"Nie chcesz wystąpić z organizacji... ok! ale nie bądź "pionierem bez przyszłości" w swoim życiu prywatnym, bo nie doprowadzi to do niczego dobrego."
Muszę tu sprostować,że nie jestem już w organizacji i zastanawiam się czy wrócić.I w obecnej sytuacji nie jest to możliwe.
Ale po pierwsze bardzo dziękuję wszystkim za okazaną troskę!
Wszystko co mówicie to zupełna racja,zdaję sobie z tego zupełnie sprawę!
Wiem jak zabrzmi to co teraz napiszę(pewnie bardzo głupio) ale największym problemem w zerwaniu tego chorego związku jestem ja sama-jesteśmy po rozwodzie,mieszkanie jest moje,on nawet nie jest meldowany,nic nie stoi na przeszkodzie żebym po prostu kazała mu się wynieść.Poza tym był już oskarżony o przemoc wobec mnie,na pewno byłoby to wiarygodne,gdybym drugi raz wniosła sprawę do prokuratury(z tym,że mogłoby paść pytanie po co się z takim człowiekiem schodziłam).Ale nie mogę.Raz,że się go boję,bo zapowiedział,że jeśli jeszcze raz będzie ciągany po sądach w mojej sprawie to sobie inaczej pogadamy.To samo zresztą zapowiada jeśli czasem przyjdzie mi do głowy się z nim rozstać.Dwa,że chyba nie jestem w stanie sama zrobić tego kroku,co może też wiązać się z pierwszym powodem.Rzeczywiście tak co jakiś czas każe mu się wyprowadzić ale za każdym razem pozwalam wprowadzić mu się z powrotem-po kilku dniach rozłąki powracają oskarżające mnie myśli,twierdzenie,że nie zrobiłam wszystkiego żeby on zmienił swoje zachowanie,może byłam za ostra w słowach,za bardzo wymagająca,może za mało okazywałam mu uczucia.Stają się one tak natarczywe,że przestaję normalnie funkcjonować.Nie pomaga nic tłumaczenie sobie,że to zły człowiek,że zdolny jest do zrobienia trwałej krzywdy nawet swojemu dziecku,to nie pomaga,chociaż bardzo kocham mojego synka Łukaszka.Nie pomaga mi też argument religijny-że to przecież niezalegalizowany a więc niemoralny związek.Ja już chyba naprawdę mam coś z głową,przyznaję to,chociaż wiem,że może niektórzy wezmą mnie za prawdziwą wariatkę.Chyba pomogłaby mi tylko ucieczka do innego kraju albo na inny kontynent,tak żebym nie mogła się z nim skontaktować przez jakiś czas,dopóki by mi nie przeszło.Albo naprawdę powinnam udać się do specjalisty.
Już nawet,chociaż wiem,że to grzech,modliłam się do Boga o to żeby mu się coś stało,żeby przejechał go samochód albo ktoś go napadł,żeby mnie uwolnił od tego ciernia w ciele,bo czuję,że sama nie dam rady się uwolnić.
Użytkownik paola78 edytował ten post 2007-04-04, godz. 13:43