Myślę czasami nad samą ideą Armagedonu funkcjonującą u świadków Jehowy. Czy postrzegają oni Armagedon jako pole bitwy Bożej - jak go opisywała Biblia, czy raczej jako po prostu koniec? koniec starego – początek nowego?
Osobiście skłaniam się do postrzegania Armagedonu jako końca bytu i początku niebytu i myślę sobie, że każdy z nas doczeka się swojego „Armagedonu” Doczekam się ja , doczekają się niestety moi bliscy, moja mama, która go tak usilnie od ponad 40 lat wypatruje a także i Ty.
Lecz czy przy życiu nie utrzymuje świadków Jehowy sam proces wyczekiwania na Armagedon? Czy nie jest to idea uniwersalna dla wielu kultur religijnych? Czy wyznawcy Judaizmu nie czekają ciągle na Mesjasza, a katolicy nie przeżywają co roku okresu adwentu? Czy samo czekanie nie jest procesem oczyszczającym? Czy w swym oczekiwaniu świadkowie nie przypominają nam czasem tych bezdomnych z dworców, którzy ciągle zdają się czekać na swój pociąg? Przecież on nigdy nie nadjedzie.
Przypomina mi to trochę stan, w jakim znajdowali się bohaterowie Samuela Becketta? Czy ciągłe czekanie na Godota nie było ostatnią rzeczą, która ich trzymała przy życiu?
A może po prostu czekanie na Armagedon przez świadków Jehowy, to nic innego jak nadzieja – nadzieja na zmiany, którą każdy z nas ma. Bez tego życie przecież byłoby bardzo ciężkie.
I nie ważne już nawet dla nich samych, czy Armagedon przyjdzie, czy nie – ważne aby w swoim czekaniu wytrwali do końca, bo przecież „kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”
A jak ty postrzegasz Armagedon? Czym jest on teraz dla ciebie?
Pozdrawiam
Użytkownik pawdob7 edytował ten post 2008-04-03, godz. 13:09