Napisano 2005-10-07, godz. 18:21
					
				
				
				
					O  psychomanipulacji  słów kilka.
     Tekst zapewne ciekawy, ale opisy i definicje w nim zawarte można odnieść nie tylko do dzisiejszych sekt lecz do nieomal każdej formy aktywności względem  drugich osób i to na przestrzeni całych  dziejów ludzkich.
      Cały mechanizm szukania, przekonywania  i pozyskiwania zwolenników do nowych  poglądów, jest już z założenia obarczony piętnem manipulacji cudzą psychiką. Wiedzą o tym psychologowie, pedagodzy, specjaliści od reklamy i marketingu, politycy w swoich akcjach przedwyborczych. Wiedzą też o tym animatorzy ruchu oazowego,  przełożeni stowarzyszeń zakonnych,  katecheci.
     Zaczyna to się już w rodzinie, bez względu na wyznawany światopogląd. Uczymy dzieci aby były ,,grzeczne” w domu, wobec rodzica , rodzeństwa, dziadków, sąsiadów itd.  Co to oznacza ? A to,  że wkładamy małemu człowiekowi do głowy, że określone zachowania są dobre a inne złe.  Jeśli dorosło do pojmowania i rozróżniania tego, to dobrze. A jeśli nie pojmuje ?  Stanowcze:  ,,Nie wolno !”,  groźna mina  i  zabranie rączki dziecka od   majstrowania przy  gniazdku elektrycznym zazwyczaj wystarcza.   Rodzic daje zabawkę aby odwrócić uwagę malucha od niedozwolonego w jego wieku eksperymentowania.     I co tu mamy ?      Sterowanie zachowaniem dziecka  nieświadomego,  że zabawka to manewr który odwraca jego uwagę od  tak interesującej zabawy . Ograniczamy więc wolność jednostki dla jej dobra.   
I na razie jest to łatwe.     Czy od razu mówimy wszystko, co i dlaczego ?           
Nie,  a  przynajmniej na  razie. Czekamy aż dorośnie i zrozumie.      Ukrywamy więc prawdę i ,,manipulujemy” ?   A co ze starszymi dziećmi ?  Dlaczego ma czegoś nie robić na co ma ochotę, albo mówić ,,dzień dobry”, ,,proszę”,  ,,dziękuję” ;  ,,przepraszam” a nie:   ,,zejdź mi  z drogi,  stara babo !” ?   Bo to wypada mówić ,,przepraszam” ?   Bo dziecko będzie się lepiej z tym czuło,  albo staruszka,  wobec której ta młoda osoba ma się tak odezwać ?    A może chodzi też o to,  jak  przez zachowanie dziecka będą postrzegani jego rodzice czy opiekunowie ?  Czy więc można tu powiedzieć, że dzieci  zachowujące dobre maniery są świadomie tak kierowane tylko po to,  aby otoczenie wyrobiło sobie pozytywną opinię o ich  rodzicach ?   Albo żeby one same dobrze się czuły? Jeśli rozpatrywać to w kategorii korzyści własnych rodziców czy dzieci, to takie dobre wychowanie jest korzystne.      Może też w przyszłości  zaowocować  ewentualnymi pożądanymi układami towarzyskimi.   Pogardzana ,,stara baba” to przecież matka znanego właściciela firmy, u którego może kiedyś  ktoś z rodziny będzie potrzebował zatrudnienia.   W tym przypadku grzeczne zachowanie nie jest nakierowane na osoby zewnętrzne i dla ich wyłącznego dobra;  np. dla okazania im szacunku.  Uprzejme dygnięcie to inwestycja, to interes własny. I cały okres takiego oddziaływania na młody umysł aby wytworzyć potrzebę takiego właśnie ,,bycia grzecznym”  to szereg zabiegów, różnych zabiegów aby przekonać dzieciaka że to jest konieczne ,, bo się opłaci”. Inną sprawą  jest kwestia świadomości dziecka i  stopień udziału jego woli,  czy  zechce ono  w tym   uczestniczyć.  
      A zależność dziecka od rodziców czy opiekunów ?            Wykorzystywanie tej zależności i świadome formowanie osobowości małego niedoświadczonego człowieka - jak to nazwać ? Procesem wychowawczym ?    W miarę dorastania ten młody człowiek zaczyna poznawać bardziej swoje najbliższe otoczenie , rodziców , rodzinę, opiekunów.    Stwierdza że faktycznie jest do pewnego stopnia uzależniony np. od władzy domowej.   Na swój sposób szuka wolności.    Niech będzie choćby dłuższe przebywanie poza domem i późne wieczorne powroty.    Ci którzy nad nim panują stosują szeroki wachlarz oddziaływania dla osiągnięcia własnych celów:  nagradzają, chwalą, karzą,  ale  bywają  też do pewnego stopnia obojętni. Stawiają przed młodocianym, ważne ich zdaniem,  jego  cele życiowe, odwołują się do pragnień obaw, nadziei, sympatii, wstydu, strachu.    Jak zrobisz to, to dam ci tamto.
 I odwrotnie.  Jak nie pójdziesz na lekcje religii, to nie dostaniesz pozytywnej oceny;  to może zaważyć na dopuszczeniu cię do komunii  i nie dostaniesz prezentu.  I jaki wstyd   ?
      Wzbudzają poczucie obowiązku, poczucie przynależności do rodziny, regionu, narodu. Stawiają przed młodą osobą wzory  do naśladowania,   różne w zależności od środowiska w którym taka rodzina się  obraca.  Zobacz,  kim został ten czy tamta a ty - kim chcesz być?" Nieraz w grę wchodzi nie tylko tzw. ,,dobro dziecka"  ale prestiż rodziny.  Jak to się dalej odbywa?  Jakie   środki oddziaływania   na  psychikę  są wtedy stosowane?   Przekonywanie   i nacisk, gra na uczuciach ? Jak najbardziej !    Rozbudzanie lęku i poczucia zagrożenia z powodu ewentualności  nie spełnienia  dążeń własnych czy oczekiwań dorosłych.   A  nie spełnienie ich oznacza nie osiągnięcie celu i w rezultacie uczucie rozczarowania   i  winy.  Jak ma się zachować młody człowiek ?       Przez cały okres wychowywania  rozbudowywane jest w nim   poczucie  wdzięczności wobec rodziny, więc czuje się zobowiązany. A tak naprawdę to nie musi nic zawdzięczać,  bo to obowiązek rodziców i tyle.   Zatem    jest  zniewolony do określonych zachowań i działań wobec najbliższych mu  ludzi którzy  go uformowali.   Co wtedy  powiedzieć o wolności,   o prawach do własnych upodobań i decyzji ?  Można też dostosować się do prawa grupy i przyjąć obowiązujące tam kanony i nie mieć problemów.    Niech będzie to rodzina. Młoda osoba wie, że przez akceptację pewnych reguł może odnieść  korzyści. Akceptacja nie oznacza jednak przekonania o ich słuszności. O ile  więc w domu nie  używa przekleństw, to wśród kolegów ma pełną  w tym zakresie swobodę,  bo tam takie zachowanie może stanowić o uznaniu i wzmacnia uczucie przynależności.
W domu starannie podkreśla swoje dodatnie punkty wiedząc że otrzyma  pochwałę, nagrodę. Tam na podwórku także zbiera plusy.  Przy okazji dowiaduje się że jako dziecko ma swoje prawa a rodzice czy opiekunowie są ustawowo  zobowiązani do określonych świadczeń na jego rzecz.    Dowiaduje się więc o prawdach,  które wcześniej starannie przed nim ukrywano Czy będzie się domagać  aby jego prawa jako dziecka były przestrzegane ? Może się taka młoda osoba różnie zachować.      Może np. kalkulować co się bardziej opłaca:    zadzierać  w domu, czy   przyjąć taka postawę która da doraźne korzyści i   ,,święty spokój” do czasu uzyskania pełnoletności ? 
        Ale mogą być inne wzorce  kształtowania psychiki  w dzieciństwie i okresie dorastania tak, aby chłopiec lub dziewczynka były ,,grzeczne” a potem stały  znane  z dobrego wychowania.   Może to wynikać z  etyki laickiej  lub względów  religijnych.  
        Jeśli największą  wartością dla rodziców jest Bóg i Jego przykazania, to w swoim domowym  nauczaniu dzieci odwoływać będą się do Dekalogu jako ostatecznego autorytetu.  Katecheza w rodzinie  stawia określone wymagania przed rodzicami. Muszą  sami pokazać  jak w życiu realizują postulaty Ewangelii.  Wtedy dzieci mogą  przejąć ich wzorce postępowania. Czy to znaczy, że rodzice mają udawać pobożnych aby zyskać ich aprobatę ?   Czy autentyczna pobożność rodziców gwarantuje że zawsze ich dzieci same z siebie  będą ,,grzeczne” ?  A co zrobić gdy latorośle   nie  stosują się do przykazań ?  Jakie środki przekonywania zastosować, do jakich autorytetów się odwołać ?  Życie dowodzi, że rodzice czasami  mają  sposoby,  aby osiągnąć   swoje cele wychowawcze.   Nieraz za pomocą
,,kija i marchewki”. Istnieje wiele możliwości . Nie wszystkie okazują się dobre i skuteczne.  Czy zatem także oni manipulują ?
     Biblijne  wychowywanie dzieci  w domach nie jest jednak często spotykane. W  większości przypadków  rodzice składają ten obowiązek na  nauczycieli religii w szkołach.   I w większości też,  ogólny proces  edukacji  religijnej  młodego człowieka kończy się w szkole. Zazwyczaj w okresie przed komunijnym. Na niewiele zdają  się także późniejsze lekcje religii. Gdy  zapytamy  kilkunastolatka o poznane prawdy wiary, co nam odpowie ?  Przeważnie  mają mgliste wyobrażenie o Bogu,   Słowie Bożym,  nauczaniu   Pana Jezusa  i   apostołów.  Zachodzi też  pytanie, czy przez cały ten okres ich kontaktu z kościołem  i objaśnianiem jego nauk,  nie byli poddawaniu procesowi  zaplanowanego sterowania ?  Wyłania się tu sprawa prawdy lub nieprawdy  w podawanych wierzeniach.  Jeśli nauczyciel  religii  podaje jako prawdę,  że Pan Jezus nie miał  rodzeństwa bo jest to zgodne z dogmatem
maryjnym – czy mówi prawdę w sensie biblijnym ?       Czy taka konfrontacja tej
 ,, prawdy wiary” z treścią Nowego Testamentu nie skłania do postawienia zarzutu katechecie,    że posiadając wiedzę w tym zakresie,  nadal  manipuluje umysłem dzieci skłaniając ich do przyjęcia nauki obcej Chrystusowi i apostołom ? Czy wystarczającym usprawiedliwieniem  jest  przymus nauczania oficjalnej doktryny  wbrew faktom ?
    Tak samo można pytać o edukację przyszłych księży i ojców zakonnych.  Jest manipulacją czy nie,  uczenie ich o istnieniu nieśmiertelnej duszy ? Z jednej strony definicja katechizmowa  z drugiej strony opinie znawców zagadnienia np.:   
   ,, Księga Rodzaju rozumie przez tchnienie życia siłę życiową, która ginie wraz z życiem. Śmierć jest końcem życia (...) Człowiek który żyje ,, jest nefeszem”, a nie ,,ma nefesz”  (...) cały człowiek jest grzesznikiem. Z biblijnego punktu widzenia byłoby niezrozumiałe, gdyby właśnie duch , siedlisko grzechu nie musiał doznać śmierci, kary za grzech. (...) W czasach Nowego Testamentu nadzieja zbawienia    wielu pobożnych  oczekiwała wskrzeszenia zmarłych, odbudowy całego człowieka  i nowego życia  Bożego. Ostatnio świadczą o tym teksty z Qumran (....) jak zresztą i sam Nowy Testament   (...) w tym samym czasie Grecy (...) wierzą w życie wieczne, przedstawiając  je jako dalszy ciąg szczęśliwego życia duszy uwolnionej od ciała. Oczywiście także pewna część Żydów uległa greckim wpływom". ( K. H. Schelkle, Teologia Nowego Testamentu ) Dla    alumna   seminarium katolickiego,  będzie to kwestia prawdy czy tylko interpretacji  ?     Czy może podczas nauki otwarcie wskazywać na takie rozbieżność i podważać oficjalne stanowisko kościoła ? 
     A jeśli rodzice w pewnym momencie nie zgadzają się z naukami kościoła i z tym aby ich dziecko pobierało lekcje religii w szkole i zaczynają nauczanie w domu  a  dzieci  mają już po kilkanaście lat ?   Czy ich własny alternatywny program katechezy domowej, będzie wtedy rozumiany jako przymuszanie i manipulacja  ?
     Czy więc elementy  współczesnej wiedzy o wychowaniu w rodzinie i w szkołach, użyte do  potrzeb katechezy albo  czy nauczanie tego,  co nie jest prawdą  biblijną   -  to nadal jeszcze nauczanie religijne, ewangeliczne  czy już ,,psychomanipulacja” ?    
     
      Jakby nie patrzeć,  zwiastowanie Dobrej  Nowiny  to zawsze jakieś  urabianie drugiego człowieka do osobiście rozumianych  treści Pisma Św.  Zresztą  nakaz ewangelizacji wprost przymusza  do szukania  kontaktów z innymi  i próby  skierowania ich ku  Boga. Ale nawet bez werbalnego przekazywania  nauk biblijnych można zwrócić uwagę otoczenia na siebie  i sprowokować do rozmowy na temat przyczyn które pozytywnie  wyróżniają wyznawcę Chrystusa. A wtedy ?  Czy wystarczy jedna taka rozmowa w wartości Ewangelii  i jej wpływie na życie,  albo samo  udostępnienie  Pisma Św.?  I co dalej ?      Jest oczywiste,    że takie  rozmowy  o Biblii,  prywatne czy nawet w większym gronie,  z czasem prowadzą do  szczególnej więzi  łączącej  jej uczestników;    innej  niż   słuchaczy niedzielnych  kazań   lub programowej katechezy w szkole.   I jeśli ktoś  pozwala aby  słowo zmieniało jego samego i innych,  jeśli  metanoia   prowadzi do widocznego  zaniechania  np. nałogów;   jeśli  skutkuje to przejawianiem społecznie pożytecznych postaw,  czy   oznacza to    stopniowe    ,, omotanie sekciarska siecią” ?     W takim razie działanie Ewangelii w życiu człowieka można więc w ten sposób uznać – jak kiedyś wyraził się Tacyt -  za  ,,zgubny i niebezpieczny  zabobon"  .  
     Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie też budziły podejrzenia administracji rzymskiej.   Jednym z oskarżeń było nie akceptowanie przez chrześcijan  oficjalnej ustawowej  religijności.  Nie wzbudzali sympatii u ziomków judejczyków ani u innych  współobywateli w cesarstwie.  Ich zgromadzenia,  owiane tajemniczością,  były tematem  wielu  fantastycznych  i oszczerczych plotek. A Tertulian do tego pisze:  ,,zobaczcie  jak oni się miłują ! " I  tak było.   A  Chrystusowe nowe przykazanie, napominanie  Ap. Pawła że:   ,,miłość powinna być  szczera (...) bądźcie sobie życzliwi i jeden przed drugim okazujcie sobie nawzajem szacunek (...) pomagajcie waszym braciom (...) bądźcie gościnni dla tych którzy do was przyjdą".  
(Rz 12,9-12  ROM. oraz inne wezwania NT dot. miłości )  Jak one  były  realizowano w kościele ?    W ten sposób, że ludzie z gminu  znajdowali tam wszystko to,  czego nie dawała im rodzina, sąsiedzi, pracodawcy, otoczenie.   Niewolnicy, z piętnem swego stanu wypalonym na ciele,  wśród swoich duchowych braci  czuli się wolni. Tę wolność zachowywali też mimo że musieli  nadal służyć swoim panom.    ,,Nowe przykazanie"  było brane poważnie w odniesieniu do członków  wspólnoty  oraz  wobec ludzi   z  zewnątrz.  A co powiedzieć o ówczesnych ucztach miłości - agapach ?   Jak więc  chrześcijanin żyjący Ewangelią  mógł wtedy   okazywać  miłość  i jak może czynić to dziś,  aby nie podpaść pod  zarzut,  że ,,bombarduje kogoś miłością”  ?        Dzisiejszy  znawcza   od  ,,sekt” i   zagadnień   ,, psychomanipulacji”  przeniesiony w tamte realia miałby  niezły materiał do badań na wiele lat, do końca swoich dni.       A co w sprawie  ,, psychomanipulacji”  miałby do powiedzenia ekskomunikowany   Hymeneusz,   Filetos  czy Aleksander ? A były współpracownik  Ap. Pawła,   Demas ?  Jakież to ,,prawdziwe oblicze”,  lokalnych zborów i całej zbiorowości  wiernych  mogliby oni  pokazać ,   jako że wcześniej  byli  ,,oszukani i zniewoleni”  ? 
  
      To co denerwuje dzisiaj u niektórych mniejszości chrześcijańskich,  raziło także  okresie apostolskim i później a  przynajmniej do pewnego czasu.   Stąd  akcje judaistów i lokalnych władz rzymskich przeciwko pierwszym świadkom - uczniom Chrystusa.  O ile  żydzi mogli pochwalić się statusem religii uznanej i  jakąś ochroną prawną,  to chrześcijanie postrzegani byli jako jej odłam , sekta.  I to ,,destrukcyjna” -  niebezpieczna.   Chrześcijańskie  przepowiadanie  to ,, propaganda”  skierowana do osób nieświadomych, nie poinformowanych.     A nakłanianie  dzieci  oraz małoletnich do podzielania poglądów dorosłych w kwestii choćby nie uznania boskich roszczeń danego imperatora i skazywanie  ich przez to  na okrutną  męczeńską  śmierć z rodzicami na arenie ?     Jak to nazwać ?       Zbiorowym dobrowolnym  samobójstwem, krwawym  pokłosiem fanatyzmu i religijnego  szaleństwa ? 
Jakież to czynniki wpływały na wykształcenie się takiego  zachowanie wobec   stanu zagrożenia życia własnego i dzieci.                       Jakiż to niedozwolony proces ,,psychomanipulacji” sprawiał,  że zanikały  pożądane społecznie odruchy rodzicielskie ku  ochronie życia  członków rodziny ?  Jakie środki  nacisku na swoich członków stosowali liderzy pierwszych wspólnot chrześcijańskich, że miały miejsce takie przestępstwa przeciw rodzinie;  przeciwko zdrowiu i życie jej członków ? 
      Taki stan rzeczy, według dzisiejszych ocen, kwalifikował się na sąd rodzinny i odebranie rodzicielstwa  a  rodziców  na posłanie do więzienia.  Bo ich postawa wynikająca z wyznawanej  doktryny  oznaczała  również  dla  dzieci  represje  i śmierć.     Co z tego - że nie kradli, nie zabijali,  że jakość ich życia  rodzinnego przewyższała to co powszechne było w ich otoczeniu – skoro  tworzyli zamkniętą wyobcowaną  grupę a ich dzieci  były już  od pierwszych dni życia skazane na  śmierć od miecza,  w ogniu lub w paszczach dzikich zwierząt ? 
     Do tego  uchylali się od  integracji ze społeczeństwem . Odmowa  brania udziału w życiu publicznym w jego instytucjach,  w działaniach wojennych zaczepnych i obronnych państwa rzymskiego,   narażała ich na  oskarżenie o brak patriotyzmu i  dbałości  o dobro narodu.    ,, Jakiż byłby los  cesarstwa (...) gdyby wszyscy przyjęli małoduszne poglądy tej nowej  sekty"    ( E. Gibbon, Zmierzch i Upadek Cesarstwa Rzymskiego ).  A  państwo ma chronić obywateli. 
      Zatem postulat sporządzenia specjalnych aktów prawnych umożliwiających ściganie czy zdelegalizowanie ,, niebezpiecznej sekty”  nie jest wcale czymś nowym i właściwym dla  niektórych  przedstawicieli   oświeconego świata  XXI  wieku.        
       Wprawdzie  w czasach tych  pierwszych świadków nie było jeszcze   Dominikańskiego Centrum o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach  i  innych  tego rodzaju   ,,specjalistów”,    ale administracja   rzymska dysponowała   środkami  aby przeciwstawić się zagrożeniu.  Zawołanie:  ,,chrześcijanie dla lwów!"  lub  ..nie wolno być chrześcijaninem !"  -  to hasło państwowego programu  zapobiegania rozprzestrzenianiu się tej najbardziej niebezpiecznej wtedy sekty. 
Potem,    ideologiczne przesłanki do  zwalczania tego ruchu dostarczył  Celsus.      
     Charakterystyczne,  że to pierwsi chrześcijanie jako grupa wyróżniali się wśród innych licznych odłamów religijnych i że to oni byli uważani jako szczególne zagrożenie dla ludności cesarstwa i jego struktur państwowych.    Nie było takich problemów z mitraizmem,   kultem dla wtajemniczonych,  czy innymi  misteriami, które zyskały sobie prawo bytu.       Z resztą, wszystkie religie tzw. pogańskie tego rejonu nawzajem się przenikały;   miały wspólne ,,powszechnie uznawane"   a więc - w tym znaczeniu -  ,,katolickie":   obrzędy,  zwyczaje,  bóstwa i boginie oraz kapłaństwo i   podobne systemy teologiczne ,  a co najważniejsze – miały  przyzwolenie społeczne i poparcie państwa.
      A dziś ?  Można się spodziewać, że w niektórych krajach wprowadzone zostaną ustawy wymierzone w mniejszości religijne. Może tak być, że nauczanie religii innej  od ,,powszechnie uznanej"  będzie przestępstwem przeciw państwu.    
To było  przerabiane już  dawniej: ,,społecznie uzasadnione” działania  państwa i kościoła   przeciw  Albigensom;   spalenie  Hieronima Savonaroli,  Michała Serveta.    Działalność  Stanisława Hozjusza i Piotra Skargi była wielce   pożyteczna dla ,,religii powszechnie uznanych":   przyczyniła się  przecież   do wydania edyktu zakazującego wyznawania  pewnych poglądów religijnych i  wygnania z kraju  Braci Polskich . Ich nigdy nie sprecyzowana do końca  doktryna  zawierała jednak bardzo niepokojące i dziś wątki:  antytrynitaryzm, otwarte przywoływanie w swoich pismach
określenia   Jehowa,  wprowadzenie tego Imienia do Nowego Testamentu, przeciwstawianie się wojnie,  itd. 
 Kościół i wyznania protestanckie odetchnęły z ulgą, gdy jasne się stało że ta ,,sekta” nie będzie więcej zagrażać.
ben-salem
      
      
     
      
[I]