Z rozmowy wynikło, że to był ojciec (ok. 50 lat) z synem (ok. 30). Pan starszy zaczął coś o szczęściu,
ale w rozmowie przeszkadzały dzieci, więc dalej jakoś tak nieoficjalnie potoczyło się.
Ten ojciec powiedział mi, że nie może wyjść z podziwu, że ktoś zaprosił go do domu i tak życzliwie
przyjmuje. Powiedziałam, że znam dużo świadków Jehowy, że wiem w co wierzą.
Spytałam, czy długo są w organizacji. I zaczęli mi opowiadać, jakie mieli problemy,
kiedy ten ojciec ze swoją żoną chcieli przekonać obecnego tu syna do organizacji,
a on nie chciał, że jest niedawno ochrzczony.
Z kolei oni spytali, dlaczego nie jestem świadkiem, skoro to poznałam,
spytali też, czy skończyłam studiować Biblię.
Ja na to, z uśmiechem, że cały czas ją studiuję.
No i on werset o głoszeniu mi strzela. Ja tylko powiedziałam, że wielu innych głosi,
nawet tą samą metoda, co świadkowie, i o tym, że katoliccy misjonarze też podróżowali do Afryki
wtedy, kiedy świadków jeszcze na świecie nie było. Starałam się o łagodny, nienapastliwy ton.
Powiedziałam im, dlaczego nie jestem świadkiem: dlatego, że długo czytałam Biblię
i doszłam do wniosku, że w organizacji nie wszystko jest tak, jak powinno być.
Opowiedziałam o niesamowitej więzi i pomocy,jakiej od Boga doswiadczyłam w trudnych chwilach.
Powiedziałam o tym, jak starszy z mojego zboru nie udzielił odp. na moje pytania.
Nawet ten młodszy ciekawy był, co to za pytania. podałam kilka, bez zagłębiania się w temat.
On na to (przy ojcu), że też miał dużo wątpliwości. (nie wiem, czy na ten sam temat, co ja)
I tak się miło rozmawiało, ale oni spieszyli sie na zebranie.
Na koniec pan starszy tez powiedział, że było miło, ale......że już nie przyjdą więcej,
bo jestem odłączona.
A tu spotkała mnie miła niespodzianka, bo syn zaczął się z ojcem prawie kłócić,
że sama przeciez odeszłam, więc to co innego, ale machnęłam mu ręką, żeby dał spokój.
Jakie było moje zdziwienie, gdy 2 tyg później zapukał do mnie ten syn.
I trochę żałuję, że właśnie wychodziłam. Spytałam, co u niego, a on powiedział,
że kiepsko, trudno mu podnieść się z łóżka, bo ma...DEPRESJĘ
Widziałam, że stał w drzwiach, i nie mógł odejść.
Myślę, że jeszcze przyjdzie.
ps. Pan starszy zrobił wielkie oczy ze zdumienia, kiedy mu powiedziałam, że dla mnie
nieważne jest, kto w co wierzy i jakiego jest wyznania i dodałam, że ich tez uważam za bliźnich,
niezaleznie od tego, czy oni o mnie myslą tak samo, czy nie.
To juz napraaawdę koniec!
Użytkownik LynnFargo edytował ten post 2007-03-05, godz. 00:15