(...)z doświadczenia wiem, że powiadomienie braci starszych o wybrykach męza niewiele daje, jesli im sie zechce- przyjda trzy krawaty pogadaja i tyle- nic sie nie zmienia - człowiek czuje sie tylko upokorzny, oczekiwał pomocy, a i tak jej nie dostał.
Poza tym, uwazam,ze SJ - wbrew temu co twierdzą- nie zależy na budowaniu szczesliwych, dojrzałych zwiazków, takich gdzie ludzie naprawdę sie szanuja kochają i chcą ze sobą być. Stąd szaleństwo pobierania sie 18-19 latków w prawdzie, wierzących ze ta druga osoba odmieni ich życie, czesto za rok, półtora jest dziecko- bez wykształcenia, bez studiów- nie podskczą. W tym szaleństwie jest metoda.Związani wezłem małzęnskim sie nie rozejdą, a za dużo niech w zwiazek nie inwestują, bo to odwraca uwagę od rzeczy ważniejszych(zebrania , gloszenie itd) jak im bedzie za dobrze w rodzinach to sie rozleniwią... wiem ze trochę przejaskrawiłam, ale trzeba TAM trochę pobyć zeby móc stwierdzić, ze w wielu przypadkach terapia nic nie da- tu konieczny byłby przeszczep mózgu!
Trzeba zrozumieć,ze ci ludzie albo wychowani w prawdzie, albo ją poznali, przez jakiś moment w zyciu mieli wszystko podporzadkowane religii.Stąd trudno oczekiwać ze łatwo przestawią sie na tory budowania zwiążku wg ogólnie przyjętych norm spłecznych. Przecież stworzenie "dobrego związku" to ciężka praca i przyjemność 24 h na dobę.Tylko w organizacji jest konflikt- na pierwszym miejscu organizacja, a potem rdzina. Tylko organizacja jest tak absorbująca, że dla rodziny nie ma już miejsca. Sfrustrowane kobiety najczęściej odpuszczają, przyklejają uśmiech na twarz i biegiem na zebranko! teraz jest Ci ciężko, ugniesz sie pod presją i dołaczysz do SJ- bedziesz tak zyc wcześniej czy później!Wszystko inne bedzie ważniejsze niz Twoje potrzeby.Chcesz tak życ?
Poza tym gniecie mnie jeszcze jedna kwestia- na zimno!!! gdybym podjęła decyzje o złozeniu pozwu rozwodwego, przed wysłaniem czy zaniesieniem go do sądu, zrobiłabym wszystko zeby porozmawaić z jego byłą zoną.Nie potępiam Twojego męża Doris- kazdy popełnia błedy, uważąm ze drugie małżeństwa z wielu względów są lepsze, bardziej udane.Szczególnie dla męzczyzn- pierwsze ich przerosło, wycofują sie. Potem jednak rozumieją ze coś stracili, często w drugim małżeństwie są starsi, bardziej się angażują, nie popełniają tych samych błędów. To bedzie przykre doświadczenie, ale czasem moze warto wiedzieć...
Trudno oczekiwać od tamtej kobiety bezstronności, ale przed podjęciem decyzji o zakonczeniu swojego zwiazku chciałabym z nią porozmawiać...moze warto usłyszec od kogos, ze nasze uczucia i my sami jesteśmy w porzadku, bo ktos przed nami czuł to samo- tak samo był mu źle...Zwłaszcza wtedy gdy zaczynamy mięć wątpliwości, czy z nami wszystko ok? Ale to moje zdanie - TY Doris zrobisz jak uważasz...
"
Nie, nie che tak życ. wzsystko, co napisałaś - o organizacji, o malzenstwach u swiadków, o ich sposobie zycia.... to jest prawda.... święta miałam paskudne, co rusz dowiaduje sie skąds, ile złych rzeczy mąż o mnie mówi- każdemu i wszędzie, bez wględu na to czy ktos chce słuchac nawet...okazuje sie że przez wiele miesięcy ludzie ukrywali przede mną, co mówi... moim pracownikom nawet, nie pojmuje jak można tak źle mówic o żonie ktora sobie wybrał, ktora mu kiedys imponowała wszystkim, tym małżeństwem przeciwstawił sie poniekąd organizacji.. ale mimo, ze to jego drugie, nic nie wyciagnął z poprzedniego.
Jego byla zona - ŚJ jest zajęta teraz swoim szczesliowym związkiem, chetnie bym pogadała, ale nie chce juz zawracac jej głowy, mysle, że może odezwie sie w niej jakas dziwna lojalnośc, w końcu łacza ich dzieci.. a ona została już przywrócona po tm jak odeszła do innego z dziećmi i teraz zgrywa przykładną mądra i szczęsliwą. Nie wierze ze w czym smi pomoze, wiem, ze byli siwbie warci najprawopodobniej. Ta rozmowa chyba moge komus tylko zaszkodzić....a mi naprawde na tym nie zalezy. Wiem tylko ze skoro ze Sj mu nie wyszło, to nie to jest głównym powodem rozpadku naszego malzenstwa.
A mnie nagorzej boli, że ja nigdy nie miałąm złych intencji, a mąż postępuję w mniej wiecej taki sposób - uderzy mnie, ja mu oddam a on dzwoni do swoich , że ja go biję. W sensie przenośnym, ale co zabawne, prawie dosłownym..... nie mam juz sił. sa święta (ktore juz obchodze znów..w zesłym roku jak było miedzy nami cudownie, nie brakowało mi świąt, mogłam z tgeo zrezygmowac, teraz??? ze swiat, z sylwestra, z niczego nie xhce rezygnowac- jego wiara nic dobrego nie wniosła w nasze zycie- wrecz przerciwniewieczne spory i brak czasu. W niczym nie bylo lepiej niz u ateistow, pseudoikatolików etc.. w niczym. I jeszcze wciaz ta obluda- awantura w domuu w krawacie a 5 minut potem modły na zebraniu!!!!!!!!!!!!!!!!!!) więc- sa świtęta, a ja go pakuję i pisze pozew. Chyba umarła we mnie miłośc, po tym jakim obłudnym hipokryta jest ten człowiek.... jak fałszywy, jak kłamie. I te wszuystkie oszczerstwa sa kierowane przeciw mnie... nie mam sił iśc do ludzi i prostowac i sie tłumaczyc po tym co im opowiada. Chyba ŚJ mają to gadanie we krwi. Uwazzam, ze swe problemy powinnam rozwiązywac w domu, a nie słyszec o nich wciaz z innej strony. Ale sama malzenstwa nie umialam naprawiac, a on nie ptrafi sobie z niczym poradzic, chodzi i gada, szukając poparcia i oczerniając mnie, w 90% kłamstwami, poprzekręcanymi historaimi. Mi wystarczy sama swiadomosc prawdy, wiem, jak było, wiem, ze chciałąm dobrze....... mielismy wszystko....
nie wiem tylko jak przetrwam ten rozwód i co bedzie dalej, ale ten człowiek mnie niszczy, fizycznie i psychicznie. To toksyczna milosc, ktora powinnam była zakonczyc juz z pol roku temu conajmniej, ale wciaz mialam nadzieje. na poczatku byl ideałem, a ja w tego wierze pokadałam cała nadzieje ze bedzie madry i gdyby cos miedzy nami było nie tak, to zawsze sobie poradzimy. teraz nienawidzę tej obłudy, tych oslepionych ludzi, kórzy słuchaja tylko jego bo to ich brat. narósło we mnie tyle buntu, że chyba oszaleje
W tych ludziach(przynajmniej w wiekszości tych których poznałam) jest tyle obłudy i ze dewa razy wiecej psychozy i zła niż w ludziach ze świata....
Użytkownik Doris edytował ten post 2007-12-26, godz. 10:32