
Kiedy czytam np. fragment dot. przykazania miłości, albo Mat. 5:43:48, zastanawiam się nad jednym. Bóg, którego ja znam, w którego wierzę, jest miłością. Kocha swoje dzieci, itd., itp. Dlaczego śJ robią z niego kata, który np. godzi się na śmierć niewinnych małych istotek, które chociażby potrzebują transfuzji? Czy w milionie innych sytuacji... Może się mylę, ale w czasie całego mojego studium odniosłam wrażenie, że tak właśnie jest. To jeden z głównych powodów, dla których z niego zrezygnowałam. Nie potrafię i nie chcę w takiego Boga wierzyć...
Co o tym myślicie?