Może nie powinnam wypowiadać się w tym wątku, bo do ateistów już od lat wielu sie nie zaliczam.
Myślę,że w moim przypadku pobyt w organizacji nie wpłynął może na zanik mojej wiary w Boga -w sensie wiary w Jego istnienie
(bo na szczęście zanim tam trafiłam przeżyłam moment nawrócenia i doświadczyłam Bożej dobroci i już wiele zawdzięczałam samemu Bogu a nie jakiejś organizacji ),
wpłynął raczej na poważne jej osłabienie
będąc w organizacj coraz bardziej traciłam zaufanie do Boga i wiarę w Jego bezinteresowną miłość do mnie, na która nie muszę sobie ciężko zapracowywać.
Przestałam wierzyć,że On może mi pomóc w każdej sytuacji.
...zaczęłam starać sie,aby zasłużyć sobie na Jego akceptację , na początku nawet jakoś nieźle mi to szło, ale wiadomo ile może człowiek wytrzymać polegając na swoich siłach, jakoś nie nadchodziła ta radość , która miała mnie wypełniać... ale zamiast niej depresja, potem jeszcze doszedł problem z bulimią...
ale ja sobie przez jakis czas umiałam to wszystko pieknie wytłumaczyć, że to są ataki szatana z tego powodu, że jestem w jedynej prawdziwej organizacji , na jakis czas to wystarczało, ale problem niestety nie mijał...
mój stan się jedynie pogarszał (nie byłam w tym odosobniona, bardzo wiele osób, które znałam przeżywaly podobny stan , znałam kilka ''sióstr'' i jednego ''brata'', którzy leczyli się u psychiatry , za ich namową nawet sama raz się tam wybrałam , ale niestety nie otrzymałam takiej pomocy jakiej oczekiwałam, więc zrezygnowałam na szczęście z dalszych wizyt)
Może to co napisałam brzmi trochę pesymistycznie, ale na szczęście zakończenie tego wszystkiego jest jak już bardziej optymistyczne...
Na dzień dzisiejszy Bóg uwolnił mnie z tego wszystkiego , kiedy odeszłam z organizacji modlilam sie o uzdrowienie z bulimii i Jezus odpowiedział na moją modlitwę -zostalam uzdrowiona całkowicie w jednym momencie z tej strasznej choroby . Bóg jest taki dla mnie dobry, nawet nie potrafię wyrazić tej wdzięczności , żadne słowa nie sa w stanie opisać tego co czuję, tej radoścci jaką teraz Bóg mnie wypełnił, nigdy wcześniej nie myślałam, że mogę być taka szczęśliwa. Teraz nie muszę już zapracowywać na swoje zbawienie, bo otrzymałam je z łaski , już nie muszę głosić dobrej nowiny, bo teraz ja naprawdę
chcę to robić, chcę się dzielić tym co Jezus uczynił w moim życiu. Jakie to jest cudowne, że Bóg jest wierny nam mimo nawet naszej niewierności.
Oczywiście nie chcę powiedzieć, że już teraz nie przeżywam żadnych problemów i cierpień, sama sielanka - tak nie jest,nie jestem jeszcze w Niebie (chociaż to co tutaj przeżywam jest jakimś malutkim przedsmakiem tego co będzie kiedyś).
Problemy mam chyba takie jak każdy, muszę pracować- co jest zazwyczaj związane z tym,że ma się kogos nad sobą w pracy z kim nie zawsze układa się tak jak by się chcialo i innego typu problemy ,
czasami przeżywałam takie cierpienia, że myślałam,że już łez mi zabraknie od płaczu- więc to moje życie z Bogiem nie jest takie wspaniałe tylko dlatego,że On pousuwał mi z drogi wszystkie problemy i cierpienia ,
ale dlatego, że On jest ze mną w tym wszystkim i On mnie przez to przeprowadza zwycięsko.
Naprawdę szczerze mogę powiedzieć, że najbliższy mi był własnie wtedy gdy przeżywałam największe cierpienia , najbardziej wtedy odczuwalam obecność Pana przy mnie.
Pozdrawiam (śj byłam ok. czterech lat ,poza organizacją jestem szósty rok)