Moje serce kocha kogoś… i jedynym dla mnie szczęściem jest widzieć jak ona się uśmiecha. Nie muszę przysiadać się do tego „obiektywnie” i pomyśleć co ja z tego będę miał. Uwielbiam ją kochać i uwielbiam się o nią martwić, nie liczę pieniędzy… nie liczę złych momentów… robię to bezinteresownie. Uwielbiam jak jest chora i muszę się nią zajmować i wycierać gile. Czy ja muszę być logiczny? Czy ja jestem wtedy WOLNY?

Uwielbiam taką dziecięcą szczerość której często nadaje się miano „naiwność”. Nie podoba mi się to. Ja poświęciłem sporo czasu, także na tym forum… na sam temat imienia Bożego. Zdaję sobie sprawę z tego że teraz jestem bardziej cwany i nie dam sobie kitu wcisnąć, ale ja takiego życia nie chcę. Nie biorę mojej wiedzy na serio tak samo jak nie czytam czegokolwiek z wiarą że to jest „prawda”… co nie oznacza że te rzeczy są bądź nie są prawdziwe.
Przestańmy się wzajemnie bombardować definicjami „psychomanipulacji” i interpretacjami. Może warto po prostu żyć i zobaczyć jak wiele czasu trzeba poświęcić żeby mieć dobry kontakt z ludźmi.
>> Nie jest prawdą to że tylko czerwone jabłko jest smaczne.
Nie jest wolnością to że nie mamy swobody w wyborze jabłka.
Ciekawy przykład.