Jeżeli ośrodkiem jaźni jest nieśmiertelna duchowa dusza, a nie fizyczne ciało, to czy można człowieka pozbawić pamięci?
Jeśli by to było możliwe to oznaczałoby, że pamięć człowieka nie mieści się w nieśmiertelnej duszy, ale w jego ciele. Oznaczałoby również, że wraz ze śmiercią dusza traci pamięć! Czy więc może po śmierci ciała przeżywać jakiekolwiek cierpienia? A jeśli byłaby w czyśccu to jak mogłaby się poprawić, skoro nie będzie pamiętać w czym błądzi?
A jak można sfalsyfikować tą hipotezę? Bardzo prosto! Wystarczy wyciąć odpowiednie płaty mózgu! czasami trzeba to uczynić aby ocalić resztę mózgu nie zajętą przez raka. Skutkiem ubocznym takich operacji bywa właśnie utrata pamięci. Czasami traci się zdolność odczuwania określonych uczuć np. gniewu i człowiek staje się nienormalnie beznamiętny. To fakty. Zatem pytanie do zwolenników dualizmu platońskiego: gdzie się mieści jaźń i jej pamięć - w ciele czy w duszy?
Minął rok i muszę się przyznać, że choć wydawało mi sie, że tego przekonania nic nie ruszy to jednak ruszyło tak, jak wszystkie nauki Strażnicy!
I tak jak to było w przypadku pozostałych nauk Jedynej Prawdziwej okazało sie że odpowiedzi Strażnicy są niesatysfakcjonujące!
Po raz kolejny widać, że Pismo prowadzi człowieka w kierunku objawienia osobistego ukazując poprzez ubogość słów istnienie Tajemnic Boga.
Aby można było powiedzieć na Sądzie Ostatecznym: "oto ta a ta osoba zmartwychwstała"
musi istnieć jakiś duchowy ośrodek jaźni człowieka, który nie umiera wraz z ciałem.
Bo jeśli po osobie nie pozostaje nic tylko tylko pamięć u Boga, to nie ma zmartwychwstania ale zamiast tego jest kopiowanie!
Czy kopia ma ponosić odpowiedzialność za tego, któremu wspomnienia wszczepiono?
Osoba człowieka musi istnieć w jakimś niematerialnym kontinuum, zachowującym jej rozum, wolę, odpowiedzialność i dającym decydujący wpływ na ciało.
Bez ciała osoba człowieka jest oczywiście niepełnosprawna, jest nicością jak duch, jak wiatr ale nie przestaje być osobą.
A jeśli ten duch poniesie odpowiedzialność za swe czyny w ciele, to musi być tym samym który nabroił i musi również pamiętać, co narobił,
nawet jeśli w stanie śmierci nie ma sił do zrobienia użytku z tych wspomnień.
Trudno to coś nazwać tak samo jak trudno nazwać czym są ciała duchowe. Strażnica wyłapuje wersety, które zdają sie potwierdzać jej punkt widzenia i jednocześnie wymiguje się od komentowania tych, które jej nie pasują. Jednak kluczem do wyzwolenia się z pętów jej materialistycznego redukcjonizmu jest zauważenie, że Pismo nie używa ściśle zdefiniowanych słów, a te któe wydają się mieć już ustalone znaczenia z biegiem czasu używa w taki sposób, że wyraźnie widać ich nowe znaczenie. Raz Biblia nazywa to duchem, innym razem duszą, a kiedy indziej wewnętrznym człowiekiem. Zależnie od aspektu i dziedziny aktywności. Z tego nadawania wieloznaczności słowom widać jednocześnie że nie jest to nic z tych rzeczy, bo jedno słowo nie wystarczy do określenia tego. A z drugiej strony jest to coś podobnego do tych rzeczy i jednocześnie nie podobne do niczego.
Donosząc się jeszcze do tematu jaki sam zagaiłem muszę pozostać konsekwentny i przyjąć, że
tak, jak jest duchowe pojmowanie różniące się od pojmowania rozumowego, o czym pisze Paweł do Koryntian, tak też musi istnieć zarówno pamięć duchowa jak i rozumowa. Należy więc przyjąć, że istota człowieka wykracza daleko poza jego ciało i nie można wyobrażeń o niej ograniczać do obserwacji działania jej ciała.
Użytkownik bury edytował ten post 2009-10-09, godz. 21:53