Uwazam, ze ludziom o duzym stopniu religijnosci trudno jest zachowac dystans.
Np. ja jako sceptyk, watpiący i poddajacy przewrotnemu mysleniu idee religijną jestem wrogiem Jehowy czy nie? Wedlug zapisow biblijnych, tak. Jestem zwyklym chwastem do wyrwania, gnojem na ziemi, godnym pogardy ze strony sil duchowych odszczepiencem, ktory wlasnym rozumem chce pojac swiat, jakby nie wiedzial, ze ten rozum, to glupota w oczach Boga. Oczywiscie nie pozwalam sobie na takie samoponizenie, ale wierzacy, chcacy nasladowac Boga i przykladajac go za wzor do wszelakich realcji miedzyludzkich musialby przylozyc ten szablon do mnie i nienawidzic zlych filozofow tego swiata.
Powstaje oczywiscie ogromny dyskomfort uczuciowy, poniewaz jako zwierzeta stadne odczuwamy podswiadomą potrzebę troski i empatii, powstaje w nas cos na ksztalt malego buntu, przeciw tak radykalnemu spojrzeniu na oponeta dyskusji. Nasz wewnetrzny humanitaryzm szuka zatem drogi wyjscia i w ewolucji poznawczej swiata ludzkiego, w jego zrozumieniu potrzebujemy oswiecenia, ktore mozemy znalez w slowach Wielkich Prorokow.
Dlatego czlowiek duchowy cytuje sprzeczne do wczesniejszych zalozen slowa, typu :milujcie nieprzyjaciol swoich, nastawcie drugi policzek, takie prawo daje ulge, daje mozliwosc bycia czlowiekiem.
Dla mnie ta sprzecznosc jest abstarkcyjnym tworem, niezrownowazonym stanem emocjonalnym ludzkosci, zatem nie moze byc autorytetem w kwestii prawidlowych realcji czlowieczych. Nie moze poniewaz oparta jest na zbyt duzej dawce emocjii sprzecznych, dajacych mozliwosc wyboru w razie sytuacji tej opcji, ktora akurat bedzie odpowiadala potrzebie osoby religijnej, historia ludzkosci pokazuje, ze taki typ myslenia wykluczal racjonalną, rzeczową dyskusje, oparta na argumentach rozumu, co czesto konczylo sie krwawymi jatkami.
Polemika jest natomiast odzwierciedelniem wnetrza czlowieka i jego charakteu, a nie samym przedstawianiem racji. Istotą polemiki musi byc potrzeba poznawania drugiego czlowieka, trzymanie sie tej zasady wykluczy agresywne zachowanie wojujacego ateisty czy religianta.
Moze malo o tym pisze, ale skoro jest okazja: ja naprawde odbieram wiele ciepla i sily z wiary niektorych osob, sa dla mnie przykladem dobroci i sily, nawet tu na forum, cenie ich za spokoj ducha i wewnetrzna sile, bez wzgledu jak ja osiagneli i wymagam tego samego.
To, ze czasami zaczepnie pytam lub podwazam wiare nie jest podszyste zadna wrogoscią, raczej troską o to by byc moze pokazac inna alternatywną drogę myslenia i uwolnienie umyslu od strachu, poczucia winy czy innych nabytych w trakcie indoktrynacji religijnej trucizn.
Gdyby ktos mogl wejsc w moja glowe zobaczylby spokoj i cisze, ale skoro nie moze tego zrobic to czasami w polemice dostrzega oponeta kroczacego szeroka szatanską drogą
pomimo, ze do satanisty mi tak daleko jak do zakonnika, niestety w ujeciu religijnym jestem stracencem, w ujeciu bozym, wrogiem, fajnie jak czasami w ujeciu ludzkim jestem poprostu zwyklym czlowiekiem i z takim polemizujacym, ktory tak uwaza chetnie sie spotkam - czlowiekiem bez etykietki.
Użytkownik gruby drab edytował ten post 2010-08-05, godz. 07:48