Śni mi się czasami taki sen...
#1
Napisano 2008-03-29, godz. 14:41
Śni mi się czasami ( pewnie w gorszej kondycji psychofizycznej ) taki sen...
Leżę w pozycji zupełnie horyzontalnej i widzę nad sobą twarze znanych mi śJ. Mówią one do mnie mniej więcej coś w tym rodzaju:
Nie bój się, znów jesteśmy przy tobie, już cię nigdy nie opuścimy, będziesz u nas bardzo bezpieczny!
Próbuję protestować, coś powiedzieć, uciec - ale nie mogę wydobyć głosu, nie mogę się podnieść - jestem za słaby...
Jednym słowem boję się, że znów mnie dopadną, że będę taki słaby, iż nie będę mógł decydować o swoim życiu...
Odchodząc naście lat temu z WTS miewałem koszmary o śmierci, armagedonie, karze Boskiej itp. Potem zupełnie to minęło.
Teraz, jeśli się czegoś boję, to tego, że będę znowu słaby i nieasertywny.
Na szczęście ten koszmar zdarza się już niezmiernie rzadko i raczej brzmi jak echo minionego czasu
Czy miewacie podobne odczucia?
Czy boicie się, że znowu Was dopadną?
Wiem tylko, że mając obecną wiedzę nigdy bym tam nie chciał wrócić!!
Pozdrawiam
#2
Napisano 2008-03-29, godz. 16:49
Przez krotki czas po odejsciu mialam podobne odczucia do Twoich . W ciagu kilkunastu lat unikalam ich i udalo mi sie, nie rozmawialam z nimi ani razu, nie czytalam ich literatury. Uznalam, ze taka terapia detoksykacyjna bedzie dla mnie najlepsza. Dopiero 2-3 miesiace temu przypomnial mi sie tamten rozdzial mojego zycia, zaczelam szukac informacji o SJ w internecie i zauwazylam ze moge wspominac bez negatywnych emocji, z dystansem. Czas okazal sie lekarzem.
Nie boje sie ze mnie dopadna, wiem ze juz tam nie wyladuje. Czego i Tobie zycze
#3
Napisano 2008-03-29, godz. 17:01
[/quote]
Dokładnie też tak uważam. Już tam nie wyląduje!
Zauważyłem w rodzinie, że to ich szczególnie drażni. Chcieliby wręcz, aby wydarzyło się coś w moim życiu ( nieszczęście? ) co mnie zmusi do powrotu na kolanach.
#4
Napisano 2008-03-29, godz. 18:15
Byłoby smutną rzeczą, gdybyśmy w podobny sposób zlekceważyli lub unikali Boga, który się nam objawił i zapukał do drzwi naszego życia.
Oczywistą odpowiedzią powinno być zaproszenie Go do naszego życia, zaufanie Mu i radowanie się Nim na zawsze. Kiedy człowiek prawdziwie zaufa Bogu, jest to początkiem zupełnie nowego życia. O takim nowym narodzeniu mówił Jezus. Bóg bierze nas za słowo i obiecuje, że teraz będziemy zaakceptowani w Chrystusie. Tutaj ma miejsce początek zupełnie nowej przygody, to jest życia z naszym ukochanym Panem Jezusem i dla Niego. Bóg przez Ducha Świętego przychodzi, by żyć w nas, tak, że stajemy się świątynią Boga. Zdumiewające jest to, że Bóg oczyszcza nas dzięki udzieleniu nam przebaczenia i ofiarowaniu nam samego siebie. Nigdy nas nie opuści, - jak organizacja - lecz poprowadzi nas w podróży naszego życia, byśmy mogli być z Nim na zawsze. Uważnie przeczytaj poniższe słowa z Biblii. Zostały napisane w I wieku, by zachęcić chrześcijan mieszkających w imperium rzymskim, które było bardzo przeciwne chrześcijańskiemu przesłaniu:
„Cóż tedy na to powiemy? Jeśli Bóg za nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale go za nas wszystkich wydał, jakżeby nie miał z nim darować nam wszystkiego? Któż będzie oskarżał wybranych Bożych? Przecież Bóg usprawiedliwia. Któż będzie potępiał? Jezus Chrystus, który umarł, więcej, zmartwychwstał, który jest po prawicy Boga, Ten przecież wstawia się za nami. Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej? Czy utrapienie, czy ucisk, czy prześladowanie, czy głód, czy nagość, czy niebezpieczeństwo, czy miecz? Jak napisano:.......
#5
Napisano 2008-03-29, godz. 18:19
witam cie pawdob7 nie mam takich koszmarów na szczescie, ale moja rodzina tez sie by cieszyła z mojego nieszczescia..... zaraz było by ze to kara za odejscie, i ze jak wróce to mi Bog pobłogosławi......Zauważyłem w rodzinie, że to ich szczególnie drażni. Chcieliby wręcz, aby wydarzyło się coś w moim życiu ( nieszczęście? ) co mnie zmusi do powrotu na kolanach.
#6
Napisano 2008-03-30, godz. 17:46
I najpiękniejsza w życiu poranna ulga, że już nic nie muszę. Odkąd jestem poza org. nic więcej w życiu nie muszę. To jest piękne. Mogę robić to, co czuję, myślę i wiem, że jest dobre. Fakt, przestałam uszczęśliwiać rodzinę, ale to i tak chyba mój najlepszy wybór.
Użytkownik kantata edytował ten post 2008-03-30, godz. 17:56
#7
Napisano 2008-03-30, godz. 18:08
tylko że MUSZĘ IŚĆ NA ZEBRANIE. W kilku wersjach: albo się chowam przed rodziną w łazience tuż przed wyjściem, albo już na sali przesiaduję w łazience i ktoś się dobija i muszę wyjść. Opuściłam śj, nie myślałam o śj a strach, że muszę znosić urągające logice studium pytania-odpowiedzi mi został. W pewnym momencie strażnicowy bełkot jest traumą nie do zniesienia.
I najpiękniejsza w życiu poranna ulga, że już nic nie muszę. Odkąd jestem poza org. nic więcej w życiu nie muszę. To jest piękne. Mogę robić to, co czuję, myślę i wiem, że jest dobre. Fakt, przestałam uszczęśliwiać rodzinę, ale to i tak chyba mój najlepszy wybór.
kantata, dokładnie to samo czuję Radość, że już nic nie muszę i już nikt za mnie nie decyduje a także nie podsuwa mi swoich schematów myślowych i gotowych, gladkich odpowiedzi na każdy temat!
Ich się już dawno nie boję, ani ich straszaków ani armagedonu! Jeśli się czegoś boję, to tak jak napisalem w temacie - boję się, żeby Pan Bóg nie odebrał mi znowu rozumu
Właściwie nie wiem dlaczego piszę "znowu", bo przecież ja tego bagienka nie wybierałem - po prostu urodziłem się w takiej rodzinie!
Pozdrawiam
#8
Napisano 2008-03-30, godz. 19:14
#9
Napisano 2008-03-30, godz. 21:06
Dzień przed chrztem dostałam bardzo wysokiej gorączki. Miałam lat naście, wielki mętlik w głowie, bez szans na pogodzenie sprzecznych wizji świata. Chciałam i nie chciałam równocześnie. Taki moment w życiu, kiedy rwie na wszystkie strony.
Presja, że muszę wyzdrowieć na ten "wielki dzień" była silna. Bałam się, że to Siła Wyższa nie chce mnie dopuścić do siebie, że to kara za moje wątpliwości. Zresztą tak mi powiedziano "jesteś chora dzień przed chrztem? Coś w tym jest!" (btw: śj w znaki tego typu wierzą, a nie powinni). Jakoś mi przeszło na drugi dzień.
#10
Napisano 2008-04-01, godz. 09:15
PS.znowu dostałam porcję pokarmu na czas słuszny...z Armagedonem w tytule...czasami żyć mi się nie chce
#11
Napisano 2008-04-01, godz. 09:21
"W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?"
#12
Napisano 2008-04-01, godz. 09:30
widzę, żę śmieszy Cię to...no cóż...jedynym wsółczującym mi tutaj jest tylko Padre Antonio
Mi dziś nie do śmiechu wcale.
Myślę jednak, że tam nie mam nic nowego, ale przygnębiające jest, że aby utrzymać ludzi w ryzach muszą ciągle ich straszyć...
#13
Napisano 2008-04-01, godz. 09:49
Brie a co mam plakac? Smiech mi tylko pozostaje i to tez tylko w ograniczonym gronie. Wierz mi ze wiem co doskonale czujesz tylko ja juz nauczylem sie z tym zyc i miec dystans do tego albo jak na razie wydaje mi sie tylko ze tak jest.edd
widzę, żę śmieszy Cię to...no cóż...jedynym wsółczującym mi tutaj jest tylko Padre Antonio
Mi dziś nie do śmiechu wcale.
Myślę jednak, że tam nie mam nic nowego, ale przygnębiające jest, że aby utrzymać ludzi w ryzach muszą ciągle ich straszyć...
"W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?"
#14
Napisano 2008-04-01, godz. 09:58
Nie tylko Ojciec Antoniusz Ci współczuje. Też doskonale cię rozumiem! Gdy wiele lat temu zrozumiałem, że to utopia w czym się urodziłem i w co wierzę nie było mi wcale do śmiechu. Wszystkie głęboko wpojone w psychikę lęki wypełzły jak "robaki" Czasami wtedy myślałem, że to Szatan podsuwa mi wątpliwości. Po latach wszystko wydaje się takie śmieszne i odległe Wtedy rzeczywiście nie było mi do śmiechu. Dobrze, że nie byłem sam ze swoimi dylematami. Na szczęście jestem już dużym chłopcem i w"bajki oraz duchy" nie wierzęedd
widzę, żę śmieszy Cię to...no cóż...jedynym wsółczującym mi tutaj jest tylko Padre Antonio
Mi dziś nie do śmiechu wcale.
Myślę jednak, że tam nie mam nic nowego, ale przygnębiające jest, że aby utrzymać ludzi w ryzach muszą ciągle ich straszyć...
Skorzystałem nawet wtedy z porady psychologa i on mi wytłumaczył, że wyjście z małych grup religijnych jest trudniejsze od wyjścia z narkomani. Po prostu one świadomie stosują metody uzależniania. Jak do nich chcesz przystąpić, to Cię "bombardują miłością". Jak już Cię mają, wtedy straszą wszystkimi plagami świata, jeśli spróbujesz od nich odejść.
Polecam stronę www.psychomanipulacja.pl Można tam znaleźć dużo informacji na temat sposobów psychomanipulacji i uzależniania wykorzystywanych przez małe ruchy wyznaniowe. Informacje przedstawione są rzetelnie i wcale nie dotyczą bezpośrednio śJ.
Pozdrawiam serdecznie
#15
Napisano 2008-04-01, godz. 09:58
Tego nie powiedziałam...ale skoro napisałam, że żyć mi się nie chce, to nie musiałeś mnie dobijać tym tekstem o podwójnej dawce, która mnie dziś przyprawiła o DOŁA...i jeszcze ten rozdziawiony uśmiech, jakby Ci to sprawiało radość.
Nie wiesz, co czuję i NIGDY nie będziesz wiedział, bo skąd miałbyś to wiedzieć?
#16
Napisano 2008-04-01, godz. 10:23
Cieszę się...ale chyba tak do konca to nikt nie jest w stanie zrozumieć tego, co czuję.
Podczas gdy zmagam się się z moimi problemami i pytaniami, słyszę ciągle nowe, które nic nowego do mojego życia nie wnoszą , tylko powodują jeszcze większy metlik w głowie.I rady...bezsensowne..."spróbuj sobie to wszystko poukładać od nowa", "czemu tak uparcie skupiasz sie na tym zakazie krwi?, przecież to nie jest aż tak istotne chyba"...i grożby..."no chyba chcesz jeszcze zobaczyć swoja corkę?"Niestety, w zborze nikt nie rozumie moich wątpliwości, jestem z tym sama...
Dzieki z podanie strony...podobne już chyba kiedyś odwiedzałam, ale zajrzę ponownie.
pozdrawiam
#17
Napisano 2008-04-01, godz. 11:12
Tzw. dojrzali bracia "w okresie wątpliwości" mówili mi prywatnie mniej więcej tak: "po co sobie komplikujesz, życie - tu masz rodzinę, przyjaciół itp. Zaraportujesz kilka godzin, strzelisz wykładzik pomocniczy raz na jakiś czas a wątpliwości przejdą same po czasie"Podczas gdy zmagam się się z moimi problemami i pytaniami, słyszę ciągle nowe, które nic nowego do mojego życia nie wnoszą , tylko powodują jeszcze większy metlik w głowie.I rady...bezsensowne..."spróbuj sobie to wszystko poukładać od nowa", "czemu tak uparcie skupiasz sie na tym zakazie krwi?, przecież to nie jest aż tak istotne chyba"...i grożby..."no chyba chcesz jeszcze zobaczyć swoja corkę?"
Pewnie było dużo prawdy i szczerości w tych poradach - ja niestety przeżywałem coś, co doskonale oddaje tytuł książki R. Franz'a : KRYZYS SUMIENIA! Nie potrafiłem oszukiwać siebie i innych - po prostu już w to wszystko nie wierzyłem!! W tym czasie otrzymałem "przywilej" - odmówiłem przyjęcia oświadczając, że nie mogę nauczać innych czegoś, w co sam mam wątpliwości. Potem szybko zdałem sobie sprawę, że dla mnie ten okres mojego życia jest już definitywnie zamknięty!
Trzymaj się, Brie!
pozdrawiam
Jeśli rzeczywiście wykorzystują fakt, że straciłaś ( umarła ) córkę, to muszę z przykrością, ale stanowczo stwierdzić, że osoby te stosują najbardziej niskie metody szantażu psychicznego ! Niestety - typowe dla takich grup! Może właśnie dlatego warto pokazać im, że się nie dasz zastraszyć"no chyba chcesz jeszcze zobaczyć swoja corkę?"
#18
Napisano 2008-04-01, godz. 11:18
Jesli tresc mojej wiadomosci Cie urazila lub wprowadzila w zly nasroj (delikatnie mowiac) to przepraszam. Nie bylo to moim zamiarem. Co do dalszej czesci nie widze powodu aby ci tlumaczyc czy cos czuje czy nie skoro i tak nie wierzysz moim slowom.edd
Tego nie powiedziałam...ale skoro napisałam, że żyć mi się nie chce, to nie musiałeś mnie dobijać tym tekstem o podwójnej dawce, która mnie dziś przyprawiła o DOŁA...i jeszcze ten rozdziawiony uśmiech, jakby Ci to sprawiało radość.
Nie wiesz, co czuję i NIGDY nie będziesz wiedział, bo skąd miałbyś to wiedzieć?
"W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?"
#19
Napisano 2008-04-01, godz. 13:53
pawdob7
Cieszę się...ale chyba tak do konca to nikt nie jest w stanie zrozumieć tego, co czuję.
Podczas gdy zmagam się się z moimi problemami i pytaniami, słyszę ciągle nowe, które nic nowego do mojego życia nie wnoszą , tylko powodują jeszcze większy metlik w głowie.I rady...bezsensowne..."spróbuj sobie to wszystko poukładać od nowa", "czemu tak uparcie skupiasz sie na tym zakazie krwi?, przecież to nie jest aż tak istotne chyba"...i grożby..."no chyba chcesz jeszcze zobaczyć swoja corkę?"Niestety, w zborze nikt nie rozumie moich wątpliwości, jestem z tym sama...
pozdrawiam
Kiedy wszystko zaczyna uwierać to moze czas na przełom...
Kiedyś pan psycholog powiedział mi że w naszym zyciu zdarzaja sie problemy, niczym supełki na nici. Siadamy supłamy, rozplątujemy, prostujemy nici i do przodu! Ale czasem zdarzają sie supły, których nie mozna nijak rozplatac, bo po prostu się nie da- wtedy trzeba je przeciać.
Mysle ze to własnie ten rodzaj życiowego supła, nie da sie go rozplatac i rozprostowac- nijak sie to wszystko kupy nie trzyma i nie ma co układac, sama widzisz jak Cie to uwiera. Stracisz mnóstwo czasu i energii którą można obrócic w coś konstruktywnego, co Cie wzmocni a nie wżyłuje.
"Nigdy nic wbrew sobie- bo wcześniej czy później obróci sie to przeciwko mnie!"
#20
Napisano 2008-04-01, godz. 14:22
Święte słowa! Amen ! tylko neurastenii można się nabawić."Nigdy nic wbrew sobie- bo wcześniej czy później obróci sie to przeciwko mnie!"
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych