Skocz do zawartości


Doris

Rejestracja: 2006-04-10
Poza forum Ostatnio: 2011-02-22, 10:32

Moje posty

W temacie: Stało się!

2008-02-16, godz. 17:13

Dziekuję Wam za wsparcie i za wszystkie posty. Dawno nie zaglądałam tu - juz wydawało mi się, że sie poukłada. Ale to niemożliwe. Mam rózne pomysły, ale tak do końca jeszcze nie wiem, co zrobię. Boję sie zaczynać wszystko od nowa...... juz nawet chyba coraz mniej zależy mi na tym, co on zniszczy, itd, co gadają i kto gada. Mam gdzies wszystko. I tak już zabrnęło, musiałam "wtajemniczyć" pare osób bo chyba bym zwriowała a potem nikt by nie wierzył że skoro było źle to czemu milczałam tyle czasu.

Mój mąz jest człowiekiem podłym do granic, przy tym egoista to dobre słowo. Juz jest tak, że boję sie niemal odezwać bo nie wiem, jak on odbierze moje słowa w danej chwili... a o reakcjach nie chce już nawet pisać. Sa krzyki w nocy, groźby, wyzywanie od wariatek, wulgaryzmy, wypominanie wszelkich słabości w sposób który ma mnie zniszczyć. I przy tym wszystkim żadania uległości - bo mam przecież tak wspaniale. Mam, owszem- prezenty, kwiaty - jak jest przez chwile ok... a potem byle co (np cos co jest zwykłym stwierdzeniem faktu -typu "nie zadzwoniles dzis nawet-tyle miales pracy.." niestety-wypowiedzianym w momencie gdy cos go wkurzyło i odebranym jako zrzędzenie i wyrzut ze nie zadzwonil...moge tłumaczyc bez konca-on wie lepiej, -to byl zarzut i koniec, a ja jestem maruda, on traci czas w tym związku, zepsułam cały dzień, jak zwykle etc...wrzeaski, grozby itd) furia i wypowiadanie tylu raniących słów. Po 2 tygodniach zgody. Nigdy nie wiem, jak na co zareaguje....
On zyje gorzej niz tylu ludzi "ze świata" ;) uwazam ze nie ma zadnych zasad, to tylko urodzenie w rodzinie Sj. I narzucony styl zycia, niby uwaza ze to prawda, ale co robi? Nie bede uległa zoną - kogo mam szanowac, komu ufać??? Obawiam sie ze to juz straceone na zawsze.....
Mam pozycje w pracy, poradze sobie znakomicie i bez niego - w tym nie ma problemu. Tak samo jak z tym, gdzie isc w razie co..... kolezanki, rodzina....
nie jestem zalezna wiec on wie, ze łatwo mnie zastraszyc nie jest i to chyba niebyt wygodne. jedyne co moze- poniszczc nieco w domu-na moich oczach... naopowiadac nieprawde (kłamie na kazdym kroku) wokól...... w sposob który ma mnie oczernić. pewnie łatwiej byłoby móc sie pastwic jak bym nie miała np dochodow własnych moze? nie wiem....
Ten człowiek, który nas próbował godzic, jest męzem i uważam, ze bardzo mądrym człowiekiem. W zasadzie pokusiłabym sie o stwierdzenie ze najmadrzejszym świadkiem, jakiego poznałam. ma wlasne problemy, jak kazdy ale wspaniale z nimi sobie radzi, zasady sa świete i daje dobry przykład. Więc tylko dlatego sie zgodziłam na te rozmowe-aby ratowac jeszcze......
Tez jestem zdania, ze radzic innym moze tylko specjalista i to taki, co sam jest autorytetem.

Pieniadze, ktore bym miała jako swoje a odkładaismy na wspolne cele (zarabiam podobnie jak on), przepadna w razie rozstania pewnie i jeszcze pozabiera mi meble etc w razie rozstania... ale to chyba nieisttotne.. tylko mam zal, ze ciekza praca przez 1,5 roku mogla miec lepsze efekty.... Boje sie jeszcze, jak bede zyc teraz, po teoriach wpajanych przez Śj???
jak by nie bylo, kilka rzeczy jest cennych i chcialabym i swoim dzieciom wpoic, a w otoczeniu ciezko o kogos kto ma poglądy chocby zblizone do moich teraz... to wszystko mnie bardzo zmieniło...
pozostaja mi członkowie tegoż forum ;)

W temacie: Stało się!

2008-01-06, godz. 10:31

Witaj....

to prawda, że zmieniliśmy sie oboje. Na początku kwetia religii rysowała sie zupełnie inaczej. Mysle, że ten slub - mimo wszystko, wbrew wszystkim i temu co mi ludzie na jego temat mówili (ostrzegali...) był za wczesnie....
Zachęcił mnie do studium, wszystko było tak, że to moja wola, miałam takie 100% przekonanie. Więc chodziłam na zebrania, kongresy itd. Ale przede wszystkim gdy cos kwestionowałam, wykazywał sie cierpliwością.... A teraz?
On strasznie kłamie, okłamał mnie raz na samym początku znajomości i juz wtedy dało mi to do myśleania, ale że była to drobnostka, odpuściłam. teraz kłamie na skalę nie do opisannia. Poprzekrecane moje słowa, w jego wersji sa nie do opisania. To jest niepojete. Wczoraj słyszałam jak przez telefon w nerwach opowiadal koledze (bratu starszemu-ja zadzwoniłam w strachu jak zaczął po raz kolejny się pakowac, latać w furriii po domu, zamknal mnie na balkonie itd)- to, co mowił to same kłamstwa. Mówi tak każdemu,w szędzie.... A potem dziwi się, że nie chce z nim iśc na kongres. Ostatnio był kongres, nie chciałam iśc i siedziec przy jego rodzicach, rodzeństwie, byłej zonie zjej szczęsliwa rodzina , którzy wszyscy zostali już nastawieni przeciwko mnie. ja nie mam siły im tłumaczyc i przedstawiac swojej wersji. Nikt ze mna nie rozmawiał, ale cały czas słyszę od męza że sa przeciwko mnie. pócz tego kolegi- starszego zboru, kóry wyśłuzhał obu stron a męza zna od lat i dlatego mam nawet wrażenie że bardziej obstaje przy mnie..... W każdym razie nie chcuiaam iśc więc znów wpadł w furię, rzucał ubraniami, wieszakami.... jestem juz kłebkiem nerwów, w tych chwilach modle się aby Bóg go powstrzymał. Wiem jedno- Boga nie ma tam, gdzie jest on..... Ten człowiek jest wcieleniem zła.... wrzeszcał, rozwalał i pojechał na kongres. zarzucają cmu, że nie chcąc z nim jechać, daje odczuć 3 tysiącom ludzi ze mam go gdzieś - że jestem podła żoną.
Duzo by pisac, to forum chyba nie jst od takich rzeczy tylko faktycznie psycholog do którego wciąz jestem wysyłana albo ... nie wiem...
Prze to wszystko juz sama nie wiem, co myślę na temat ŚJ. Ludzie sa tylko ludźmi, ale poświecając tyle czasu w zyciu na sprawy duchowe-jak mozna byc takim podłym człowiekiem?

mam napisany pozew o rozwód ale boje sie ze jak sie dowie, zniszczy mi mieszkanie do reszty, pieniądze nasze wspolne sa na jego koncie...... zabizerze jeszcze to co uzna że jest jego i zostanę "na lodzie" (zarabiam całkiem niezle) przeciw całej rzeszy ludzi, ktorzy wierza jemu.
Chyba tego teraz boje sie najbardziej. I jak wygladam w oczach ludzi któryz sie dziwili ze wychodze za Śj i jeszcze rozwodnika.... pw oczcah tych ktorzy ostrzegali...... jeszcze jak sie jest osoba publiczną to juz w ogole trudne. Mimo ze wiem ze musze ratowac wa;lasne zycie bo bac sie byc w swoim domu....

W temacie: Stało się!

2008-01-02, godz. 07:33

Melchizedek:
(...) czy twój związek naprawdę jest taki nieudany? Brakuje mi dobrych przymiotow meza, o ktorych nie napisalas... Czy to znaczy, ze po slubie ich nie ma? Jak zwykle mamy do czynienia z dwiem stronami medalu, nie znam tej drugiej i co rzeczywiście was dzieli. Praca i że go nie ma całymi dniami? Kobiety chyba nigdy nie zrozumieją, że faceci nie pracuja tyle dla samych siebie tylko na żone też - w gruncie rzeczy to głównie na żonę... Mało głosi? Może przezywa kryzys tak jak Ty? Z pewnościa jest także człowiekiem i równiez się stara i równiez się czasem poddaje, by znowu próbowac na nowo.
Jest dla Ciebie obcy? Może jak widzisz jego twarz pełna mimiki i grymasów, może też złości to nie poznajesz tego samego człowieka, za którego wyszłaś? Może jednak zamiast krzyczeć, że jest żle i sa problemy, warto spróbowac je rozwiązac? Może jest potrzebne wolne w pracy, może poczytajcie Biblię, może potrzebny jest zwykły usmiech, może smaczny obiad, może te same perfumy jak to było 2 lata temu..?
Nie gorsz się, że twój maż nie jest idealny, bo takiego nie znajdziesz. Że jest wybuchowy, jak kazdy jest, gdy zostanie sprowokowany. To że się zali innym to bardzo zle, moze lepiej by bylo jakby zaczal mowic Tobie o swoich problemach? Jesli się z tym zgadzasz, to postaraj się o to... Życze powodzenia.

"

Niestety, nie wiem czy to jeszcze nie gorzej, kiedy idylla przewija się z koszmarem. Rozmawialismy z przyjaciółmi- (starsi zboru), dostał wiele uwag, cennych wskazówek. Ani jedna nie została dotrzymana. Wciąż wybuchy, nerowe reakcje na kżdy mój gest który mu sie nie spodoba. Nie twierdze, że jestem idealna, brak mi wiele. Ale co do smacznego jedzenia, wina, perfum.... było już wszystko uwieńczone dwudniowym spokojem - do momentu kiedy zrobię coś, co zostaje uznane za marudzenie i prowokację. A maridzeniem jest wszystko - moim zdaniem wyrażam swe potrzeby wyjatkowo wprost jak na kobietę, nie czekając aż sie ktoś domyśli, ale wówczas jest jeszcze gorzej. Bo na marudzenie jedyna reakcją są nerwy i wantura, potem raniące słowa kierowane sa przeciw sobie z obu stron. Wyszłam za człowieka, który jest kąsliwy, próbuje zniszczyc każdego, kto ma inne zdanie lub mysli inaczej niz on. Z nikim i niczym sie nie liczy. Przy tym na kłamstwie przyłapuje go nieustannie. I nie mam juz na to sił....
walczyć o czułość na forum, słuchać jak przesadzając robi ze mnie kogos niezrównoważonego, jak wysyła do specjalisty....
Wczoraj pało pytanie z usta braci starszych- czy na pewno chcemy byc ze sobą?
I ja już nie potrafiłam powiedzieć twierdząco z taka pewnościa, jak dotychczas. Wiem teraz, że najwieksza miłość umrze, gdy ktoś kto jest dla Ciebie najwazniejszy, na związek z kim zdecydowałeś się wbrew wszystkiemu ( ten związek był wyzwaniem i próbą wszystkiego) nieustannie drwi, oczernia, zmyśla i nie liczy się z Tobą, traktując gorzej niż potrafie to opisać. Pokładałam w nim wszystkie plany i nadzieje, na początku było cudownie. Teraz widze, że zamiast tworzyć lepsza, mądrzejsza i szczęsliwsza rodzine, opartą na zasadach wiary męża, zgotowalismy sobie zwykła patologię. W niczym nie jest lepiej. Wszystko urasta do rangi nieprzezwycięzonych problemów.
A to wszystko na zmianę z próbami normalności.Chustawka. Ja już nie mam sił pisać o tym wszystkim, straciłam nadzieję, przeraża mnie moja własna apatia ostatnio. Rok zaczął się awanturą, krzykami na mnie na ulicy, przypisywaniem mi win w czyms, czego po prostu nie zrobiłam.... on zawsze wie lepiej, nie słucha mnie. Nie ma szans na konstruktywna rozmowę, sa tylko złosliwości i wmawianie mi, ze robiąc czy mówiąc coś, miałam inne intencje niz twierdze. Jakie?? takie, jak on to widzi. I choćbym powtarzała 10 razy (dosłownie,) nic to nie da.
Kto by to wytrzymał... ?
Moje raniace słowa to jedyna broń, w bezsilności, w obronie resztek godności (?), w rozgoryczeniu, w odpowiedzi na przemoc psychiczna, krzyki, wyzywanie się na przedmiotach, ataki furii, groźby.... na raniące słowa, mase raniących podłych słów wypominających przeszłośc na która nie miałam wpływu np....... na wstyd jaki muszę znosić wobec sąsiadów, ludzi na ulicy..... na to, że dwa dni było cudownie, dopóki czegoś nieświadomie nie powiedziałam, co zostało źle odebrane i z błahostki zrobiła sie wawantura z wmawianiem mi, że miałam na mysli cos złego,( np. wołąjąc go do pokoju gdy myje zęby, (nie wiedziałam co robi) i słysząc odpowiedz złośliwą, wykazującą w stosunku do mnie zupełny brak cierpliwosci i uczuc (po dniu pełnym mówienia o milosci) mam zal o ton wypowiedzi... Moim zdaniem w takich szczególach widac jego stosunek do mnie..... A on nie slucha, dlaczego mam zal, probuje mi narzucic, ze chce byc w centrum zainteresowania, cokolwiek robi i koniec. Tłumaczyłam chyba 8 razy - ze chodzi o reakcję...... nie chcę być w żadnym centrum uwagi, chcę szacunku, czulosci we wzajemnych realacjach... ciepła.... to normalne ze kobieta musi prosic o czulosc? Wg niego mam jej wiecej niz ktokolwiek, wg mnie, bardzo mało.... ja nie chce tanczyc to tanczy z innymi, nie usiądzie ze mną. Bo mogłam przezciez iśc z nim. Jak ja sie czuje , jak wygladam wtedy???Zawsze robi to, na co on ma ochotę...

Jak to mozliwe, że człowiek, który kiedyś wydawała mi sie uosobieniem cierpliwości, mądrości i czułości teraz jest przejawia wszystkie cechy przeciwne??? Dla mnie odpowiedx jest prosta.
To typ, kóry krytyki nie znosi i nie uznaje. A ja w kłotniach wytykam jemu jego słabości. odkąd tak jest, przestałam być ideałem kobiety, żony. Tylko marudą. Bo prosze o coś nmna co on nie ma ochoty lub mam potrzeby których nie rozumie. odpowiada na nie postawa - ja tego nie toleruje , nie potrzebuje lub nie uznaje, to Ty sie dostosuj albo mi przykro (mówiąc delikatnie).
Ma za złe, że nie popieram pewnych zasad wiary ŚJ- ale skoro mąz nie jest żądnym autorytetem, to taka zona jak ja nigdy mu się nie podporządkuje. Dlaczego? Nie ufam muz, okłamuje mnie, siebie, ludzi wokól i cała organizację.
Tylko Boga nie okłamie, jesli Bóg istnieje. Jesli istnieje, to nie w nim........
to tak w skrócie


Dobre cechy.... zawsze gotowośc do pomocy jak ktos jest w potrzebie, słownośc. To za mało dla małżeństwa. małżeństwo to obopólny kompromis. On kompromisów nie uzaneje. Wczorajpało pytanie w końcu z ust kogos innego, brata, z kórym się troche liczy- czy to nie dziwne, że rozpada sie mu drugie malzenstwo????
Ja juz wiem, dlaczego, ze jej zdrada to była ucieczka, skłonna była ponieścc wszystkie konsekwencje. A teraz jest szczęsliwa.... historia, jak z filmu.

Wskazówki przyjaciela, że to on powinien stawiac sobie poprzeczke jako sługa boży wyżej, od niego wiecej mam prawo wymagac i ja i otoczenie i Bóg co najwazniejsze, ze gdyby respektował biblijne wskazówki, byłoby cudownie... ze powinien dac mi wszystko czego pragne , skoro nie każę mu łamac praw bożych..... nie sa dla niego wygodne. Ze malzenstwo jest swięte, ze ma mnie tym zblizyc do prawdy. Ze czemu zle mowi, skoro sam mni wybral, skoro taki byl zauroczony(dobre slowo?) To wszystko wg niego stawia tylko jemu warunki, a kolega sie uwziął.
Na nic cytowanie, ze mąz ma traktować zone jak własne ciało.....

W odpowiedzi cytat mojego męza"lepiej mieszkac na dachu (czy jakos tak) niz z zona swarliwą..."

W temacie: Co to jest "Bozia".

2007-12-26, godz. 10:44

Pewnie, że Bozią nazywa się w wiekszości przypadków Matke Boską. Wychowałam sie w duchu religii katolickiej, to wiem tyle.Ale to forum rozbawiło mnie, jak żadne inne dotychczas. Pozdrawiam




"Bozia - to symbol dzialaczek feministycznych ktore za wszelka cena chca udowodnic ze bog to kobita Mnie tez kazali modlic sie do Bozi ...zwlascza babcia i mamusia Tatus jako przeciwnik "armii zbawienia" mowil zebym sobie glowy nie zawracal "


hahahahahaha w ogóle to pierwsze słysze, zeby słowo Bozia odnosiło się do Boga! szok

W temacie: Stało się!

2007-12-26, godz. 10:24

(...)z doświadczenia wiem, że powiadomienie braci starszych o wybrykach męza niewiele daje, jesli im sie zechce- przyjda trzy krawaty pogadaja i tyle- nic sie nie zmienia - człowiek czuje sie tylko upokorzny, oczekiwał pomocy, a i tak jej nie dostał.
Poza tym, uwazam,ze SJ - wbrew temu co twierdzą- nie zależy na budowaniu szczesliwych, dojrzałych zwiazków, takich gdzie ludzie naprawdę sie szanuja kochają i chcą ze sobą być. Stąd szaleństwo pobierania sie 18-19 latków w prawdzie, wierzących ze ta druga osoba odmieni ich życie, czesto za rok, półtora jest dziecko- bez wykształcenia, bez studiów- nie podskczą. W tym szaleństwie jest metoda.Związani wezłem małzęnskim sie nie rozejdą, a za dużo niech w zwiazek nie inwestują, bo to odwraca uwagę od rzeczy ważniejszych(zebrania , gloszenie itd) jak im bedzie za dobrze w rodzinach to sie rozleniwią... wiem ze trochę przejaskrawiłam, ale trzeba TAM trochę pobyć zeby móc stwierdzić, ze w wielu przypadkach terapia nic nie da- tu konieczny byłby przeszczep mózgu!
Trzeba zrozumieć,ze ci ludzie albo wychowani w prawdzie, albo ją poznali, przez jakiś moment w zyciu mieli wszystko podporzadkowane religii.Stąd trudno oczekiwać ze łatwo przestawią sie na tory budowania zwiążku wg ogólnie przyjętych norm spłecznych. Przecież stworzenie "dobrego związku" to ciężka praca i przyjemność 24 h na dobę.Tylko w organizacji jest konflikt- na pierwszym miejscu organizacja, a potem rdzina. Tylko organizacja jest tak absorbująca, że dla rodziny nie ma już miejsca. Sfrustrowane kobiety najczęściej odpuszczają, przyklejają uśmiech na twarz i biegiem na zebranko! teraz jest Ci ciężko, ugniesz sie pod presją i dołaczysz do SJ- bedziesz tak zyc wcześniej czy później!Wszystko inne bedzie ważniejsze niz Twoje potrzeby.Chcesz tak życ?
Poza tym gniecie mnie jeszcze jedna kwestia- na zimno!!! gdybym podjęła decyzje o złozeniu pozwu rozwodwego, przed wysłaniem czy zaniesieniem go do sądu, zrobiłabym wszystko zeby porozmawaić z jego byłą zoną.Nie potępiam Twojego męża Doris- kazdy popełnia błedy, uważąm ze drugie małżeństwa z wielu względów są lepsze, bardziej udane.Szczególnie dla męzczyzn- pierwsze ich przerosło, wycofują sie. Potem jednak rozumieją ze coś stracili, często w drugim małżeństwie są starsi, bardziej się angażują, nie popełniają tych samych błędów. To bedzie przykre doświadczenie, ale czasem moze warto wiedzieć...
Trudno oczekiwać od tamtej kobiety bezstronności, ale przed podjęciem decyzji o zakonczeniu swojego zwiazku chciałabym z nią porozmawiać...moze warto usłyszec od kogos, ze nasze uczucia i my sami jesteśmy w porzadku, bo ktos przed nami czuł to samo- tak samo był mu źle...Zwłaszcza wtedy gdy zaczynamy mięć wątpliwości, czy z nami wszystko ok? Ale to moje zdanie - TY Doris zrobisz jak uważasz...

"
Nie, nie che tak życ. wzsystko, co napisałaś - o organizacji, o malzenstwach u swiadków, o ich sposobie zycia.... to jest prawda.... święta miałam paskudne, co rusz dowiaduje sie skąds, ile złych rzeczy mąż o mnie mówi- każdemu i wszędzie, bez wględu na to czy ktos chce słuchac nawet...okazuje sie że przez wiele miesięcy ludzie ukrywali przede mną, co mówi... moim pracownikom nawet, nie pojmuje jak można tak źle mówic o żonie ktora sobie wybrał, ktora mu kiedys imponowała wszystkim, tym małżeństwem przeciwstawił sie poniekąd organizacji.. ale mimo, ze to jego drugie, nic nie wyciagnął z poprzedniego.
Jego byla zona - ŚJ jest zajęta teraz swoim szczesliowym związkiem, chetnie bym pogadała, ale nie chce juz zawracac jej głowy, mysle, że może odezwie sie w niej jakas dziwna lojalnośc, w końcu łacza ich dzieci.. a ona została już przywrócona po tm jak odeszła do innego z dziećmi i teraz zgrywa przykładną mądra i szczęsliwą. Nie wierze ze w czym smi pomoze, wiem, ze byli siwbie warci najprawopodobniej. Ta rozmowa chyba moge komus tylko zaszkodzić....a mi naprawde na tym nie zalezy. Wiem tylko ze skoro ze Sj mu nie wyszło, to nie to jest głównym powodem rozpadku naszego malzenstwa.

A mnie nagorzej boli, że ja nigdy nie miałąm złych intencji, a mąż postępuję w mniej wiecej taki sposób - uderzy mnie, ja mu oddam a on dzwoni do swoich , że ja go biję. W sensie przenośnym, ale co zabawne, prawie dosłownym..... nie mam juz sił. sa święta (ktore juz obchodze znów..w zesłym roku jak było miedzy nami cudownie, nie brakowało mi świąt, mogłam z tgeo zrezygmowac, teraz??? ze swiat, z sylwestra, z niczego nie xhce rezygnowac- jego wiara nic dobrego nie wniosła w nasze zycie- wrecz przerciwniewieczne spory i brak czasu. W niczym nie bylo lepiej niz u ateistow, pseudoikatolików etc.. w niczym. I jeszcze wciaz ta obluda- awantura w domuu w krawacie a 5 minut potem modły na zebraniu!!!!!!!!!!!!!!!!!!) więc- sa świtęta, a ja go pakuję i pisze pozew. Chyba umarła we mnie miłośc, po tym jakim obłudnym hipokryta jest ten człowiek.... jak fałszywy, jak kłamie. I te wszuystkie oszczerstwa sa kierowane przeciw mnie... nie mam sił iśc do ludzi i prostowac i sie tłumaczyc po tym co im opowiada. Chyba ŚJ mają to gadanie we krwi. Uwazzam, ze swe problemy powinnam rozwiązywac w domu, a nie słyszec o nich wciaz z innej strony. Ale sama malzenstwa nie umialam naprawiac, a on nie ptrafi sobie z niczym poradzic, chodzi i gada, szukając poparcia i oczerniając mnie, w 90% kłamstwami, poprzekręcanymi historaimi. Mi wystarczy sama swiadomosc prawdy, wiem, jak było, wiem, ze chciałąm dobrze....... mielismy wszystko....
nie wiem tylko jak przetrwam ten rozwód i co bedzie dalej, ale ten człowiek mnie niszczy, fizycznie i psychicznie. To toksyczna milosc, ktora powinnam była zakonczyc juz z pol roku temu conajmniej, ale wciaz mialam nadzieje. na poczatku byl ideałem, a ja w tego wierze pokadałam cała nadzieje ze bedzie madry i gdyby cos miedzy nami było nie tak, to zawsze sobie poradzimy. teraz nienawidzę tej obłudy, tych oslepionych ludzi, kórzy słuchaja tylko jego bo to ich brat. narósło we mnie tyle buntu, że chyba oszaleje


W tych ludziach(przynajmniej w wiekszości tych których poznałam) jest tyle obłudy i ze dewa razy wiecej psychozy i zła niż w ludziach ze świata....