Zgadzam sie, ze trochę wiedzy mi brakuje, nie przeczytałem bowiem wszystkiego co tam wymieniłeś, ale mimo wszystko będę się upierał gdyż popełniłeś podstawowy błąd, przeniosłeś pierwszych chrześcijan do dzisiejszych czasów. Dzisiaj nie ma już pogan w takim sensie jak byli w I wieku naszej ery. Więc ptakie przyrównanie nie ma sensu. natomiast wtedy też to nie wyglądało jak próbujesz to opisywać.
Nowe dla Żydów: zmiana dotycząca spojrzenia na Zakon (toż to rewolucja!), na Syna Bożego (kto z Żydów oprócz Filona słyszał o kimś takim?), na udział pogan w zbawieniu, na kwestię usprawiedliwienia ("z uczynków" vs "z wiary"), na kwestię odrzucenia od łaski Izraela itd, itp.
Z formalnego widzenia była to kontynuacja religi zydowskiej. Dla postronnego obserwatora zaznajomego z pismiennictwem Żydów była to sprawa oczywistwa. proroctwa się spełniły, przyszedł mesjasz. A to, ze częśc uczonych miałą to w nosie to inna sprawa.
Nowe dla pogan: wyjście z pogrążonego w moralnej degrengoladzie i wielobóstwie imperium rzymskiego, poznanie prawdziwego Boga, poznanie Zbawiciela. Odwrót od takich praktyk jak: możliwość zabijania noworodków, traktowanie niewolników jako podludzi, udział w orgiach, udział w walkach gladiatorów, chadzanie do teatrów (tak, tak ). Możnaby tego wymieniać więcej. Dla osoby, która nawróciła się na chrześcijaństwo w pierwszych dwóch wiekach, była to całkowita zmiana prowadzonego dotąd życia.
Uogólniasz. To że warstwy wyższe się szlajały i piły nie oznaczało wcale, ze robili to wszyscy.Wręcz przeciwnie. Znaczna część społeczeństwa nie miała okazji się zabawić. Tylko od czasu do czasu urządzano wielkie uczty na 100 tysięcy ludzi ale to były sporadyczne wypadki. A Rzym liczył wtedy około miliona mieszkańców.
A tearty budowane wtedy (koloseum jeszcze nie było) mogły pomieśćić góra 30-40 tys widzów. A reszta, ubogiej ludności nic z tego nie miała, nie miała również niewolników. Druga sprawa: istniały grupy ludzi którym ten stan się nie podobał: z jednej strony rzymianie z dziada pradziada którzy uważali, że ten stan rzeczy jest zły i powinna panować surowość obyczajów (temu pogladowi patronował sam Oktawian August) z drugiej strony przedstawiciele wielu kierunków filozoficznych np: stoicy (wtedy był to bardzo modny kierunek)
Ubogie warstwy ludności nie uczestniczyły w tym "cyrku" dlatego własnie tak chetnie przyjeła chrześcijaństwo, bo dostały nadzieje, czego ówczesny świat im nie dawał. Ci ludzie żyli skromnie i nierzadko ucziwie więć na prawdę nie musieli zbyt wiele zmieniać.
.Zdecydowanie. Sprowadzenie wielości do jedności zazwyczaj upraszcza problem. Poza tym, chrześcijaństwo dawało nadzieję prostym ludziom w niełatwym przecież wówczas życiu. Zrównywało w Chrystusie zarówno pana jak i niewolnika, doczesne życie traktując jedynie jako rodzaj pielgrzymki, której uwieńczeniem jest niebo. Myślę, że w chaosie tysiąca bóstw, którym trzeba było składać ofiary, wiara w Jedynego była zdecydowanie uporządkowaniem tego chaosu
Zazwyczaj upraszcza. Ale nie w sytuacji kiedy mamy "realnych" Bogów którzy są podobni do nas w wadach i zaletach, a także nie wtedy kiedy każdy ma swojego prywatnego boga lub bożka (np: ducha przodków). Wprowadzenie wtedy jednego jedynego Boga w dodaku idealnego i duchowego raczej gmatwa sprawe niź upraszcza. Oczywiście nie dla wszystkich.
Ja myślę, że ŚJ także nie chodzi o to, że ich wiara "rozwiąże jakiekolwiek problemy" w znaczeniu takim, że nic złego ich w życiu doczesnym nie spotka. Tego nie głosili zarówno pierwsi chrześcijanie, jak i dzisiejsi ŚJ. Natomiast wszystkie społeczności chrześcijańskie podkreślają to, że wierzący nie tyle pozbędzie się wszystkich problemów, ile przez życie będzie szedł z Kimś, kto te problemy będzie pomagał rozwiązywać. To dobra idea.
Tu się mogę zgodzić, tylko ,ze SJ głoszą, ze juz dziś zyja w duchowym raju.
Rozmawiamy o pierwszych chrześcijanach, a nie o mnie. Natomiast także dla mnie nie ulega wątpliwości, że uznawali oni Jezusa za Boga. Natomiast kwestia znaczenia jakie przypisywali temu terminowi i jego związku z trójjedynością, to zupełnie odrębny temat. Tak czy siak, pierwsi chrześcijanie podpadają pod ten punkt bezapelacyjnie.
Problem w tym, że ich guru czy też pierwsi mistrzowie robili takie cuda o jakich współcześni przywódcy takich grup mogą pomarzyć. A to duża różnica.
Zbawienie wszystkich? Czy niektórych? Czy głosili coś o ognistym Dniu Pańskim? O tym, że bestia Rzymska zostanie zniszczona? O tym, że otaczający ich świat zasługuje na zniszczenie? Arturze, czy czytałeś Ignacego, Ireneusza, Tertuliana, Orygenesa, że wygłaszasz takie sądy? Skąd czerpiesz wiedzę o wierzeniach pierwszych chrześcijan? Mógłbyś podać jakieś źródła?
Może Biblia? To, co, ze głosili ,ze rzym upadnie przecież i tak upadł. Nie można się dziwić pierwszym chrześcijanom przecież to Rzym ich przesladował, więc uważali go za zło. Zresztą nigdy mu tego nie zapomnieli, bo nawet kiedy chrześcijaństwo stało się religią panującą i tak nie kiwnieto palcem aby ratować imperium.
Owszem wierzono ,ze nastapi szybko koniec ale nie wyznaczano dat i nie bano sie tego końca. Nawet modlono się o niego, zeby Jezus przyszedł i skrócił meki prześladowanego swojego ludu. A pozatym oni nie twierdzili, ze wiedzą jak uratować świat.
No to poczytaj co Tertulian miał do powiedzenia na temat filozofii. Pierwsi chrześcijanie, to głównie tacy, o których wspominał Paweł ("niewielu jest wśród was mądrych, niewielu wysokiego rodu, lecz to co głupiego u świata, to jest mądrego u Boga"). Nie zamierzam w tym miejscu wygłaszać pochwały na rzecz "niekształcenia się" lub czegokolwiek w tym rodzaju. Fakt pozostaje faktem, że początkowo uczonych wśród chrześcijan było niewielu. Co tu zresztą dużo szukać, wystarczy przyjrzeć się "wykształceniu" większości z apostołów.
I fajnie. A co to ma z nakłanianie do niechodzenia do szkół wspólnego?
.Ten "niejaki Celsus" to autor jednej z najbardziej rozpowszechnionych prac atakujących chrześcijaństwo. Autor, któremu musiał stawić czoło sam Orygenes, a on byle komu czoła nie stawiał . Arturze, Celsus to ważna postać, nie wiedząc o tym, zdradzasz nieznajomość tematyki początkowego chrześcijaństwa
Celsus się mylił. A krytycy takich grup się na ogół nie mylą, ot co.
No, akurat ŚJ mówią to samo . Więc masz jeszcze jeden punkt wspólny z pierwotnym chrześcijaństwem. Tak czy siak, pierwsi chrześcijanie stanowili bardzo zwartą opozycję względem otaczającego ich świata poganskiego. Nie dziwiło ich to, bo pamiętali na słowa Jezusa, że: "jeśli świat mnie nienawidzi, to i was nienawidzić będzie
Aż tak prześladowani nie byli. Tu nie ma co porównywać.
O ile dobrze pamiętam czasy w Organizacji, to nikt tam nie jest namawiany do zrywania relacji z niewierzącym mężem lub żoną. Chyba, że jest jakieś nowe światło . Natomiast niejaki apostoł Paweł pisał co nieco o tym by: "nie wstępować we wspólne jarzmo z niewierzącymi", "pobierać się w Panu" itd.. itp.
No się zmieniło trochę. Niewiara męża lub żony jest przesłanką do rozwodu jeżeli ten przeszkadzac w wielbieniu. Poza tym wskazówki dotyczyły małżeństw i uczt ofiarnych ale nie normalnego życia rodzinnego.
Na przykład mogli kraść "na chwałę Pana"? Albo się upijać? Albo cudzołożyć? Albo zabijać? Albo żyć niemoralnie? Arturze, poziom moralny, który prezentowali pierwsi chrześcijanie był bardzo wysoki. Oczywiście była wolność, ale dotyczyła ona nie tyle wolności w spaniu z dziewczyną przed ślubem, ile w kwestii obchodzenia sabatów, spożywania pewnego rodzaju pokarmów itp. Jeśli ktoś tych wysokich standardów moralnych nie przestrzegał, był wyłączany ze społeczności, ponieważ wychodzono z założenia, że Oblubienica Chrystusa musi być czysta i nieskalana. Dzisiejsze chrześcijaństwo jest karykaturą tego co było w wieku I i II. No i, oczywiście chrześcijaństwo było traktowane jako "jedyna droga do zbawienia".
Tak się składa, ze kradzież i zabójstwo były karane w prawie rzymskim. Cudzołóstwo tez było przez pewne srodowiska potępiano jako niemoralne i sprzeczne z obyczajem rzymskim. Przed ślubem nie wolno było spać z kobietą istniała nawet specjalna ceremonie rozdziewiczania w świątyni aby tego dowieść.
Te standary istniały dużo wcześniej. Chrześcijanstwo ich przestrzegało. I nie operuj frazesami typu poziom był bardzo wysoki, bo nie wiesz co każdy w domu robił. To w dalszym ciągu byli tylko ludzie.
"Ratujcie się spośród tego pokolenia przewrotnego", "jakże ujdziecie przed sądem Gehenny?", "uwierz w Jezusa a zbawiony będziesz" itd. itp. Uwaga! To nie są słowa Strażnicy .
A gdzie słowa: dzisiaj, zaraz, juz, natychmiast?
Byli ludzie, którzy byli przyjaciółmi chrześcijan ukrywali ich ale nigdy nie zostali ochrzczeni albo dopiero pod koniec życia. A sami np palili ognie bóstwom opiekuńczym. Natomiast u tego typu grup da się wyczuc olbrzymi nacisk na szybkie wstąpienie. Nawet u ŚJ. I doświadczyłem tego na własnej skórze więc bez gadek w stylu, ze to nie prawda.
Albowiem miłość Boża rozlana jest w sercach naszych, przez Ducha Św., który nam został dany". Nawrócenie, wyjście z tego świata i otrzymanie Ducha, to potężne przeżycie. Bycie chrześcijaninem, to nie intelektualna rozrywka ani nie cotygodniowe chodzenie do Kościoła. Bycie chrześcijaninem to społeczność z żywym Bogiem, odczuwanie Jego obecności i działania w naszym życiu. To jest ogromne przeżycie, zapewniam Cię. Kto tego doświadczył, ten o tym zaświadczy. Natomiast nie zmienia to faktu, że napisano: "abyście byli bogaci we wszelkie POZNANIE i wszelkie DOZNANIE". A więc, ważny jest zarówno uświęcony intelekt, jak i uświęcone serce; doświadczenie intelektualne i "przeżycia uczuciowe".
Najpierw poznanie potem przeżycie, choc są wyjatki ale wtedy jest przeżycie- poznanie - większe przeżycie a nie przeżycie , wieksze przezycie a potem poznanie albo i nie bo co skoro juz przeżywa.