Skocz do zawartości


Vision

Rejestracja: 2009-04-01
Poza forum Ostatnio: 2010-05-24, 04:16

Moje posty

W temacie: Ślub / wesele byłego ŚJ - pytanie

2010-05-18, godz. 18:04

mi przez połowę zycia wiazal rece... a teraz ciesze sie, ze wreszcie moglem przejrzeć na oczy

Choc faktycznie to boli, bardzo boli... Sadzilem, ze przynajmniej teraz okaza sie bardziej rodzicami niz rygorystycznymi 'faryzeuszami'... boli to, ze z nadzieja sie pomylilem

W temacie: Ślub / wesele byłego ŚJ - pytanie

2010-05-16, godz. 20:04

Odpisałem im, że sami dokonali wyboru i zdecydowali się stracić syna co sprowadza się do tego, że od teraz, rodziną zostajemy jedynie na papierze. Powiedziałem również, że w związku z tym nie życzę sobie żadnego kontaktu z nimi - jedynie w naglących i formalnych sprawach. Dosadnie pokazali, że "syna" już we mnie nie widzą. Litera prawa, którym się kierują zwyciężyła - zdecydowała za nich.

W temacie: Ślub / wesele byłego ŚJ - pytanie

2010-05-16, godz. 19:08

W końcu doczekałem się odpowiedzi od rodziców i tak jak obiecałem, przedstawiam ją wam...

"Trochę się naczekałeś, ale musieliśmy mieć pewność jak postąpić. Chyba żadnego tematu nie zgłębialiśmy tak dokładnie jak ten. Nie będę się rozpisywał, bo na uzasadnienie powstałaby chyba cała książka. Z uwagi na nasze własne przeżycia, była to jedna z najważniejszych i zarazem najtrudniejszych decyzji w całym naszym dotychczasowym życiu.

Niestety, nie będziesz zadowolony. Z wnikliwego zbadania zagadnienia wynika, że nie będziemy na twoim ślubie, ani też nie możesz liczyć na naszą pomoc.

Jesteśmy zdecydowani pozostać lojalni w pierwszej kolejności wobec Stwórcy. Musimy – jak apostołowie – “bardziej słuchać Boga niż ludzi”.

Nie mamy nic przeciwko twojej narzeczonej. Nie znamy jej. Zakładamy, że jest rozsądną i miłą osobą, podobnie jak zapewne i jej rodzice. Skoro wybrałeś ją na towarzyszkę życia – musi mieć ujmujące cechy, które dostrzegłeś. Chcielibyśmy, abyście w swoim małżeństwie byli naprawdę szczęśliwi. Tego Wam serdecznie i z całego serca życzymy.

Nie będę Ci tu robił wykładu na temat zasad biblijnych obowiązujących w małżeństwie, bo zapewne je pamiętasz. Warto je stosować ! Nawet jeśli z uwagi na niedoskonałość niekiedy bywa to trudne, w ostatecznym rozrachunku zawsze wychodzą na dobre.

Jeśli uznasz to za stosowne, to w ustalonym przez siebie zakresie powiesz swej narzeczonej z czego wynika nasza decyzja. To oczywiście wyłącznie Twoja decyzja. Jednak możesz ją zapewnić, że nie ma to związku z nią samą.

Tak już jest – a wynika to wyraźnie z Biblii -, że wykluczenie powoduje całkowitą zmianę relacji pomiędzy przyjaciółmi a także pomiędzy członkami rodzin. Trzeba powiedzieć jasno - zawsze winę za taki stan rzeczy ponosi osoba wykluczona i to ona niesie ciężar odpowiedzialności za skutki swego działania. To jej wcześniejsze poczynania powodują później tak przykre dla wszystkich następstwa. Bolesne jest to, że owe skutki złego postępowania jednego człowieka odczuwają potem także ci, którzy nie zawinili – jak np. rodzice, teściowie, narzeczona itd. To pokazuje jak duży wpływ – dobry lub zły – ma na drugich nasze postępowanie. Na szczęście Stwórca nie pamięta win na wieki i skruszonym winowajcom pozwala do siebie wrócić i odbudować z Nim samym i z innymi zerwane więzy. To zmienia całkowicie relacje i na nowo je tworzy. Zachęcam Cię abyś wrócił, bo trwanie w takim stanie na pewno będzie /wspomnisz moje słowa/ nieść jeszcze inne liczne perturbacje i kłopoty.

Życzymy Wam tego, co najlepsze.

Tata & mama
"


To chyba najtrudniejszy do przełknięcia list jaki dostałem w życiu... :(

W temacie: Ślub / wesele byłego ŚJ - pytanie

2010-02-19, godz. 18:17

qwerty, dziękuję serdecznie za cytaty. Daje mi to jakiś obraz sytuacji i chyba rozwiewa wszelkie wątpliwości co do tego jak postąpi mój ojciec. Swoją drogą śmiać mi się chce jak czytam takie brednie... Normalnie to czasami się ciesze, że już nie mam klapek na oczach. Szkoda, że rodzice ciągle mają namieszane w głowach. A najbardziej rozwaliło mnie zdanie: "Przyczynia się do zachowania czystości zboru i wyróżnia nas jako ludzi trzymających się biblijnych wzniosłych norm moralnych" hahaha nie mogę - piękna teoria :D

Chyba w przypływie eufori założe sektę, której Bogiem będzie słońce i będziemy wiaderkami nawadniali glebę na pustyni.

Idee fakt - mają dość ciekawą... ale jak to oni mówią "człowiek jest niedoskonały - ważne żeby się starać". Tylko, że większości nawet starać się nie chce :D

W temacie: Ślub / wesele byłego ŚJ - pytanie

2010-02-17, godz. 20:25

Miałem odwagę wytknąć dwom starszym i ich rodzinom hipokryzję. Do tego i ja i starsi dobrze wiedzieli o pewnym "słudze pomocniczym", który miał wyjątkowe zapędy do młodych chłopców a nigdy z tym nic nie zrobili. Upominali go ponoć osobiście ale nigdy oficjalnie... nigdy nie został zdjęty z funkcji mimo, że z upomnień nic sobie nie robił. Poza tym krew mnie zalewała jak w zborze wytworzyły się "dwa obozy" do których należeli też w/w starsi. Miałem wtedy dziewczynę w organizacji i starsi wzięli mnie na rozmowę i upominali, że nie powinnismy chodzic za reke, ze w naszej sytuacji nie powinnismy sie calowac, ze powinienem pamietac o moralnosci itp. A najsmieszniejsze jest, ze 'upominal' mnie starszy, który miał kochankę o czym wiedzieli nieliczni... Jak dla mnie jaja i hipokryzja. Na którymś ze spotkań powiedziałem im, że jeśli ktoś mi będzie wmawiał, że machając rękami w bagnie nie utonę to uznam taką osobę za idiotę i nie chce brać w tym udziału. Bo taka była prawda - co z tego, że jestem w pieknej organizacji skoro napominaja mnie hipokryci, którzy czują się bezkarni. To jak słuchać wykładu o tolerancji od rasisty albo o miłości do bliźnich od notorycznego mordercy. Wyjechalem z rodzinnego miasta w ramach buntu. Chodzilem na zebrania w innym zborze itp. No i ktoregos pieknego dnia starsi z nowego zboru oznajmili mi, ze starsi z rodzinnego miasta ustanowili komitet sadowniczy w mojej sprawie. Pojechalem itp, rozmowa. Stwierdzili u mnie brak skruchy i pokory zostalem wylaczony za "przejecie zatwardzialego swieckiego sposobu myslenia" pamietam jak uzyli tego sformulowania. Aha dodam jeszcze, ze byla taka sytuacja, ze jeszcze na krotko przed wyjazdem z rodzinnego miasta, pojechalem na osrodek pionierski. A tam remontowali tak budynek. Niby dla potrzeb nadzorcow itp a de facto wszyscy wiedzieli, ze jest to nowo nabyta parcela starszego, ktory organizowal osrodek. No i byla sytuacja, ze wrocilismy ze sluzby strasznie zmeczeni, byla godzina chyba 19 czy 20... a on (starszy - przewodniczacy osrodka) do nas (mlodych) zebysmy skalniak robili. Ja do niego, ze jestesmy zmeczeni bo przeslismy wiele kilometrow i od rana bylismy w sluzbie. A on do mnie ze w takim razie mozemy nie liczyc na ognisko tego wieczoru i mamy isc do namiotow. Ja mu odpowiedzialem, ze to osrodek pionierski a nie oboz pracy, zreszta sam placilem na ten osrodek - wiec nie jestem tam za darmo. A on zaczal sie na mnie wydzierac, zebym mu nie pyskowal itp... (doslownie wydzierac). Jak nazwał mnie g...iarzem, to powiedziałem, że ja jedynie stwierdziłem fakt a on chyba dawno nie patrzył w lustro skoro nazywa mnie gowniarzem. Gosciu rzucil sie do mnie z lapami (z natury wyjatkowo wybuchowy czlowiek) i troche sie poszamotalismy co skonczylo sie siniakami u mnie i limem u niego. Potem mialem rozmowe, ze mam go przeprosic itp - a ja powiedzialem, ze tego nie zrobie bo nie mam za co. Od razu po osrodku pionierskim wyprowadzilem sie z rodzinnego miasta. Reszta j/w.