Witaj Hubercie!
Z wielkim zainteresowaniem, smutkiem i zadumą przeczytałem twoja opowieść, wierzę i chcę wierzyć, że to, co napisałeś jest prawdą, gorzką i bolesną jak bolesna jest śmierć i utrata tego, co mamy najcenniejsze na tym świecie: życie - zarówno nasze własne, jaki i naszych najbliższych – a życia ludzkiego w ogólności. Wprawdzie wiemy i mamy nadzieję, że Nasz Niebiański Ojciec i Jego umiłowany Syn mogą odmienić stan zmarłych i z całą pewnością to uczynią, niemniej zanim to nastąpi zmagamy się z tym ciężarem i goryczą straty.
Chciałbym i ja wtrącić kilka uwag do toczącej się dyskusji i wnieść nieco przemyśleń, jakie chyba będą tu ważne, bo wszak dotyczą Świadków Jehowy, naszego podejścia i zapatrywania się na skomplikowana i delikatną kwestię krwi.
Wprawdzie nie doświadczyłem takich sytuacji jak TY czy wielu innych, gdzie musieli dokonać wyboru - między ratowaniem zdrowia lub bezpośrednio życia - przy pomocy metod, jakie opierały się o leczenie krwią zarówno własną jak i obcą, a jakie nie dopuszcza w swej polityce WTS.
Podobnie jak ty i może też i wielu uczestników dyskusji jestem nadal Ś J (praktycznie „od urodzenia”) i doskonale rozumiem i czuję, jakie motywy i skrupuły rządzą myśleniem większości z naszych braci i sióstr.
Przez wiele lat mego życia jako Ś J bezkrytycznie podchodziłem do wytłumaczenia, jakie serwowała Organizacja, wręcz z dziecinnym zaufaniem wierzyłem i chciałem wierzyć, że takie wytłumaczenie kwestii oraz dostosowanie się do zaleceń niewolnika jest tym, czego oczekuje od nas Jehowa i jest to sprawą niepodlegającą żadnej dyskusji. Wręcz nie wypadało nawet sugerować, że coś może być nie tak, że można mieć własne spojrzenie na to i przy nim obstawać.
Ale tak naprawdę to nie było moje osobiste stanowisko, nie wynikało z dokładnego przemyślenia kwestii, po prostu zaufałem i dostosowałem swój sposób myślenia do podanych mi na tacy wytłumaczeń. I tak naprawdę większość braci robi tak samo. Idzie na skróty i korzysta z gotowych wzorców i rozwiązań, jakie inni im podają. Czy jest to naganne i złe? Wszak dotyczy to wielu spraw i zagadnień w naszym życiu, od domu, szkoły zaczynając a na sprawach religijnych kończąc. Zawsze w większym lub mniejszym stopniu opieramy się na opinii innych, lub bezrefleksyjnie przyjmujemy je jako własne.
Czy jak byłeś katolikiem (o ile dobrze doczytałem się w twoich postach) twój sposób patrzenia na kwestie krwi był taki sam jak teraz? Jakimi opiniami i decyzjami się wtedy kierowałeś? Czy były one wykształcone tym, co wyczytałeś w Biblii, usłyszałeś w Kościele czy wyczytałeś gdziekolwiek indziej?
Ja od samego początku nasiąkłem tym jednym i jedynym wytłumaczeniem, jakie dawała Organizacja i nie miałem żadnej alternatywy. Stopiło się z moim własnym sposobem myślenia i byłem przekonany ze to JA, SAM osobiście doszedłem do takich wniosków.
Czy poznając „prawdę” jako zainteresowany przechodziłeś podobny mechanizm, tak łatwo porzuciłeś dotychczasowe stanowisko (o ile miałeś je mocno ukształtowane)?
Nie dziwi mnie, że ty jak i wielu braci broni tego wytłumaczenia, jakie podsuwa nam WTS, są święcie przekonani, iż jest to najprawdziwsza prawda, i nikt i nic nie jest teraz wstanie zmącić ich wiary i spokoju sumienia.
Ja jednak zmąciłem swój spokój i szukając odpowiedzi na te pytania zacząłem zadawać sobie trudne pytania. Nie powiem skorzystałem też z opinii i przemyśleń innych, nie jest to tylko mój osobisty i oryginalny efekt przemyśleń, ale dopuściłem do serca i umysłu także inne alternatywne sposoby wytłumaczenia kwestii krwi.
Powiedziano już wiele w tej sprawie nie będę, zatem powtarzał tego jeszcze raz tymi samymi słowami czy sloganami.
Nie uważam także, iż postawa CK (lub poszczególnych jej członków) jest tym jedynym i najważniejszym zawinionym błędem i jest to tylko ICH wina. Wszak ich dyrektywy i nakazy z wielką pieczołowitością są wprowadzane i utrzymywane przez wielu, bardzo wielu, na różnych szczeblach organizacyjnej administracji.
Wg mnie winny jest „system”, jaki rządzi naszą społecznością, (choć Świadków Jehowy nie są tylko ewenementem na skalę światową), niemniej na ten system składają się konkretne osoby…
Ale efektem jest to, iż nasze osobiste sumienia są zdominowane i podporządkowane temu, czego wymaga lub wręcz narzuca na nas właśnie ten system. A skoro jest przedstawiane jako Boże wypowiedzi, kto będzie polemizował z Bogiem?
Hubercie napisałeś między innymi:
tuTo prawda ze biblia nie wypowiada sie na temat fracki i dlatego wlasnie jest to obecnie sprawa sumienia. Biblia tez nie stwierdza ze wolno lub nie wolno pic alkohol. Stwierdza jedynie ze nie olno sie upijac. ale to jest po za sporem. A wiec picie lub nie picie alkojholu w umierkowanych ilosciach
tez jest kwesria sumienia. Moje sumienia mowi mi w kwestii alkoholu ze moge sobie od czasu do czasu piwko chlapnac a jak mam ochote lub okazje to i fajnego drinka przygotowac. W kwestii frakcji tez jest to sprawa sumienia... a tu( prosilas o szczerosc wiec ja masz) ...musze to przemyslec. Nie wiem jaki bedzie rezultat. Bycmoze zostane przy dawnym pogladzie, byc moze zajme inne stanowisko. Jesli chodzi o sumienie to nie mozna, tak ja mysle ; po jakims artykule w NSK nagle ot tak sobie przebudowac glosu sumienia. mozna nabrac przekonania, przyjac logiczne wyjasnienia i argumenty ale glos sumienia nie zmienia sie tak szybko. No nie wiem ja tak mam moze inni maja latwiej. Tym bardziej , jak sama mowisz chodzi o zycie wiec przygotowuje sie na ciezkie glowkowanie , nie wiem co postanowie w sercu. to wamaga na pewno wielu modlitw, prosby o ducha swietego by moc zachowac trzezwa ocene i wiele innych czynnikow. musze takrze wziacpod uwage to co dla mnie jest wazne a mianowicie moja wiare w poslugiwanie sie Jehowy Ck-czym. SZCZERZE... nie jest to czynnik decydujacy i w zasadzie nigdy nie byl. Ale bedac uczciwym wobec siebie i faktu ze Jezus jednak jakiegos niewolnika nam tu zostawil, musze i jego zdanie przeanalizowac.
We wzmiankowanej NSK możemy przeczytać to:
Czy nakaz powstrzymywania się od krwi dotyczy też tej jej frakcji? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, Biblia bowiem nie wypowiada się bezpośrednio o frakcjach krwi. Rzecz jasna wiele z nich otrzymuje się z krwi oddanej przez dawców w celach medycznych. Każdy chrześcijanin musi starannie przemyśleć, czy wyrazi zgodę na leczenie tymi substancjami.
Zapewne jest to prawda i trudno się z nią nie zgodzić. Tylko, aby te założenia były prawdziwe uczciwie trzeba było napisać, iż
„Biblia bowiem nie wypowiada się bezpośrednio o głównych składnikach krwi, czy w ogóle o ludzkiej krwi pełnej, w takim aspekcie medycznym jak nas teraz interesuje.”Dziś dla mnie nie ulega wątpliwości, iż leczenia krwią własna czy obcą zgoda lub niezgoda na transfuzję powinna być od początku do końca kwestią sumienia, podejmowana przez każdego chrześcijanina w zgodzie ze swą wiedzą, wiarą i ufnością, jaką pokłada w Bogu i Jezusie.
Cały czas dyskutujemy o kwestiach, jakie Biblia nie omawia i nie definiuje w sposób, aby móc się wypowiadać w sposób autorytatywny i tak zdecydowany jak robiła i robi to nadal WTS.
Również i medycyna dokonując ogromnego postępu wkroczyła obecnie w sferę, która wg mnie była i jest zarezerwowana dla Boga. Nie twierdzę, że robi źle, ale wiąże się to z tak wieloma dylematami natury moralnej i religijnej, że nie czuję się na siłach oceniać ich i wskazać, co jest już pogwałceniem Bożego prawa a co nim jeszcze nie jest.
Tak samo chcę zapatrywać się na decyzje braci i sióstr, którzy powodowani różnymi skrupułami swego sumienia decydują się na takie czy inne decyzje w kwestii krwi. Gdy jest to ich i wyłącznie ich decyzja, wiążąca się z jakąkolwiek odmową transfuzji czy innych metod leczenia „nie do przyjęcia” – ponieważ święcie w to wierzą (nawet jeśli tak naprawdę powielają kalkę myślową WTS-u jako własną) nie mam prawa ich potępiać czy wyśmiewać ich ograniczenia, zaślepienia czy jakkolwiek byśmy to chcieli nazwać. Swe życie i swą nadzieję zawierzają Bogu, i to on będzie sprawiedliwie i miłosiernie rozsądzał, (nawet, jeśli ON takiego poświecenia nie oczekuje od chrześcijan). I smuci mnie, że tak łatwo i lekko niektórym przychodzi kpić z takich decyzji nawet, jeśli ich nie podzielają lub najzwyczajniej nie rozumieją.
Ale jeszcze bardziej smuci mnie upór i zacietrzewienie tych Świadków Jehowy, którzy odmawiają mnie czy komukolwiek ze swych współbraci na swobodne podejmowanie decyzji, nie pod dyktando i na warunkach organizacji, ale w zgodzie ze swym sumieniem, pozwalając im „osobiście ponieść swój własny ciężar odpowiedzialności” i nie odwracać się od nich, kiedy to ich sposób patrzenia na te kwestie (a właściwie organizacji) zmusza ich do odwrócenia się do nich plecami, uznania za słabych duchowo czy wręcz uznania za martwych duchowo, ponieważ zrobili czy powiedzieli coś, na co NIEPOZWALA ORGANIZACJA !!!
Zapewne większość z nas pragnie doznać błogiego uspokojenia i tej pewności, że jesteśmy wobec Niego “w porządku” i mimo naszej grzeszności znajdujemy w jego oczach upodobanie.
Jeszcze raz dziękuj ci za to, co tak szczerze napisałeś o sobie, uświadamiając tak oczywisty i często przeoczany fakt (także przeze mnie), że najważniejszym darem, jaki otrzymujemy od Naszego Niebiańskiego Ojca jest MIŁOŚĆ! Często skupiając się na wielkich rzeczach, przeoczamy ten najważniejszy, tak oczywisty jak powietrze i słońce. Co z nim zrobimy i jak wykorzystamy go w swoim życiu, jak damy mu w nas obfitować, to stanowić będzie o tym jak wyraził to Jan w swoim liście - 1 Jana 4:16-19; a czego Tobie i nam wszystkim z gorącego serca życzę.
A my poznaliśmy miłość, którą Bóg żywi do nas, i w nią uwierzyliśmy. Bóg jest miłością, a kto pozostaje w miłości, ten pozostaje w miłości z Bogiem, Bóg zaś pozostaje w jedności z nim. W ten sposób miłość została w nas wydoskonalona, żebyśmy mieli swobodę mowy w dniu sądu, ponieważ jak jest ten, tak i my jesteśmy na tym świecie. W miłości nie ma bojaźni, lecz doskonała miłość precz odrzuca bojaźń, ponieważ bojaźń jest hamulcem [sprawia udrękę – Kowalski]. Doprawdy, kto się boi, nie wydoskonalił się w miłości. My zaś miłujemy, ponieważ on pierwszy nas umiłował. Pozdrawaim