Nie chodzi o to co kto przejawiał i kiedy....
Tylko że Organizacja, którą miało się rozpoznawac po miłości, kreuje tę miłosc na pokaz i na siłę.
tak. to sie nazywa kreowanie wizerunku. SJ niestety to odbija sie czkawką, bo im wiecej mowisz o sobie, ze jestes wybrany, jedyny, niepowtarzalny, namaszczony, najszczesliwszy, błogosławiony tym wiecej sie od ciebie wymaga. takie obciazenie powoduje zwracanie na siebie uwagi i przy tym krytycyzm z zewnątrz. wydaje sie, ze powstaje tu dziwny paradoks, bo z drugiej strony taka postawa ludzi z zewnatrz jest wykorzystywana do tworzenia specyficznego zachowania wewnatrz, mianowicie poczucia winy, ze przynosi sie hanbe organizacji, gdy sie nie spelnia wszystkich wskazowek. pętla sie zaciesnia i nagle czlowiek znajduje sie w nienaturalnym polożeniu. zaczyna myslec wrecz fobicznie, ze jest ciągle obserwowany, przez sily nadnaturalne i fizycznych ludzi.
mysle jednak, ze nie jest to cecha specyficzna tylko dla SJ. w innych grupach dziala to podobnie. silą napedową do takich zachowan jest kreowanie przez grupy religijne poziomu atrakcyjnosci dla samych czlonkow. metody wyłączenia, ekskluzywizm, elitaryzm, zamkniecie w mikroswiecie wlasnych wartosci to wszystko staje sie ekwiwalentem dla calego systemu spolecznego. aczkolwiek uwazam, ze na dluzsza metę nie przysparza to szczescia, nastepuje zmęczenie materiału.
Czy szerzenie fałszywych doktryn i proroctw dają miano prawdziwych chrześcijan? Czy są to owoce miłości? Jedyne usprawiedliwienie jakie znajduję to życie tych ludzi w błogiej nieświadomości że czynią dobrze.
nie ma falszywych i prawdziwych doktryn. jest tylko zespół twierdzeń.