Witam wszystkich pięknie. Przeglądając powyższe posty zauważyłam, że najbradziej tęskinimy za okresem w którym sądziliśmy, że znaleźliśmy prawdę, że znaleźliśmy Boga. Człowiek wciąż poszukuje Boga i najwyraźniej znalezienie go stanowiło wielką satysfakcję
. Ja też tęsknię do mojego wyobrażenia na ten temat. Kiedy życie zweryfikowało przekonania i poglądy, poczułam pustkę podobną do nieodwzajemnionej miłości, albo może raczej do miłości zlekceważonej. Moja przyjaciółka tęskni do dawnych czasów, do dawnych zborów , zebrań, pięknych pieśni...zapowiedź nowego śpiewnika na zgromadzeniu bardzo ją zdenerwowała
. Z pewnością jest to również tęsknota za utraconą młodością...i to w sytuacji, kiedy mieliśmy się nie zestarzeć.. hi..hi..
Wszystkie te wypowiedzi brzmią dla mnie znajomo i blisko. Czuję podobnie ja Wy, którzy piszecie, że macie czego żałować, choć przecież wszystko to było oparte o wielkie nadzieje, które zawiodły i fałszywe poczucie znalezienia prawdy. Tak, to smutne. Budzi żal i tęsknotę. Ale nie za tym, co było i jeszcze mniej za tym, co rzeczywiście jest, bo jest wg mnie tragedia. Sam pojechałem 5 lat temu na kongres, aby przekonać się co poczuję, jak tam jest. Było okropnie sztucznie, sztywno, na swój sposób pusto. Czułem, że ci ludzie są mi obcy, a sam czułem się w tym czasie agnostykiem. To już nie te kongresy "zakazane owoce" za głębokiej komuny lub choćby za zakazów, albo w oczekiwaniu na armagedon 1994. To już nie ja - naiwny dzieciak, pragnący wiedzy, szleńczo oddany i w pełni ufny. A żal. Żal dzieciństwa, młodości, naiwności, uniesień nadziei idealnej, prostoty rozumowania, łatwego życia. Dziś słowa Jezusa brzmią bardziej prawdziwie i blisko sercu - "Eli! Eli! Lama sabahtani?"...
Użytkownik bury edytował ten post 2009-08-19, godz. 13:47