Skocz do zawartości


Zawartość użytkownika panter

Odnotowano 104 pozycji dodanych przez panter (Rezultat wyszukiwania ograniczony do daty: 2017-01-15 )



Sort by                Order  

#82368 Książki WTS online

Napisano przez panter on 2008-01-05, godz. 16:01 w Poszukuję materiałów, mam do zaoferowania...

Na razie mam w takiej postaci (przekopiowane z MEPSA ta sprzed paru lat, próbna wersja WTS LIBRARY PL), jeśli to ci wystarczy to OK

Box.Pantera

Wybierz katalog Dokumenty - Hasło do pobrania: kyocera

ew możesz zassać cały MEPS - do pobrania z http://www.chomikuj....?id=Box.Pantera
Z katalogu Dokumenty wybrać podfolder Programy
Hasło do pobrania: kyocera

Dla ułatwienia w oddzielnym katalogu instrukcja do zainstalowania.



#82020 Modlitwa rutyna?

Napisano przez panter on 2007-12-30, godz. 20:07 w Obowiązki teokratyczne

Wiele, bardzo wiele, zależy od człowieka i to co mu w sercu gra.

Są zdolniejsi i swobodniej władający 'spontanicznym' językiem i ci którzy (odnosze takie wrażenie) naśladuja innych w modlitwach.

Szczególnie na większych zgromadzeniach litania podziękowań za "niewolnika" i "organizację" oraz klasyczne już za zaproszenie "przez samego Jehowę".

A tak chyba od dobrych kilku, kilku już lat nie słyszałem np. biblijnego zwrotu "Ojcze tkliwych zmiłowań" (2 Kor 1:3 NW) lub innych mu podobnych. <_<



#80829 Grafika - kim jesteś w google?

Napisano przez panter on 2007-12-07, godz. 22:34 w Humor

No cóz czego mozna by się spodziewać skoro wyszło http://images.google...a...tart=0&sa=N
ale najbardziej spodobalo mi się
Dołączona grafika
choc rozwaliło mnie to z opisem Sekačka
Panter Dołączona grafika



#80589 Organizacja i czas zebrań od 01.01.2008r

Napisano przez panter on 2007-12-03, godz. 21:07 w Obowiązki teokratyczne

Takich 'Pstrowskich' i 'Stachanowców' jest wielu, i to wśród bardzo wielu społeczności religijnych - można by nawet zaryzykować, że bez wyjątku. Co wiecej są święcie przekonani o swej misji i sensowności w osobiście wkładany wysiłek by popierac i 'unieśmiertelniać' dzieło któremu służą i weń wierzą.

Jak dla mnie to objaw zdroworosądkowego zachowania. Ale ... wszystkim nie dogodzisz ... ;)

Osobiście nic nie obiło mi się jeszcze o uszy, co do takich planów skracania poszczególnych zebrań, ale to może kwestia czasu ...



#78724 Nie trać ducha - Daniel Sydlik

Napisano przez panter on 2007-11-02, godz. 09:50 w Poszukuję materiałów, mam do zaoferowania...

A tu jeszcze kilka innych wykładów:

JAKIM JESTEŚ CZŁOWIEKIEM? PRZEMÓWIENIE NADZORCY STREFY Z AUSTRALII, BRATA H.V. MOURITZA (Warszawa, 6.11.99)

Kamień potknięcia, czy kamień na którym budujesz swą chrześcijańską osobowość? Wykład wygłoszony przez brata Loyda Barry w Australii /tłumaczenie bezpośrednie/
Ponieważ są drobne różnice opcjonalnie zamieszczam wersję 2

BĄDŹMY UFNI, GDYŻ JEHOWA NAM POMAGA - ten o aniołach



#78628 Nie trać ducha - Daniel Sydlik

Napisano przez panter on 2007-10-31, godz. 00:59 w Poszukuję materiałów, mam do zaoferowania...

Pogrzebałem w kompie i nawet znalazłem :P


NIE TRAĆ DUCHA (Daniel Sydlik)


Nie wiem, ilu z was pamięta brata Johna K. John pracował w Betel i byt kimś w rodzaju współczesnego super geniusza. Był wynalazcą. Przez 30 lat wymyślał, projektował i konstruował różne urządzenia w Betel. Kiedyś zaprojektował krzesło o trzech nogach. Te krzesła nikomu się nie podobały. Nawet John ich nie lubił. Ale produkował je, bo były tańsze. Gdy była ku temu okazja wywieźliśmy wszystkie te krzesła na farmę. John był wspaniałym człowiekiem.

Może znacie też Russella K. Russell jest bardzo gadatliwy. Może mówić bez końca. Wie wszystko na każdy temat. To zadziwiające, ale zwykle ma rację. Wprowadza miłą atmosferę. John był bardziej wyciszony.

Pewnego razu John zachorował. Gdy poczuł się lepiej, przyszedł na śniadanie o 6:30 na stołówkę w Betel. Podszedł do mnie i rzeki: „Chciałbym ci coś powiedzieć. Wiesz, po 38 latach wreszcie wszystko sobie poukładałem w głowie" Trochę mnie to zaskoczyło, bo John nigdy nie mówił w ten sposób. John mówił dalej: „Wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Od 30 lat wygłupiam się z tymi maszynami, zakrętkami i śrubami, ale nigdy nikomu nie sprawiłem przyjemności" John sprawiał przyjemność wielu ludziom, ale nie w taki sposób, jaki miał wtedy na myśli. „Od teraz będę żył dla ludzi". Właśnie o to chodzi - przebywanie z ludźmi. Niestety niecałe dwa tygodnie później John zmarł.

Oto człowiek całkowicie oddany prawdzie, nieustannie widziany pod maszynami, nad maszynami i w środku różnych mechanizmów. Gdy w końcu zaczyna rozumieć, że najwięcej szczęścia wynika z kontaktów z ludźmi, wtedy musi umrzeć. To przykre. Mówię o tym po to, abyśmy nie robili tego samego, abyśmy nie byli tak bardzo zajęci robieniem różnych rzeczy, że zapomnimy o czymś wspaniałym, co zawsze jest obok nas — ludziach będących własnością Boga. Mali, duzi, starzy i młodzi. To właśnie ludzie zostali stworzeni przez Boga na jego obraz i podobieństwo- To ludzie przynoszą chwałę jego imieniu. Ludzie są inteligentnym tworem wielkiego Boga Jehowy - ludzie, którzy oddają mu chwałę. Zachowanie bliskich stosunków z ludźmi jest chyba największym szczęściem, jakiego można zaznać na ziemi.
Podziwiamy ludzi za ich osiągnięcia, pokorę, osobowość, człowieczeństwo i wiele innych cech. Gdy nauczysz się lubić ludzi, będziesz chętniej im wybaczał Zbliżysz się do nich.

Żywimy podziw dla ludzi, którzy długo żyją. Nie ważne, czy osiągnęli coś w życiu, czy nie. Podziwiamy ich już za to, że długo żyją. W Biblii czytamy o Matuzalemie, który żył 969 lat. Nie wspomniano, kim był, ani czego dokonał, poza tym, że dożył 969 lat. To jest osiągnięcie.

Jakiś czas temu grupa naukowców wybrała się w odległe zakąski ziemi, by zbadać, dlaczego niektórzy ludzie żyją długo. Co sprawia, ze żyją 100 lat i więcej, a inni umierają w wieku 40 lub 60 lat? Po powrocie stwierdzili, że jest kilka czynników, które mają wpływ na taki stan rzeczy, ale można wyróżnić dwie zasadnicze przyczyny. Ludzie, z którymi rozmawiali, można było podzielić na dwie kategorie. Do pierwszej zaliczają się ci, którzy szybko ulegali wszelkim naciskom, jakie niesie ze sobą życie. Nie próbowali walczyć lub czynili to w stopniu niewystarczającym. Okoliczności szybko ich przytłaczały, w wyniku, czego mieli skłonność do rezygnowania. Tę kategorię ludzi nazwiemy sobie „rezygnowacze".

Pewnego dnia do Biura Betel przyszedł młody człowiek i poprosił o zmianę przydziału pracy. Zapytałem, co robi teraz. „Jestem hydraulikiem", odparł. Powiedziałem, że to bardzo dobra praca. Ale on stwierdził: „Wiem, ale czuję się ograniczony. Potrzebuję zmiany. Chcę robić coś innego". Zapytałem, więc: „A gdzie chciałbyś pracować?" „W biurze", odparł. „W jakim biurze? Prace hydrauliczne to zupełnie, co innego niż biuro". A on na to: „Obojętnie, w jakim biurze". Zapytałem, czy umie pisać na maszynie i ile słów na minutę. Odpowiedział: „40" . Zapytałem czy pracował kiedyś w biurze. Odpowiedział, że nie. Powiedziałem, więc: „No dobrze, zobaczę, co da się dla ciebie zrobić. Wpisz się na tę listę z nazwiskami osób, które już wcześniej prosiły o pracę w biurze". Wtedy jego oczy od razu pobiegły do prawej kolumny, tak jak my czasami czytamy menu w restauracji. Najpierw spoglądamy na ceny, a dopiero potem patrzymy, jakie danie można za to kupić. Popatrzył na te liczby w prawej kolumnie i zobaczył, jak szybko niektórzy piszą na maszynie. Był zdumiony - 80, 90, 100 słów na minutę. Zaraz potem powiedział: „Ja chyba jednak zrezygnuję”.

Czy zauważyliście ten zwrot: „rezygnuję"? Ten młody człowiek przyszedł do biura, by dostać inną pracę, i co robi przy pierwszej nadarzającej się okazji osiągnięcia tego celu? Rezygnuje! Brakuje mu przekonania, samozaparcia, charakteru. Brakuje zdecydowanie, które od środka mówi „chociaż to tak wysoko, daleko, głęboko i szeroko", chcę tej pracy i zrobię, co w mojej mocy, by ją dostać. Będę błagał Jehowę tak długo, aż mi ja da. Nie! Ten człowiek jest gotów zrezygnować. W końcu ja musiałem nakłaniać go, by nie rezygnował.

Przypomina mi to trochę pewne zdarzenie z życia Eliasza. Król Jehoasz chciał zwyciężyć armię syryjską i wezwał Eliasza, by ten udzielił mu błogosławieństwa. Gdy Eliasz przybył, Jehoasz powiedział: „Chcę odnieść zwycięstwo nad Syryjczykami". Eliasz odparł: „Właściwie, jak bardzo chcesz tego zwycięstwa?." A Jehoasz na to: „po prostu chcę zwyciężyć". „Dobrze, otwórz okno i wystrzel z tuku strzały". Jehoasz wystrzelił kilka strzał. Eliasz powiedział: „Jak na początek, to nieźle" Potem podał mu strzały mówiąc: „Uderz nimi o ziemię". Król Jehoasz wziął strzały i stuknął trzy razy o ziemię. Eliasz podskoczył na równe nogi i mówi: „Wielkie nieba, gdybyś naprawdę chciał zwycięstwa powinieneś był uderzyć pięć lub sześć razy, pokazać co jest w twym środku, swoje uczucia, pokazać Bogu, co dzieje się w twoim wnętrzu, swą szczerość, pragnienie, czego naprawdę chcesz. Takim tam stukaniem niczego nie osiągniesz, jeśli chcesz walczyć z wrogiem".

Dzisiaj jest podobnie z wieloma ludźmi. Nie chcą się bardzo wysilać. Wszystko chcą mieć podane na talerzu. Wszystko od razu, natychmiast. Ekspresowa herbata, ekspresowa kawa, ekspresowy sukces. Żadnego wysiłku, zmęczenia, potu czy łez. Chcą usiąść przy fortepianie i bez ćwiczeń zagrać Mozarta czy Betovena. Żadnej pracy, prób. Tak się po prostu nie da. To niemożliwe.

Wspomniani naukowcy odkryli jednak, że istnieje też inna kategoria ludzi. To ci, którzy nigdy nie rezygnują. Mają w sobie takiego ducha, który sprawia, że -pokonują wszelkie przeciwności. Mają w sobie coś, co popycha ich naprzód Szczerze mówiąc w codziennym życiu bardzo łatwo dostrzec te dwa rodzaje ludzi zarówno w sensie fizycznym, psychicznym jak i duchowym.

Niedawno w programie NBC wyemitowano pewną relację z przyjęcia wydanego w stanie Północna Karolina dla pewnej szacownej pani Miała 100 lat i nie używała jeszcze okularów i miała własne zęby. Co ciekawe było w niej więcej wigoru, życia niż u wielu 30-latków dzisiaj.

W reportażu pokazano też pewnego starego mężczyznę. Reporterzy spoglądali na tego starca myśląc, że zaraz wyjawi im jakąś inspirującą super tajemnicę, jak dożyć 95 lat. Nakierowali na niego kamerę i zapytali: „Powiedz nam, jak to zrobiłeś? Wyjaw nam swoją tajemnicę, jak dożyłeś 95 lat i w dalszym ciągu jesteś tak silny?". Mężczyzna popatrzył - w kamerę i powiedział: „Naprawdę chcecie wiedzieć, co zrobić, by żyć tak długo?" A oni na to: „Tak, powiedz nam!". Starzec odrzekł: „Po prostu nie umieraj!" Oto cały sekret! Po, prostu nie umieraj, a będziesz żył. Oto odpowiedź. Ten człowiek nie znał odpowiedzi, bo w istocie takiej naprawdę nie ma.

Patrzyłem tak na tych starych ludzi w tym reportażu i pomyślałem sobie: „ Też mi wyczyn. Powinniście przyjechać do Befel. My też mamy tu kilku dinozaurów". Na przykład Freddie F. - 88 lat. Pewnego dnia wyszedłem z budynku 30 Columbia Heights i chciałem dogonić Freddiego. Uwierzcie mi, że nie było to takie istwe. Zastanawiam się, skąd on bierze tyle siły. Gdy idzie do swego pokoju po pracy, wchodzi po schodach na siódme piętro! Siedem pięter! Wszyscy młodzi czekają na windę, ale Freddie wchodzi po schodach. Pewnego ranka o 6:30 schodziłem po schodach na śniadanie do stołówki i nagle słyszę Freddiego, który energicznie sobie przyśpiewuje. Pełen energii. Pomyślałem sobie wtedy: „Rety, skąd on to ma?"

Mamy tu też wielu innych. Na przykład brat G. Zawsze jest w biegu, zawsze pochylony do przodu. Czasami wydaje się, że za chwilę upadnie na twarz, ale to tylko wrażenie. Niedawno widziałem, jak biegał! Nie miał na sobie płaszcza Pobiegł wrzucić kilka listów do skrzynki pocztowej. Ten 88-latek pobiegł do skrzynki, która wcale nie była tak blisko Nieźle, jak na kogoś w wieku 88 lat. Nieźle nawet na 30-latka.

Linotypami zajmuje się brat P., który ma już ponad 80 lat. Ten człowiek zna linotypy na wylot. Dzwonią do niego 1udzie z całego Nowego Jorku, gdy potrzebują naprawić linotyp. Pamiętam pewnego razu, gdy pracowałem w składzie, całą grupą próbowaliśmy uruchomić linotyp. Nie chciał działać. Zrobiliśmy już wszystko. Był tam pewien bardzo dobry mechanik. Czuł się trochę niezręcznie, ale nie chciał poprosić o pomoc brata P. Twierdził, że „potrafi to uruchomić". Ale nie udało się. Zbliżała się godzina 17 i zależało mu na naprawieniu maszyny. Zadzwoniliśmy więc po P. Brat P. przyszedł, pooglądał urządzenie, kilka razy uderzył w klawisze. Potem schylił się i powiedział: „Przesuń ten element". Brat przesunął i maszyna zaczęła działać. Przez godzinę łamaliśmy sobie nad tym głowy. A ten człowiek popchnął malutki element i urządzenie działało bez zarzutu.

Mamy tu jeszcze innych braci takich jak H., który jest już po 90-ce. Nie uwierzycie, ale jakiś rok temu ten brat wybrał się do Szwajcarii. Po co? Żeby pochodzić po górach! Wcale nie przesadzam. Oto człowiek godny podziwu! W dalszym ciągu pracuje pełne 8 godzin. Tak samo brat F i brat G. Pracują normalnie 8 godzin. Wielu z nich pracuje dłużej niż 8 godzin. To są klejnoty, ludzie godni podziwu. Nie musimy szukać ich gdzieś w Rosji czy Mongolii. Są tutaj wśród nas. To naprawdę piękni bracia, wspaniali towarzysze.

Kiedyś zapytałem brata F.: „Co sprawia, że zachowujesz taki wigor? Skąd się to u Ciebie bierze?" On odpowiedział: „Jeśli chcesz długo żyć, musisz nad tym pracować. Musisz wysilać się, by żyć dłużej. Musisz uważać na to, co jesz i pijesz, nie zawsze możesz robić to, na co masz ochotę, czy kłaść się spać o dowolnej porze. Gdy przekroczysz 64 rok życia, musisz zwracać uwagę na to, co jesz, pijesz i o której godzinie chodzisz spać. Musisz podejmować wysiłki, by żyć dłużej".

A więc nie jest to kwestia jakiegoś szczególnego daru lub silnego organizmu, co oczywiście znacznie pomaga. Uważam, że ludzie, którzy urodzili się przed rokiem 1914, naprawdę mieli lepsze warunki. Było to zanim zaczęły się te wszystkie wojny, zanieczyszczenie, narkotyki i inne nękające nas problemy. Ludzie mieli wtedy silniejsze organizmy. Ale gdy przekroczysz 64 rok życia, musisz stanowczo działać, podejmować stanowcze wysiłki, by żyć.

Mówię o tym, dlatego, że wielu z nas nie podejmuje żadnych starań, by żyć długo. Wszystko jest dobrze, dopóki jesteśmy zdrowi. Dopiero, gdy zachorujemy, wtedy nagle wzywamy wszystkich możliwych lekarzy i cały personel szpitalny. Wtedy nagle zaczynamy przestrzegać diety. Ale wtedy jest już za późno.

Spójrzcie na dzisiejszą młodzież. Coca-cola w jednej ręce, w drugiej paczka chipsów. A w pracy są zmęczeni. Już po 15, 20, 30 minutach spoglądają na ciebie i pytają: „Nie chciałbyś trochę odpocząć? Dlaczego ja jestem zmęczony, a ty nie?" Zwykle mawiam wtedy: „Nie jedz tyle chipsów, to może wytrzymasz trochę dłużej" Sposób odżywiania się naprawdę ma ogromne znaczenie.


Pomyśl o tych dwóch kategoriach ludzi. Jedni szybko się poddają i uginają pod naciskiem wydarzeń. Drudzy - nieugięci. Co sprawia, że tacy są? Można to zaobserwować w Betel. Gdy do Betel przychodzą młodzi ludzie, na początku służby zwykle chcą przewrócić świat do góry nogami. Zarzekają się, że tu zostaną, że to będzie ich dom. Możecie mi wierzyć, że po 60 do 90 dniach już widać różnicę w nastawieniu. W tym krótkim czasie coś się zmienia. Zaczynają narzekać najedzenie, pracę, plan zajęć. Przed gabinetem lekarskim ustawia się kolejka 20-latków. Niesamowite! Zastanawiam się, dlaczego? Za krótko żyją by zdążyli nabawić się zwyrodnień stawów. Gdy zaczynają pociągać nosem, od razu biegną do lekarza. Często nawet nie mają kataru - wydaje im się, że wkrótce będą kichać, a już proszą, o wolne.

Ale są też inni bracia. Katar, nie katar, wiedzą, że gdy nabawią się przeziębienia, to trzeba zażyć lekarstwa i poleżeć 7 do 10 dni. Potem wracają do pracy. Tak robią wieloletni pracownicy. Nie boją się pracy. Mają w sobie to coś.

W przemówieniu do chrztu często przytaczany jest werset z Mateusza 16 :24 Pamiętacie, co powiedział tam Jezus? „Jeżeli ktoś chce pójść za mną". Na początku użył słowa „jeżeli”. Dlaczego? Bo nie zmusza nas, nie popycha, nie wykręca ręki, jeśli tego nie zrobisz. Mówi, że jeśli ktoś chce być Chrześcijaninem, to musi coś czynić. Co takiego? „Niech się zaprze samego siebie" To bardzo trudne. A jednak każdy z nas uczynił to w chwili zanurzenia. Zaparliśmy się sami siebie Zadziwiające jednak, jak szybko dochodzimy do wniosku, że z czymś się nie zgadzamy. Po pewnym czasie okazuje się, że zaparliśmy się tylko trochę. Ale Jezus powiedział: „Niech się zaprze samego siebie", co oznacza trud, wysiłek, wyrzeczenia i łzy, które wiążą się z Chrystianizmem. Następnie Jezus mówi, by stale go naśladować. Jeśli będziesz tak czynić, zachowasz w sobie ten prawdziwie chrześcijański wigor i z mocą będziesz wykonywać wolę Bożą.

Wieloletni słudzy Boży nie rezygnują i trwają mimo bólu i łez. Nie boją się. Wspaniale ilustruje to Biblijna Księga Rut. Czy to nie piękna historia? Opowiada o Rut, Noemi i Orfie. Te kobiety przez wiele lat mieszkały w Moabie. Noemi zdecydowała się wracać do swej ojczyzny w Izraelu. Jej synowe chciały pójść razem z nią. Ale Noemi namawiała je: „Zostańcie tutaj. Tam nie ma niczego, co mogłybyście chcieć". Starała się je zniechęcić. Synowe poszły jednak z nią i po mniej więcej 10 dniach Orpa stwierdza, że chce wracać. Rezygnuje. A co na to Rut? Co powiedziała? W wersetach 16 i 17 czytamy: „Nie nalegaj na mnie, żebym cię porzuciła i żebym przestała ci towarzyszyć; bo gdzie ty pójdziesz - ja pójdę, i gdzie ty zanocujesz - ja zanocuję. Twój lud będzie moim ludem, a twój Bóg - moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz - ja umrę i tam zostanę pogrzebana. Niech mi Jehowa to uczyni i do tego doda, jeśli cokolwiek innego niż śmierć oddzieli mnie od ciebie". Przepiękne słowa! . Jakiż wspaniały duch! Z kimś takim można śmiało iść przez życie. Nieco dalej opisano, jak Boaz mówi do Rut: „Oby Jehowa nagrodzi twoje postępowanie i obyś otrzymała pełną odpłatę od Jehowy, Boga Izraela, pod którego skrzydła przyszłaś się schronić".

Nasze postępowanie, zaufanie do Jehowy, otwartość, z jaką do niego się zwracamy może zapewnić nagrodę. Wspomniane dwie kategorie ludzi można też wyróżnić w życiu duchowym. Na przykład Judasz. Niezależnie od tego, z jakiego powodu zdradził Chrystusa, zrobił to. Ale zaraz potem zrezygnował z dalszego życia i się powiesił. Nie zdał się na miłosierdzie Boga, lecz po prostu się poddał. Stracił wszystko. Piotr trzykrotnie zaparł się Chrystusa. Odszedł i gorzko zapłakał. Ale nie poddał się Po pewnym czasie został wiernym apostołem. Miał tego ducha, który nie pozwalał mu się poddać Żywił zaufanie, przekonanie, zdecydowanie i nie zamierzał się poddać. Tego domaga się nasze grzeszne ciało. A do tego jest jeszcze duch tego świata, szatan i wie/e innych czynników. Ale nie tak jest z Jehową, jego ludem, czy jego organizacją. To wspaniałe, gdy masz w sobie takiego ducha i przekonanie, które pobudza cię do czynu.

Jezus Chrystus powiedział do Szymona Piotra (Łuk. 22:31,32): „Szymonie, Szymonie, oto Szatan zażądał, żeby was przesiać jak pszenicę". Szatan zażądał, by przesiać ludzi. Ośmielił się żądać. Ale Jezus oświadczył: „Lecz ja błagałem za tobą. by twoja wiara nie ustała; a ty, gdy kiedyś wrócisz, umacniaj swych braci" Jezus niedwuznacznie wykazał, że będą mieli trudności i troski. My też je będziemy mieli. Przyszło nam żyć w bardzo niesprzyjających warunkach. Ale Jezus i apostołowie zachęcają, by nie rezygnować, nie tracić ducha. Słowo Boże jest prawdziwe i wierne. Niezawodnie się spełni i możemy na nim polegać. Jeśli chcemy wytrwać, musimy dowodzić, że polegamy na tym słowie.

Połącz tę naturalną skłonność z wiarą, dynamiczną siłą otrzymaną od Boga. a przetrwasz wszystkie spadające na ciebie próby. Zyskasz doświadczenie. Bez wątpienia będziesz miał, o czym opowiadać. Zyskasz coś wartościowego, co pomoże ci wzmacniać braci. Bracia zamykani w więzieniach za prawdę po wyjściu na wolność opowiadają doświadczenia, o których nigdy wcześniej nie słyszałeś. Posłuchaj braci, którzy przeżyli obozy koncentracyjne, braci, którzy byli bici. To niesamowite! Gdy rozmawiasz z nimi twarzą w twarz, widzisz, że są przepełnieni energią, duchem Jehowy. Jezus powiedział Piotrowi: „Gdy wrócisz, umacniaj swoich braci". Idź do nich! Powiedz im, co przeżyłeś. Powiedz im o cierpieniach, o trudach, które znosiłeś. Jak błagałeś, jak się modliłeś, jak bardzo pragnąłeś znowu być z organizacją Jehowy. Dzięki temu dowiedzą się, co w życiu naprawdę się liczy.

Uczeń Jakub napisał, że wytrwałość ma dopełnić w nas swego dzieła. Zobaczmy, co napisano w Jakuba 1:2-8, 12. Trudno pojąć te stówa. Czasami sobie myślę - „Jehowo, ja tego nie rozumiem". Na przykład na samym początku czytamy: „Uważajcie to za samą radość, bracia moi, gdy was spotykają rozmaite doświadczenia". Nie znam nikogo, kto sytuację poważnego zagrożenia uważa za samą radość. Przeciwnie, ludzie są wtedy zasmuceni. Ale rozmyślanie nad tym, w jaki sposób oddziałują na ciebie rozmaite doświadczenia, gdy się przed nimi nie cofasz, pozwala zrozumieć, dlaczego trzeba przez nie przejść. Dlatego Jakub mówi, by uważać to za samą radość. Wytrwałość ma dopełnić dzieła. „Uważajcie to za samą radość, bracia moi, gdy was spotykają rozmaite doświadczenia, bo przecież . wiecie, że wypróbowana jakość waszej wiary prowadzi do wytrwałości. A wytrwałość niech dopełni swego dzieła". Właśnie z tym mamy problem.

Trwamy przez jakiś czas, a potem rezygnujemy. Wytrwałość ma jednak dopełnić swego dzieła. Pozwólmy jej na to, abyśmy „byli zupełni i pod każdym względem zdrowi, w niczym nie mając braków". Trudności mogą cię uszlachetnić. Sprawią, że twój sposób myślenia i modlitwy zyskają na jakości. Poprawią twoje stosunki z braćmi. Uczynią z ciebie lepszego człowieka. „Jeżeli więc komuś z was brakuje mądrości, niech prosi Boga, bo on daje wszystkim szczodrze i bez wypominania - a będzie mu dana. Ale niech prosi z wiarą, nic nie wątpiąc, bo kić wątpi jest podobny do fali morskiej pędzonej przez wiatr oraz miotanej tu i tam. Doprawdy, niech taki człowiek nie sądzi, iż cokolwiek otrzyma od Jehowy; jest człowiekiem niezdecydowanym, niestałym na wszystkich swych drogach". Gdy zwracamy się do Jehowy. Boga całego wszechświata, stwórcy nieba i ziemi nie wolno nam wątpić Musisz mieć silna wiarę, Musisz wierzyć.

Spójrzmy na werset 12: „Szczęśliwy jest człowiek wytrwale znoszący doświadczanie, bo gdy dostąpi uznania, otrzyma koronę życia, którą [Jehowa] obiecał tym, co go zawsze miłują". Mówimy o tym, dlatego, że tak wielu szybko rezygnuje. Nie wytrzymują trudności, zimy, upału, trudów pracy. Nie podobają im się nadzorcy, służba od domu do domu, teren i mnóstwo innych rzeczy. Szybko się poddają. My jednak potrzebujemy tej wewnętrznej siły, która pomoże nam przyjmować nie tylko to, co się nam podoba. To będzie nas uszlachetniać, jeśli tak uczynimy.

Niektórzy mówią, że musi istnieć jakaś łatwiejsza droga Czyżby? Rezygnowanie wcale nie jest wyjściem. Wytrwałość to sposób polecany przez Boga. Jeśli go słuchamy, nie ma lepszej drogi. Apostoł Paweł nawiązuje do tej samej sprawy w Hebrajczyków 10:32: „Wciąż jednak pamiętajcie o dawniejszych dniach, w których po otrzymaniu oświecenia przetrwaliście wielkie zmagania wśród cierpień, czy to wtedy, gdy byliście niby w teatrze wystawiani na obelgi i uciski, czy też wtedy, gdy stawaliście się współuczestnikami tych, którzy czegoś takiego doświadczali. Zarówno, bowiem wyraziliście współczucie dla uwięzionych, jak i przyjęliście z radością grabież waszego mienia, wiedząc, że sami macie majętność lepszą i trwałą". Warto się nad tym zastanowić. Możemy utracić swój majątek. Ale sercem musimy lgnąć do Boga rozumiejąc, że jest coś o wiele lepszego niż ubranie i jedzenie. Czeka na nas nagroda życia wiecznego To naprawdę jest warte wysiłków, Jezus powiedział: „Jakiż pożytek odniesie człowiek, gdy pozyska cały świat, a postrada swą duszę?" Uchwyć się tego życia. Paweł powiedział do Tymoteusza, aby 'zaskarbił sobie wspaniały fundament na przyszłość, aby móc się mocno uchwycić rzeczywistego życia'. Nie kazał mu budować domu 'na przyszłość', bo nie było na to czasu. W ciągu naszego krótkiego życia najlepsze, co możemy zrobić, to założyć fundament, który pomoże nam przetrwać wszystkie próby i doświadczenia. W liście do Hebrajczyków Paweł napisał: „Potrzeba wam wytrwałości, abyście po wykonaniu woli Bożej dostąpili spełnienia obietnicy. (...) Ale mój prawy będzie żył dzięki wierze".

Czyż to nie piękne słowa? „Nie jesteśmy z tych, którzy się wycofują ku zagładzie, lecz z tych, którzy wierzą ku zachowaniu duszy przy życiu". Mamy wiarę. Mamy to przekonanie, zdecydowanie podążania naprzód w pełni rozumiejąc wolę Boga.

Wytrwałość potrzebna jest nam każdego dnia. Musimy uczyć się, jak pozostawać w pokojowych stosunkach z drugimi. Jak trwać w miłości Musimy nauczyć się rozumieć, w jakim czasie żyjemy. Jak powiedział Jan w Obj. 3, to jest godzina próby, która ma przyjść na całą zamieszkaną ziemię'.

Istnieje jednak jeszcze jeden czynnik, który pomaga nam niezachwianie trwać. Wspomniał o nim apostoł Paweł w 2 Kor. 4:1: „Dlatego tez, mając to usługiwanie stosownie do okazanego nam miłosierdzia, nie dajemy za wygraną". Zatem świadomość faktu, że powierzono nam usługiwanie, pomoże nam niezachwianie trwać. Bóg dał nam ten wielki przywilej i jeśli go cenimy, pomoże nam zachować silną wiarę. Na czym polega ta służba? To głoszenie dobrej nowiny o Chrystusie. O czym mówimy? O tym, że Chrystus został wzbudzony z martwych jako pierwocina, króluje jako król w swoim królestwie. To nowina o życiu wiecznym w raju na ziem:. To nowina o tym, że tylko on jest drogą i prawdą, i życiem, i nikt nie może przyjść do ojca, jak tylko przez niego. Gdy zaczynasz cenić Jezusa Chrystusa i wszystko, co dla nas zrobił, i zaczynasz rozumieć, że powinniśmy dokładnie iść jego śladami, wtedy zgodzisz się z Pawłem, który w Rzymian 15:12 przytacza słowa Izajasza: „Będzie korzeń Jessego oraz ten, który powstaje, by rządzić narodami; na nim narody oprą nadzieję". To bardzo ważne zdanie. Naturalnie mowa tu o Jezusie. Następnie oświadcza: „Oby Bóg, który daje nadzieję, napełnił was wszelką radością i pokojem". Jak? „dzięki waszej wierze, abyście obfitowali w nadzieję mocą ducha świętego". Dzięki waszej wierze! To właśnie nasza słabość. Nie wytrwasz, jeśli nie wierzysz Słowu Bożemu. Ono jest potężne. Ono może sprawić, że wytrwasz aż do zbawienia. Nie możesz jednak wątpić w sercu. To dzięki wierze głoszenie o Królestwie Bożym jest dla nas źródłem siły. Te słowa nie mają większego znaczenia, jeśli nie połączymy ich z wiarą. To dzięki wierze, a nie założeniu rąk, czekaniu i słuchaniu.. Jeśli połączysz to z przekonaniem, będziesz zdziwiony, jaki duch przeniknie twe kości, jakie to wspaniałe uczucie".

Pewien młody brat przyszedł kiedyś do biura i rzekł: „Co się ze mną dzieje? Jestem wychowany w prawdzie. Moja babcia była w prawdzie, moja mama była w prawdzie, mój brat też. Pracuje tu w Betel. Jesteśmy bliźniakami. Prawda sprawia mu niekłamaną radość. Na mnie to wcale nie działa. Co się ze mną dzieje7 Ja nic nie czuję. Co ze mną jest nie tak?" W gruncie rzeczy z tym mężczyzną dzieje się coś bardzo niedobrego.

W ewangelii Jana można przeczytać o Jezusie, gdy był w Kafarnaum. Spędził fam cały dzień i dokonał wielu cudów. Nie wiemy ile, ale w Biblii powiedziano, że sporo. Gdy wieczorem wychodził z miasta spotkali go uczeni w Piśmie i Faryzeusze. Jakie pytanie mu zadali? Czy wyrazili docenianie dla dokonanych cudów? Nic podobnego. Powiedzieli: „Mistrzu, pokaż nam znak, abyśmy uwierzyli". Przez cały dzień Jezus w ich obecności czynił cuda, a oni proszą go teraz o znak, aby mogli uwierzyć. Dlaczego? Czego więc od niego chcieli? Właściwie prosili, by w cudowny sposób fizycznie sprawił, aby zaczęli wierzyć, że Jezus jest Mesjaszem. Ale Jezus nie ograniczał ich wolnego wyboru i odrzekł: 'Żaden znak nie będzie wam dany oprócz znaku Jonasza. Tak jak Jonasz był trzy dni w brzuchu ryby, trzy dni i trzy noce, tak Syn Człowieczy będzie w sercu ziemi trzy dni i trzy noce' Cóż to za odpowiedź? Jezus po prostu powiedział im, że jeśli te cuda i cała jego działalność nie pobudziła ich do okazania wiary, to pewnego dnia zostanę zabity, a wy dowiecie się o tym. Potem dowiecie się, że będę wzbudzony z martwych. Jeśli wieść o tym nie zdoła was przekonać, to nic tego nie dokona. Faryzeusze naprawdę mieli trudności z uwierzeniem, że Jezus jest Chrystusem i Mesjaszem.

Ta służba to skarb. Jest to nie tylko przywilej, który mamy w naczyniach glinianych. W 2 Kor. 4:7 Paweł mówi: „Mamy jednak ten skarb w naczyniach glinianych". Dlaczego? „Aby moc wykraczająca poza to, co normalne, była Boża, a nie z nas samych". Gdy okazuje się, że daliśmy z siebie wszystko, jesteśmy wyczerpani, a wymaga się od nas jeszcze więcej, wtedy zostaje nam udzielona moc wykraczająca poza to, co normalne. Wtedy wiemy, że z pomocą przychodzi Jehowa, że dodaje nam sił i odwagi, która pozwala wytrwać i wykonywać dzieło, które nam zlecił.

Na wszystkie sposoby jesteśmy uciskani, ale nie tak ściśnięci, żebyśmy nie mogli się poruszyć (...) jesteśmy powaleni, ale nie zgładzeni. (...) Zawsze w ciele naszym wszędzie znosimy śmiercionośne traktowanie, które spotykało Jezusa, aby w naszym ciele ujawniło się też życie Jezusa" 2 Kor 4:16: „Dlatego nie dajemy za wygraną". Czy rozumiesz istotę sprawy? Powierzono nam zadanie, mamy ducha Bożego, znamy jego wolę. Nie dawajmy za wygrana! Dlaczego? Bo wpatrzeni jesteśmy w żywego Boga z nadzieją na życie wieczne. Oto, dlaczego! Czy możemy w to wierzyć? Oczywiście! Jednak o wiele ważniejsze jest, czy każdy z nas osobiście jest o tym przekonany.

Brat M.Putzinger, który usługuje w Ciele Kierowniczym, spędził 9 lat w obozach koncentracyjnych w Niemczech. Jest już stary, ale pełen życia i entuzjazmu Wygląda, jakby miał nigdy nie umrzeć. Zapytałem go kiedyś, co sprawiło, że w obozie koncentracyjnym nigdy się nie poddał. Odpowiedział: „Musisz mieć, po co żyć. A mamy, po co żyć. Wysławiamy imię Jehowy. Jehowa zlecił nam zadanie. Jehowa zlecił nam zadanie głoszenia tam w obozie koncentracyjnym. Nie możemy umrzeć. Musimy żyć". Musiał wypełnić powierzone mu zadanie, misję. Nie wolno mu było umrzeć. Miał, po co żyć. Cel w życiu! Jakże to ważne!

Oto prawdziwa historia ojca i jego dwóch synów. Nie wie nic o Jehowie, nie zna jego imienia, nie wie nic o królestwie. Każdego dnia razem ze swymi synami widzi śmierć 120 ludzi w tym więzieniu. Wkrótce ogarnia go rozpacz i traci chęć do życia. Pewnego dnia ojciec bierze za ręce swych dwóch synów, podchodzi do ogrodzenia pod wysokim napięciem, razem chwytają za druty i wszyscy trzej umierają od porażenia elektrycznego. Dlaczego? Bo stracili chęć do życia. Nie mieli żadnej nadziei. Nie znają żywego Boga Jehowy. Nie znają jego zamierzeń. Nie wierzą.

Zbliża się bardzo, bardzo poważny okres w historii. Jeśli wierzymy w to, co mówi Biblia, to wiemy, że wkrótce Babilon Wielki i cała reszta złego świata będzie zniszczony. Co o tym myślicie? To będzie doprawdy przerażające. Ale my mamy silną wiarę i będziemy rozumieli zamierzenie Jehowy, dlaczego na ziemi dochodzi do takiego zniszczenia, co trzeba robić, by przetrwać.

Czy zwróciliście uwagę na doświadczenie zamieszczone w Strażnicy nr 1 z 1982 roku? Pewna kobieta gorliwie uczęszczała do kościoła. Modliła się do obrazów, ale nie ufała księżom. Ich postępowanie nie było wzorowe, a będąc związana z kościołem nie otrzymywała odpowiedzi na swoje modlitwy. Opuściła, więc kościół. Trudno było wtedy zdobyć żywność. Pewnego dnia wybrała się na ulicę w poszukiwaniu pożywienia. Zobaczyła szyld „Piekarnia". Zapukała do drzwi. Otwarła jej kobieta i powiedziała, że piekarnia została zamknięta. Właściciele po prostu zapomnieli zdjąć szyld. Domowniczka dostrzegła jednak, że kobieta jest głodna, więc zaprosiła ją do środka i dała jej coś do jedzenia. W domu na stole leżała Biblia. Kobieta zapytała: „Czy to jest Biblia? Ja tak bardzo chciałabym służyć Bogu". Domowniczka była Świadkiem Jehowy. Rozpoczęła, więc studium biblijne z tą kobietą. Po pewnym czasie ona oraz trójka jej dzieci poznali prawdę. Ale był pewien problem. Jej mąż nie kochał Boga. Co więcej, zamierzał ją za to zabić. Rzucał w nią tasakiem, groził siekierą. Dzięki Bogu udało się jej uciec. Mąż postawił ultimatum: "Albo dom, albo nowa religia". Kobieta opuszcza, więc wygodne, umeblowane mieszkanie z trójką dzieci. Podejmuje pracę i służbę pionierską. Dzieci dorastają. 22 lata później dowiaduje się, gdzie mieszka mąż. Posyła do niego dzieci. Mąż przestaje pić. Dzieci dają mu świadectwo, a on poznaje prawdę. W kwietniu 1971 roku zostaje ochrzczony. Siostra ta jest szczęśliwą babcią 4 wnuków, 2 wnuczek i jest przy niej maż. Doprawdy zadziwiające.

Jaki stąd wniosek? Ta kobieta nigdy się nie poddała. Ufała Jehowie, żywemu Bogu. Miała wiarę i siły potrzebne do trwania, a Bóg jej nie opuścił.

W naszym zborze był kiedyś pewien starszy, nadzorca przewodniczący, wspaniały człowiek. Nigdy wcześniej nie widziałem człowieka, który w taki sposób potrafił zająć się naraz kilkoma nieczynnymi, zorganizować ich i zachęcić do podjęcia dalszej służby. Dzięki niemu zbór naprawdę się rozrastał. Bardzo lubię tego brata kiedyś rozmawialiśmy przed Salą Królestwa i brat ten mówi mi: „Dostałem awans. pracuję teraz w administracji. Dyrekcja chce, bym pojechał do Chicago na wystawę. Czy powinienem tam jechać?" Odrzekłem: „Zostań w domu, a będziesz mieć mniej problemów". Ale on w końcu pojechał. Gdy już jest na miejscu, wchodzi do pokoju hotelowego, a tam czeka na niego jakaś kobieta. To nie była jego żona. Piękna kobieta. Ale miał na tyle sił, by wyjść. Myśl o tym zaprzątnęła jego umysł. Gdy następnym razem ta kobieta czekała na niego w hotelu, został i współżył z nią. Został wykluczony ze zboru. Najważniejsze dla nas jest jednak to, co zrobiła jego żona. Przychodzi do starszych i pyta: „czy powinnam starać się b rozwód? Co mam robić?" Wierzcie mi, że jeśli kiedykolwiek czułem się w życiu bezsilny, to było to właśnie wtedy. Co miałem jej powiedzieć? Ta kobieta mówi: „Kocham go. On jest moim mężem. Nie zrezygnuję z niego. Co mam zrobić?" Długo i gorliwie modliliśmy się w tej sprawie. Sytuacja naprawdę wyglądała beznadziejnie. Mija rok, dwa, trzy lata, potem pięć, sześć, siedem lat. Dzieci dorastają, a ta kobieta wciąż jest wierna temu człowiekowi. I wtedy pewnego dnia dzieje się coś niesamowitego. Do Sali królestwa wchodzi mężczyzna i siada w ostatnim rzędzie. Wszyscy wpadli w osłupienie. Wszystkiego się spodziewaliśmy, ale nie tego. Mężczyzna siada w ostatnim rzędzie i mówi: „Chcę wrócić do prawdy. Czy moglibyście mi pomóc?" Dobry początek. Udzieliliśmy mu pomocy. Kilka lat później został przyłączony. Czy wierzycie, że dzisiaj ten człowiek znowu jest ze swą żoną i dziećmi? Mieszkają na Florydzie, a on jest starszym w zborze.

Niemożliwe? Dla niektórych ludzi na pewno. Ale nie dla kogoś, kto ma wiarę. oto piękny wzór kobiety. Przeświadczenie, przekonanie, ze JEJ mąż do niej wróci. Jehowa bez wątpienia udzielił jej błogosławieństwa.

Lekarze mówią, że ludzie zdolni są przetrwać niewyobrażalne trudności i problemy, jeśli zachowają wolę życia i mają cel w życiu. Nie rezygnują. Byli tacy, którzy przeżyli obozy koncentracyjne, dlatego, że wcześniej zaczęli czytać książkę i chcieli ją skończyć. Aresztowało ich SS, a oni chcieli przeżyć po to, by móc dokończyć ją czytać. Tak bardzo tego pragnęli. Przetrwali, gdyż chcieli ujrzeć swoje dzieci, żonę lub męża. Przemożne pragnienie nakazywało im iść dalej, gdy wszyscy inni uważali, że to nie ma sensu. Niektórzy stracili ręce, nogi, wzrok, słuch, mowę, a jednak przezwyciężali wszystkie rodzaje trudności, gdyż mieli pragnienie życia. Nigdy nie wybrali śmierci, nigdy nie tracili ducha. Parli naprzód, aż w końcu osiągnęli cel.

Być może czytaliście w czasopiśmie Reader’s Digest historię pewnej małej dziewczynki, która uwielbiała biegać. Miała osiem lat i uwielbiała biegać i skakać. Rodzice byli w niej zakochani. Dla nich było to uosobienie szczęścia. To wspaniałe obserwować baraszkujące dziecko. Pewnego dnia ta dziewczynka obudziła się rano i okazało się, że od pasa w dół jest sparaliżowana. Zaraziła się wirusem polio. Lekarze stwierdzili, że już nigdy nie będzie mogła sama chodzić. Wydawało się, że wszyscy zaakceptowali ten fakt. Ale nie ta dziewczynka. Ona uwielbiała chodzić i biegać. Co się stało? Tak długo włóczyła za sobą swe ciało, aż zmusiła nogi, by znowu zaczęły się poruszać. Nie tylko nauczyła je chodzić, ale nauczyła je biegać. Nie tylko nauczyła je biegać, ale nauczyła je biegać szybko, tak szybko, że zdobyła złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich. Gdy wszyscy twierdzili, że nic sie nie da zrobic, ta dziewczynka się nie poddała. Pokonała przeciwności.

Zostaliśmy jednak urodzeni w grzechu i mamy skłonność spoglądania na ciemną stroną życia i jego nieprzyjemne aspekty. To prawda, że życie ma swoje problemy. To prawdo, ze króluje śmierć, ale zdziwilibyście się wiedząc ile ludzi rodzi się każdego dnia. To prawda, że ludzie głodują, ale spójrzcie na te zastawione stoły, jak dobrze niektórzy ludzie jedzą. To prawda, że wielu choruje, ale tak wielu jest też zdrowych. Naprawdę nie musimy świadomie przytłaczać się smutnymi aspektami życia. Lepiej tego nie robić. To wyjdzie nam na zdrowie. Gdy opadasz z sił, tracisz chęć do życia, w rzeczy samej zapierasz się Boga, który jest w niebie, bo on jest źródłem życia, źródłem dynamicznej energii. Stworzył człowieka, by ten cieszył się życiem. Jeśli dasz za wygraną, położysz się i będziesz czekał, nie naśladujesz tym Boga.

Niektórzy jednak tak właśnie robią. Jakiś czas temu pewien człowiek umarł z głodu. Gdy potem sprawdzono zawartość jego piwnicy, okazało się, że miał ogromny zapas ziemniaków i innych produktów. Ten mężczyzna nie schodził do piwnicy i nie przygotowywał sobie posiłków tylko, dlatego, że nie lubił ziemniaków. Wolał umrzeć, niż jeść ziemniaki.

Pewien brat miał kiedyś lekki atak serca. Nie wiem, czy w ogóle jest coś takiego, jak lekki atak serca. Tak czy owak brat ten miał nadzieję niebiańska i gdy serce odmówiło posłuszeństwa, chyba w głębi duszy się cieszył, bo może myślał, ze rozpoczyna nowy bieg. Lekarze zrobili, co było w ich mocy i powiedzieli, ze będzie żył. A on na to: „Ale ja nie chcę żyć" Ten brat nie chciał już żyć i rzeczywiście umarł. Lekarze powiedzieli potem, że jedynym powodem zgonu mogła być utrata chęci do życia.

Czyż to nie zastanawiające? Ale ukazuje, jak wielka kryje się w nas siła i moc.

Eisenhower udzielił kiedyś wywiadu, w którym zapytano go, co by zrobił gdyby USA zostało zniszczone w wyniku ataku nuklearnego, a on byłby jedynym człowiekiem, który zdołał przetrwać. Powiedział, że gdyby po wyjściu ze schronu zobaczył to, co ja k mu się wydaje, mogłoby pozostać, „popełniłbym samobójstwo". Dlaczego? Bo nie miałby żadnego powodu, by dalej żyć. My mamy cel. Dobry cel. Cel, który nadaje kierunek naszemu życiu. Musimy głęboko zakorzenić go w swych sercach i umysłach, abyśmy nie tracili ducha i uchwycili się życia.

Ludzie decydują się na samobójstwo. Żyją w rozpaczy. Wszystko wydaje się zwracać przeciw nim. Trudności ekonomiczne, zdrowotne, starość, samotność. Ludzie szukają drogi wyjścia. Uciskane dusze nie wiedzą, gdzie zwrócić się o pomoc. Co więc mam robić? Rezygnować? W żadnym wypadku!

Żyjemy dzisiaj w bardzo trudnych czasach. W Biblii podano przykład działania Boga. Jak działa Bóg? Jakże często bracia nie potrafią rozpoznać działania ducha świętego w ich życiu. Oto podpowiedz. Chcąc dowiedzieć się, jak działa Bóg, musimy badać przykłady z Biblii. W 18 rozdziale Łukasza podano pewną przypowieść. Jezus mówił o wdowie, która znalazła się w rozpaczliwej sytuacji. Chciała sprawiedliwości. Musiała zapłacić rachunki. Spoczywały na niej liczne obowiązki, którym musiała podołać. Znalazła się w trudnej sytuacji, a sędzia był nieprawy. Nie zamierzał jej ulżyć. Był srogi. Miał opinię surowego. Ale ona się tym nie przelękła. Ona również była nieustępliwa. Potrzebowała pomocy. Gdy kobieta potrzebuje pomocy, a właściwie, gdy kobieta potrzebuje czegokolwiek, trudno przewidzieć, do czego może się posunąć. Ten sędzia nie był chyba przygotowany na taką reakcję. Ta kobieta wciąż przychodziła do niego, naprzykrzała się mu mówiąc: „Sędzio, ja potrzebuję, chcę, musisz mi oddać sprawiedliwość". Sędzia wciąż mówił: ,,Nie, nie, odejdź stąd". Ale ona wciąż wracała, aż w końcu sędzia dał za wygrana: „Masz, co chciałaś. Teraz odejdź". Opowiadając tę wspaniałą przypowieść Jezus zwracał uwagę na fakt, że jeśli człowieczy sędzia, który popełnia wiele błędów, pomógł tej kobiecie w trudnej sytuacji, to czy ojciec w niebie nie wysłucha tych, którzy nieustannie się do niego zwracają? Jezusowi chodziło o to, że jeśli napotykasz poważne trudności, jeśli jesteś w rozpaczliwym położeniu, przychodź do ojca tak długo, aż otrzymasz pomoc. Nie rezygnuj. Nie poddawaj się. Bóg istnieje i wysłuchuje modlitw. On ci odpowie.

Co powiedział nieprawy sędzia? Czyż, więc Bóg nie wybawi tych, którzy dzień i NOC wzdychają do niego? On cierpliwie ich słucha. Wkrótce udzieli im wsparcia. Ale gdy przybędzie syn człowieczy, czy zastanie wiarę na ziemi? Wiara - wytrwałe wracanie się do Boga w trudnościach. W przypowieści tej wiara łączy się z wytrwałością, modlitwą, nie poddawaniem się, nie traceniem ducha.

Niektóre przekłady zwracają uwagę na fakt, że Jezus podał tę przypowieść, aby wykazać, że ludzie powinni zawsze się modlić nigdy nie wątpiąc. Nie wolno nam racic ducha, nie wolno nam popadać w przygnębienie. Ta przypowieść podkreśla, jak ważne jest pozostawanie silnym w wierze, trwanie w modlitwie i pełne zaufanie. Nie można się poddać, osłabnąć w wierze i oziębnąć.

Ciekawe, co powiedziano w konkordancji na temat słowa „niewzruszony". Jak brzmi tekst roczny?. 1 Kr. 15:58: „Stańcie się niezłomni, niewzruszeni i miejcie zawsze mnóstwo pracy w dziele Pańskim". Niezłomność i niewzruszoność to część tego procesu. Te cechy muszą stać się nieodłącznym elementem naszego sposobu myślenia. Co w Biblii powiedziano o niewzruszoności? Musimy pozostawać silni w wierze. Musimy stanowczo sprzeciwiać się machinacjom diabła. Musimy utwierdzać się w postanowieniu Boga. Musimy trwać niezachwianie wprawdzie. Musimy niezachwianie trwać w niezasłużonej życzliwości Pana. Nie będziemy niezachwianie ufać, gdy damy za wygraną, jak wykazuje to przypowieść Jezusa. Ta historia uczy niewzruszonego trwania, zaufania do żywego Boga. W Przysłów 3:5, 6, 7 znajdują się jedne z najpiękniejszych słów w Biblii: „Zaufaj Jehowie całym sercem i nie opieraj się na własnym zrozumieniu". Właśnie na tym polega często nasza słabość. „Zważaj na niego na wszystkich swych drogach, a on wyprostuje twe ścieżki. Nie stawaj się mądry we własnych oczach. Bój się Jehowy i odwracaj się od złego". Musisz mieć zaufanie. W Biblii jest mnóstwo informacji i przypowieści, które mogą pomóc nam tak czynić.

Na przykład Mojżesz nad Morzem Czerwonym. Nadciąga armia Faraona, a lud wrzeszczy na Mojżesza: „Wracajmy do Egiptu. Dlaczego nas tu przywiodłeś, byśmy tu pomarli?" Lud wpada w panikę. Ale nie Mojżesz. On trwa niezachwianie. Starsi muszą być zdecydowani niezachwianie trwać, gdy napotykają sprzeciw. Nie mogą uciekać. Mają dać przykład odwagi i zaufania do Jehowy. Muszą niezachwianie trwać. Jeśli więc sprawy biorą zły obrót w zborze starsi muszą być niewzruszeni. Gdy dostrzegą to inni, owce, przyznają: „Właściwie, dlaczego się tak podniecamy? To na nich spoczywa odpowiedzialność". Okazujcie stanowczość, a bracia zostaną zachęceni. Potem powiedzcie Jehowie, na czym polega problem. Bracia wielokrotnie wypróbowali tę metodę.

Ileż to razy bracia próbowali znaleźć działkę pod budowę Sali Królestwa lub Sali Zgromadzeń, lecz przez długi czas niczego nie znajdowali. Wracali w te same miejsca i się modlili. Błagali. Później podejmowali wszystkie możliwe wysiłki, ale ciągle nic nie wychodziło, i co wtedy? Nie wolno im rezygnować. Nieoczekiwanie pojawia się możliwość zakupu działki. Najlepsza jakość. Takie sytuacje wciąż się powtarzają.

Kiedyś bracia zakupili działkę na oddaleniu pod lasem. Prowadziła tam mało uczęszczana droga. Wybudowali Salę Królestwa. Jakiś czas potem wywiesili ogłoszenie „Na sprzedaż". Sala była za mała. Ale nikt tamtędy nie przechodził Ogłoszenie długo wisiało na budynku i w końcu bracia stracili nadzieję. Po jakimś czasie zdjęli tablicę z ogłoszeniem. Zastanawiali się, co zrobić z tym budynkiem. Pewnej niedzieli grono starszych zebrało się, by poruszyć tę sprawę w modlitwie. Gdy się modlili, ktoś zapukał do drzwi. Spojrzeli po sobie pytająco. Kto to może być? Przypomina mi to sytuację, gdy Piotr zapukał do drzwi po uwolnieniu z więzienia i otwarła mu młoda dziewczyna. Zamiast go wpuścić do środka, zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Nie dowierzała, że to Piotr. Była przekonana, że Piotr jest w więzieniu. Gdy jeden ze starszych podszedł do drzwi, był tam człowiek, który zapytał: „Czy już sprzedaliście ten budynek?" „Nie, jeszcze nie", odparł brat. „A kto jest właścicielem?" zapytał mężczyzna. Bratu język stanął w gardle i nie mógł odpowiedzieć. Oto stoi klient, przed chwilą modli się o niego, prosząc Jehowę o kierownictwo. Gdy się pojawia, to nie wiedzą, co z nim zrobić. W końcu zaprosili go do środka i sala została sprzedana. Nie wolno się poddawać. Nie wolno tracić ducha.

Winnym miejscu bracia chcieli kupić działkę i zwrócili się z odpowiednią prośbą do rady miejskiej. Ale w pobliżu działki byt dom znanego piłkarza, który miał duży wpływ na członków rady. Ten gwiazdor sportowy nie chciał dopuścić, by świadkowie Jehowy wybudowali Salę Królestwa w pobliżu jego domu. „Nie pozwolę, by Świadkowie otrzymali tę działkę. Dopóki ja tu mieszkam, nic z tego nie będzie" Bracia byli niepocieszeni. W najmniej oczekiwanym momencie coś jednak się wydarzyło. Na posiedzeniu rady miejskiej zabrał głos radca prawny miasta: „Szanowni Państwo. Zanim podejmiecie decyzję pozwólcie, ze przypomnę wam, iż mamy do czynienia ze Świadkami Jehowy. Jeśli im odmówicie, oni będą się odwoływać od tej decyzji. A oni zawsze wygrywają". Wiecie, co się stało? Bracia kupili tę działkę. Gdy już wszyscy myśleli, że nic z tego nie będzie. Wielki gwiazdor sportowy przestał się liczyć. Bóg może sprawić, że chwałę przyniesie mu gniew niegodziwych. Nie mamy pojęcia, co pobudziło tego człowieka do wypowiedzenia takich słów, ale ważne jest, że tak się stało.

W 1927 roku Towarzystwo szukało działki pod budowę drukami. Była do kupienia pewna posesja. Ale przetarg wygrała pewna duża firma. Czuliśmy się zawiedzeni. Drukarnię urządziliśmy, więc w innym budynku, który teraz ma adres 117 Adams Street. Wybudowaliśmy tam ośmiopiętrowy budynek. Gdy firma, która zakupiła działkę, przystąpiła do prac, okazało się, że brakuje fundamentów. Musieli. wykonać 1100 betonowych pali sięgających 28 metrów w głąb gruntu. Gdybyśmy to my zakupili działkę, z pewnością byśmy zbankrutowali. Ale to oni ją kupili, oni wykonali fundamenty, oni zbudowali wspaniały budynek, a 50 lat później my to wszystko od nich odkupiliśmy. Wspaniały budynek.

Współpracujemy z Bogiem, który jednego wynosi innego poniża. Gdybyś zdawał sobie sprawę, jak blisko ciebie jest Jehowa, chodzilibyśmy jak mocarze po ziemi, mając przy tym pokorę. Nasz Bóg jest żywy, wspaniały. Wybiera klejnoty z narodów. Co robić, gdy znajdziemy się w rozpaczliwej sytuacji? Nawet najlepsi czasami popadają w tarapaty. Do takich właśnie ludzi skierowana jest owa przypowieść o wdowie i sędzim. Kobieta domagała się sprawiedliwości.

Zastanówmy się, jak możemy wykorzystać tę przypowieść w naszym życiu Zastanówmy się nad sposobem postępowania tej kobiety. Najpierw pomyślała. Gdy my popadamy w kłopoty, często przestajemy myśleć. Wtedy właśnie powinniśmy wykorzystać tę zdolność, ale co się dzieje? Przestajemy myśleć. Ta kobieta na wszystkie sposoby przemyślała swoją sytuację. Czasami, gdy mamy kłopoty rozmawiamy o nich ze wszystkimi oprócz tego, który powinien o nich usłyszeć. Spójrzmy na tę kobietę. Pomyślała sobie: „Pójdę do tego sędziego. On odda mi sprawiedliwość. Wiem o tym i nie przestanę tam chodzić, aż mnie wysłucha".

To dla nas pewna lekcja. Po co narzekać? Jeśli mamy kłopoty ze zdrowiem, udajemy się do lekarza. Jeśli mamy kłopoty prawne, szukamy porady adwokata. Jeśli mamy kłopoty rodzinne, rozmawiamy z ojcem lub starszym. Po co więc rozpowiadać o problemach wokoło i rozmawiać o nich z ludźmi, którzy nie potrafią ci pomóc? Ta wdowa o tym wiedziała. Udała się do kogoś, kto miał władzę jej pomóc. Chciała uzyskać sprawiedliwość, a tylko ten sędzia mógł jej pomóc.

Zwróćmy uwagę na przykład Nabala i Dawida. Nabal okropnie zachował się wobec żołnierzy Dawida. Dawid zbiera, więc 400 mężczyzn i jest gotowy najechać dom Nabala. Ale tam jest Abigail. Cóż za mądra kobieta! Przewiduje, co może się wydarzyć. Pragnie żyć. Myśli, jak by tu najlepiej dotrzeć do serca Dawida. Jak znaleźć drogę do serca mężczyzny? Droga często prowadzi przez żołądek. Przygotowuje, więc wyprawną ucztę. Jest inteligentna. Zwraca się do niego: „Niech mnie samą mój panie, obciąży to przewinienie". Uprasza za swego męża chcąc ratować swe życie i udaje się jej to Odpowiednio wcześnie pomyślała. Dawid wysłuchuje ją i błogosławi Jehowę. Po śmierci Nabala Dawid pojmuje ją za żonę. Nie znaczy to, co prawda, że w takiej sytuacji zawsze uda się poznać męża lub żonę, ale można ocalić swe życie, jeśli tylko będziemy postępować mądrze i korzystając z umiejętności myślenia.

Czy pamiętacie przypowieść o młodym zarządcy? Był niesprawiedliwy i nieuczciwie obchodził się z majętnością swego pana. Ale Jezus go pochwalił. Dlaczego? Nie, dlatego, że był nieuczciwy, ale dlatego, że korzystał z umiejętności myślenia. Ten człowiek pomyślał sobie: „Nie lubię pracować, nie chcę się trudzić. Nie mam żadnego wykształcenia ani pracy. Co robić? Najlepiej będzie, jeśli poprzestawiam, co nieco w tych cyfrach i zyskam trochę przyjaciół". Jezus powiedział, że właśnie tak powinniśmy czynić. Wykorzystać umiejętność myślenia i zjednać sobie przyjaciół.

Nie ma, co się jednak oszukiwać. Wżyciu liczy się o wiele więcej niż tylko umiejętność myślenia. We wspomnianej przypowieści kobieta zdaje się na coś, co wykracza poza jakiekolwiek myślenie. Co to takiego? Jezus powiedział, że powinniśmy też się modlić i nigdy nie tracić nadziei. Módl się! Jezus przyznał, że niektóre sytuacje nas przerastają. Potrzebujemy pomocy, bo mamy niedoskonałe ciała, a zmagamy się z nadludzkimi siłami oraz złymi i przebiegłymi ludźmi. Co wtedy robić? Musimy się modlić. Jezus nie chciał przez to powiedzieć, że nie ma się, co martwić, gdy popadamy w trudności. Nie mówił, że wystarczy się modlić i wszystko samo się ułoży. Nic podobnego. Jezus bardzo dobrze wiedział, że Bóg nie będzie zajmował się każdą naszą potrzebą, a my tylko mamy się modlić. Nie. Po co stwarzałby mózg, gdyby miał za nas myśleć? Po co stwarzałby nam nogi i ręce, gdyby miał wykonać za nas całą pracę? Człowiek to nie robot. Jest samodzielny i odpowiedzialny za SWOJE czyny przed Bogiem. Niektórzy uparcie nie chcą zaakceptować tego faktu. Nie chcą być samodzielni ani odpowiedzialni. Na tym właśnie polega ich problem. My mamy jednak wolną wolę i jesteśmy odpowiedzialni przed tym, który nas stworzył.

Przyjrzyjmy się jednak bliżej tej przypowieści. Co mówi Jezus? Czego nas uczy? Chce, byśmy nie tylko się modlili, ale chce, by nasze modlitwy były przenikliwe. Nie mają być stereotypowe, automatyczne. Większość modlitw, które słyszymy tak naprawdę nie zawiera wiele treści. Słyszeliśmy je już wcześniej. Nic, więc dziwnego, że niektórzy bracia zasypiają w czasie takich modlitw. Są nieżyciowe, nie nawiązują do prawdziwych problemów życiowych. Nazywam je słodziutkimi modlitwami. Są tak piękne i wspaniałe. Dziękujemy ci Jehowo, itd. Brzmią tak, jakbyśmy już teraz żyli w nowym systemie rzeczy. Osoby, które mówią takie modlitwy chyba nie żyją w tym samym świecie, co ja. Na tym świecie dzieje się coś -niedobrego, i chcę, by Jehowa to wiedział. Jeśli chodzi o te piękniutkie modlitwy, myślę, że nie ma w nich nic złego, ale chyba niewielki też jest z nich pożytek. Nie takie jest życie. Większość modlitw nie dowodzi zrozumienia aktualnego stanu życia. Mają niewiele wspólnego z naszymi problemami i prawdziwym Bogiem.

Spójrzmy jeszcze z innego punktu widzenia na tę przypowieść, by zrozumieć powagę jeszcze innej lekcji. Wdowa wciąż wracała. Raz po raz przychodziła do sędziego „Ulżyj mi w związku z moimi przeciwnikami Oddaj mi sprawiedliwość i daj ochronę. Proszę chroń mnie przez człowiekiem, który chce mnie zrujnować". Sędzia w końcu mówi: „chociaż nie boję się Boga ani nie respektuję człowieka, to choćby dlatego, że ta wdowa wciąż mi się naprzykrza", bo mnie drażni, bo mnie niepokoi, sprawia mi kłopot, dopilnuję, żeby jej oddano sprawiedliwość, by nie przychodziła i mnie nie dobijała". Dlaczego? Bo nieustannie wracała do sędziego. Bo nie chciał już znosić jej niekończących się wizyt. Pan mówi: „Czy zauważyliście, co powiedział ten nieprawy sędzia?". Gdy więc syn człowieczy przybędzie, czy znajdzie na ziemi takich ludzi, którzy w niego wierzą? Będzie szukał wiary, wytrwałej wiary. Nie tylko zewnętrznej, przemijającej namiastki. Wiara wielu ludzi jest niewystarczająca i koniecznie trzeba ją wzmocnić. Właśnie, dlatego łatwo i szybko rezygnują. Różne przekłady Biblii mówią, że ta kobieta naprzykrzała się sędziemu, drażniła go, sprawiała mu kłopot i właśnie, dlatego ten podjął działania.

Zadaj sobie pytanie, kiedy ostatnim razem sprawiłeś sobą kłopot Bogu? Kiedy ostatnio naprzykrzałeś się Bogu w modlitwie? Kiedy ostatnim razem rozdrażniłeś go? Czy ostatnio sprawiłeś mu kłopot? Czy w takim świecie, w jakim przyszło nam dzisiaj żyć, nie powinniśmy głośno krzyczeć do Boga i się mu naprzykrzać? Jeśli tego nie robimy, to coś jest nie w porządku. Czy jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni z tego, co przychodzi nam doświadczać? Ja na pewno nie jestem z tego zadowolony.

Zajrzyjmy do Jana 4:46-54. Czytamy tam o pewnym słudze królewskim. Jego syn był bliski śmierci. W wersecie 49 czytamy, jak błaga: „Panie, przyjdź, zanim moje dziecię umrze". Jezus spogląda na tego człowieka i oświadcza: „Jeżeli nie ujrzycie znaków i cudów, to na pewno nie uwierzycie". Innymi słowy spojrzał na człowieka, po którym nie było widać, że wierzy, iż Jezus jest Mesjaszem. Fakt, że jego niedowiarstwo może stać się przyczyną śmierci jego syna, tak bardzo pobudziło serce tego mężczyzny, że naprawdę je otworzył i uwierzył. Gdy tylko to się stało. Jezus wypowiada otrzeźwiające słowa: „Idź, twój syn żyje".

Niektórzy z nas naprawdę potrzebują takich przeżyć. Bierzemy życie takim, jakim jest. Uczestniczymy w zajęciach teokratycznych, modlimy się i podtrzymujemy więź z Bogiem, aż tu nagle dzieje się coś naprawdę poważnego, a wtedy wszystko zostaje poddane prawdziwej próbie. Wtedy rozumiemy, na czym polegają łzy, krzyk i wyłania się zarys duszy człowieka. Teraz mu wierzę.

Dlaczego mamy naprzykrzać się Bogu? Jesteśmy uczciwymi ludźmi. Chcemy zasyłać mu tylko miłe modlitwy w sposób godny, a potem zająć się swymi sprawami. Jeśli w ten sposób traktujemy modlitwy, prawdopodobnie nigdy nie zadzierzgniemy rzeczywistej więzi z Jehową Bogiem. Jehowa istnieje naprawdę. Nasze problemy też istnieją naprawdę. Życie toczy się naprawdę. Nasze modlitwy muszą o tym wszystkim mówić. Nigdy niczego nie dowiemy się o Bogu, jeśli trzymamy się od niego na dystans, jeśli ślemy do niego słodziutkie, uprzejme modlitwy, posługując się wyszukanym słownictwem. Gdy mamy trudności, jeśli przemawia do nas ta przypowieść, rozumiemy, że musimy nawiązać z Bogiem nić porozumienia. On wie jak jesteśmy stworzeni. Wie, ja k jesteśmy uczynieni. Dlaczego więc się wahać? Jeśli chowasz w sercu urazę, jeśli jesteś zły, jeśli nie podobają ci się poczynania w zborze, w pracy, w domu, sam musisz powiedzieć o tym Bogu. W sposób bezpośredni. Modlitwa, która jest tylko uprzejmym rozmyślaniem, nigdy nie jest bliska rzeczywistości.

Posłuchajcie, jak modlili się mężczyźni i kobiety w czasach biblijnych. Dzięki takim modlitwom zostali wysłuchani. Abraham roześmiał się w rozmowie z Bogiem. Czy pozwalamy sobie na śmiech rozmawiając z Jehową? Chyba nie często. Ale gdy masz bliską więź z Bogiem, jesteś sobą. Gdy Bóg powiedział Abrahamowi. że będzie miał syna w wieku 100 lat, ten stary człowiek z wrażenia aż podskoczył. Oto człowiek, który jest sobą.

Mojżesz nauczył nas czegoś o modlitwie w księdze Liczb 11:4-15. Przypomnijcie sobie ogromny lud, który wyszedł z Egiptu. Izraelici zaczęli narzekać Wołali: „Wspominamy ryby, które za darmo jadaliśmy w Egipcie" Zapomnieli, że byli niewolnikami. „Ogórki i arbuzy i pory, i cebule, i czosnek! A teraz nasza dusza wyschła. Nasze oczy nie widzą nic oprócz manny". Pokarm aniołów! Mojżesz słuchał tak Izraelitów i poszedł porozmawiać z Jehową. Posłuchajcie jego modlitwy: „Czemu wyrządziłeś zło swemu słudze?" Chyba obawiałbym się powiedzieć coś takiego Jehowie. „Czemu nie znalazłem łaski w twoich oczach, żeś włożył na mnie ciężar całego tego ludu? Czyż ja począłem cały ten lud? Czyż to ja ich urodziłem?" Co ty sobie o mnie myślisz? Czy ja ich urodziłem „żebyś miał mi powiedzieć: 'Nieś ich na swej piersi, jak piastun niesie oseska'. Skąd mam wziąć mięso, by dać całemu temu ludowi? Płaczą, bowiem przede mną, mówiąc: 'Daj nam mięsa, a najemy się'. Nie jestem w stanie sam nieść całego tego ludu, gdyż jest dla mnie za ciężki. Jeżeli więc tak postępujesz ze mną to proszę, zabij mnie". To jest modlitwa. Mojżesz rozmawia z Bogiem. „Jeśli znalazłem łaskę w twoich oczach (...) niech nie patrzę na swoją niedolę". Przewodzenie 4 milionom Żydów na pewno nie było łatwym zadaniem. Istotnie można zapragnąć umrzeć. Na pustyni tym trudniej prowadzić normalne życie. Bóg wystawiał ich na próbę. A to jest modlitwa Mojżesza. Rozmowa z Bogiem. „Co ty sobie o mnie myślisz Jehowo? Spójrz na mnie! Czego ode mnie się spodziewasz? Oczywiście Mojżesz nie mówił tak w obecności innych osób, ale podpowiada nam, jak się modlić, gdy mamy problemy Niektórzy bracia mówią, że to nie przystoi. Ale modlitwa musi odzwierciedlać rzeczywisty stan rzeczy. Teka modlitwa została zapisana w Biblii, abyśmy mogli się z niej czegoś nauczyć. Jeremiasz powiedział: „Przechytrzyłeś mnie Jehowo" Tak przechytrzyłeś mnie Spłatałeś mi figla. Potem mówi: „Pozwól mi umrzeć" Czasami właśnie tak czują się starsi. Przychodzą do zboru i mówią: Panie, dlaczego ja? Lepiej stąd wyjadę.

Eliasz, Job i wszyscy inni prorocy - wszyscy oni mieli swoje problemy. Mówili o rzeczywistych problemach w swoim modlitwach. Pozwólcie, że coś wam zasugeruję. Praktyczna rada, z której możecie skorzystać, gdy znajdziecie się w rozpaczliwym położeniu. Od czasu do czasu znajdź miejsce, gdzie będziesz sam i poświęć trochę czasu na rozmowę z Jehową. To wcale nie jest takie łatwe. Ale zrób tak. Nie śpiesz się. Nie wyznaczaj sobie 30-40 sekund na rozmowę z Jehową. Spędź na modlitwie tyle czasu, ile tylko chcesz. Wtedy naprawdę zbliż się do Jehowy. Wybierz miejsce, w którym nikt cię nie usłyszy, bo kto wie, co będziesz mówił. Rozmawiaj z Jehową tak, jakby stał tuż obok. Jest tam swoim duchem. Powiedz mu, co cię dręczy, wszystko, o czym chcesz. Tam, gdy będziesz sam, naprzykrzaj się Jehowie, sprawiaj mu kłopot. Uderz, w ścianę, jeśli musisz. Uderz w słup, w podłogę. Jeśli masz na to ochotę. W tych przepełnionych wzburzeniem sekundach odkryjesz u siebie coś, czego nigdy wcześniej nie znałeś. Odkryjesz też coś szczególnego i nowego dotyczącego twej więzi z Bogiem. Przekonasz się, że Bóg jest tak wielki i potężny, że może zająć się twymi trudnościami zdjąć je z ciebie, lub pomóc ci je rozwiązać.

Nie dziwi nas fakt, że Jezus powiedział, by wejść do swego pokoju, zamknąć za sobą drzwi i się modlić. Być może powiedział to, gdyż niektórych modlitw nie powinien usłyszeć nikt inny prócz Boga. Gdyby usłyszała je żona, mąż lub dzieci, pewnie nie raz mogliby się zatrwożyć. W samotności możesz jednak zrzucić z siebie ten ciężar. Bądź szczery z Bogiem. On będzie wtedy szczery z tobą.

Korzystaj z umiejętności myślenia, módl się, naprzykrzaj się Bogu w modlitwie W naszych modlitwach mówmy o rzeczywistych sprawach.

Wróćmy jeszcze do tej przypowieści. Ta kobieta nie poprzestała na modlitwie. My też nie powinniśmy tak czynić. Ta kobieta obmyśliła plan działania - modlić się, aż sędzia udzieli jej pomocy. Tak musimy działać. Nasze zadanie to nie tracić nadziei w obietnice Jehowy. Nie możemy tracić ducha, opuszczać rąk, zachwiać się na nogach. Nie jesteśmy z tych, którzy się cofają, lecz z tych, którzy mają wiarę ku wybawieniu duszy. W ostatnich najstraszniejszych godzinach życia Jezus był obrzucany obelgami, prześladowany, opluwany, znieważany, opuścili go przyjaciele, apostołowie się go zaparli, został sam. Ale on nigdy się nie poddał. „Ojcze, dlaczego mnie opuściłeś", zawołał. Ale nigdy nie zrezygnował. My też nie możemy. Do samego końca ufał Jehowie. Jezus mógł zawołać: „Ojcze nie wybaczaj tym ludziom, bo nie są tego warci". Zamiast tego powiedział: „Wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Jezus mówi nam, że gdy wszystko wygląda ponuro, nie można się poddawać. On jest naszą drogą i życiem i prawdą. On jest światłem świata. Jeśli będziesz go naśladować, nigdy się nie poddasz. Zdobędziesz największą z wszystkich nagród - życie wieczne.

Korzystaj z umiejętności myślenia! Zanoś przenikliwe modlitwy! Opracuj metodę działania! Niech przykład wdowy i nieprawego sędziego pomoże ci nigdy nie rezygnować.



#77524 Raymond Franz w Poznaniu - Spotkanie

Napisano przez panter on 2007-10-05, godz. 20:34 w Nowości z kraju i zagranicy

Ray wspomina o tym w Kryzysie (II wydaniu polskim z 2006) na str 382, że Ed Dunlap pracował jako tapeciarz po powrocie do rodzinnej Oklahomy do prawie 86 r. życia. Zmarł 19 września 1999 w wieku 88 l.

W swej następnej książce "W poszukiwaniu chrześcijańskiej wolności" na stronie 358 podaje kilka ciekawych czczegółów dotyczących losów Eda i jego najbliższych:

W Kryzysie Sumienia przytoczyłem wykluczenie Edwarda Dunlapa, który po pięćdziesięcioletniej przynależności, w większości spędzonej na “służbie w Betel” został w efekcie “wystawiony na ulicę” w wieku prawie siedemdziesięciu lat, wykluczony z powodu wyrażania poglądów w rozmowie z przyjaciółmi, które nie były zgodne ze wszystkimi naukami Organizacji. Wspomniałem o jego powrocie do rodzinnego domu z jego dzieciństwa w Oklahomie, aby podjąć się swojego po przedniego zajęcia – tapetowania – wraz ze swoim bratem Marionem. Co z tego wynikło?

Marion Dunlap był wtedy zamianowanym “nadzorcą miasta” dla kilku zborów w Oklahomie. On również był Świadkiem od blisko pięćdziesięciu lat, zawsze bardzo czynny w “służbie polowej” i w braniu udziału w zebraniach. Kiedy zaoferował mieszkanie i pracę swojemu siedemdziesięcioletniemu wykluczonemu bratu, Marion został przesłuchany. W następstwie tego został wykluczony, a w ciągu około roku, pięciu innych członków rodziny Dunlapów. Nie były to osoby zaangażowane w coś złego; nie chciały sprawić problemu, czy prowadzić kampanię bądź protestować; czuły się po prostu związane sumieniem ze Słowem Bożym bardziej niż ze słowem omylnych ludzi czy Organizacji.

Inny Świadek, profesor stanowego Uniwersytetu w Oklahomie powiedział, że to wstyd, aby ktoś z taką umiejętnością do nauczania jak Ed Dunlap nie miał możliwości uczenia. Pomógł zorganizować Edowi prowadzenie ćwiczeń na uniwersytecie. To doprowadziło go do przesłuchania przez starszych i rychłego wykluczenia.




#77344 Raymond Franz w Poznaniu - Spotkanie

Napisano przez panter on 2007-10-02, godz. 09:58 w Nowości z kraju i zagranicy

Jest już znane miejsce spotkania:

Data: wtorek, 9 października 2007 r.
Godzina: 17.30
Miejsce: Sala Konferencyjna, Hotel Rezydencja Solei 2,
ul. Wałecka 2, Poznań, www.hotel-solei.pl
Wstęp wolny


Oficjalne ogłoszenie tu

Wszelkich informacji udziela Szymon Matusiak



#77212 Raymond Franz w Poznaniu - Spotkanie

Napisano przez panter on 2007-09-28, godz. 22:37 w Nowości z kraju i zagranicy

TY, "do końca" ufasz pewnie tylko obecnym członkom ciałeczka wykolejeńczego.
Szkoda, że nie cenisz Go (Raymonda Franza) za uczciwość wobec samego siebie, Boga i innych - na przykład takich jak TY. Szkoda, że tego nie pojmujesz i ... chyba nigdy uchwycisz.
To smutne.


Po co te uszczypliwości; wszak Raymund sam nie kreuję się na "swoistą wyrocznię" czy czyni szczególne zabiegi by podnieść swe 'zaufanie' u innych.
Nawet mówiąc o trudnych i bolesnych kwestiach nie ucieka się do ośmieszania swych oponentów, więc co dobrego polarmie chcesz osiągnać taką fromą retoryki?
Przynajmniej tak to czuję.



#77175 Raymond Franz w Poznaniu - Spotkanie

Napisano przez panter on 2007-09-27, godz. 22:11 w Nowości z kraju i zagranicy

Może uznacie to za prowokację, ale jaki ma cel jego wizyta ?
Promocja książki czyli.. zarabianie kasy ?
Trochę jak judaszowe srebrniki.. oczywiście, rozumiem jego rozterki i gorzkie wnioski, ale żeby zaraz z tego robić pienądze ?
Ci amerykanie..


Oj Dick masz chyba lekką obsesje na punkcie "tych srebrników" ;)

A jeśli wybrał się w swoją (być może ostatnią już) podróż sentymentalną po Europie? Czy mu nie wolno przy okazji spotkać się ze starymi przyjaciółmi oraz z tymi, którzy chcieliby zadać mu kilka pytań?
Z tego co pisze na czeskie stronce, to chyba z Pragi jedzie do Rumuni, a dalej ... kto to wie?



#77173 Raymond Franz w Poznaniu - Spotkanie

Napisano przez panter on 2007-09-27, godz. 21:39 w Nowości z kraju i zagranicy

oczywiscie chetnie przyjade :) prosze o info gdzie i ile spotkanie potrwa.


No pisze chyba dość wyrażnie :P

9 października (wtorek) planowane jest spotkanie dla zainteresowanych na godz. 17.30-20.00.


W najbliższą środę powinien być znany dokładny adres.



#77147 Raymond Franz w Poznaniu - Spotkanie

Napisano przez panter on 2007-09-27, godz. 16:30 w Nowości z kraju i zagranicy

Kilka dodatkowych strzępków informacji związanych z przyjazdem R. Franza do Polski:

Najprawdopodobniej przyjazd Franza jest połaczony z wydaniem czeskiej wersji jego 2 książki "W poszukiwaniu chrześcijańskiej wolności".

Spotkanie w Pradze obędzie się 11 pazdziernika w czwartek w Pradze o godz 17, a więcej informacji jest tutaj

Spotkanie w Poznaniu koordynuje Szymon Matusiak.



#77142 Raymond Franz w Poznaniu - Spotkanie

Napisano przez panter on 2007-09-27, godz. 13:51 w Nowości z kraju i zagranicy

Chciałbym poinformować o planowanej wizycie R. Franza w Polsce w dn. 8-10 października 2007 w Poznaniu.
9 października (wtorek) planowane jest spotkanie dla zainteresowanych na godz. 17.30-20.00. Ten termin jest niezmienny, Z uwagi na to, że osoba organizująca salę ma udzielić odpowiedzi dopiero na początku przyszłego tygodnia, nadal nieznane jest miejsce spotkania. Zostanie podane w środę w przyszłym tygodniu. Spotkanie jest pewne i ew. w rezerwie jest inny lokal, ale na razie nie można podać nic pewnego w kwestii miejsca.
Teraz jednak chciałbym zapytać (w imieniu organizatorów), kto z forumowiczów byłby chętny uczestniczyć w tym spotkaniu. Jest to o tyle ważne, żeby wiedzieć jaką salę przygotować.

Kto chętny, to proszę się dopisać.
Ew pytania na PM



#71403 Skrzynka pytań w NSK z września 2007

Napisano przez panter on 2007-07-27, godz. 13:16 w Obowiązki teokratyczne

a wiec CK nie zabrania takich rzeczy.
nie popiera i ja to rozumiem ale wyraznie nie zabrania. czy ktos ma podobny wniosek?


Raczej mam odmienne odczucia w tej materii, i chyba bardziej oznacza to iż powiało chłodem z "duchowego raju".

A o to komentarz brata (SJ) dzięki któremu zamieściłem tekst treści wzmiankowanej NSK

Ta pochodząca z wrześniowej NSK „Skrzynka pytań” wyraźnie niestety ujawnia, w jakim kierunku – i to milowymi krokami – zmierza organizacja.
W lipcowej NSK ostrzegała po raz kolejny przed korzystaniem z Internetu, w którym roi się od zamaskowanych osobników, pedofilów i – oczywiście – odstępców. Ponieważ organizacja traktuję Świadków Jehowy jak małe dzieci, które są pozbawione umiejętności rozeznania, więc lepiej, aby w ogóle nie korzystali z Internetu, chyba że ze strony watchtower.org (co jednak, gdy ktoś w dobrej wierze wpisze po kropce pl?!':?'). Ale okazuje się, że prawdziwe niebezpieczeństwo czai się wśród samych członków organizacji. Wprawdzie zezwala im ona na spotykanie się, ale biada im, gdyby rozmowa zeszłą na tematy biblijne. Wszak „lud Jehowy na całej ziemi otrzymuje pod dostatkiem pouczeń i zachęt na zebraniach zborowych, zgromadzeniach, kongresach oraz w publikacjach wydawanych przez organizację Bożą” (..) Dlatego „niewolnik wierny i roztropny" nie popiera publikacji, spotkań czy stron internetowych, które nie są tworzone lub organizowane pod jego nadzorem (Mat. 24:45-47).
Ale dlaczego „niewolnik” nie popiera takich działań? Otóż okazuje się, że niektórzy studiują hebrajszczyznę i grekę z myślą o analizie dokładności Przekładu Nowego Świata. Inni zgłębiają zagadnienia naukowe związane z Biblią. W celu wymiany poglądów i prowadzenia dyskusji osoby takie zakładają strony internetowe oraz czaty. Organizują też konferencje i wydają publikacje, w których przedstawiają rezultaty swoich badań.

Tu was boli, drodzy przedstawiciele „organizacji Bożej”! Przecież przy braku znajomości oryginalnych języków Biblii i gloryfikacji braku wykształcenia nie jest możliwe wydanie naprawdę dobrego przekładu. A ci, którzy zgłębią „hebrajszczyznę i grekę” rychło dostrzegą błędy przekładu NŚ. Ci zas którzy „zgłębiają zagadnienia naukowe związane z Biblią”, przekonają się rychło, że np. chronologia Towarzystwa nijak nie zgadza się ani z Biblią, ani z historią, a służy jedynie doktrynie pozwalającej „niewolnikowi” przypisywać sobie status, którego nie posiada.
Pycha i samozadowolenie wydawców literatury skłania ich do zalecenia, aby ci, „którzy chcieliby dodatkowo poszerzyć zakres osobistego studium Biblii”, czytali w tym celu publikacje Towarzystwa. Aż trudno uwierzyć, aby autorzy podobnych „rad” byli nieświadomi faktu, że to właśnie ich publikacje, w których roi się od błędów (z książką Objawienie na czele), ich stagnacja i uparte trzymanie się skompromitowanych doktryn powodują, że myślący Świadkowie Jehowy czuja potrzebę spotykania się na bazie prawdziwej wolności chrześcijańskiej. Podane w artykule wersety zupełnie nie pasują do zaistniałej sytuacji, jako że raczej nikt nie rozmawia o „rodowodach” czy też nie prowadzi „walk dotyczących Prawa”. Na wszelki wypadek jednak pisarz artykułu z NSK zrównał potępionych przez organizację dyskutantów z prowadzącymi „głupie dociekania”, posługując się dla wzmocnienia swoich wywodów Listem do Tytusa. Skostniali w myśleniu przywódcy Towarzystwa w obawie o swoją najwyraźniej coraz bardziej chwiejącą się pozycję próbują „zawracać Wisłę kijem”, niepomni tego, czego uczy historia religii o podobnych przypadkach.
Jezus powiedział: „Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mat. 18:20, BW). Czy widać w tych słowach jakąś aluzję do nadzorującego owo „zgromadzenie” „niewolnika”?


Znając gorliwość i zapał wielu braci w szybkim skutecznym wprowadzaniu poleceń i wskazówek płynących z Centrali, zarówno spora grupa usługujących jaki wielu "prawomyślnych" głosicieli zyska dodatkowe narzędzie do obrzydzania czy wręcz denuncjowania tych którzy trwają "w tych" praktykach jakie nie popiera niewolnik.
Czy mamy znowu wyliczać listę rzeczy jakie w przeszłości "nie popierał" niewolnik i jak w praktyce realizowano te sugestie? Bo w tym co pisze NSK trudno się jakoś dopatrywać choć cienia by te kwestie pozostawały w sferze "sumienia" :(



#71396 Skrzynka pytań w NSK z września 2007

Napisano przez panter on 2007-07-27, godz. 12:11 w Obowiązki teokratyczne

SKRZYNKA PYTAŃ


Czy „niewolnik wierny i roztropny" popiera tworzenie niezależnych grup Świadków Jehowy spotykających się w celu zgłębiania zagadnień biblijnych lub toczenia dyskusji na takie tematy? (Mat. 24:45,47).

Nie, klasa „niewolnika" nie zachęca do tego typu działań. Mimo to w różnych częściach świata nieliczne osoby identyfikujące się z naszą organizacją tworzą grupki, które na własną rękę zajmują się roztrząsaniem zagadnień biblijnych. Jedni grupowo studiują hebrajszczyznę i grekę z myślą o analizie dokładności Przekładu Nowego Świata. Inni zgłębiają zagadnienia naukowe związane z Biblią. W celu wymiany poglądów i prowadzenia dyskusji osoby takie zakładają strony internetowe oraz czaty. Organizują też konferencje i wydają publikacje, w których przedstawiają rezultaty swoich badań, aby uzupełnić informacje przekazywane podczas chrześcijańskich zebrań i na łamach naszej literatury.
Lud Jehowy na całej ziemi otrzymuje pod dostatkiem pouczeń i zachęt na zebraniach zborowych, zgromadzeniach, kongresach oraz w publikacjach wydawanych przez organizacje Bożą. Jehowa za pośrednictwem swego świętego ducha oraz Słowa prawdy dostarcza swoim sługom wszystkiego, czego potrzebują, by byli „stosownie zjednoczeni, mając ten sam umysł i ten sam tok myśli", oraz by pozostawali „ustaleni w wierze" (1 Kor. 1:10; Koi. 2:6, 7). Jesteśmy bardzo wdzięczni Jehowie za wszystko, co dla nas czyni w tych dniach ostatnich. Dlatego „niewolnik wierny i roztropny" nie popiera publikacji, spotkań czy stron internetowych, które nie są tworzone lub organizowane pod jego nadzorem (Mat. 24:45-47).
To godne pochwały, gdy poszczególne jednostki pragną korzystać z umiejętności myślenia, by wspierać dzieło głoszenia dobrej nowiny. Jednak żadne osobiste przedsięwzięcia nie powinny odwracać naszej uwagi od tego, co Jezus Chrystus czyni dziś za pośrednictwem swego ziemskiego zboru. W I wieku n.e. apostoł Paweł przestrzegał przed angażowaniem się w wyczerpujące, czasochłonne badanie różnych spraw, miedzy innymi „rodowodów, które prowadzą donikąd, a które raczej powodują powstawanie pytań wywołujących dociekania, zamiast sprzyjać udzielaniu czegoś przez Boga w związku z wiarą" (1 Tym. 1:3-7). Wszyscy chrześcijanie starają się stronić „od głupich dociekań i rodowodów, i waśni, i walk dotyczących Prawa, są bowiem nieużyteczne i daremne" (Tyt. 3:9).
Tym, którzy chcieliby dodatkowo poszerzyć zakres osobistego studium Biblii, polecamy leksykon Wnikliwe poznawanie Pism, książkę „Cale Pismo jest natchnione przez Boga i pożyteczne" oraz inne nasze publikacje— na przykład omawiające proroctwa Daniela i Izajasza oraz Księgę Objawienia. Można tam znaleźć wiele materiałów pomocnych w studiowaniu Biblii, dzięki którym będziemy 'napełnieni dokładnym poznaniem woli Boga we wszelkiej mądrości i w duchowym pojmowaniu, tak byśmy chodzili w sposób godny Jehowy, aby mu się w pełni podobać, dalej wydając owoc we wszelkim dobrym dziele oraz wzrastając w dokładnym poznaniu Boga' (Kol. 1:9, 10).




#70223 Ciekawe zmiany w Strażnicy (z NSK 07.07)

Napisano przez panter on 2007-07-18, godz. 20:20 w Obowiązki teokratyczne

Tez tak mysle. Przekonamy sie wciagu roku 2008 czy moje "koszmarne" prognozy sie spelnia. :D ;)


Z historycznego punktu widzenia, zamiłowanie WTS do tego rodzaju "sloganów" jak powyżej, może sprawić, że wypowiedziałeś samospełniające się proroctwo :huh: :(



#66961 Czy Świadkowie Jehowy są poddawani 'praniu mózgu'?

Napisano przez panter on 2007-06-24, godz. 15:45 w Tematyka ogólna

Polecam ciekawy komentarz R. Franza w tym temacie



#66292 Co by było z Tobą gdyby nie to forum?

Napisano przez panter on 2007-06-18, godz. 22:30 w Oceń forum

Cóż, życie pewnie płynęło by swoim nurtem dalej, a my z nim.

Zapewne wymaina informacji i myśli byłaby nieco utrudniona.

Mnie osobiście podniosło na duchu to, że na przestrzeni tych kilku lat mogłem poznać sporo nowych osób, a jako nadal pozostającemu w "zborze" uświadomić iż "dysydentow SJ" jest nawet sporo ;)

I choć prawda żadnej krytyki się nie boi, to już nie każda krytyka jest prawdą i cnotą.



#57327 Zakaz przekazywania pozdrowien na zebraniach.

Napisano przez panter on 2007-03-21, godz. 12:41 w Obowiązki teokratyczne

Nie wiem jak wy, ale ja w słowach:

Nie jest przewidziane przekazywanie mowcy wykladu pozdrowien dla jego zboru." (tlumaczenie)

nie widzę zakazu przekazywania pozdrowień, co najczęściej odbywa się w sprawach lokalnych na zebraniu służby. Jest mowa o przekazywaniu pozdrowień dla zboru mówcy wykładu. Dla tych, którzy nie wiedzą, albo zapomnieli jak to wygląda, przypominam:

Przyjeżdża zaproszony mówca z innego zboru i wygłasza wykład publiczny. Po wykładzie wchodzi na podium prowadzący zebranie i zwyczajowo mówi, że "cieszymy się, że brat nas odwiedził z takiego a takiego zboru i prosimy go o zabranie ze sobą pozdrowień dla tego zboru".

WTS postanowił to ciachnąć, pewnie w ramach usztywniania programu zebrań, zwłaszcza tych niedzielnych czyli "publicznych", przeznaczonych nie tylko dla członków zboru. Jakoś tam to współgra ze ściślejszą kontrolą rozdawania NSK, czy dwoma wydaniami Strażnicy - wewnętrznym i publicznym. Ale nie róbcie z tego zakazu przekazywania pozdrowień w ogóle, zwłaszcza na zebraniu służby, bo ja niczego takiego nie umiem się tu doczytać.

Trochę się zagalopowaliście.

Znając język teokratyczny każdy wie, iż stwierdzenie "nie jest zalecane" oznacza " jest zabronione" lub przynajmniej "niemile widziane".
Jeżeli pozdrowienia od brata mówiącego wykład w niedzielę będą przekazane dopiero w następny czwartek lub piątek, jaki to będzie miało sens, gdyż i tak większość nie pamięta tytułu i treści wykładu, nie mówiąc już o nazwisku mówcy.

Jak narazie, wiadomość ta kursuje na zagr. Forach, i nie jest powiedziane, iż ukaże się ona w polskim wydaniu NSK.


A może chodzi o nieaautoryzowane pozdrowienia jakie często składa wykładowca przed wygłoszeniem wykładu. Tzn. przekazuje takowe od swego macierzystego zboru, bez faktycznego przekazania ich przez zbór, np. na wcześniejszym zebraniu poprzedzającym dzień wygłoszenia wykładu.
Jest to nagminną praktyką, bo w swojej karierze bardzo rzadko spotkałem się z faktem, aby np. w czasie zebrania NSK np. w wiadomościach loklanych informowano zbór, że "akutat w niedzielę brat X będzie gościł z wykładem w zborze Y i czy pragniemy za pomocą jego osoby przekazać nasze braterskie pozdrowienia dla zboru Y"?

Choć czy teraz do przekazywania pozdrowień, będą potrzebne odpowiednie potwierdzenia i zaświadczenia Komitetu Służby potwierdzone pieczątką zboru i podpisem członków komitetu? ;)

Poczekajmy na tą NSK, a dopiero potem zobaczymy, czy to legalizm, czy "porządkowanie na ludzki sposób" :D



#50600 ZABAWA

Napisano przez panter on 2007-01-23, godz. 11:11 w Humor

Nie znam jeszcze Eiche, Huberta też raczej niewiele,
A z ”harmonii nie ciał, lecz umysłów” wielu tu się śmieje.
Jeśli zatem i ja tu, coś do rymu słów kilka napiszę,
Czy tym serię domysłów przerwę, a może tylko wyciszę?
Cokolwiek z tego wynika i jakiekolwiek wniosek nasuwa,
Osoba pode mną do napisania riposty chyba się poczuwa.

;)



#48862 Podprogowy przekaz w publikacjach Towarzystwa!

Napisano przez panter on 2007-01-08, godz. 10:32 w Tematyka ogólna

:blink: Nie no :huh:

Jak nic wątek nadaję się do TVN na następny odcinek "Nie do wiary" :D

Proponuję też tytuł 1 odcinka: "W poszukiwaniu Hefalupów" :P



#46255 program w TV Regionalnej

Napisano przez panter on 2006-12-19, godz. 00:15 w Nowości z kraju i zagranicy

No wiemy tyle co tydzień temu, tzn był ale nie ten. :lol:



#43657 kawały inne

Napisano przez panter on 2006-12-04, godz. 00:19 w Humor

To może i ja coś dorzucę ale w nieco innej tematyce:

Pewna pani wybrała się do Afryki na safari i zabrała ze sobą swojego pupila-pudelka. W trakcie wyprawy piesek wypadł z jeepa, czego nikt nie zauważył. Biegł za samochodem, biegł, biegł... ale nie dogonił.
Nagle słyszy gdzieś za sobą szelest i kątem oka dostrzega zbliżającego się lamparta. Zadrżał ze strachu, przed oczami przeleciało mu całe życie. Wtem jednak patrzy, a kawałek dalej w trawie leżą jakieś poobgryzane szczątki.
"Może nie wszystko stracone" - myśli pudel.
Lampart wyłazi z krzaków, patrzy - a tam jakiś dziwaczny mały stwór coś ciamka, mlaska.
Lampart już - już ma na niego skoczyć, ale słyszy jak stwór mruczy do siebie:
"Mmmm... jaki smaczny ten lampart...rarytas... mięsko palce lizać... a kosteczki - co za rozkosz...".
Lampart przeraził się i dał nura w krzaki.
"Całe szczęście, że mnie nie widział ten mały diabeł, bo zeżarłby mnie jak dwa razy dwa" - myśli uciekając.
Pudelek odetchnął, ale zauważył, że na drzewie siedzi małpa, która najwyraźniej obserwowała całą sytuację, bo minę ma zdziwioną.
Nagle małpa puszcza się biegiem za lampartem i wrzeszczy.
"Oj, niedobrze" - myśli pudelek.
"Ta cholerna małpa wszystko mu wygada. Co robić?"
Małpa faktycznie dopada lamparta i opowiada mu, jak to został wystrychnięty na dudka. Lampart wkurzył się strasznie.
Kazał małpie wsiąść mu na grzbiet i wrócić ze sobą na polankę, żeby była świadkiem tego, jak rozprawi się z tym stworem. Wracają, patrzą, a tam pudelek rozwalony na grzbiecie, dłubie w
zębach pazurem i gada do siebie:
"Gdzie do cholery ta małpa? Wysłałem ją po kolejnego lamparta, a ta kurde nie wraca i nie wraca..."



#43645 Organizacja w liczbach: Statystyka 2006

Napisano przez panter on 2006-12-03, godz. 22:06 w Obowiązki teokratyczne

Jeżeli chodzi o statystyki to są one dostępne dla każdego głosiciela. Kiedyś wychodziły w 1 numerze nowego roku w Przebudźcie się!


Oczywiście chodzi o Strażnicę :lol:



#43599 NSK listopad 2006

Napisano przez panter on 2006-12-03, godz. 17:17 w Kwestia krwi

Witaj Hubercie!

Z wielkim zainteresowaniem, smutkiem i zadumą przeczytałem twoja opowieść, wierzę i chcę wierzyć, że to, co napisałeś jest prawdą, gorzką i bolesną jak bolesna jest śmierć i utrata tego, co mamy najcenniejsze na tym świecie: życie - zarówno nasze własne, jaki i naszych najbliższych – a życia ludzkiego w ogólności. Wprawdzie wiemy i mamy nadzieję, że Nasz Niebiański Ojciec i Jego umiłowany Syn mogą odmienić stan zmarłych i z całą pewnością to uczynią, niemniej zanim to nastąpi zmagamy się z tym ciężarem i goryczą straty.

Chciałbym i ja wtrącić kilka uwag do toczącej się dyskusji i wnieść nieco przemyśleń, jakie chyba będą tu ważne, bo wszak dotyczą Świadków Jehowy, naszego podejścia i zapatrywania się na skomplikowana i delikatną kwestię krwi.

Wprawdzie nie doświadczyłem takich sytuacji jak TY czy wielu innych, gdzie musieli dokonać wyboru - między ratowaniem zdrowia lub bezpośrednio życia - przy pomocy metod, jakie opierały się o leczenie krwią zarówno własną jak i obcą, a jakie nie dopuszcza w swej polityce WTS.

Podobnie jak ty i może też i wielu uczestników dyskusji jestem nadal Ś J (praktycznie „od urodzenia”) i doskonale rozumiem i czuję, jakie motywy i skrupuły rządzą myśleniem większości z naszych braci i sióstr.
Przez wiele lat mego życia jako Ś J bezkrytycznie podchodziłem do wytłumaczenia, jakie serwowała Organizacja, wręcz z dziecinnym zaufaniem wierzyłem i chciałem wierzyć, że takie wytłumaczenie kwestii oraz dostosowanie się do zaleceń niewolnika jest tym, czego oczekuje od nas Jehowa i jest to sprawą niepodlegającą żadnej dyskusji. Wręcz nie wypadało nawet sugerować, że coś może być nie tak, że można mieć własne spojrzenie na to i przy nim obstawać.
Ale tak naprawdę to nie było moje osobiste stanowisko, nie wynikało z dokładnego przemyślenia kwestii, po prostu zaufałem i dostosowałem swój sposób myślenia do podanych mi na tacy wytłumaczeń. I tak naprawdę większość braci robi tak samo. Idzie na skróty i korzysta z gotowych wzorców i rozwiązań, jakie inni im podają. Czy jest to naganne i złe? Wszak dotyczy to wielu spraw i zagadnień w naszym życiu, od domu, szkoły zaczynając a na sprawach religijnych kończąc. Zawsze w większym lub mniejszym stopniu opieramy się na opinii innych, lub bezrefleksyjnie przyjmujemy je jako własne.

Czy jak byłeś katolikiem (o ile dobrze doczytałem się w twoich postach) twój sposób patrzenia na kwestie krwi był taki sam jak teraz? Jakimi opiniami i decyzjami się wtedy kierowałeś? Czy były one wykształcone tym, co wyczytałeś w Biblii, usłyszałeś w Kościele czy wyczytałeś gdziekolwiek indziej?

Ja od samego początku nasiąkłem tym jednym i jedynym wytłumaczeniem, jakie dawała Organizacja i nie miałem żadnej alternatywy. Stopiło się z moim własnym sposobem myślenia i byłem przekonany ze to JA, SAM osobiście doszedłem do takich wniosków.

Czy poznając „prawdę” jako zainteresowany przechodziłeś podobny mechanizm, tak łatwo porzuciłeś dotychczasowe stanowisko (o ile miałeś je mocno ukształtowane)?

Nie dziwi mnie, że ty jak i wielu braci broni tego wytłumaczenia, jakie podsuwa nam WTS, są święcie przekonani, iż jest to najprawdziwsza prawda, i nikt i nic nie jest teraz wstanie zmącić ich wiary i spokoju sumienia.
Ja jednak zmąciłem swój spokój i szukając odpowiedzi na te pytania zacząłem zadawać sobie trudne pytania. Nie powiem skorzystałem też z opinii i przemyśleń innych, nie jest to tylko mój osobisty i oryginalny efekt przemyśleń, ale dopuściłem do serca i umysłu także inne alternatywne sposoby wytłumaczenia kwestii krwi.

Powiedziano już wiele w tej sprawie nie będę, zatem powtarzał tego jeszcze raz tymi samymi słowami czy sloganami.
Nie uważam także, iż postawa CK (lub poszczególnych jej członków) jest tym jedynym i najważniejszym zawinionym błędem i jest to tylko ICH wina. Wszak ich dyrektywy i nakazy z wielką pieczołowitością są wprowadzane i utrzymywane przez wielu, bardzo wielu, na różnych szczeblach organizacyjnej administracji.
Wg mnie winny jest „system”, jaki rządzi naszą społecznością, (choć Świadków Jehowy nie są tylko ewenementem na skalę światową), niemniej na ten system składają się konkretne osoby…
Ale efektem jest to, iż nasze osobiste sumienia są zdominowane i podporządkowane temu, czego wymaga lub wręcz narzuca na nas właśnie ten system. A skoro jest przedstawiane jako Boże wypowiedzi, kto będzie polemizował z Bogiem?

Hubercie napisałeś między innymi: tu

To prawda ze biblia nie wypowiada sie na temat fracki i dlatego wlasnie jest to obecnie sprawa sumienia. Biblia tez nie stwierdza ze wolno lub nie wolno pic alkohol. Stwierdza jedynie ze nie olno sie upijac. ale to jest po za sporem. A wiec picie lub nie picie alkojholu w umierkowanych ilosciach
tez jest kwesria sumienia. Moje sumienia mowi mi w kwestii alkoholu ze moge sobie od czasu do czasu piwko chlapnac a jak mam ochote lub okazje to i fajnego drinka przygotowac. W kwestii frakcji tez jest to sprawa sumienia... a tu( prosilas o szczerosc wiec ja masz) ...musze to przemyslec. Nie wiem jaki bedzie rezultat. Bycmoze zostane przy dawnym pogladzie, byc moze zajme inne stanowisko. Jesli chodzi o sumienie to nie mozna, tak ja mysle ; po jakims artykule w NSK nagle ot tak sobie przebudowac glosu sumienia. mozna nabrac przekonania, przyjac logiczne wyjasnienia i argumenty ale glos sumienia nie zmienia sie tak szybko. No nie wiem ja tak mam moze inni maja latwiej. Tym bardziej , jak sama mowisz chodzi o zycie wiec przygotowuje sie na ciezkie glowkowanie , nie wiem co postanowie w sercu. to wamaga na pewno wielu modlitw, prosby o ducha swietego by moc zachowac trzezwa ocene i wiele innych czynnikow. musze takrze wziacpod uwage to co dla mnie jest wazne a mianowicie moja wiare w poslugiwanie sie Jehowy Ck-czym. SZCZERZE... nie jest to czynnik decydujacy i w zasadzie nigdy nie byl. Ale bedac uczciwym wobec siebie i faktu ze Jezus jednak jakiegos niewolnika nam tu zostawil, musze i jego zdanie przeanalizowac.


We wzmiankowanej NSK możemy przeczytać to:

Czy nakaz powstrzymywania się od krwi dotyczy też tej jej frakcji? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, Biblia bowiem nie wypowiada się bezpośrednio o frakcjach krwi. Rzecz jasna wiele z nich otrzymuje się z krwi oddanej przez dawców w celach medycznych. Każdy chrześcijanin musi starannie przemyśleć, czy wyrazi zgodę na leczenie tymi substancjami.


Zapewne jest to prawda i trudno się z nią nie zgodzić. Tylko, aby te założenia były prawdziwe uczciwie trzeba było napisać, iż „Biblia bowiem nie wypowiada się bezpośrednio o głównych składnikach krwi, czy w ogóle o ludzkiej krwi pełnej, w takim aspekcie medycznym jak nas teraz interesuje.”

Dziś dla mnie nie ulega wątpliwości, iż leczenia krwią własna czy obcą zgoda lub niezgoda na transfuzję powinna być od początku do końca kwestią sumienia, podejmowana przez każdego chrześcijanina w zgodzie ze swą wiedzą, wiarą i ufnością, jaką pokłada w Bogu i Jezusie.
Cały czas dyskutujemy o kwestiach, jakie Biblia nie omawia i nie definiuje w sposób, aby móc się wypowiadać w sposób autorytatywny i tak zdecydowany jak robiła i robi to nadal WTS.
Również i medycyna dokonując ogromnego postępu wkroczyła obecnie w sferę, która wg mnie była i jest zarezerwowana dla Boga. Nie twierdzę, że robi źle, ale wiąże się to z tak wieloma dylematami natury moralnej i religijnej, że nie czuję się na siłach oceniać ich i wskazać, co jest już pogwałceniem Bożego prawa a co nim jeszcze nie jest.

Tak samo chcę zapatrywać się na decyzje braci i sióstr, którzy powodowani różnymi skrupułami swego sumienia decydują się na takie czy inne decyzje w kwestii krwi. Gdy jest to ich i wyłącznie ich decyzja, wiążąca się z jakąkolwiek odmową transfuzji czy innych metod leczenia „nie do przyjęcia” – ponieważ święcie w to wierzą (nawet jeśli tak naprawdę powielają kalkę myślową WTS-u jako własną) nie mam prawa ich potępiać czy wyśmiewać ich ograniczenia, zaślepienia czy jakkolwiek byśmy to chcieli nazwać. Swe życie i swą nadzieję zawierzają Bogu, i to on będzie sprawiedliwie i miłosiernie rozsądzał, (nawet, jeśli ON takiego poświecenia nie oczekuje od chrześcijan). I smuci mnie, że tak łatwo i lekko niektórym przychodzi kpić z takich decyzji nawet, jeśli ich nie podzielają lub najzwyczajniej nie rozumieją.

Ale jeszcze bardziej smuci mnie upór i zacietrzewienie tych Świadków Jehowy, którzy odmawiają mnie czy komukolwiek ze swych współbraci na swobodne podejmowanie decyzji, nie pod dyktando i na warunkach organizacji, ale w zgodzie ze swym sumieniem, pozwalając im „osobiście ponieść swój własny ciężar odpowiedzialności” i nie odwracać się od nich, kiedy to ich sposób patrzenia na te kwestie (a właściwie organizacji) zmusza ich do odwrócenia się do nich plecami, uznania za słabych duchowo czy wręcz uznania za martwych duchowo, ponieważ zrobili czy powiedzieli coś, na co NIEPOZWALA ORGANIZACJA !!!


Zapewne większość z nas pragnie doznać błogiego uspokojenia i tej pewności, że jesteśmy wobec Niego “w porządku” i mimo naszej grzeszności znajdujemy w jego oczach upodobanie.
Jeszcze raz dziękuj ci za to, co tak szczerze napisałeś o sobie, uświadamiając tak oczywisty i często przeoczany fakt (także przeze mnie), że najważniejszym darem, jaki otrzymujemy od Naszego Niebiańskiego Ojca jest MIŁOŚĆ! Często skupiając się na wielkich rzeczach, przeoczamy ten najważniejszy, tak oczywisty jak powietrze i słońce. Co z nim zrobimy i jak wykorzystamy go w swoim życiu, jak damy mu w nas obfitować, to stanowić będzie o tym jak wyraził to Jan w swoim liście - 1 Jana 4:16-19; a czego Tobie i nam wszystkim z gorącego serca życzę.

A my poznaliśmy miłość, którą Bóg żywi do nas, i w nią uwierzyliśmy. Bóg jest miłością, a kto pozostaje w miłości, ten pozostaje w miłości z Bogiem, Bóg zaś pozostaje w jedności z nim. W ten sposób miłość została w nas wydoskonalona, żebyśmy mieli swobodę mowy w dniu sądu, ponieważ jak jest ten, tak i my jesteśmy na tym świecie. W miłości nie ma bojaźni, lecz doskonała miłość precz odrzuca bojaźń, ponieważ bojaźń jest hamulcem [sprawia udrękę – Kowalski]. Doprawdy, kto się boi, nie wydoskonalił się w miłości. My zaś miłujemy, ponieważ on pierwszy nas umiłował.

Pozdrawaim