Skocz do zawartości


Zdjęcie

Chcę wydać książkę


  • Please log in to reply
63 replies to this topic

#61 Jan Lewandowski

Jan Lewandowski

    Domownik forum (501-1000)

  • Moderatorzy
  • PipPipPip
  • 815 Postów

Napisano 2004-07-05, godz. 10:13

Janie, bardzo interesują mnie wszystkie sprawy związane z tym syndromem. Gdzie można znaleźć materiały na ten temat? Najlepiej po polsku, ale i angielskojęzyczne też.


Witam,

W numerze 29 biuletynu "Słowo Nadziei" (z 1997 roku), zatytułowanym "Świadkowie Jehowy a zdrowie psychiczne", całkiem zgrabnie streszczono książkę słynnego amerykańskiego psychologa dr Jerrego Bergmana pt. "The mental health of Jehovah Witnesses", która jest wielkim psychologicznym studium psychiki ŚJ i technik manipulacyjnych Towarzystwa Strażnica, które mają za zadanie trzymać w ryzach swych współwyznawców. Wspomniany biuletyn ma 23 strony, więc jest tam dość dużo treści na ten temat. Kwestię "post Jehovah's Witnesses syndrom" broszura ta opisuje na stronie 22. Jeśli aż tak mocno interesujesz się tą tematyką to warto poświęcić te kilka dolarów na wspomnianą książkę Bergmana, zamawiając ją gdzieś na Amazon, lub przynajmniej dotrzeć do wspomnianego biuletynu SN.

Pozdrawiam

#62 Baszka

Baszka

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 39 Postów
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2004-07-05, godz. 12:16

Dzięki, Janie!
Do Słowa Nadziei dotarłam, a książkę, być może też uda się jakoś kupić.
Pozdrawiam serdecznie.
Baszka

#63 ben-salem

ben-salem

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 76 Postów
  • Lokalizacja:Szczecin

Napisano 2005-10-07, godz. 18:21

O psychomanipulacji słów kilka.

Tekst zapewne ciekawy, ale opisy i definicje w nim zawarte można odnieść nie tylko do dzisiejszych sekt lecz do nieomal każdej formy aktywności względem drugich osób i to na przestrzeni całych dziejów ludzkich.
Cały mechanizm szukania, przekonywania i pozyskiwania zwolenników do nowych poglądów, jest już z założenia obarczony piętnem manipulacji cudzą psychiką. Wiedzą o tym psychologowie, pedagodzy, specjaliści od reklamy i marketingu, politycy w swoich akcjach przedwyborczych. Wiedzą też o tym animatorzy ruchu oazowego, przełożeni stowarzyszeń zakonnych, katecheci.
Zaczyna to się już w rodzinie, bez względu na wyznawany światopogląd. Uczymy dzieci aby były ,,grzeczne” w domu, wobec rodzica , rodzeństwa, dziadków, sąsiadów itd. Co to oznacza ? A to, że wkładamy małemu człowiekowi do głowy, że określone zachowania są dobre a inne złe. Jeśli dorosło do pojmowania i rozróżniania tego, to dobrze. A jeśli nie pojmuje ? Stanowcze: ,,Nie wolno !”, groźna mina i zabranie rączki dziecka od majstrowania przy gniazdku elektrycznym zazwyczaj wystarcza. Rodzic daje zabawkę aby odwrócić uwagę malucha od niedozwolonego w jego wieku eksperymentowania. I co tu mamy ? Sterowanie zachowaniem dziecka nieświadomego, że zabawka to manewr który odwraca jego uwagę od tak interesującej zabawy . Ograniczamy więc wolność jednostki dla jej dobra.
I na razie jest to łatwe. Czy od razu mówimy wszystko, co i dlaczego ?
Nie, a przynajmniej na razie. Czekamy aż dorośnie i zrozumie. Ukrywamy więc prawdę i ,,manipulujemy” ? A co ze starszymi dziećmi ? Dlaczego ma czegoś nie robić na co ma ochotę, albo mówić ,,dzień dobry”, ,,proszę”, ,,dziękuję” ; ,,przepraszam” a nie: ,,zejdź mi z drogi, stara babo !” ? Bo to wypada mówić ,,przepraszam” ? Bo dziecko będzie się lepiej z tym czuło, albo staruszka, wobec której ta młoda osoba ma się tak odezwać ? A może chodzi też o to, jak przez zachowanie dziecka będą postrzegani jego rodzice czy opiekunowie ? Czy więc można tu powiedzieć, że dzieci zachowujące dobre maniery są świadomie tak kierowane tylko po to, aby otoczenie wyrobiło sobie pozytywną opinię o ich rodzicach ? Albo żeby one same dobrze się czuły? Jeśli rozpatrywać to w kategorii korzyści własnych rodziców czy dzieci, to takie dobre wychowanie jest korzystne. Może też w przyszłości zaowocować ewentualnymi pożądanymi układami towarzyskimi. Pogardzana ,,stara baba” to przecież matka znanego właściciela firmy, u którego może kiedyś ktoś z rodziny będzie potrzebował zatrudnienia. W tym przypadku grzeczne zachowanie nie jest nakierowane na osoby zewnętrzne i dla ich wyłącznego dobra; np. dla okazania im szacunku. Uprzejme dygnięcie to inwestycja, to interes własny. I cały okres takiego oddziaływania na młody umysł aby wytworzyć potrzebę takiego właśnie ,,bycia grzecznym” to szereg zabiegów, różnych zabiegów aby przekonać dzieciaka że to jest konieczne ,, bo się opłaci”. Inną sprawą jest kwestia świadomości dziecka i stopień udziału jego woli, czy zechce ono w tym uczestniczyć.
A zależność dziecka od rodziców czy opiekunów ? Wykorzystywanie tej zależności i świadome formowanie osobowości małego niedoświadczonego człowieka - jak to nazwać ? Procesem wychowawczym ? W miarę dorastania ten młody człowiek zaczyna poznawać bardziej swoje najbliższe otoczenie , rodziców , rodzinę, opiekunów. Stwierdza że faktycznie jest do pewnego stopnia uzależniony np. od władzy domowej. Na swój sposób szuka wolności. Niech będzie choćby dłuższe przebywanie poza domem i późne wieczorne powroty. Ci którzy nad nim panują stosują szeroki wachlarz oddziaływania dla osiągnięcia własnych celów: nagradzają, chwalą, karzą, ale bywają też do pewnego stopnia obojętni. Stawiają przed młodocianym, ważne ich zdaniem, jego cele życiowe, odwołują się do pragnień obaw, nadziei, sympatii, wstydu, strachu. Jak zrobisz to, to dam ci tamto.
I odwrotnie. Jak nie pójdziesz na lekcje religii, to nie dostaniesz pozytywnej oceny; to może zaważyć na dopuszczeniu cię do komunii i nie dostaniesz prezentu. I jaki wstyd ?
Wzbudzają poczucie obowiązku, poczucie przynależności do rodziny, regionu, narodu. Stawiają przed młodą osobą wzory do naśladowania, różne w zależności od środowiska w którym taka rodzina się obraca. Zobacz, kim został ten czy tamta a ty - kim chcesz być?" Nieraz w grę wchodzi nie tylko tzw. ,,dobro dziecka" ale prestiż rodziny. Jak to się dalej odbywa? Jakie środki oddziaływania na psychikę są wtedy stosowane? Przekonywanie i nacisk, gra na uczuciach ? Jak najbardziej ! Rozbudzanie lęku i poczucia zagrożenia z powodu ewentualności nie spełnienia dążeń własnych czy oczekiwań dorosłych. A nie spełnienie ich oznacza nie osiągnięcie celu i w rezultacie uczucie rozczarowania i winy. Jak ma się zachować młody człowiek ? Przez cały okres wychowywania rozbudowywane jest w nim poczucie wdzięczności wobec rodziny, więc czuje się zobowiązany. A tak naprawdę to nie musi nic zawdzięczać, bo to obowiązek rodziców i tyle. Zatem jest zniewolony do określonych zachowań i działań wobec najbliższych mu ludzi którzy go uformowali. Co wtedy powiedzieć o wolności, o prawach do własnych upodobań i decyzji ? Można też dostosować się do prawa grupy i przyjąć obowiązujące tam kanony i nie mieć problemów. Niech będzie to rodzina. Młoda osoba wie, że przez akceptację pewnych reguł może odnieść korzyści. Akceptacja nie oznacza jednak przekonania o ich słuszności. O ile więc w domu nie używa przekleństw, to wśród kolegów ma pełną w tym zakresie swobodę, bo tam takie zachowanie może stanowić o uznaniu i wzmacnia uczucie przynależności.
W domu starannie podkreśla swoje dodatnie punkty wiedząc że otrzyma pochwałę, nagrodę. Tam na podwórku także zbiera plusy. Przy okazji dowiaduje się że jako dziecko ma swoje prawa a rodzice czy opiekunowie są ustawowo zobowiązani do określonych świadczeń na jego rzecz. Dowiaduje się więc o prawdach, które wcześniej starannie przed nim ukrywano Czy będzie się domagać aby jego prawa jako dziecka były przestrzegane ? Może się taka młoda osoba różnie zachować. Może np. kalkulować co się bardziej opłaca: zadzierać w domu, czy przyjąć taka postawę która da doraźne korzyści i ,,święty spokój” do czasu uzyskania pełnoletności ?
Ale mogą być inne wzorce kształtowania psychiki w dzieciństwie i okresie dorastania tak, aby chłopiec lub dziewczynka były ,,grzeczne” a potem stały znane z dobrego wychowania. Może to wynikać z etyki laickiej lub względów religijnych.
Jeśli największą wartością dla rodziców jest Bóg i Jego przykazania, to w swoim domowym nauczaniu dzieci odwoływać będą się do Dekalogu jako ostatecznego autorytetu. Katecheza w rodzinie stawia określone wymagania przed rodzicami. Muszą sami pokazać jak w życiu realizują postulaty Ewangelii. Wtedy dzieci mogą przejąć ich wzorce postępowania. Czy to znaczy, że rodzice mają udawać pobożnych aby zyskać ich aprobatę ? Czy autentyczna pobożność rodziców gwarantuje że zawsze ich dzieci same z siebie będą ,,grzeczne” ? A co zrobić gdy latorośle nie stosują się do przykazań ? Jakie środki przekonywania zastosować, do jakich autorytetów się odwołać ? Życie dowodzi, że rodzice czasami mają sposoby, aby osiągnąć swoje cele wychowawcze. Nieraz za pomocą
,,kija i marchewki”. Istnieje wiele możliwości . Nie wszystkie okazują się dobre i skuteczne. Czy zatem także oni manipulują ?
Biblijne wychowywanie dzieci w domach nie jest jednak często spotykane. W większości przypadków rodzice składają ten obowiązek na nauczycieli religii w szkołach. I w większości też, ogólny proces edukacji religijnej młodego człowieka kończy się w szkole. Zazwyczaj w okresie przed komunijnym. Na niewiele zdają się także późniejsze lekcje religii. Gdy zapytamy kilkunastolatka o poznane prawdy wiary, co nam odpowie ? Przeważnie mają mgliste wyobrażenie o Bogu, Słowie Bożym, nauczaniu Pana Jezusa i apostołów. Zachodzi też pytanie, czy przez cały ten okres ich kontaktu z kościołem i objaśnianiem jego nauk, nie byli poddawaniu procesowi zaplanowanego sterowania ? Wyłania się tu sprawa prawdy lub nieprawdy w podawanych wierzeniach. Jeśli nauczyciel religii podaje jako prawdę, że Pan Jezus nie miał rodzeństwa bo jest to zgodne z dogmatem
maryjnym – czy mówi prawdę w sensie biblijnym ? Czy taka konfrontacja tej
,, prawdy wiary” z treścią Nowego Testamentu nie skłania do postawienia zarzutu katechecie, że posiadając wiedzę w tym zakresie, nadal manipuluje umysłem dzieci skłaniając ich do przyjęcia nauki obcej Chrystusowi i apostołom ? Czy wystarczającym usprawiedliwieniem jest przymus nauczania oficjalnej doktryny wbrew faktom ?
Tak samo można pytać o edukację przyszłych księży i ojców zakonnych. Jest manipulacją czy nie, uczenie ich o istnieniu nieśmiertelnej duszy ? Z jednej strony definicja katechizmowa z drugiej strony opinie znawców zagadnienia np.:
,, Księga Rodzaju rozumie przez tchnienie życia siłę życiową, która ginie wraz z życiem. Śmierć jest końcem życia (...) Człowiek który żyje ,, jest nefeszem”, a nie ,,ma nefesz” (...) cały człowiek jest grzesznikiem. Z biblijnego punktu widzenia byłoby niezrozumiałe, gdyby właśnie duch , siedlisko grzechu nie musiał doznać śmierci, kary za grzech. (...) W czasach Nowego Testamentu nadzieja zbawienia wielu pobożnych oczekiwała wskrzeszenia zmarłych, odbudowy całego człowieka i nowego życia Bożego. Ostatnio świadczą o tym teksty z Qumran (....) jak zresztą i sam Nowy Testament (...) w tym samym czasie Grecy (...) wierzą w życie wieczne, przedstawiając je jako dalszy ciąg szczęśliwego życia duszy uwolnionej od ciała. Oczywiście także pewna część Żydów uległa greckim wpływom". ( K. H. Schelkle, Teologia Nowego Testamentu ) Dla alumna seminarium katolickiego, będzie to kwestia prawdy czy tylko interpretacji ? Czy może podczas nauki otwarcie wskazywać na takie rozbieżność i podważać oficjalne stanowisko kościoła ?
A jeśli rodzice w pewnym momencie nie zgadzają się z naukami kościoła i z tym aby ich dziecko pobierało lekcje religii w szkole i zaczynają nauczanie w domu a dzieci mają już po kilkanaście lat ? Czy ich własny alternatywny program katechezy domowej, będzie wtedy rozumiany jako przymuszanie i manipulacja ?
Czy więc elementy współczesnej wiedzy o wychowaniu w rodzinie i w szkołach, użyte do potrzeb katechezy albo czy nauczanie tego, co nie jest prawdą biblijną - to nadal jeszcze nauczanie religijne, ewangeliczne czy już ,,psychomanipulacja” ?

Jakby nie patrzeć, zwiastowanie Dobrej Nowiny to zawsze jakieś urabianie drugiego człowieka do osobiście rozumianych treści Pisma Św. Zresztą nakaz ewangelizacji wprost przymusza do szukania kontaktów z innymi i próby skierowania ich ku Boga. Ale nawet bez werbalnego przekazywania nauk biblijnych można zwrócić uwagę otoczenia na siebie i sprowokować do rozmowy na temat przyczyn które pozytywnie wyróżniają wyznawcę Chrystusa. A wtedy ? Czy wystarczy jedna taka rozmowa w wartości Ewangelii i jej wpływie na życie, albo samo udostępnienie Pisma Św.? I co dalej ? Jest oczywiste, że takie rozmowy o Biblii, prywatne czy nawet w większym gronie, z czasem prowadzą do szczególnej więzi łączącej jej uczestników; innej niż słuchaczy niedzielnych kazań lub programowej katechezy w szkole. I jeśli ktoś pozwala aby słowo zmieniało jego samego i innych, jeśli metanoia prowadzi do widocznego zaniechania np. nałogów; jeśli skutkuje to przejawianiem społecznie pożytecznych postaw, czy oznacza to stopniowe ,, omotanie sekciarska siecią” ? W takim razie działanie Ewangelii w życiu człowieka można więc w ten sposób uznać – jak kiedyś wyraził się Tacyt - za ,,zgubny i niebezpieczny zabobon" .
Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie też budziły podejrzenia administracji rzymskiej. Jednym z oskarżeń było nie akceptowanie przez chrześcijan oficjalnej ustawowej religijności. Nie wzbudzali sympatii u ziomków judejczyków ani u innych współobywateli w cesarstwie. Ich zgromadzenia, owiane tajemniczością, były tematem wielu fantastycznych i oszczerczych plotek. A Tertulian do tego pisze: ,,zobaczcie jak oni się miłują ! " I tak było. A Chrystusowe nowe przykazanie, napominanie Ap. Pawła że: ,,miłość powinna być szczera (...) bądźcie sobie życzliwi i jeden przed drugim okazujcie sobie nawzajem szacunek (...) pomagajcie waszym braciom (...) bądźcie gościnni dla tych którzy do was przyjdą".
(Rz 12,9-12 ROM. oraz inne wezwania NT dot. miłości ) Jak one były realizowano w kościele ? W ten sposób, że ludzie z gminu znajdowali tam wszystko to, czego nie dawała im rodzina, sąsiedzi, pracodawcy, otoczenie. Niewolnicy, z piętnem swego stanu wypalonym na ciele, wśród swoich duchowych braci czuli się wolni. Tę wolność zachowywali też mimo że musieli nadal służyć swoim panom. ,,Nowe przykazanie" było brane poważnie w odniesieniu do członków wspólnoty oraz wobec ludzi z zewnątrz. A co powiedzieć o ówczesnych ucztach miłości - agapach ? Jak więc chrześcijanin żyjący Ewangelią mógł wtedy okazywać miłość i jak może czynić to dziś, aby nie podpaść pod zarzut, że ,,bombarduje kogoś miłością” ? Dzisiejszy znawcza od ,,sekt” i zagadnień ,, psychomanipulacji” przeniesiony w tamte realia miałby niezły materiał do badań na wiele lat, do końca swoich dni. A co w sprawie ,, psychomanipulacji” miałby do powiedzenia ekskomunikowany Hymeneusz, Filetos czy Aleksander ? A były współpracownik Ap. Pawła, Demas ? Jakież to ,,prawdziwe oblicze”, lokalnych zborów i całej zbiorowości wiernych mogliby oni pokazać , jako że wcześniej byli ,,oszukani i zniewoleni” ?

To co denerwuje dzisiaj u niektórych mniejszości chrześcijańskich, raziło także okresie apostolskim i później a przynajmniej do pewnego czasu. Stąd akcje judaistów i lokalnych władz rzymskich przeciwko pierwszym świadkom - uczniom Chrystusa. O ile żydzi mogli pochwalić się statusem religii uznanej i jakąś ochroną prawną, to chrześcijanie postrzegani byli jako jej odłam , sekta. I to ,,destrukcyjna” - niebezpieczna. Chrześcijańskie przepowiadanie to ,, propaganda” skierowana do osób nieświadomych, nie poinformowanych. A nakłanianie dzieci oraz małoletnich do podzielania poglądów dorosłych w kwestii choćby nie uznania boskich roszczeń danego imperatora i skazywanie ich przez to na okrutną męczeńską śmierć z rodzicami na arenie ? Jak to nazwać ? Zbiorowym dobrowolnym samobójstwem, krwawym pokłosiem fanatyzmu i religijnego szaleństwa ?
Jakież to czynniki wpływały na wykształcenie się takiego zachowanie wobec stanu zagrożenia życia własnego i dzieci. Jakiż to niedozwolony proces ,,psychomanipulacji” sprawiał, że zanikały pożądane społecznie odruchy rodzicielskie ku ochronie życia członków rodziny ? Jakie środki nacisku na swoich członków stosowali liderzy pierwszych wspólnot chrześcijańskich, że miały miejsce takie przestępstwa przeciw rodzinie; przeciwko zdrowiu i życie jej członków ?
Taki stan rzeczy, według dzisiejszych ocen, kwalifikował się na sąd rodzinny i odebranie rodzicielstwa a rodziców na posłanie do więzienia. Bo ich postawa wynikająca z wyznawanej doktryny oznaczała również dla dzieci represje i śmierć. Co z tego - że nie kradli, nie zabijali, że jakość ich życia rodzinnego przewyższała to co powszechne było w ich otoczeniu – skoro tworzyli zamkniętą wyobcowaną grupę a ich dzieci były już od pierwszych dni życia skazane na śmierć od miecza, w ogniu lub w paszczach dzikich zwierząt ?
Do tego uchylali się od integracji ze społeczeństwem . Odmowa brania udziału w życiu publicznym w jego instytucjach, w działaniach wojennych zaczepnych i obronnych państwa rzymskiego, narażała ich na oskarżenie o brak patriotyzmu i dbałości o dobro narodu. ,, Jakiż byłby los cesarstwa (...) gdyby wszyscy przyjęli małoduszne poglądy tej nowej sekty" ( E. Gibbon, Zmierzch i Upadek Cesarstwa Rzymskiego ). A państwo ma chronić obywateli.
Zatem postulat sporządzenia specjalnych aktów prawnych umożliwiających ściganie czy zdelegalizowanie ,, niebezpiecznej sekty” nie jest wcale czymś nowym i właściwym dla niektórych przedstawicieli oświeconego świata XXI wieku.
Wprawdzie w czasach tych pierwszych świadków nie było jeszcze Dominikańskiego Centrum o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach i innych tego rodzaju ,,specjalistów”, ale administracja rzymska dysponowała środkami aby przeciwstawić się zagrożeniu. Zawołanie: ,,chrześcijanie dla lwów!" lub ..nie wolno być chrześcijaninem !" - to hasło państwowego programu zapobiegania rozprzestrzenianiu się tej najbardziej niebezpiecznej wtedy sekty.
Potem, ideologiczne przesłanki do zwalczania tego ruchu dostarczył Celsus.
Charakterystyczne, że to pierwsi chrześcijanie jako grupa wyróżniali się wśród innych licznych odłamów religijnych i że to oni byli uważani jako szczególne zagrożenie dla ludności cesarstwa i jego struktur państwowych. Nie było takich problemów z mitraizmem, kultem dla wtajemniczonych, czy innymi misteriami, które zyskały sobie prawo bytu. Z resztą, wszystkie religie tzw. pogańskie tego rejonu nawzajem się przenikały; miały wspólne ,,powszechnie uznawane" a więc - w tym znaczeniu - ,,katolickie": obrzędy, zwyczaje, bóstwa i boginie oraz kapłaństwo i podobne systemy teologiczne , a co najważniejsze – miały przyzwolenie społeczne i poparcie państwa.
A dziś ? Można się spodziewać, że w niektórych krajach wprowadzone zostaną ustawy wymierzone w mniejszości religijne. Może tak być, że nauczanie religii innej od ,,powszechnie uznanej" będzie przestępstwem przeciw państwu.
To było przerabiane już dawniej: ,,społecznie uzasadnione” działania państwa i kościoła przeciw Albigensom; spalenie Hieronima Savonaroli, Michała Serveta. Działalność Stanisława Hozjusza i Piotra Skargi była wielce pożyteczna dla ,,religii powszechnie uznanych": przyczyniła się przecież do wydania edyktu zakazującego wyznawania pewnych poglądów religijnych i wygnania z kraju Braci Polskich . Ich nigdy nie sprecyzowana do końca doktryna zawierała jednak bardzo niepokojące i dziś wątki: antytrynitaryzm, otwarte przywoływanie w swoich pismach
określenia Jehowa, wprowadzenie tego Imienia do Nowego Testamentu, przeciwstawianie się wojnie, itd.
Kościół i wyznania protestanckie odetchnęły z ulgą, gdy jasne się stało że ta ,,sekta” nie będzie więcej zagrażać.

ben-salem













[I]

#64 ewa

ewa

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2111 Postów

Napisano 2005-10-25, godz. 18:31

Wszystko co piszesz ben-salemie to prawda, ponieważ jednak mało mnie obchodzi, co kościół katolicki, co zielonoświątkowcy, co baptyści czy inne wyznania kiedyś tam lub dziś, po prostu nie zajmuję się nimi - żadne z nich chyba nie sieje tak szkodliwych, antyspołecznych nauk co WTS.


Jeśli piszę na tym forum to głównie z tego powodu, by ostrzec przed niebezpiecznymi, aspołecznymi naukami Strażnicy, przez które niejedna osoba złamamała sobie życie (być może niejedna osoba złamała sobie zycie przez praktyki innych wyznań, a więc niech idzie na forum o tym wyznananiu i niech ostrzega przed nim innych).


Świadkowie Jehowy postrzegają siebie jako "męczenników za wiarę", a prawda jest taka, iż spotykają się ze sprzeciwem właśnie z tego względu, że ich nauki są szkodliwe społecznie (świetnie to skomentował Czesiek w dziale "Humor", link tutaj http://watchtower.or...pic=1160&st=45). Tylko naprawdę śmieszne to nie jest ;)


Baszce życzę z całego serca powodzenia w jej przedsięwzięciu.




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych