Skocz do zawartości


Ladybird

Rejestracja: 2007-01-21
Poza forum Ostatnio: 2009-08-31, 11:26

Moje tematy

Czy jacyś ex-świadkowie są zielonoświątkowcami?

2007-04-17, godz. 09:11

Przeszukałam całe forum, ale niezbyt wiele znalazłam na ten temat, a przynajmniej nie to, co mnie interesuje.
Chciałabym wiedzieć, czy są tu (albo czy znacie takie) osoby, które były świadkami Jehowy, a zostały zielonoświątkowcami lub przynajmniej miały z nimi kontakt (uczestniczyły w ich nabożeństwach), bądź też takie, które przez jakiś czas należały do kościoła zielonoświątkowców, ale już w nim nie są.
Interesują mnie wszelkie doświadczenia tych osób w tej materii.
Pozdrawiam.

Witajcie w "klubie"

2007-03-13, godz. 18:49

Jako nowa uczestniczka tego forum, chciałabym się ze wszystkimi serdecznie przywitać i "dać się poznać".

Tak jak wielu z Was, byłam Świadkiem Jehowy. Moja historia jest bardzo podobna do Waszych doświadczeń. Początkowo sądziłam, ze wreszcie odnalazłam ‘prawdę’. Otrzymywałam odpowiedzi na większość nurtujących mnie pytań, w postaci wersetów biblijnych interpretowanych w taki sposób, ze wydawało się, ze ‘niewolnik wierny i rozumny’ jest rzeczywiście kanałem łączności pomiędzy Bogiem a zwykłymi, spragnionymi prawdy ludźmi. Imponowało mi, ze ŚJ znają „doskonale” Pismo Święte, bowiem w ciągu kilku sekund, przetrzepując jego kartki, są w stanie odnaleźć właściwy werset.
Potem standard: studia, głoszenie i wywarty presją pośpiechu (czas jest „krotki” – chcesz żyć, to stan po stronie Jehowy) chrzest.

Potrzebę codziennego czytania Pisma Świętego miałam na długo wcześniej (do dziś się z nim nie rozstaję) zanim zostałam ŚJ, dlatego też bardzo szybko byłam w stanie odkryć, ze nie wszystkie „prawdy biblijne” jakie głoszą ŚJ są zgodne z PŚ. Rodziło się coraz więcej wątpliwości co do wykładni ‘niewolnika’. Problem był jednak w tym, że w momencie kiedy zostaje się ŚJ, jest już za późno na „niewygodne” pytania, bo można być posądzonym o odstępstwo. Logika prosta jak drut: wierzysz w Jehowę - to wierzysz niewolnikowi. Nie wierzysz niewolnikowi - nie wierzysz Jehowie, wiec musisz zostać wykluczony.
W końcu mniejsza o szczegóły – pomyślałam. Pranie mózgu zrobiło swoje: pozostawałam w organizacji, obawiając się gniewu Jehowy. Pozostawałam przez co najmniej 15 lat, stopniowo zmniejszając swoja aktywność. Trudno przecież głosić coś, do czego osobiście ma się wątpliwości.

Nie dawało mi spokoju wiele kwestii. Niektóre z nich były dla mnie bardzo istotne, np. spożywanie chleba i wina. To przecież sprawa życia i śmierci, ponieważ Pan Jezus powiedział: „(...) jeśli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego i pili krwi jego, nie będziecie mieli żywota w sobie. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, ten ma żywot wieczny, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.” (Jana 6:53,54).
Jednak u ŚJ, spożywanie ‘emblematów’ jest zastrzeżone dla ‘maleńkiej trzódki’, która idzie do nieba. ‘Drugie owce’ nie mają prawa ich spożywać! Jak się to ma do tego, co zacytowałam wcześniej? Przecież Pan Jezus nie powiedział: „Kto jest powołany do nieba niech spożywa, a kto zostanie na ziemi – niech nie spożywa, bo to niegodne.” Za to powiedział wyraźnie, że kto spożywa Jego ciało i pije Jego krew będzie żył wieczne (jakakolwiek byłaby to nadzieja: w niebie, czy na ziemi). Wyjaśnień o niegodnym spożywaniu Wieczerzy Pańskiej, wyłuszczonych przez apostoła Pawła w 1 Liście do Koryntian, na które chętnie powołują się przy swojej argumentacji ŚJ, nie da się ani przypiąć ani przyłatać do rozumowania, że chodzi tu o „drugie owce”. Przecież, zgodnie z teorią ŚJ, za czasów apostołów wszyscy należeli do ‘małej trzódki’ (czyli 144 tys.), co oznacza, że mieli prawo spożywać chleb i wino podczas Wieczerzy Pańskiej („nadzieja ziemska” pojawiła się w 1935 r.) zatem logiczny wniosek, że mówiąc o niegodnym spożywaniu Wieczerzy Pańskiej apostoł Paweł nie miał na myśli jakiś skomplikowanych kwestii doktrynalnych Świadków Jehowy z XX w., ale po prostu brak zachowania umiaru w jedzeniu i piciu podczas tej uroczystej Wieczerzy, co wyjaśnił mówiąc: „Jeśli kto głodny, niech je w domu, abyście się na sąd nie schodzili.” (1 Kor. 11:34), co też harmonizuje z jego wcześniejszą wypowiedzią z wersetów 20, 21 i w ogóle w całym kontekstem rozdziału 11.
Nie będę się więcej rozwodzić na temat pozostałych kwestii, które nie dawały mi spokoju, bo w końcu powstanie z tego książka :)

Czary jednak dopełniło coś, co definitywnie przekonało mnie, ze nie jestem w organizacji Bożej. Jak to możliwe, ze na przestrzeni czasu ‘światło’ zrozumienia prawd biblijnych otrzymywane przez rzekomy ‘kanał łączności’ z Bogiem przybiera całkowicie sprzeczne interpretacje i to w tak wielu kwestiach? Oszczędzę tu wymieniania szczegółów – stali czytelnicy forum z pewnością wiedzą, jakie kwestie mam na myśli, natomiast zainteresowanym mogę udostępnić ich dłuuugą listę. To zjawisko wielu zirytowanych określa mianem: „migające światło” – i całkiem słusznie. Człowiek myślący logicznie zrozumie, że jeżeli to ‘światło zrozumienia’ rzeczywiście pochodziłoby od Boga, to co najwyżej mogłoby przybywać więcej szczegółów do istniejących już interpretacji, ale jak można uwierzyć, ze Bóg całkowicie zmienia zdanie w niektórych kwestiach i właśnie objawia to niewolnikowi, a po kilku latach znów wraca do ‘starego światła’, po to, żeby po jakimś czasie znów stwierdzić, że jest inaczej.

Mogłam przymknąć oko na występki niektórych braci i ich niechrześcijańskie zachowanie – w końcu jesteśmy niedoskonali. Mogłam sądzić, że mylę się w wielu innych kwestiach i czekać na ‘światło’ wyjaśniające moje wątpliwości. Ale wierzyć w to, że Bóg jest chwiejny w swych poglądach i co chwilę zmienia zdanie – tego nie mogłam zaakceptować. To był argument nie do pobicia. Bóg nie może okazać się kłamcą!

Zrozumiałam, z jakim wyrachowaniem dopracowane są wszelkie szczegóły „oddanej służby Bogu”, czytaj: bezgraniczne posłuszeństwo organizacji, donosicielstwo, unikanie wykluczonych braci – wszystko to po to, żeby przypadkiem ktoś nie zaczął samodzielnie myśleć. Ludźmi, którzy samodzielnie myślą, trudno jest manipulować.

Coraz częściej zaczęłam szperać w Internecie, szukając ludzi, którzy spotkali się z takimi problemami. Co mam teraz zrobić? Dokąd teraz pójdę? – zastanawiałam się. – Co robią osoby stojący na rozdrożu – tak jak ja – a którym skutecznie ‘niewolnik’ obrzydził wszystkie inne wyznania, a ponadto odciął od wszystkich ‘świeckich przyjaciół’? Z kim o tym porozmawiać?
Dlatego, kiedy znalazłam to forum, możecie wyobrazić sobie jaka była moja radość, bo przekonałam się, że jest wiele osób, które myślą podobnie jak ja. To nie odstępcy, którymi straszyła ‘organizacja’, ale normalni ludzie, którzy potrafią samodzielnie myśleć.

Zatem witajcie „w klubie”.

Pozdrawiam wszystkich forumowiczów.