Moja kondycja psychiczna po rozłące z TS
#21
Napisano 2008-09-05, godz. 09:08
Bardzo długo dochodziłem do równowagi - odpada, uwazam że jeszcze nie doszłam do równowagi po dwóch latach, ale jest coraz lepiej
Znalazłem Chrystusa w innym wyznaniu- odpada, nie znalazłam chrystusa w innym wyznaniu, nawet go nie szukałam, nie mam takiej potrzeby
Jest mi ciężko i chcę wrócić do WTS - jest mi cięzko z powodu utracenia kontaktów, szczególnie z rodziną, która bardzo restrykcyjnie podeszła do mnie po moim wykluczeniu.....moja siostra ,która była moją "bratnią duszą" nie chce mnie nawet mieć w "znajomych" na NK...NIE MAM DO NIEJ PRETENSJI, MAM PRETENSJĘ DO PRACZY MÓZGU.... BO ZABRALI NAM ( MI, MOJEJ SIOSTRZE, BRATU, MATCE)COŚ CO JEST BARDZO WAŻNE - WIĘZI RODZINNE. I WMÓWILI, IM ŻE TO JA ZLEKCEWAZYŁAM NASZE STOSUNKI MOIM "NIEMORALNYM PROWADZENIEM SIĘ", ZE ODRZUCIŁAM JEHOWĘ...JEST MI CIĘZKO Z TEGO POWODU, ALE NIE ZAMIERZAM WRÓCIĆ...PRZYNAJMNIEJ TAK MYSLE TERAZ....GDY MYSLĘ O TYM MAM WIZJĘ SIEBIE W KAJDANACH...BO SĄ TAM CZĘSTO BZDURNE OGRANICZENIA NIE ZWIĄZANE Z WYMAGANIAMI BOGA
Na zewnątrz okazało się gorzej niż u śJ - NIE OKAZAŁO SIĘ GORZEJ, CHOĆ KIEDYŚ MYŚLAŁAM ŻE TAK BEDZIE
Dobrze mi teraz i nie wrócę tam bo to sekta - DOBRZE MI TERAZ, OPRÓCZ TEGO CO PISAŁM POWYŻEJ, ALE NIE UWAŻAM Ś.J ZA SEKTĘ
Codziennie się modlę aby nie popaść w depresję - MODLĘ SIĘ ALE NIE O TO....GŁÓWNIE DZIĘKUJĘ MU, BO WIELE RZECZY W MOIM ŻYCIU SIĘ POZMIENIAŁO NA LEPSZE
Poznałem inne nowe prawdy i teraz je głoszę -NIE POZNAŁAM ZADNYCH INNYCH PRAWD...NO MOZE Z WYJĄTKIEM PRAWDY O MATACTWACH BROOKLINU
Jestem w głębokiej traumie i nie umiem z tego wyjść - W TRAUMIE BYŁAM W OSTATNICH LATACH BYCIA ŚWIADKIEM, GDY OGRANICZENIA JAKIE DAWAŁA MI ORGANIZACJA I MOJA SYTUACJA RODZINNA POWODOWAŁA, ŻE NIE CHCIAŁO MI SIĘ ŻYĆ, NIE UMIAŁAM ZNALEŹĆ WYJŚCIA Z SYTUACJI, A NIE CHCIAŁAM NASTĘPNE LATA TKWIC W MATNI, BO GROZIŁO ZAŁAMANIEM PSYCHICZNYM...
#22
Napisano 2008-09-05, godz. 09:46
#23
Napisano 2008-09-05, godz. 10:39
#24
Napisano 2008-09-05, godz. 19:52
Nie będzie Ci łatwo, pierwsze chwile są najgorsze nagle zostajesz sam. Musisz zacząć budować swój świat od nowa. Nie wiem czy jesteś od dziecka w prawdzie ale jeśli tak to będzie ci jeszcze trudniej. Ale opłaca się w końcu decydujesz sam o sobie, masz świadomość że wszelkie decyzje są tylko i wyłącznie twoje, że nie musisz uchodzić za kogoś kogo nie chcesz itd itd. Wiele by można tutaj pisać jedno ci powiem ja a i pewnie dużo tutaj obecnych osób - NAPRAWDE WARTO - KONIEC ZNIEWOLENIA UMYSŁU !!!!!!!!Sam sie zastanawiam jak to bedzie gdy ja w koncu sie zdecyduje. Wlasnie kwestia rodziny i "przyjaciol" mnie najbardziej martwi. Nie sadze jednak bym sie zalamal jako ze bardziej przygnebiajace jest bycie na zebraniu, sluchanie grzecznie tego co sie tam mowi bez mozliwosci konstruktywnej krytyki.
Pozdrawiam
#25
Napisano 2008-09-05, godz. 21:04
Widzę odstępców i wstręt mnie ogarnia, bo mowy Twojej nie strzegą. Psalm 119:158 B.T.
#26
Napisano 2008-09-06, godz. 02:00
P.K. Dick skąd Ty masz takie dane. Przebadałeś jakąś potężną grupę ludzi i to pozwoliło Tobie na napisanie takich....(muszę użyć tego słowa) bzdur??Koniec jednego - początek kolejnego, gorszego zniewolenia, każdy system ma wady, ale życie po wyjściu z WTS to najczęściej błąkanie się w ciemnosciach agnostycyzmu.
To absolutna nieprawda. I dlaczego wartościujesz? Dlaczego odejście to gorsze zniewolenie? Nie znam ludzi wolnych w 100%. Każdy z nas jest w jakiś sposób zniewolony, ale pisanie, że wychodząc z organizacji poddajemy się gorszemu zniewoleniu to już spore nadużycie.
Pozdrawiam Cię, dobrze mi robisz na ciśnienie Swoje mam zbyt niskie
Sam sie zastanawiam jak to bedzie gdy ja w koncu sie zdecyduje. Wlasnie kwestia rodziny i "przyjaciol" mnie najbardziej martwi. Nie sadze jednak bym sie zalamal jako ze bardziej przygnebiajace jest bycie na zebraniu, sluchanie grzecznie tego co sie tam mowi bez mozliwosci konstruktywnej krytyki.
Obawy są normalne i dobrze Cię rozumiem. Jeśli byłeś przykładnym świadkiem, to praktycznie nie powinieneś miec przyjaciół poza zborem. Ale być może będziesz zaskoczony reakcją ludzi spoza organizacji. Do mnie rękę wyciągnęli ludzie, po których takiego gestu bym się nie spodziewała. I nie chcę pisać głodnych kawałków w stylu " masz nas na forum" bo atmosfera bywa tu różna ( widzę to choć jestem tu też nowa ), ale jak poczytasz i zarwiesz kilka nocek na studiowaniu postów, to zobaczysz, że takich jak Ty jest wielu. I dajemy radę. Za nic na świecie nie wróciłabym do organizacji. Pomijam pranie mózgu, kóre trzeba tam przejśc. Tam po prostu nie ma prawdziwego życia, nie ma prawdziwych relacji, nie ma prawdziwych przyjaciół. To, że głośno krzyczą o prawdzie, jeszcze o niczym nie świadczy.
Trzymaj się ciepło. Dasz radę.
Wiele by można tutaj pisać jedno ci powiem ja a i pewnie dużo tutaj obecnych osób - NAPRAWDE WARTO - KONIEC ZNIEWOLENIA UMYSŁU !!!!!!!!
Pozdrawiam
Zgadzam się z przedmówcą
#27
Napisano 2008-09-06, godz. 09:58
Trzymaj się ciepło. Dasz radę.
Dziekuje za zachety. Problemem w moim przypadku jest zona bedaca aktywnym Swiadkiem. Mimo czestych rozmow ma ona watpliwosci.
W jej przypadku odejscie bedzie zawaleniem sie calego swiata bo praktycznie wszyscy jej przyjaciele i znajomi to Swiadkowie. Ja juz od dawna zmienilem swoje zdanie na temat tzw "swiatusow" juz od dawna wiem zreszta jak kazda normalna osoba ze ludzi naprawde nie mozna oceniac po wyznawanej przez nich religii. W sumie jednak taka zmiana to dobry moment na sprawdzenie szczerosci "przyjazni" w zborze Jako ze ta przyjazn jest uwarunkowana podporzadkowaniem sie Firmie to dla mnie jest to zaklamanie.
#28
Napisano 2008-09-06, godz. 18:57
W sumie jednak taka zmiana to dobry moment na sprawdzenie szczerosci "przyjazni" w zborze
W takiej sytuacji "przyjaźń" kończy się w momencie kiedy odchodzisz ze zboru. Nie wspominam już nawet o mówieniu zwykłego "dzień dobry", bo prawdopodobnie nawet tego nie usłyszysz od dawnych przyjaciół. I to jest chyba najbardziej przykra rzecz w tym wszystkim, kiedy odwracają się od Ciebie ludzie, których uważałeś za przyjaciół. Da się jednak to przeżyć i po pewnym czasie stwierdzisz, że po prostu nie byli warci by ich nazywać przyjaciółmi. Przyjaciel nie zostawi Cię nawet w najgorszej "biedzie", zawsze możesz na niego liczyć, a jeśli ktoś odsuwa się od Ciebie bo masz inne poglądy w pewnych kwestiach to... chyba nawet nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa. Co do żony... Myślę że zrozumie, o ile tylko wykaże się odrobiną dobrej woli. Można to jakoś pogodzić, choć na pewno potrzeba będzie trochę czasu.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wszystkiego dobrego
#29
Napisano 2008-09-07, godz. 09:46
Da się jednak to przeżyć i po pewnym czasie stwierdzisz, że po prostu nie byli warci by ich nazywać przyjaciółmi. Przyjaciel nie zostawi Cię nawet w najgorszej "biedzie", zawsze możesz na niego liczyć, a jeśli ktoś odsuwa się od Ciebie bo masz inne poglądy w pewnych kwestiach to... chyba nawet nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa.
Dokladnie tak samo mysle. Niemniej jako wychowany od dziecka w Firmie (wybaczcie moja mala uszczypliwosc) wiec jako ze wychowalem sie od dziecka jest to trudny krok. HJestem jednak pozytywnie nastawiony.
Poznacie prawde a prawda was oswobodzi - ten cytat swietnie tutaj pasuje
#30
Napisano 2008-09-08, godz. 11:41
I to jest chyba najbardziej przykra rzecz w tym wszystkim, kiedy odwracają się od Ciebie ludzie, których uważałeś za przyjaciół. Da się jednak to przeżyć i po pewnym czasie stwierdzisz, że po prostu nie byli warci by ich nazywać przyjaciółmi. Przyjaciel nie zostawi Cię nawet w najgorszej "biedzie", zawsze możesz na niego liczyć, a jeśli ktoś odsuwa się od Ciebie bo masz inne poglądy w pewnych kwestiach to...
TU NIE MA, CO NA TEN TEMAT DEWAGOWAĆ O PRZYJAŹNI, BO... ŚWIADKOWIE JEHOWY W PRZYPADKU KONTAKTÓW Z TYMI CO ODESZLI ODSTAJĄ OD WSZELKICH NORM.....
KAŻDY ŚWIADEK JEH. POWIE, ZE DLATEGO NIE ROZMAWIA Z TOBĄ. BO WŁAŚNIE JEST TWOIM PRZYJACIELEM, BO CHCE ŻEBYŚ WRÓCIŁ, BO W TEN SPOSÓB POMOGA CI SZYBIEJ UZMYSŁOWIĆ SOBIE, JAKI SWIAT JEST ZEPSUTY I TAK NAPRAWDE NIC W NIM NIE MA....
SAMA SOBIE PRZYPOMINAM JAK PODWANO W LITERATURZE ŚWI. J. I W TRAKCIE PRYWATNYCH ROZMÓ MNŚÓTWO RPZYKŁĄDÓW " Z ZYCIA", JAK TO POWRÓCIŁ BEZBOŻNIK BO RODZINA NIE UTRZYMYWAŁA Z NIM ŻADYCH KONTAKTÓW.
JA TEZ TAK MYSLAŁAM WTEDY....I BARDZO DŁUGO CZASU MNIE KOSZTOWAŁO,ŻEBY WYZBYĆ SIĘ "LĘKU" JAKI MIAŁAM GDY NAPOTYKAŁAM WYKLUCZONYCH, JAK SIĘ NIESWOJO CZUŁAM, JAK BAŁAM SIE Z NIMI ROZMAWIAĆ BO PANICZNIE BAŁAM SIE TEGO ŻE ICH POGLADY KTÓRE MAJĄ BĘDĄC POZA ORGANIZACJĄ MNIE PRZEKONAJĄ, I ŻE JA WTEDY TEZ ODEJDĘ....
DZIŚ WYDAJE MI SIĘ TO TAK ŚMIESZNE, ALE WTEDY NIE BYŁ TEN LĘK ŚMIESZNY.....
PRZYJAŹŃ W RELIGII ŚWIADKÓW JEHOWY JEST MOŻLIWA TYLKO I WYŁĄCZNIE MIĘDZY OSOBAMI KTÓRE SĄ W PRWDZIE, JEŻELI KTOŚ ODCHODZI PRZYJAŹŃ SIĘ KOŃCZY....
#31
Napisano 2008-09-08, godz. 12:02
Niemniej jako wychowany od dziecka w Firmie (wybaczcie moja mala uszczypliwosc) wiec jako ze wychowalem sie od dziecka jest to trudny krok.
JA TEŻ BYŁAM WYCHOWYWANA W PRAWDZIE....A ODESZŁAM GDY MIAŁAM 37 LAT, NIEDAWNO, DWA LATA TEMU....
IM DŁUZEJ SIĘ JEST W ORGANIZACJI TYM TRUDNIEJ....PRZECIEŻ CĄŁE ZYCIE OD DZIECKA KRĘCI SIE WOKÓŁ "PRAWDY"
MASZ ZNAJOMYCH TYLKO TU.
DLA MNIE TO BYŁO JAK NARODZENIE SIĘ NA NOWO , FUNKCJONOWANIE CAŁKIEM INACZEJ.
WŚROD LUDZI ,KTORZY JESZCZE NIE TAK DAWNO UWAŻAŁAM ZA "NIEBEZPIECZNYCH". ZACZYNAŁAM , (CZASAMI Z BÓLEM) "OTWIERAĆ SIE NA NICH", WIDZIEĆ W NICH DOBRE STRONY. TRAKTOWAC ICH JAK BLISKICH, BO TAMTYCH BLSKICH JUŻ NIE MAŁAM....CZASAMI NA POCZATKU CZUŁAM SIĘ WYOBCOWANA, MIAŁAM WRAŻENIE, ŻE JUŻ Z NIKT NIGDY MNIE NIE ZROZUMIE, ZE NIE BĘDĘ UMIAŁA ROZMAWIAĆ Z NIKIM O TYM, CO CZUJĘ, CO WE MNIE SIEDZI....ŻE JUŻ SAMA NIE WIEM, O CO WOGÓLE CHODZI W TYM CAŁYM "ZAs***YM" ŻYCIU
PEWNIE KAŻDY INACZEJ TO PRZEŻYWA, MYSLĘ ZE KOBIETY BARDZIEJ EMOCJOLNALENIE....ALE TO MOJE SUBIEKTYWNE ZDANIE
TERAZ JUŻ "RACZKUJĘ", "POWOLI UCZĘ SIĘ CHODZIĆ"
ALE JAK POWIEDZIELI JUŻ TU INNI, DA SIĘ TO ZROBIĆ I ...ŻYĆ DALEJ SZCZĘSLIWIE, A NAWET SZCZĘŚLIWIEJ.
#32
Napisano 2008-09-11, godz. 14:40
#33
Napisano 2008-10-11, godz. 14:59
Zabrało mi w tej sondzie odpowiedzi "żyję normalnie".
"Znowu żyję normalnie" to nie to samo - w moim przypadku - "wychowanego w prawdzie" - nie było żadnego normalnie, do którego znowu mógłbym powrócić. Ale żyję normalnie. I jest normalnie. I to mnie cieszy.
myślę tak samo
#34
Napisano 2008-11-11, godz. 21:31
W każdym razie na pewno przybyło mi fobii. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdobędę się na ubranie spódnicy w stylu "teokratycznym", czyli prostej i długiej za łydkę I drażni mnie sam widok okryć wierzchnich rzucony na łóżko, bo przypomina mi od razu dni, w których odbywało się u nas zebranie książki i wszystko lądowało na moim łóżku, żeby bracia mieli gdzie się wieszać To brzmi całkiem zabawnie, ale to tylko przykłady tego, co się zmieniło po moim odejściu. Kiedy tkwiłam w środku tego wszystkiego, nie zauważałam tego, jak bardzo mnie to tłamsi. Tak samo bezpośrednio po odejściu czułam się, jakbym przecięła jakiś sznur, co natychmiast oderwało mnie od tamtego świata. Dopiero jakiś czas temu zdobyłam się na przypomnienie sobie wszystkich traum z dzieciństwa i mogłam spokojnie zapłakać nad zmarnowanym kawałkiem życia pewnej małej dziewczynki.
Z tego przydługawego postu można by wyczytać, że nie czuję się całkiem dobrze. To fakt, ale zdecydowanie czuję się lepiej, zdrowiej i radośniej po zrzuceniu z siebie tych więzów. I jeśli ceną za to ma być kilka nieprzespanych nocy i nawet wspomnień powracających jak czkawka, to jestem gotowa ją zapłacić, żeby tylko nie znaleźć się znowu w kręgu "miłości braterskiej".
The goddess descends from the sky."
#35
Napisano 2008-11-17, godz. 16:53
#36
Napisano 2008-11-17, godz. 17:21
Ja zaznaczylam,ze dlugo dochodziam do rownowagi a tak naprawde to jeszcze dochodze.Jestem dwa lata poza organizacja ale to co bylo ciagle wraca m.in przez moich rodzicow ktorzy chieliby zebym wrocila do prawdy.Raz nawet bylam gotowa jechac na zebranie z dzieckiem wbrew woli meza ale nie zrobilam tego dzieki stanowczej postawie wspolmalzonka.Moze uchronil mnie przed tym aby tam wrocic.Przez pewien czas chyba tego chcialam,bylam zagubiona i brakowalo mi kontaktu z tamtymi ludzmi,ale obecnie nie brakuje mi z tamtego zycia niczego.Staram sie budowac swoje wlasne zycie z moja rodzina a nie z organizacja.I wzamian za tamto zycie szukam czegos innego zaczelam chodzic do Kosciola aby poznac wiare mojego meza bo w organizacji zawsze mialam tlumaczone ze to jest zle.
Organizacja przedstawia Kościół w fałszywym świetle. Robią to świadomie. Życzę wszystkiego dobrego. Chrystus pukał do Twojego serca, więc otwórz je i niech w nim zamieszka. Życie wtedy ma sens.
#37
Napisano 2008-11-17, godz. 18:29
#38
Napisano 2008-11-17, godz. 21:00
Czuję się dokładnie tak samo.Mi rodziny również brakuje i to bardzo.Całe szczęście z rodzicami i rodzeństwem mam kontakt-sporadyczny,ale jest.Jednak dalsza rodzina z którą też byłam zrzyta po prostu się ode mnie odwróciła.Przykro mi z tego powodu,ale jakoś specjalnie nie będę nad tym faktem rozpaczać bo uważam,że mój smutek a czasem łzy nic tu nie pomogą.Nie ma co się jeszcze dodatkowo dołować.Mam teraz dla kogo żyć i mam kogo obdarzać swoją miłością i to jest dla mnie najważniejsze-moja obecna rodzina.Staram się dodatkowo,pokochać Boga na nowo patrząc na niego z innych perspektyw.Nie w taki sposób jak nakazuje mi Strażnica tylko moje serce.
#39
Napisano 2008-11-17, godz. 21:15
zacytowałam całą twoją wypowiedź, bo ta wypowiedź jest bardzo bardzo mi biliska....jak pisałaś o ubraniach na kanapie w czasie zebrania to uśmiałam się strasznie, bo u mnie w domu było tak samo. w pokoiku rzucało się na moją wersalkę ubrania calej mojej rodziny, by zrobic miejsce na wieszkach dla braci na zebranie, a ze spódnicą to jest tak , że spódnic nie noszę teraz wogóle, i jestem szczęsliwa każdego dnia że to ja wybieram w co mam sie ubrac , nikt mi nie nakazuje.Ponieważ byłam wychowywana "w prawdzie" (nawiasem mówiąc, to określenie jest dwuznaczne, bo jak dla mnie może znaczyć również "wprawdzie miałam rodziców, którzy mnie wychowywali, ale co z tego"), wywalam po prostu słowo "znowu" z pierwszej opcji i zaznaczam, że "nareszcie żyję normalnie". To najbliższa prawdy opcja, chociaż "dobrze mi się żyje i nie wrócę tam, bo to sekta", jest również bliska. Jednakże nie mogę powiedzieć, że nie mam z tego powodu żadnych emocjonalnych problemów, zresztą myślę, że każdy, kto przełamuje barierę odwiecznej indoktrynacji, musi się liczyć z takimi problemami. Widzę także, że uwalniają się one stopniowo. Kiedy porzuciłam "prawdę", wydawało mi się, że wszystko jest w porządku, że totalnie się uwolniłam i teraz będzie tylko dobrze. Jednak teraz widzę, jak wychodzi ze mnie to wszystko, czego się kiedyś uczyłam. Jak ciężko jest mi się przyznać do sukcesu czy talentu w jakiejś dziedzinie (w końcu 'prowadźmy się jak pomniejsi'), jak trudno mi komukolwiek zaufać (w końcu zranili mnie ci, którzy sami mówili o sobie, że są kryjówką przed złem tego świata, zatem kto mi teraz pozostał?), pojawiają się także okropne wyrzuty sumienia, że nie potrafię wykrzesać z siebie uczuć dla moich rodziców i pamiętam tylko złe rzeczy. Wiem, że nigdy, absolutnie nigdy nie wrócę do ŚJ. Na samą myśl o pójściu na zebranie czy kartkowaniu Strażnicy robi mi się niedobrze. Ale te odczucia przyszły z czasem, na początku aż tak źle nie było. Mam wrażenie, że zło i nieprzyjemności, których zaznałam w zborze, kumulują się i dają o sobie znać stopniowo.
W każdym razie na pewno przybyło mi fobii. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdobędę się na ubranie spódnicy w stylu "teokratycznym", czyli prostej i długiej za łydkę I drażni mnie sam widok okryć wierzchnich rzucony na łóżko, bo przypomina mi od razu dni, w których odbywało się u nas zebranie książki i wszystko lądowało na moim łóżku, żeby bracia mieli gdzie się wieszać To brzmi całkiem zabawnie, ale to tylko przykłady tego, co się zmieniło po moim odejściu. Kiedy tkwiłam w środku tego wszystkiego, nie zauważałam tego, jak bardzo mnie to tłamsi. Tak samo bezpośrednio po odejściu czułam się, jakbym przecięła jakiś sznur, co natychmiast oderwało mnie od tamtego świata. Dopiero jakiś czas temu zdobyłam się na przypomnienie sobie wszystkich traum z dzieciństwa i mogłam spokojnie zapłakać nad zmarnowanym kawałkiem życia pewnej małej dziewczynki.
Z tego przydługawego postu można by wyczytać, że nie czuję się całkiem dobrze. To fakt, ale zdecydowanie czuję się lepiej, zdrowiej i radośniej po zrzuceniu z siebie tych więzów. I jeśli ceną za to ma być kilka nieprzespanych nocy i nawet wspomnień powracających jak czkawka, to jestem gotowa ją zapłacić, żeby tylko nie znaleźć się znowu w kręgu "miłości braterskiej".
jestem przez te wszystkie nakazy, zakazy stasznie uczulona,na wszystkie ograniczenia,które przez tyle lat miałam. a już "słodki", przesadnie miły ,sztuczny głos który za chwile będzie szpilą jest dla mnie jak bat....nienawidzę "słodkich" głosów. tak to trauma....ale dobrze Emka ze zdajemy sobie sprawę z tego. wtedy łatwiej z tym walczyc. pozdrwiam serdecznie
ps. szkoda że mieszkamy tak daleko, ja jestem z Trójmiasta.
Użytkownik novanna edytował ten post 2008-11-17, godz. 21:18
#40
Napisano 2008-11-17, godz. 21:50
Tak! Dokładnie Dopóki człowiek wychowuje się w rodzinie Świadków, każdy przejaw własnego "ja" traktuje się jako bunt i nieposłuszeństwo przeciw Bogu. Takie tłamszenie osobowości jest straszne, dlatego, odkąd odeszłam, jestem szczęśliwa, że jestem sobą, że wyróżniam się z tłumu, że mogę wreszcie wyglądać tak, jak chcę i robić, to, co chcę. I, co najważniejsze, nauczyłam się, że mam do tego prawo, bo u ŚJ to wcale nie jest takie oczywiste.jestem szczęsliwa każdego dnia że to ja wybieram w co mam sie ubrac , nikt mi nie nakazuje.
Ja też, kojarzą mi się z tymi wyuczonymi odpowiedziami na zebraniach i wymuszonej uprzejmości ludzi, których tak naprawdę wcale nie obchodzi, co czujesz i o nich sądzisz.nienawidzę "słodkich" głosów.
Dlatego też jestem wdzięczna za szatański wynalazek, jakim jest internet Dzięki niemu można poczuć zrozumienie i serdeczność kogoś z bardzo dalekaps. szkoda że mieszkamy tak daleko, ja jestem z Trójmiasta.
Pozdrawiam
The goddess descends from the sky."
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych