Skocz do zawartości


Ida

Rejestracja: 2009-03-18
Poza forum Ostatnio: Informacja prywatna

Moje tematy

Religia - wymysł człowieka czy Boga?

2010-08-11, godz. 21:46

Ostatnio dużo myślałam o religiach. O religiach prawdziwych i nieprawdziwych, chrześcijańskich i niechrześcijańskich, dostrzegalnych i niedostrzegalnych. Również o istocie chrześcijaństwa. W myśleniu typowego śJ religia zajmuje dosyć ważne miejsce. Poszukiwania dotyczą znalezienia religii prawdziwej, organizacji proponującej najtrafniejszy wykład Biblii, najdokładniejsze odwzorowanie istoty Najwyższego, najbliższy wzorcowi pierwszych chrześcijan porządek teokratyczny w zborze.

Człowiek z natury jest istotą religijną; jak to określił pewien krytyk religijny - "człowiek jest nieuleczalnie religijny". Większość, jeśli nie każdy potrzebuje ostatecznego wyjaśnienia świata, w którym żyje oraz norm, którymi będzie się kierował. "Religia rozpoczyna się w momencie, kiedy ludzie wyciagają z jakiegoś światopogladu konsekwencje dla swego sposobu życia, kiedy kształtują normatywnie swoje życie na podstawie wspólnych wyobrażeń, wartości i celów, które mają dla nich przepełniony sensem charakter". W tym sensie religią są nie tylko systemy religijne w ścisłym znaczeniu tego słowa ( z bogami, duchami, kapłanami, świątyniami), ale również systemy filozoficzne, w których jednoznacznie nie czci sie żadnych bogów. Religią może okazać się również indywidualny styl życia np. mamona, wymieniona przez Jezusa czyli miłość do pieniędzy i luksusu.

W każdej kulturze czy cywilizacji pojawia się jakaś forma religii. Zazwyczaj religię definuje się jako system wierzeń i praktyk, określających różnie pojmowaną sferę sacrum ( świętość, boskość) a okreslonym społeczeństwem, grupą lub jednostką. Manifestuje się w wymiarze doktrynalnym ( system wierzeń,wyobrażeń), czynnościach religijnych (ceremonie, praktyki ukierunkowane na świat duchowy, kult) , sferze społeczno-organizacyjnej (kościół, wspólnota, grupa wyznaniowa, świątynia) i w sferze duchowości indywidualnej.
Powstanie wielu religii mozna ująć w sposób historyczno-rozwojowy. Tak jak powstanie życia czyli jako proces, rozwój od politeizmu do monoteizmu, od form prymitywnych do bardziej skomplikowanych wyobrażeń i do form świata duchowego ocierających się o rozważania filozoficzne.
Ludzie wykorzystali swoją wyobraźnię i ducha wynalazczego do stworzenia nowych form religii. Wiele religii zawdzięcza swą nazwę założycielom ruchu wyznaniowego. Założyciele i ich wybitni przedstawiciele zyskują duże uznanie i autorytet, zwłaszcza przez rozpowszechnianie ich pism przez zwolenników ruchu.

Większość, a może wszystkie religie, dostrzegają zasadniczy problem człowieka : oddzielenie człowieka od Boga i chęć zbliżenia się do świętości. Szukają ludzkiego rozwiązania tego problemu. Religią jest zatem droga mającą swój początek w człowieku, silnie związana z ludzką wyobraźnią i ludzkimi oczekiwaniami. Czy istotnie wszystkie religie pochodzą od człowieka? Czy dostrzegacie system religijny stworzony przez Boga? Może chrześcijaństwo?

"Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem..."

2010-06-16, godz. 21:55

WOLNOŚĆ magiczne słowo niosące myśl o niezależności, braku wewnętrznego przymusu, sytuacji w której możemy dokonywać wyborów spośród wszystkich dostępnych nam opcji. To przeciwieństwo ignorancji i ulegania namiętnościom. Wolnym człowiekiem jest ten, który kieruje się prawdziwą wiedzą i własnym rozumem oraz realizuje cele pożądane dla swojego dobra. Samo subiektywne przekonanie o życiu w wolności w wolności nie jest jeszcze gwarancją, że faktycznie jesteśmy ludźmi wolnymi. Wolność bowiem nie zależy od czyichś osobistych przekonań czy emocjonalnych odczuć. Czasami trudno jest nam sobie uświadomić wszystkie motywy, które nami rządzą, a także wszelkie formy ignorancji czy uległości, zmiejszające naszą niezależność.

Niektórzy wyróżniają wolność negatywną-od czegoś (brak zewnętrznego przymusu, osobistego zniewolenia) i wolność pozytywną-do czegoś (akcentuje rzeczywistą możliwość podejmowania wyborów). Jakkolwiek patrzylibyśmy na wolność, nikt z nas w sensie absolutnym nie jest wolny. Nikt też w sposób całkowity nie jest zniewolony. Każdy posiada właściwy sobie stopień wolności.

Pragnienie wolności jest dążeniem rozumnego człowieka. Dla niektórych to cel sam w sobie- najwyższa wartość w życiu. Wolność tak rozumiana często prowadzi do zniwolenia, gdy człowiek uważający się za wolnego, czyni wszystko na co ma ochotę w danym momencie, nie czując żadnych wewnętrznych zakazów. Wolność ta w rzeczywistości prowadzi do samowoli i nieodpowiedzialności. Realistyczne spojrzenie na naszą wolność to świadomość, że wolność człowieka jest ograniczona i omylna. Nie jesteśmy przecież wszechmogący. Sprawdzianem w praktyce naszej wolności staje się nasza zdolność czynienia tego co szlachetne i wartościowe. Zgodnie z 1Kor 6:12 : " Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść; wszystko mi wolno, ale niczemu nie oddam się w niewolę".

Myślę, że odchodząc z Organizacji zaliczyliśmy w większości jeden rodzaj wolności. Pozbyliśmy się przymusu religijnego i obciążeń wyznaniowych. A w jaki sposób skorzystaliśmy z prawa do wyboru drogi życiowej? Ile z nas emanuje miłości, prawdy, dobroci, szacunku dla drugiego człowieka i szczęścia? " Wolność to diament do oszlifowania" śpiewał Marek Grechuta. Czy nam udaje się oszlifować ten diament?

Atmosfera podejrzliwości i strachu w zborach śJ

2010-05-15, godz. 21:49

31 grudnia 1981 rok, po 43 latach ofiarnej służby w Organizacji, R.Franz został ekskomunikowany. Dramatyczny finał zwieńczył kampanię wymierzona przeciwko rozprzestrzeniającego się duchowi odstępstwa i niezależnego myślenia. W atmosferze podejrzliwosci i tłumienia w zarodku odstępstwa doprowadzono do wykluczenia R. Franza. Dokonano tego z dosyc błahego powodu. Spożycie posiłku z osobą, która dobrowolnie zrezygnowała z członkowstwa w zborze (CK początkowo nie stawiało równości między członkowstwem a wyłączeniem, ale wkrótce weszło w zycie nowe, odmienne stanowisko wobec tych, którzy z wlasnej woli opuszczali Organizację) stanowiło wystarczający pretekst do rozpoczęcia akcji wykluczeniowej. Widocznie uznano, że dalsze przebywanie Raya w Organizacji stanowi potencjalne zagrożenie dla pomyślności duchowej braci, zwłaszcza pomyślności będących na szczycie hierarchii organizacyjnej. Zastosowano daleko posunietą profilaktykę odstępstwa.

Wykluczenia w Betel w roku 1980, a później byłego członka CK uruchomiły machinę sądowniczą w zborach śJ i nadały bieg postępowaniom, które zakończyły się serią wykluczeń. Echo tamtych tendencji dało się z klikuletnim opóźnieniem dostrzec również w polskich zborach. Nie potrafię precyzyjnie określić czasu wielkiej akcji oczyszczeniowej w rodzimych zborach. Raczej były to zaawansowane lata 80-te. Z mojego zboru wykluczono w czasie jednej z wizyt NP 6 osób. Byli to w większości nieczynni, "nieużyteczni", starsi wiekiem śJ. Osłabli w wierze lub co bardziej prawdopodobne, pojawił się duch krytykanctwa poczynań i dogmatów Organizacji (tego nie jestem w stanie stwierdzić z całą pewnoscią). Kolejna wizyta przyniosła następne ekskomuniki i napomnienia.

Czy podobne tendencje dało się zauważyć w innych zborach? Jak pamiętacie lata 80-te?

Dla mnie to był okres pierwszego, poważnego zwątpienia w wiarygodność Organizacji, co miało olbrzymie przełożenie na mój duchowy wzrost i odłożenie w czasie wstąpienia w szeregi śJ. Bardzo niemiło wspominam miniony czas. W końcu przesłuchania dotyczyły również mojej osoby, zbuntowanej pannicy, która wyraźnie odciągała się z przyjęciem chrztu i którą podejrzewano o prowadzenie podwójnego życia. Rodzice prawie pokazali NP wyjściowe drzwi...z taką ekspansją chamstwa w wykonaniu starszyzny nie spotkałam się dotąd i później na szczęście nie było mi to dane.

Czy podobna atmosfera podejrzliwości i strachu kształtowała klimat Waszych zborów w latach 80-tych? Domyślam się, że mój rodzimy zbór nie należał do wyjątkowo zaplewionych odstępstwem.

Dlaczego wierzymy/nie wierzymy w chrześcijańskiego Boga?

2010-03-05, godz. 15:05

Temat wiary w Boga był poruszany na tym forum niejednokrotnie, z różnych punktów widzenia i w wielorakich aspektach. Dla niektórych pewnie to temat przegadany i mało interesujący, jakby częściowo nieaktualny. Jeśli ktoś miałby ochotę podzielić swoimi refleksjami jako człowieka wierzącego lub niewierzącego w Boga - serdecznie zapraszam. :)

Prawie wszyscy z nas, jeśli nie wszyscy, otarliśmy się w swoich duchowych poszukiwaniach o chrześcijańskiego Boga, objawiającego się w Biblii, a zwłaszcza w Nowym Testamencie. Jaki ślad pozostawiło w naszym życiu spotkanie z Bogiem?

Niektórzy myślą w ten sposób: "Ważne jest uczucie czci dla Najwyższego, Niewidzialnego. Precyzowanie wiary zahacza o fanatyzm. Gdy więc mówimy Allah, Budda, Jezus, Jehowa, los czy Istota Najwyższa - jest to obojętne. W końcu sam założyciel chrzescijaństwa powiedział, że w domu jego Ojca jest wiele mieszkań; wszyscy się tam zmieszczą." Tak naprawdę każdy w coś wierzy. Ale chyba nie o to chodzi by mieć jakąkolwiek wiarę. Chodzi o to, aby miec taką wiarę, która pomaga żyć w głębokich mrokach, która daje oparcie w chwili wielkiej pokusy, wiarę za którą można umrzeć. Tak, umrzeć! Bo śmierć jest wielką próbą prawdziwości naszej wiary.

Bóg jest Bogiem ukrytym. Nie możemy Go zobaczyć, nie możemy z Nim spotkać się twarzą w twarz, nie możemy Go w pełni ogarnąć naszym umysłem. Jest ukryty jakby za głęboką mgłą, przez którą próbują się przebić ludzie. Usiłują dostać się do Boga poprzez religię, bo religie są poszukiwaniem Boga. I wszystkie mają wspólną cechę - błądzą jak we mgle i nie znajdują Boga. Dają za to projekcję naszych pragnień.
Izajasz z głębi serca zawołał: "Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił!". I Bóg usłyszał ten krzyk, rozdarł mgielną zasłonę i przyszedł do nas. Przyszedł jako Syn Boży, nasz Zbawiciel. Jezus powiedział, ze kto widział jego, widział Ojca. Bez Jezusa niewiele wiedzielibyśmy o Bogu. Ukryty do tej pory Bóg objawił się w Chrystusie. Mówi o tym cały Nowy Testament, wręcz przepełniony jest promieniująca pewnością, że Bóg żyje. Nie jakaś najwyższa istota, nie opatrzność, nie los, nie jakiś Pan Bóg, ale Bóg-Ojciec Jezusa Chrystusa, ten Bóg żyje. Bóg nie jest tylko teologicznym twierdzeniem, ideą, siłą natury czy czymś w tym rodzaju. Jest rzeczywistością.
Pewność chrześcijanina wyrasta z obiektywnej wiedzy, że Bóg żyje, a jego objawienie się w Chrystusie jest prawdą, nawet jeśli cały swiat jej zaprzecza, i że Jezus umarł, aby pojednać nas z Bogiem, i zmartwychwstał, aby zbawić grzeszników, nawet jeśli żaden z nich nie chce z tego skorzystać. Jednocześnie pewność chrześcijanina wyrasta z subiektywnej wiedzy, że Bóg żyje, objawił się w Jezusie, który umarł i zmartwychwstał, poniewaz osobiście przyjął do siebie moc wiary. Obiektywne prawdy zawarte na kartach NT mogą się stać dla nas subiektywnymi, gdy przyjmiemy je osobiście. Rozumiecie o co biega? Możemy dystansować się do Boga, do Jego prawd, skadinąd uważając je za wartościowe i dobre lub możemy przyjąć Boga do swego serca. Droga do Boga nie prowadzi przez rozum czy przez wyczerpującą odpowiedź na sofistyczne pytania, ale przez sumienie. To bardzo trudne i niewygodne zadanie, wymagające od nas dojrzałej odwagi - przyznać słuszność swemu sumieniu i przyznać, że zgrzeszyliśmy i potrzebujemy zbawiciela.

Gwarancja naszej wiary. Czy zanim wsiądziemy do autobusu, pociagu, samolotu żądamy od kierującego pokazania prawa jazdy, licencji maszynisty lub pilota? Nie, bo możemy takim osobom zaufać. Powierzamy swoje własne życie bez żadnej gwarancji, że dotrzemy do celu. A gdy kupujemy leki, czy przed zażyciem dajemy proszki do analizy? Przecież przez nieuwagę aptekarz mógłby sprzedać nam truciznę. Wierzymy, że farmaceuta dopuszczony do wykonywania zawodu, zna się na tym, co robi. Czy portafimy podobnie zaufać Bogu? Na kartach PŚ zobaczyliśmy Kogoś, kto został posłany przez Boga, kto powstał z martwych. Na Jego dłoniach widnieją stygmaty, które świadczą, że nas umiłował i poszedł za nas na śmierć meczeńską. Nikt na swiecie nie uczynił dla nas tak wiele, jak Jezus. I nikt nie jest tak godny zaufania, jak On. Czy kiedykolwiek skłamał? Nie. Dlaczego jakiś Nitzsche miałby być dla mnie bardziej wiarygodny od Boga, od Boga który mnie umiłował?

Dlaczego wierzę w Boga? Nie znalazłam człowieka, który powierzył swoje życie Bogu, poszedł śladami Chrystusa, który kiedykolwiek żałowałby swojej decyzji. Ludzie zawodzą się na bliźnich, na organizacjach (coś o tym wiemy), na systemach religijnych, na własnych wyobrażeniach o Bogu, ale nigdy na żywym Bogu.

Czym jest wiara dla mnie? Wiara jest szóstym zmysłem. Zjawiska trójwymiarowego świata odbieramy za pomocą pięciu zmysłów: wzroku, słuchu, węchu, smaku i dotyku. Człowiek posługując się tylko pięcioma zmysłami pyta: " Gdzie jest Bóg? Nie widzę Go. Jezusa też nie widzę. Nie wierzę w to wszystko!" Jeśli Bóg oświeci nas przez Ducha Świetego mamy do dyspozycji jeszcze jeden zmysł. Możemy wtedy widzieć, słyszeć,czuć zapachy, smakować i odczuwać wrażenie dotykiem, ale możemy rozpoznawać zjawiska z innego świata. Nie, nie uważam się za oświeconą...po prostu czytam Biblię, oprócz innych, podejrzanie "mądrych" książek.

Czy odstępcy potrzebują pasterza?

2009-07-23, godz. 13:44

Skywalker- jestem pod wrażeniem udzielanych przez Ciebie rad. W zasadzie to przydałby się nam/odstępcom i zainteresowanym taki dobroduszny pasterz na stałe. ;)