Skocz do zawartości


mak

Rejestracja: 2005-11-17
Poza forum Ostatnio: 2009-04-21, 18:10

Moje posty

W temacie: Kiedy nastąpi Armagedon?

2008-10-11, godz. 16:14

Dla siostry mojego męża - wychowanej w rodzinie ŚJ pogląd na Armagedon nie zmienił się odkąd pamiętam. Najpierw było gadanie, że pokolenie 1914 r. już niedługo przeminie i żebyśmy przemyśleli swoje postępowanie bo za chwilę będzie za późno. Wczoraj natomiast zadzwoniła i spytała się czy wiemy o kryzysie finansowym na całym świecie. Po odpowiedzi, że owszem słyszeliśmy (tzn. ja i mój mąż) stwierdziła, że to niechybnie znak bliskiego armagedonu i że jest on blisko i żebyśmy przemyśleli swoje postępowanie. I tak jest ciągle albo wielki głód gdzieś tam, albo powodzie, albo wielkie upały niespotykane od iluś tam lat zawsze są to znaki, że Armagedon jest blisko. Jednak przeformatowanie nie będzie szybkie.
Pozdr.

W temacie: >>>ROK 1914<<<

2008-04-21, godz. 16:34

Siostra mojego męża dzwoni do nas od czasu do czasu i mówi, że armagedon już blisko i powinniśmy wreszcie przyłączyć się do ŚJ bo jak zacznie się armagedon to "będziemy pluć sobie w oczy", że nie przyłączyliśmy się do jedynej prawdziwej. Mąż wychowywany w rodzinie ŚJ ale nie ochrzczony czasami daje się wciągnąć w dyskusje. Od dłuższego czasu na tapecie był rok 1914 i "obietnica dana przez Boga", Siostra męża przez długi czas zgadzała się, że dalej obowiązuje ta wykładnia ale... i tu zaczynała się plątać. Jednak wczoraj zadzwoniła z wieścią, że studiowali strażnice i tam wyjaśniło się, że armagedonu nie będzie dopóki żyją ludzie ze 144 000 tys. Jak mąż zaczął ją przekonywać, że w ten sposób rozciągają jego przyjście w nieskończoność to się zdenerwowała i nawet w pewnym momencie powiedziała, że mąż próbuje ją zwodzić (przekonywać do swoich racji) i to jest podstęp szatana i też jest znakiem, że armagedon się zbliża. A poza tym to teraz dzieją się takie straszne rzeczy jak nigdy do tej pory. Ale ogólnie była dość zdenerwowana i zastanawiam się czy czasami nie zaczyna jej się coś w tych całych nowych światłach nie zgadzać.

W temacie: moja ukochana/mój ukochany jest ŚJ

2007-11-27, godz. 07:48

Przypomniała mi się też następna ważna do przedyskutowania kwestia. TRANSFUZJI krwi. Po urodzeniu drugiego dziecka okazało się, że poziom bilirubiny jest u mojego syna bardzo wysoki i istnieje duża możliwość, że trzeba będzie mu przetoczyć krew. Kilka dni po moim porodzie odbyła się już jedna taka transfuzja. Bardzo przeżywałam, że mojemu synowi będą chcieli przetoczyć krew a ja nie wiedziałam wtedy jaka będzie reakcja mojego męża na na to, no i ze względów medycznych też nie do końca byłam przekonana do transfuzji. Syn nie musiał mieć transfuzji bo brakło kilka miejsc po przecinku do wartości po której powinna być przeprowadzona transfuzja.
Pozdr

W temacie: moja ukochana/mój ukochany jest ŚJ

2007-11-27, godz. 07:27

Moge spytać, jakie zasady/wiarę wyznajecie z mężem teraz?? Skoro mąz sie wychowął w otoczeniu ŚJ?



Gdy urodził się mój mąż jego rodzice byli co nieco rozczarowani tą religią. Z jednej strony wierzyli w różne jej dogmaty a z drugiej nie uczestniczyli tak do końca w życiu zboru np. głosili raczej z doskoku i przez "przypadek" niż umawiali się na regularne głoszenie. A mój mąż w wieku piętnastu lat zamieszkał w internacie i jego więzy z ŚJ raczej słabe, jeszcze bardziej osłabły. A już na studiach, wtedy gdy się poznaliśmy, były już zupełnie słabe. Raz na dwa lata uczestniczył w pamiątce. Myślenie "świadkowskie" mu jednak zostało. Na ślub kościelny nie zgodził się, nawet taki jaki miał Dementor, a dzieci po urodzeniu nie ochrzciliśmy. Ja byłam raczej niedzielną katoliczką, tzn. chodziłam na msze bardziej z przyzwyczajenia i żeby rodzice się nie czepiali niż z potrzeby serca a o swojej religii wiedziałam tyle co wyniosłam z lekcji religii. Podsumowałabym naszą sytuację tak, że ani On ani ja nie przywiązywaliśmy do religii dużego priorytetu. Jednak problem pojawił się w momencie pójścia dzieci do szkoły. Mąż powiedział, że jeżeli chcą chodzić na religię to niech chodzą. Rodzice mojego męża już nie żyli a rodzeństwo mieszka daleko i nasz kontakt jest głównie telefoniczny więc zostali praktycznie moi rodzice - wierzący praktykujący katolicy. Nie wtrącali się do nas za bardzo i skupili się raczej na dzieciach np. brali ich o czasu do czasu do kościoła w niedziele. Nadeszła jednak druga klasa i I Komunia. Siostra kazała dzieciom chodzić np. na różaniec, roraty itp. Syn uczestniczył w prawie każdym różańcu i roratach. Zawoził ich dziadek albo babcia. Był dość zdeterminowany bo roraty zaczynały się o szóstej rano. Powiedzieliśmy mu więc, że jeżeli chce przystąpić do Komunii to wyrazimy zgodę na jego chrzest. Parę dni przed Komunią ochrzcił się i przystąpił do niej. Wychowywani są moi synowie jednak w jednej religii a o ich wiedzę religijną czy o jakieś praktyki religijne dbają moi rodzice.
Jeśli chodzi o spotkania typu np wigilia, czy wielkanoc to mąż od początku w nich uczestniczył, również w urodzinach czy imieninach brał udział a ostatnio nawet zorganizowałam Jego urodziny.
Pozdr

W temacie: moja ukochana/mój ukochany jest ŚJ

2007-11-26, godz. 11:57

A dzieci? gdyby były- jak dla mnie - mogłyby przyjmowac prezenty na urodziny od dziadków, a jednoczesnie niech chodzą na zebrania. Tak myslę. Potem zadecydują. Oby im sie tylko w głowach nie pomieszało.... mam nadzieje, ze tego daje sie jakos unikac podobnym rodzinom? Może ktos coś napisze?
Natomiast w innych przypadkach.... nie wiem, może byc jeszcze trudniej.



Ja wyszłam za mąż za człowieka, który wychował się w rodzinie ŚJ. Świadkiem jednak nie został - nie ochrzcił się. Mamy dwójkę dzieci i widzę, że jeżeli obydwoje rodzice chcieliby przekazywać prawdy swojej wiary dziecko nie wiedziałoby co myśleć. No bo ojciec mówi jedno a matka coś przeciwnego. W co ma wierzyć dziecko? Dyskutować można jeżeli jest się na mniej więcej równym poziomie a dziecko trzeba nauczyć! I wg mnie nauczyć tego w co się wierzy a nie na zasadzie, że jeden mówi tak, drugi inaczej a trzeci jeszcze coś innego na ten sam temat. Wtedy dziecko będzie niezdecydowane i wg mnie nie uzna niczego. Poza tym jeżeli każdy z rodziców zacznie mówić coś innego na ten sam temat to dziecko nie będzie wiedziało kogo ma słuchać również w innych aspektach życia i wydaje mi się, że wtedy nie będzie słuchać żadnego z rodziców. Bo później pojawią się też problemy bardziej prozaiczne. Dla mnie najlepszym rozwiązaniem a zarazem nadzieją, że z dziecka wyrośnie wartościowy człowiek jest wybór religii czy światopoglądu, w jakim się go wychowa i to jeszcze przed POCZęCIEM. Rodzice muszą być jednak konsekwentni. A prezenty to jest najmniejszy problem z tego wszystkiego. A jeżeli godzić się na chodzenie na zebrania to nie godzić się na lekcje religii w szkole i na odwrót.
Pozdr.