim rozmawiała. Po totalnej kompromitacji przed sądem wycofała pozew o rozwód. Jestem pewien, że do rozwodu namówili ją starsi, ponieważ byłem (i jestem) aktywnym przeciwnikiem Strażnicy. Prowadzę Punkt Informacji o ŚJ w Gliwicach.
http://www.sw-jacek....piosj/index.php
Użytkownik hi fi edytował ten post 2006-08-26, godz. 20:50
#23
Napisano 2006-08-27, godz. 04:56
Ściśle rzecz biorąc, nakłanianie przez starszych zboru do rozwodu z powodu różnic światopoglądowych, nie jest oficjalnie zalecane przez WTS, nie można tego również podeprzeć żadną drukowaną publikacją. Można by zatem powiedzieć, że starsi zboru wykazali się nadgorliwością, a może nawet złamali zakazy strażnicowe.
Jednak, znając "pragmatyzm" starszych, mogą oni (o czym pisałem powyżej) kierować się zimną kalkulacją, że rozwódka miałaby "więcej czasu dla Organizacji". Dodatkowo, niekiedy kobiety ŚJ zawracają głowę starszym zboru, ciągle opowiadając im o swoich problemach małżeńskich. Starsi mogą więc ulegać pokusie, aby namówić taką nieszczęśliwą mężatkę do rozwodu, gdyż wtedy "problem zostanie rozwiązany", a kobieta "przestanie zajmować im cenny czas".
Być może, taka motywacja, wyda się niektórym czytelnikom głupia bądź bezduszna, ale takie jest życie, szare i nie zawsze sensowne.
#24
Napisano 2006-08-27, godz. 05:29
#25
Napisano 2006-08-27, godz. 09:19
Czyli rozejść się można z dowolnej przyczyny, o ile tylko wytrwa się w samotności...
W 1989 roku WTS opublikowała artykuły, które możnaby nazwać "promowaniem separacji"...
Po polsku, ukazały sie one w posiadającej białą, miękką, tekturową okładkę, broszurce pt. "Artykuły do studium" (celem opublikowania tych brakujących artykułow, było wyrównanie kilkumiesięcznego opóźnienia, z którym wcześniej ukazywały się strażnice w języku polskim)
Nie podając ani jednego wersetu biblijnego popierającego poglądy WTS, sformułowano tam "biblijne podstawy" do separacji. W przypisie zaznaczono, że w niektórych krajach (takich jak Polska) prawo nie przewiduje separacji, dlatego można starać się o rozwód, pamiętając o zakazie zawarcia nowego małżeństwa.
Wśród kilku akceptowanych przez WTS powodów do separacji (lub rozwodu i samotności) wymieniono m.in. używanie przemocy przez współmałżonka, ochronę dzieci przed demoralizacją, rozmyślne uchylanie się przez współmałżonka od łożenia na utrzymanie rodziny oraz "utrudnianie służenia Jehowie".
O ile trzy pierwsze powody wydają się zrozumiałe, o tyle ten ostatni może być powodem krytyki.
Zauważmy okrągłość sformułowania. Co ono znaczy? Czy "niewierzący" mąż "utrudnia służenie Jehowie", gdy prosi o to, aby żona (np. zamiast podejmować pomocniczą służbę pionierską), posprzątała mieszkanie, zrobiła pranie, ugotowała obiad, porozmawiała z mężem albo pomogła dzieciom w odrobieniu lekcji?
Jeśli między małżonkami już istnieje kryzys i żona oddala się emocjonalnie od swego męża, będzie szukała pretekstów do przebywania poza domem. A "Konieczność służenia Jehowie" jest bardzo fajnym pretekstem. A wymienione artykuły, mimo że nie są sformułowanym bezpośrednio doradzaniem rozbijania małżeństw, pośrednio dostarczaja pretekstu do rozbicia rodziny. To właśnie miałem na myśli, nazywając te artykuły "promowaniem separacji"...
#26
Napisano 2006-08-27, godz. 14:13
Ja mojego też nie żałuję...oczywiście jest to indywidualna sprawa iJasna sprawa, że moje dzieciństwo różniło się od dzieciństwa moich rówieśników z podwórka czy ze szkoły, ale ja tego nie żałuję
u mnie troche czymś innym uwarunkowane ( ) ale tak jest.
też Gwiazdeczka wspominała:
...w latach dzieciństwa i młodości (choć przecież dalej mam 18 latek )...
No niestety, ja już tą magiczną 18-ke przekroczyłem.....ależ oczywiście tylko minimalnie.
Właśnie chyba też ten czas może wiele zdziałać i wtenczas będziemy mieli pare niewiadomych zagadek w życiu mniej.
Pozdrawiam
Użytkownik Oko-Rentgen edytował ten post 2006-08-27, godz. 15:02
#27
Napisano 2006-08-27, godz. 16:21
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#28
Napisano 2006-08-27, godz. 16:47
A ja żałuję wielu rzeczy z dzieciństwa. Nie mam żalu do moich rodziców, bo wiem, że działali w dobrej wierze (chodzi o zamierzenia, a nie o wyznanie; eh, ten nasz język ). Żałuję, że od małego musiałem niezdarnie zmagać się z problemem wywalczenia sobie miejsca w mikrospołeczeństwie, żałuję, że często byłem wytykany palcami z wiadomych powodów, uznawany za trędowatego. Żałuję również i tego, że zostałem oderwany od katolickich korzeni i tradycji właściwych dla naszej szerokości geograficznej. Że wszczepiano mi od małego nienawiść do katolików i innych wyznań, że bałem się panicznie śmierci w armagedonie itp, itd...
Na pewno masz pełne prawo nasz Drogi Braciszku tak uważać i przyznaję, że jest to bardzo przykra sprawa, ale jak przeczytałam Twojego posta to od razu przypomniały mi się dwa przysłowia: "Co nas nie zabije, to nas wzmocni" i "Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". Uważam, że każde doświadczenie, nawet to przykre, może (choć wcale nie musi) korzystnie wpłynąć na nasze późniejesze życie i tak chyba było w Twoim przypadku.
Piszesz, że "...od małego musiałem niezdarnie zmagać się z problemem wywalczenia sobie miejsca w mikrospołeczeństwie...", że "...często byłem wytykany palcami z wiadomych powodów...". Ale właśnie może takie przykre zdarzenia w dzieciństwie dały Ci tą siłę do radzenia sobie w dorosłym życiu. I może bardziej wyczuliły Cię, żeby samemu nie popełniać tych samych błędów, które może popełniono w stosunku do Twojej osoby. Uczymy się przecież przez całe życie, a chyba lepiej uczyć się na błędacvh cudzych, niż samemu je popełniać.
Poza tym doświadczając w życiu takich przykrości, Twoje serce jest może bardziej wrażliwsze na cierpienia innych i dzięki temu możesz lepiej zrozumieć innych, takich, którzy mają podobne przeżycia.
Pozdrawiam Cię serdecznie
#29
Napisano 2006-08-27, godz. 17:54
Żona aktywny Swiadek Jehowy, mąż odstępca. I Zona przychodzi do starszych i mówi mąż mnie zdradza, bo to odstępca teraz jest, opętało go siedem demonów, wieć musi mnie zdradzać. Co mogą zrobic starsi?
Śledztwo? przeciez do niego nie pójdą bo moze im dzrzwi zamknąc przed nosem i powiedzieć nic wam nie powiem o moim prywatnym zyciu, wynocha. A nawet jesli zaprzeczy to słowo gorliwej "chrześcijanki" jest więcej warte niż słowo "plugawego" odstępcy. A jęlsi do tego ta "świnia z błota" odważyła się zagrażać pokojowi w zborze dzieląc się swoimi "wywrotowymi" pogladami to świadkowie zeznają iz chciał ich odwieśc od "prawdziwego" wielbienia na pewno po to aby nakłonić ich do niemoralności to w końcu. Proste?
Znamy jeden przypadek kiedy starsi, w porozumieniu z nadzorcą okręgu a może i za zgodą góry nakazali żonie rozejśc się z mężem
Link
Wpadnij do mnie na Facebooku!
#30
Napisano 2006-08-27, godz. 19:49
I twierdzę, wbrew przysłowiu, że czasami jest jednak takie zło, które wcale nie musi wyjść na dobre. Zwłaszcza jeśli igra się z psychiką dziecka. Co ciekawe, wielu moich znajomych urodzonych i wychowanych "w prawdzie" ma identyczne odczucia. To dobrze, bo przynajmniej wiem, że nie jestem jakimś szczególnym przypadkiem klinicznym...
Dzieci nie są królikami doświadczalnymi, żeby można było poddawać je określonym mechanizmom na zasadzie "a może to wyjdzie na dobre". Jestem wściekły, gdy przypomnę sobie rady jehowickich "mentorów", którzy znali dzieci jedynie z obrazków, a za to nie mieli pojęcia ani o wychowaniu, ani o specyfice psychiki dziecka (tym bardziej). Oni przecież wiedzieli "najlepiej", w którą stronę powinna podążać ścieżka wychowania. Oni również wiedzieli najlepiej "czego życzy sobie Jehowa względem dzieci". Mam w sobie straszną złość do tych nędznych figurantów , którzy przez własną głupotę i bezmyślność skrzywdzili wiele dzieci... Chętnie dzisiaj porozmawiałbym sobie z nimi na pewne tematy, ale w większości wypadków jest to już po prostu niemożliwe...
Strażnica z 15 września 1989, s. 23.
"Każdy może krytykować, a (...) dopuszczenie do krytyki to nikomu nie podoba się. Dlatego, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie (...)".
"Rejs"
#31
Napisano 2006-08-28, godz. 06:21
Gwiazdko, nie przeczę, że być może pewne przeżycia wzmocniły mnie wewnętrznie. Nie mówię, że tak było, ale faktycznie mogło być. Myślę jednak, że większość moich osiągnięć leży zupełnie w innej sferze...
I twierdzę, wbrew przysłowiu, że czasami jest jednak takie zło, które wcale nie musi wyjść na dobre. Zwłaszcza jeśli igra się z psychiką dziecka. Co ciekawe, wielu moich znajomych urodzonych i wychowanych "w prawdzie" ma identyczne odczucia. To dobrze, bo przynajmniej wiem, że nie jestem jakimś szczególnym przypadkiem klinicznym...
Dzieci nie są królikami doświadczalnymi, żeby można było poddawać je określonym mechanizmom na zasadzie "a może to wyjdzie na dobre". Jestem wściekły, gdy przypomnę sobie rady jehowickich "mentorów", którzy znali dzieci jedynie z obrazków, a za to nie mieli pojęcia ani o wychowaniu, ani o specyfice psychiki dziecka (tym bardziej). Oni przecież wiedzieli "najlepiej", w którą stronę powinna podążać ścieżka wychowania. Oni również wiedzieli najlepiej "czego życzy sobie Jehowa względem dzieci". Mam w sobie straszną złość do tych nędznych figurantów , którzy przez własną głupotę i bezmyślność skrzywdzili wiele dzieci... Chętnie dzisiaj porozmawiałbym sobie z nimi na pewne tematy, ale w większości wypadków jest to już po prostu niemożliwe...
Braciszku Twoja wypowiedź ujęła mnie za serce ,bo jestem matką ,która starała się dać dzieciom w sferze uczuć wszystko ,a jednak.............
Mój pobyt w organizacjii w pewnym momencie wpłynął na naszą więź i choć teraz jesteśmy bardzo ze sobą związani ,to obawiam się ,że został w nich ten żal ,który jest w Tobie .
Cieszę się ,że poznałam tu wielu takich ludzi jak Ty i ,że przynajmniej pisząc możemy wzajemnie sobie pomagać .
Serdecznie pozdrawiam Was wszystkich kochani
#32
Napisano 2006-09-17, godz. 21:15
pobieznie przeczytalem temat ...
sam mam doswiadczenia tego typu ze :swiadkowie w czasie studiowania ksiazeczek do manipulacji biblia czesto naciskali na to aby moja zona i corka studiowala OSOBNO .
najpierw lagodnie ,uzywajac roznych sztuczek sugerujac ze ja mam wieksza wiedze i powinienem studiowac inna ksiazke ,pozniej juz bardziej stanowczo.
-mimo mojego sprzeciwu i argumentu ze studiowanie cala rodzina scementuje ja ;
przyprowadzili do mojej corki mloda dziewczyne i jej kolezanke .
tak mial nastepowac rozpad mojej rodziny .
zaden argument nie byl na tyle dobry zeby zrezygnowali z raz obranej taktyki
jesli sam nie dokonczylbym studiowania to ktos np :corka lub zona miala zostac swiadkiem .
chodzilo o to ze zadawalem za duzo pytan i nie mozna bylo mnie nabrac na bajki o tym ze jutro koniec swiata
kiedy pierwszy raz uslyszalem o tym sam bylem w euforii, teraz jednak moje pytania gasily zapal i wyrownywaly szanse podczas manipulowania biblia.
studiowanie ksiazeczek do manipulacji biblia OSOBNO ,ma na celu wyrabianie autorytetu starszych ,lęku przed nimi i oniesmielania co zawsze daje przewage .
a konczy sie na rozwodzie i rozpadzie rodziny jesli ktos nie podda sie manipulacji.
Użytkownik aurora edytował ten post 2006-09-18, godz. 20:17
#33
Napisano 2006-11-11, godz. 13:02
Konkludując, należy uznać środowisko wychowawcze (tworzone przez zaangażowanych Świadków Jehowy) za odzwierciedlenie instytucji totalitarnej, do której zostali zwerbowani rodzice. Dzieci Świadków Jehowy nie mają więc dużych szans na szczęśliwe doświadczenie dzieciństwa, okresu dorastania oraz na rozwój dojrzałej osobowości. Dlatego, już jako dzieci, potem jako dorośli - nierzadko wymagają specjalistycznego wsparcia psychologicznego lub psychiatrycznego."[to niestety czysta zywa prawda- znam to z autopsji, przeżyć mojej rodzonej siostry oraz miedzy wierszami wychwyconych wypowiedzi moich jeszcze wtedy duchowych sióstr, córek SJ- bo nikt nigdy nie miał odwagi sie do tego przyznac. a juz napewno nikt nie obarczył by winą przeswietnej organizacji za traume jaka zafundowała dzieciom.Piekielnie smutne
#34
Napisano 2006-11-11, godz. 14:44
Jeśli współmałżonek nie zamierza zostać Świadkiem Jehowy, jego partner - pod naciskiem organizacji - często dąży do sprawy rozwodowej, co w konsekwencji pociąga za sobą walkę o przyznanie prawa do opieki nad dzieckiem i w dalszej kolejności walkę (niezależnie od ustaleń sądowych) o prawo do widywania się z dzieckiem.
jedyną biblijną podstawą do rozwodu jest udowodniona zdrada, nie ma innych przesłanek które mogłyby pozwolić starszym decydować o tym, że żona musi odejść od męża.
sam byłem wychowywany w rodzinie ŚJ... mniej więcej do osiągnięcia 18 roku życia. ale więcej napiszę później, teraz mam kilka spraw do zrobienia ; )
#35
Napisano 2006-11-11, godz. 15:50
Bo mozna żyć w separacji a nawet rozwieśc się w sytuacji zagrożenia zycia i utraty zdrowia duchowego. Nie biblijne w tym wypadku jest ponowne za mąż pójście.
Zainteresowanych odsyłam do "Tajemnicy szcześcia rodzinnego".
Wpadnij do mnie na Facebooku!
#36
Napisano 2006-11-11, godz. 17:36
Bo mozna żyć w separacji a nawet rozwieśc się w sytuacji zagrożenia zycia i utraty zdrowia duchowego. Nie biblijne w tym wypadku jest ponowne za mąż pójście.
żyć w separacji owszem, ale nie rozwieść się. jedyną podstawą do rozwodu wg doktryny jest rozpusta.
#37
Napisano 2006-11-11, godz. 18:29
Wpadnij do mnie na Facebooku!
#38
Napisano 2006-11-11, godz. 19:58
#39
Napisano 2006-11-11, godz. 20:19
Zmiana znaczenia słowa "rozwód" to kolejna manipulacja Przenajświętszej. Dla wszystkich normalnych ludzi małżeństwo oznacza mieszkanie i przebywanie ze sobą a rozwód wręcz przeciwnie. Natomiast Świadkowie mogą odejść od siebie i nie nazywać tego rozwodem. Można nazwać to "małżeństwem nieczynnym"
wydaje mi się że to mała manipulacja z Twojej strony. można być formalnie małżonkiem danej osoby, nie mieszkając z nią a nawet będąc zupełnie z kim innym - chociażby wtedy, jeśli małżonek nie chce udzielić rozwodu. chodzi o czystą formalność - w organizacji ŚJ nie ma miejsca na rozwód (formalny) z małżonkiem dlatego, że jest on niewierzący czy też mocno przeciwny. natomiast połówkom które są w organizacji zaleca się, aby "zjednywały sobie" małżonków dobrymi uczynkami, niejednokrotnie cierpiąc długie lata solidne piekiełko. wszelkie przykłady zjednanych małżonków są oczywiście odpowiednio nagłaśniane w czasopismach.
#40
Napisano 2006-11-11, godz. 21:02
Nie chodzi mi o formalność, tylko o "stan serca". Papierek nie zmusi nikogo do miłości, brak papierka od miłości nie odsunie. Ja mówię o rzeczywistym znaczeniu słowa "rozwód". Słowo "rozwód" oznacza po prostu "rozejście się". Małżonkowie, którzy byli ze sobą, odchodzą od siebie. Nie ma tu znaczenia, czy składali jakieś papiery w urzędzie, czy nie.wydaje mi się że to mała manipulacja z Twojej strony. można być formalnie małżonkiem danej osoby, nie mieszkając z nią a nawet będąc zupełnie z kim innym - chociażby wtedy, jeśli małżonek nie chce udzielić rozwodu. chodzi o czystą formalność
Świadek Jehowy może wypowiedzieć oksymoronicznie brzmiące słowa, że odszedł od swojego małżonka, ale się z nim nie rozwiódł. Tak, czy nie?
Ciekawi mnie jeszcze jedno. Jak wygląda rozwód u Świadków w kulturach, gdzie rozwodu nie ma? A może nie ma takich kultur ? W Strażnicy nr 20 2006-10-15 znalazłem m.in:
W niektórych krajach rozpowszechnione są tak zwane śluby zwyczajowe (plemienne). (...) W grę może wchodzić zapłacenie i przyjęcie opłaty za narzeczoną (...). Władze uważają taki zwyczajowy ślub za ważny (...).
A co ze zwyczajowym rozwodem? Czy Strażnica coś na ten temat mówi?
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych