Użytkownik miszmasz edytował ten post 2010-02-24, godz. 22:33
To twoja wina...
#21
Napisano 2010-02-24, godz. 22:32
#22
Napisano 2010-02-25, godz. 14:59
Ciągle zadawał mi to pytanie: "dlaczego? ja tego nie rozumiem". A ja nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie
Oni zawsze za wszelką cenę chcą postawić na swoim. Zawsze racja musi być po ich stronie, żeby tylko broń Boże nie okazało się, że nie mają racji. Tak jak w temacie - "odchodzisz, ale to twoja wina a nie nasza, my jesteśmy czyści jak łza". Obłuda i tyle.
nie odeszłam od Boga, nadal w niego wierzę, ale nie odgrywa on teraz w moim życiu żadnej roli. To już lepiej być chyba ateistą, zresztą sama nie wiem kim już jestem, i w co wierzę, stąd mam taki, a nie inny nick. Plus jeden taki, a może minus.. że nie mam już ochoty na poznawanie innych religii, na szukanie, kiedyś przechodziłam prawie z jednej do drugiej, a z katolicką byłam razem w trzech. Moje obecna myśl przewodnia: Bóg jak jest to dobrze, jak go nie ma to też dobrze.
To dobrze że wierzysz w Boga. Myślę że być może odgrywa On w twoim życiu jakąś rolę. Osobiście nie skłaniam się ku ateizmowi ale rozumiem, że indoktrynacja w organizacji a potem wykluczenie może skutecznie zahamować wiarę w Boga. W organizacji ciągle wmawia się każdemu, że z miłości do Boga i bliźnich oraz z chęci zbawienia powinien ciężko "harować", chodzić do służby, na zebrania, brać udział w innych gałęziach służby Królestwa. Ciągle trzeba coś czytać, coś analizować, przerabiać tony literatury i materiałów dodatkowych, coś poznawać, coś powtarzać, wykupywać czas, do znudzenia "wałkować" te same wierzenia, poglądy i aspekty bycia ŚJ. Nic więc dziwnego, że po takich "końskich" dawkach "pokarmu duchowego" dostarczanego przez organizację człowiek potem może poczuć się wyjałowiony, obcy pod względem wiary w Boga, zawiedziony. Organizacja często pozostawia piętno. Tymczasem prawda jest taka, że aby podobać się Bogu wcale nie trzeba brać na siebie jarzma organizacji (podkreślam, organizacji a nie Chrystusa). I na tym trzeba się skupić, z tego czerpać wiarę w Boga i radość.
Pamiętam jak kiedyś nawet pewni zainteresowani po zebraniu stwierdzili, że zebranie trwa za długo, punkty są zbyt długie i obszerne i człowiek się tym wszystkim męczy.
Najlepiej w organizacji mają ci którzy za bardzo się nie przejmują tym wszystkim. Jak człowiek zaczyna się za bardzo wczuwać, przejmować i nadmiernie starać to powoduje to efekt grypy żołądkowej i lewatywy. Wiadomo o co chodzi.
prostota w religii ŚJ to tylko pozorna prostota, teraz dopiero to widzę, wszystko jest pozorne, i kiedy dochodzi się do ściany, stwierdza jedynie fakt, że tak naprawdę nie wierzyło się w Boga, że umysł jest wykrochmalony przez organizację, a kiedy spadają klapki z oczu zaczyna się widzieć różne drogi dotarcia do Boga, do prawdy. Patrzenie tylko w jednym kierunku sprawia, że sztywnieje kark, trzeba go więc rozruszać.. odchodząc z organizacji.
Jest dokładnie tak jak piszesz. Organizacja niby mówi że "prawda" jest prosta, tymczasem aby "udźwignąć" całą tę prawdę, trzeba naprawdę chyba nic tylko przy publikacjach siedzieć i do służby oraz na zebrania chodzić.
Pewien nadzorca obwodu dostrzegł kiedyś problem "nadmiernego" pokarmu duchowego i wymagań organizacji. Oczywiście nie powiedział o tym bezpośrednio i dosłownie ale wskazał, że będąc ŚJ należy przestrzegać pewnego absolutnego minimum. W skład tego minimum wchodziło m.in. tekst dzienny, chodzenie na wszystkie zebrania, regularna służba w weekendy. Szkoda tylko, że tak naprawdę organizacja wymaga dużo więcej.
Użytkownik ble edytował ten post 2010-02-25, godz. 15:09
#23
Napisano 2010-02-25, godz. 19:54
#24
Napisano 2010-02-26, godz. 04:30
Zastanawia mnie jedno: jak religia, która naucza o Bogu, bo przecież w pewien sposób to robi, (a przyznam szczerze, że religia ŚJ pomogła mi uwierzyć w Boga, zaufać mu, nawiązać więź) sprawia, że po jakimś czasie człowiek staje się obojętny na to wszystko, staje się nawet ateistą, albo agnostykiem. Przecież Bóg się nie zmienia.
Bo ta religia bazuje na nieustannym wzbudzaniu poczucia winy. Ludziom wrażliwym potrafi ono towarzyszyć nieustannie, niezależnie od tego co robią, jakie akurat czynności wykonują. Ciągłe naciski, zalecenia aby "czynić więcej"... na dłuższą metę to nie do zniesienia. Zobojętnienie staje się ucieczką.
Zostałam pozbawiona nadziei, jak chyba większość tutaj, a jeżeli nie ma nadziei, to nie ma nic, to nie ma po co żyć.
Nadzieja którą Cię nakarmiono była fałszem. Nie pozbawiono Cię nadziei, bo jej nigdy nie było. Pozbawiono Cię zludzeń, i jednocześnie obdarzono wolnością. Dotąd żyłaś dla WTSu, jak niewolnik. Teraz masz szanse żyć jak wolny człowiek, dla samej siebie i swoich bliskich. Masz po co żyć. To echa WTSowskiej indoktrynacji każą Ci myśleć że poza WTSem nie ma nadziei, nie ma sensu życia, nie ma nic. Ale Ty już nie musisz się im poddawać. Otrząśnij się z tego i żyj dla siebie. W końcu wolna.
#25
Napisano 2010-02-26, godz. 09:57
Zostałam pozbawiona nadziei, jak chyba większość tutaj, a jeżeli nie ma nadziei, to nie ma nic, to nie ma po co żyć.
moze bardziej z dystansem, miszmasz. wiem nie lubisz filozofować, ale... z punktu widzenia psychologii nie zostalas pozbawiona nadziei. zostalas pozbawiona jedynie specyficznego sposobu myslenia.
jako ludzie potrzebujemy takiego myslenia bo jest ono ucieczką. jako istoty ludzkie jestesmy targani pod wplywem wlasnych pragnien, sprzecznych uczuć, uniesien, niewyslowinego żalu, ogromnymi emocjami. czlowiek wiecznie czuje sie zamkniety w sobie, nie moze uwolnic sie od ciala i jego ograniczen i nie moze bez ciala zyc. swiadomosc - to dar i przeklenstwo. są trzy rozwiązania, w ktore ucieka nasza swiadomość, aby nie oszaleć
ten swoisty eskapism zasadza sie na ucieczce swiadomosci na zewnątrz przez projekcję jej jak wspomnialem w trzy drogi.
pierwszy sposób jaki znalazł czlowiek, to praca, ale tylko praca twórcza, nie tasmowa automatyczna, pozbawiająca inwencji, w taką pracę nie mozna przelac swiadomosci, wrecz przeciwnie.
praca tworcza zapewnia radosc, cel, wyciąga naszą swiadomosc "na zewnątrz"
drugi sposób to sztuka. w niej eskapism jest widoczny wielowymiarowo. w sztuce zawarty jest czlowiek jakiego normalnie nie widac. sztuka daje obraz istoty ludzkiej, kruchej, silnej, dobrej, zlej daje mozliwosc uwolnienia wszelkich namietnosci, prawd i kłamstw w sposób autentyczny, bez ograniczen, co zapewnia twórcy ulgę, a odbiorcy czarodziejskie lustro, w ktorym moze przez chwile zostawic swoje ja (ksiazka, obraz, teatr, film, rzezba, wiersz).
w japońskim haiku na chwile zamkniesz nawet caly swiat i odpoczniesz
trzeci sposob, najwazniejszy i dajacy mozliwosc calkowitej ucieczki swiadomosci to miłość, jest to najgłębsza forma uwalniania z dychotomii zycia, z ciala, z naszych cierpien. milosc do boga, do rodzicow, do kochanka, do meza, zony jest powierzeniem siebie komus, czyli jest najwyzsza forma wyjscia z siebie. oddajemy serce ma zewnatrz, ufni, utuleni, na powrot choc przez chwile jestesmy dzieckiem, spelnia sie nasze najwieksze pragnienie - wewnetrzny spokój. jestesmy dzieckiem boga, dzieckiem, ktore odkrywamy w sobie strojąc glupie miny przed ukochanym czlowiekiem
pisze o tym, zeby pomoc Ci w tej trudnej chwili uswiadomic sobie, ze przed Tobą do wyboru jest kilka dróg, w ktore mozesz sie zaglebic i tym bardziej teraz, patrzac z innej perspektywy. Ktos zatem, lub ty sama pozbylas sie jedynie specyficznego sposobu myslenia, tak zwanego "sposobu na zycie", ktorego potrzeba ukryta jest w tym co opisalem powyzej,
ktory jednak mozesz zastapic czymkolwiek wedlug wlasnej woli, bo pozornie przeciez jestesmy wolni w nas samych
zyczę powodzenia
i pozdrawiam serdecznie
Użytkownik gruby drab edytował ten post 2010-02-26, godz. 10:13
wynika że
tyle wiemy o świecie
a o nas trochę mniej
#26
Napisano 2010-02-26, godz. 10:20
Twoje posty mnie buduja daja energie, poczucie wartosci, znajduje w tym co piszesz czasteczke -siebie i chyba kazdy z nas.
Jestes czlowiekiem duchowym majacym tyle klejnotow do przekazania.
Masz racje ze milosc potrafi wiele i to dzieki niej znosimy wszystkie trudy i brudy zycia.
Jest motorem dzialania, zrodlem inspiracji,otacza nas i wypelnia.
To uczucie wyzwala w nas glebokie skryte motywacje i to pozwala zniesc --wszystko!!!
Dziekuje ze piszesz, jestes i pomagasz!!!!!!!!!!!!!!!!!
#27
Napisano 2010-02-26, godz. 12:12
#28
Napisano 2010-03-26, godz. 07:13
Bo ta religia bazuje na nieustannym wzbudzaniu poczucia winy. Ludziom wrażliwym potrafi ono towarzyszyć nieustannie, niezależnie od tego co robią, jakie akurat czynności wykonują. Ciągłe naciski, zalecenia aby "czynić więcej"... na dłuższą metę to nie do zniesienia. Zobojętnienie staje się ucieczką.
Zgadza się. Zarówno "szeregowi" głosiciele jak i starsi zboru zawsze muszą dołożyć swoje "pięć groszy". Wiedząc o tym, że ktoś jest takim wrażliwym człowiekiem potrafią go napiętnować, niemal zmieszać z błotem. W najlepszym wypadku będzie musiał wysłuchiwać stałego lub okazjonalnego marudzenia.
Użytkownik ble edytował ten post 2010-03-26, godz. 07:13
#29
Napisano 2010-08-22, godz. 10:38
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych