Wyszedłem z "dusznego pomieszczenia" i nagle...
#81
Napisano 2008-05-01, godz. 17:13
Dopiero dziś zajrzałem do tego tematu. To smutne, że ludzie z którymi tyle lat byłeś odwrócili się od ciebie. Nie licz też zbytnio, że drogą pantoflową dowiedzą się powodów twojego odejścia. Licz się natomiast z tym, że będziesz pomawiany o najgorsze czyny. Niestety spotkałem się z takim osądzaniem osób które odeszły z organizacji przez głosicieli.
I pomyśl o tym co napisał Janusz S. To nie Bóg ciebie zawiódł, ale ludzie. Poszukaj Boga szczerym sercem, a na pewno da ci się odnaleźć.
#82
Napisano 2008-05-12, godz. 07:25
[color="#000080"]
1)* (...)Ale większość z nich zapomniała o misji i skupiła się na sobie i swoich obawach. (...)
2)* (...)Tak właśnie zaczyna się niewiara. To potrafi każdy. Niektórzy są nawet specjalistami w tej dziedzinie, choć krytykowanie i dostrzeganie błędów jest umiejętnością „lichą” i dość rozpowszechnioną nawet wśród szczerych i prawdziwych chrześcijan.(...)
*(Wypunktowanie dodane)
Co ma piernik do wiatraka? Generalizujesz, bo odwracając Twoje twierdzenie mogę podać identyczny powód na uwierzenie w boga.
#83
Napisano 2008-12-22, godz. 20:49
to dla ukochanego Brata Szperacza :
Dobrze znany mówca rozpoczął seminarium trzymając w ręku dwudziestodolarowy banknot.
Do dwustu osób na sali skierował pytanie: - Kto chciałby dostać ten banknot ??. Ludzie zaczęli podnosić ręce. Spiker powiedział ... Mam zamiar dać ten banknot jednemu z was, ale najpierw pozwólcie , że coś zrobię?!.... i zaczął miąć banknot.
Pokazał zgnieciony banknot i spytał: - Kto w dalszym ciągu go chce? Ręce znowu się podniosły... - A gdybym zrobił to?? - spytał mówca.... i rzucił banknot na ziemię. Podeptał go butami i podniósł, był pomięty i brudny .... - A teraz kto chce te pieniądze ?? - ręce podniosły się po raz trzeci !!!. –
Moi przyjaciele odebraliście, bardzo cenną lekcję. Nie ma znaczenia co zrobiłem z tym banknotem, ciągle chcieliście go dostać, ponieważ nie zmniejszyłem jego wartości. To jest wciąż warte 20 $ . !!!.
Wiele razy w życiu jesteśmy powalani na ziemie, zmięci i rzuceni w błoto przez decyzje, które kiedyś podjęliśmy i okoliczności, które stanęły nam na drodze. Czujemy się przez to mniej wartościowi. Ale to nie ma znaczenia co się stało i co jeszcze się stanie...
Ty nigdy dla Boga i prawdziwych ( nie organizacyjnych ) braci, nie stracisz swojej wartości: brudny czy czysty, zmięty czy w dobrej formie, jesteś ciągle bezcenny dla tych, którzy Cię kochają. Wartość naszego życia nie wynika z tego co robimy, ani nie zależy od tego kogo znamy, lecz kim jesteśmy !.
Jesteś wyjątkowy ! Nigdy o tym nie zapomnij nasz ukochany Brachu !
Znakomity przykład,bardzo mi sie podoba!!!! Ciesze sie,że jestem cenna w oczach Bozych,wiem to,bo zawsze był w moich trudnych chwilach,wiem,ze jest i bedzie na zawsze.Pozdrawiam Ciebie i wszystkich exów,nawet tych,którzy deklaruja sie jako zdecydowani ateisci,czy tzw.bezprzydziałowcy.Pamietajcie,nie religia zbawia tylko Jezus.
#84
Napisano 2008-12-22, godz. 22:58
Może jeszcze jeden :
"Dzieci, miłujmy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą." 1 Jan. 3:18
"Postanowiłem napisać wiersz o miłości. Szukałem natchnienia. Swoje
serce po brzegi wypełniłem miłością. Szukałem słów prostych, a równocześnie
wzniosłych, którymi wyraziłbym swoją miłość. Pomyślałem jak wiele emocji
mieści się miedzy jednym uderzeniem serca a drugim. Chciałem żonglować
słowem "miłość" jak zawodowy cyrkowiec... Czekałem, i oto się pojawił.
Muza poezji okazała się łaskawa i napełniła mnie swoim duchem. Z sercem
przepełnionym wzniosłymi uczuciami, przede wszystkim miłością,
przygotowywałam się do pisania. Byłem absolutnie pewien, że spod mego
pióra wyjdzie cos zupełnie wyjątkowego! Skupiony, z poważną miną, usiadłem
przy stole... Nie zdążyłem napisać ani jednego słowa, gdy usłyszałem ciche
pukanie do drzwi. Podniosłem głowę i z niezadowoleniem pomyślałem:
dlaczego ktoś przeszkadza mi w takiej chwili?! Zniecierpliwiony i zły otworzyłem drzwi. Przed progiem ujrzałem małą dziewczynkę. Zrazu chciałem na nią nakrzyczeć, czemu przychodzi akurat teraz, i co to za ważna sprawa, z powodu, której mi przeszkadza, tym bardziej, że jej nie znam!... Już
nabrałem powietrza żeby wybuchnąć, ale kiedy popatrzyłem w nieśmiałe
oczy tego dziecka, zmieniłem zamiar i niechętnie zapytałem: - Czego
chcesz?! - Chciałam, żeby pan napompował mi kółeczka. - Kółeczka, jakie
kółeczka?... - Kółeczka w moim rowerku, który stoi przy piaskownicy, wyjaśniło
rezolutnie dziecko. W pierwszej chwili chciałem skłamać, że nie mam pompki do
roweru. Potem pomyślałem, że powiem prawdę. Powiem, że robię coś ważnego i nie
mogę przerwać tej czynności. Ale wybrałem trzecią możliwość: poszedłem do
piwnicy po pompkę. Sprawdziłem kółka, w których faktycznie prawie nie było
powietrza, a potem sprawnie je napompowałem. Dziewczynka bez słowa
wsiadła na rowerek, i jakby na moją cześć wykonała rundę honorową wokół
piaskownicy.
Dopiero wtedy zobaczyłem, że ma ona dwa blond warkoczyki z kokardami w
różnych kolorach: nie byłem pewien czy to kolor różowy i niebieski, czy
może czerwony i granatowy. Po okrążeniu piaskownicy sprawnie zahamowała koło
mnie, i z uśmiechem - pewna siebie, rozradowana i szczęśliwa -
zawołała: - Dziękuję!!! Odwzajemniłem jej uśmiech i pomachałem pompką. Byłem dziwnie rozradowany i szczęśliwy: chyba szczęśliwszy od niej! Pomyślałem, że
miłości i szczęścia nie trzeba szukać, bo uczucia te znajdą nas same.
Przypomniałem sobie słowa apostoła Jana:
"Bracia nie miłujmy językiem i słowem, ale czynem i prawdą".
Nie uszczęśliwiłem świata mizernym wierszem, ale dałem radość małemu człowiekowi, pompując rowerek."
#85
Napisano 2008-12-23, godz. 18:14
#86
Napisano 2008-12-23, godz. 19:52
Jechałem zamyślony sąsiednią do mojej ulicą, jak zwykle odrobinę za szybko swoim nowym Porschem.
Uważałem na dzieciaki wyskakujące zza zaparkowanych samochodów i zwalniałem jak tylko wydawało mi się, że coś zobaczyłem. Żadne dziecko się nie pojawiło. Zamiast tego, w moje boczne drzwi uderzył kamień.
Dałem wściekły po hamulcach i zawróciłem do miejsca z którego rzucono kamień. Zezłoszczony wyskoczyłem z samochodu, złapałem najbliższego dzieciaka i pchnąłem go na zaparkowany samochód krzycząc:
"Co to było i kim Ty jesteś? I co do licha robisz. To jest nowy samochód, a ten rzucony kamień będzie Cię kosztować kupę kasy! Dlaczego to zrobiłeś?!".
Młody chłopak bronił się: "Proszę pana... przepraszam, ale nie wiedziałem, co innego mam zrobić", błagał mnie szamocząc się w mym uścisku.
"Rzuciłem kamieniem, bo inaczej nikt by się nie zatrzymał...".
Ze łzami spływającymi po twarzy chłopaczek wskazał mi na miejsce obok zaparkowanego samochodu.
"To jest mój brat", powiedział. "Zjechał z krawężnika i spadł z wózka inwalidzkiego, a ja nie potrafię i nie mam tyle siły aby go podnieść".
Teraz szlochając chłopiec poprosił mnie :
"Czy mógłby pan mi pomóc podnieść go na wózek? Jest poraniony i za ciężki jak dla mnie...".
Poruszony i oszołomiony próbowałem przełknąć gwałtownie pojawiającą się kluskę w gardle. Szybko podniosłem chłopca na wózek, potem wyciągnąłem z samochodu chusteczki i oczyściłem jego ranki i przecięcia.
"Dziękuję Panu i niech Pana Bóg błogosławi", powiedziało wdzięczne mi dziecko .
Zbyt zszokowany, aby odpowiedzieć choć słowo, po prostu patrzyłem, jak chłopiec popychał swojego przywiązanego do wózka brata w kierunku domu...
To był długi i wolny spacer z powrotem do samochodu...
Uszkodzenie było bardzo widoczne, ale nigdy nie zająłem się usunięciem tych śladów ze drzwi. Zostawiłem je w takim stanie, aby przypominały mi wiadomość:
"Nie idź przez życie tak szybko, aby ktoś musiał rzucać w Ciebie kamieniem, by zwrócić na siebie Twoją uwagę".
Darek
#87
Napisano 2008-12-23, godz. 21:39
#88
Napisano 2008-12-24, godz. 15:11
dzisiaj więcej mówię niż piszę ale może jeszcze mały fragmencik. Wszystko to otrzymałem od naszego umiłowanego brata Szymona Matusiaka, którego wielu w prawdzie jak i tu na forum zna. Miłej lektury :
Jechałem zamyślony sąsiednią do mojej ulicą, jak zwykle odrobinę za szybko swoim nowym Porschem.
Uważałem na dzieciaki wyskakujące zza zaparkowanych samochodów i zwalniałem jak tylko wydawało mi się, że coś zobaczyłem. Żadne dziecko się nie pojawiło. Zamiast tego, w moje boczne drzwi uderzył kamień.
Dałem wściekły po hamulcach i zawróciłem do miejsca z którego rzucono kamień. Zezłoszczony wyskoczyłem z samochodu, złapałem najbliższego dzieciaka i pchnąłem go na zaparkowany samochód krzycząc:
"Co to było i kim Ty jesteś? I co do licha robisz. To jest nowy samochód, a ten rzucony kamień będzie Cię kosztować kupę kasy! Dlaczego to zrobiłeś?!".
Młody chłopak bronił się: "Proszę pana... przepraszam, ale nie wiedziałem, co innego mam zrobić", błagał mnie szamocząc się w mym uścisku.
"Rzuciłem kamieniem, bo inaczej nikt by się nie zatrzymał...".
Ze łzami spływającymi po twarzy chłopaczek wskazał mi na miejsce obok zaparkowanego samochodu.
"To jest mój brat", powiedział. "Zjechał z krawężnika i spadł z wózka inwalidzkiego, a ja nie potrafię i nie mam tyle siły aby go podnieść".
Teraz szlochając chłopiec poprosił mnie :
"Czy mógłby pan mi pomóc podnieść go na wózek? Jest poraniony i za ciężki jak dla mnie...".
Poruszony i oszołomiony próbowałem przełknąć gwałtownie pojawiającą się kluskę w gardle. Szybko podniosłem chłopca na wózek, potem wyciągnąłem z samochodu chusteczki i oczyściłem jego ranki i przecięcia.
"Dziękuję Panu i niech Pana Bóg błogosławi", powiedziało wdzięczne mi dziecko .
Zbyt zszokowany, aby odpowiedzieć choć słowo, po prostu patrzyłem, jak chłopiec popychał swojego przywiązanego do wózka brata w kierunku domu...
To był długi i wolny spacer z powrotem do samochodu...
Uszkodzenie było bardzo widoczne, ale nigdy nie zająłem się usunięciem tych śladów ze drzwi. Zostawiłem je w takim stanie, aby przypominały mi wiadomość:
"Nie idź przez życie tak szybko, aby ktoś musiał rzucać w Ciebie kamieniem, by zwrócić na siebie Twoją uwagę".
Darek
Bardzo fajna historia, taka prosta i zmuszająca do zastanowienia.Podoba mi się.
PS: Tylko pisze się "jechałem Porsche" nie "Porschem"
#89
Napisano 2008-12-24, godz. 15:25
#90
Napisano 2008-12-24, godz. 16:12
Użytkownik P.K.Dick edytował ten post 2008-12-24, godz. 16:12
Widzę odstępców i wstręt mnie ogarnia, bo mowy Twojej nie strzegą. Psalm 119:158 B.T.
#91
Napisano 2008-12-24, godz. 16:13
#92
Napisano 2008-12-25, godz. 13:32
Takie historyjki opowiadane przez Kloo mówią o istnieniu klasy "chrześcijan z porsche" ). Klecone na wzór mądrości buddyjskich pokazują że widocznie są tak krótkowzroczni ludzie i co rusz trzeba im przypominać o podstawowych rzeczach.
A cóż innego robi Strażnica czy Przebudźcie się! ? Co rusz przypomina o podstawowych rzeczach. Tematy artykułów co jakiś czas się powtarzają i przyznają to sami ŚJ argumentując, że chrześcijanie wciąż muszą przypominać sobie nauki Jezusa m.in. po to, aby nie zboczyć z (w ich mniemaniu) słusznej drogi.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych