Coś w tym jest. Zwykły głosiciel ma ciągle budzone poczucie, że za mało głosi, że powinien więcej. Więc wykonuje szybko swoje obowiązki prywatne i wyrusza do służby, ale jaka z tego radość na dłuższą metę? Na nic innego potem nie ma sił, czasu, chociażby na zwykłe spotkanie wieczorem "co u Ciebie słychać".
To nie prawda, że służba na dłuższą metę nie daje radości. Sam znam osoby, które bez głoszenia nie mogą wytrzymać ani dnia. Daje im to niekłamaną radość.
Znam też osoby, które nie mogą wytrzymać ani jednego dnia bez pracy na działce, grzebaniu przy aucie itp.
Więc daje to radość, ale moim zdaniem wynika ona z tego, że robi się to co się POWINNO robić. A na koniec wpada się w rutynę, która powoli zasłania umysł ... a dalej to już wiecie