Skocz do zawartości


istotka

Rejestracja: 2005-05-13
Poza forum Ostatnio: 2007-10-09, 14:27

Moje posty

W temacie: Stało się!

2007-10-09, godz. 08:45

Witam!
Dorzucę i swoich 10 groszy do tych wszystkich wypowiedzi. Sprawa nie jest błaha to fakt. Uczucie piękne i może najlepsze dla Was jest to, że już od początku musicie stawić czoła dużemu problemowi. Wtedy miłość ma szanse na próby i albo przetrwa albo nie. Niestety nie jesteście w stanie wszystkiego omówić i wszystkie kwestie sporne zakończyć satysfakcjonującym kompromisem. Życie niesie ze sobą tak wiele niespodzianek, że nie da się wszystkiego przewidzieć. Będziesz musiał zrezygnować nie tylko z przywileju, ale ze wspólnego kierunku działania. Nie da się w tym przypadku wychowywać dzieci w obydwu denominacjach bo są one ze sobą całkowicie sprzeczne - oczywiście pomijając wiarę w Boga. Brak wspólnego świętowania czegokolwiek, brak porozumienia dusz - wszak jedna jest śmiertelna a druga nie, czy w domu będzie choinka, gdzie będzie Twoja żona podczas wigili, gdzie będziesz Ty, gdzie będą Wasze dzieci, czy na ścianach Waszego domu mogą wisieć niewinne obrazki "święte", kto i czy w ogóle zabierze dzieci na świecenie jajek do Kościoła, czy samotnie będziesz się udawał na każdą pamiątkę, czy jest Mikołaj? To są sparwy do omówienia. A te, które wynikną z codzienności... Będzie naprawdę ciężko... I to dlatego organizacja, do której należysz przestrzega przed nierównym jarzmem. Bowiem w kwestii sumienia nie ma kompromisów. Ważne jest na ile głęboko każde z Was jest osadzone we własnej religii i na ile może poświęcić swoje przekonania na rzecz drugiej strony.

Wiem co piszę. Zostałam wychowana w religii ŚJ, ale nie praktykuję tego wyznania. Właściwie jestem teraz nikim, bo w Boga wierzę, ale nie potrafię odnaleźć do Niego drogi. Jednak wpojone mi przekonania są niezwykle silne. Wyszłam za mąż za katolika, który praktykujący jest tylko w obszarach tradycyjnych. Pomimo wcześniej omówionych kwestii przychodzi nam się borykać z wieloma konfliktami. I tu dodam, że właściwie największym problemem są wierzący rodzice moi i jego. Nie zrozum źle. Nikt się nie wtrąca, ale oboje czujemy się w pewien sposób za nich odpowiedzialni i aby zrobić dobrze im, rozbimy sobie niejako źle. Nikt nikomu nie ubliża, ale każda pliszka swój ogonek chwali i tak naprawdę to najbardziej przes***e mam ja. Z jednej strony przyjemność obchodzenia wigili a zdrugiej wbite do głowy inne przesłanie.

Ty jednak wierzysz, że jesteś w słusznej religii i wigilii obchodzić nie będziesz, ale jak będziesz się czuł kiedy Twoja żona będzie biegała za prezentami gwiazdkowymi dla swojej rodziny? Poza tym jak bardzo będziesz szanował tak kłamilwe w przekonaniu Twojej religii, przekonania o słuszności jej postępowania?

Życzę Wam wszystkiego najlepszego, ale jednocześnie jest mi bardzo trudno wyobrazić sobie Wasze wspólne szczęśliwe życie.

W temacie: moja ukochana/mój ukochany jest ŚJ

2006-05-10, godz. 11:46

Czytam, czytam i uwierzyć nie mogę... Prawdziwa miłość to ocean wyrozumiałości i kroczenie w tym samym kierunku, zrozumienie, tolerancja i przede wszystkim bycie razem:) A to co tu czytam to moim zdaniem miłośc platoniczna, odczuwana raczej jako bolesne odrzucenie a nie jako dojrzałe uczucie. Aby dojśc do dojrzałej miłości musi upłynąć okres zauroczenia, wspólnego bycia ze sobą (nie tylko w sposób erotyczny), rozmów i planów, wspólnej budowy przyszłości, wyobrażenia o niej. Etap cięcia żył z powodu odrzuconych zalotów, bo trudno tu mówić o odrzuceniu miłości - trzeba ją najpierw zbudować - przechodzi w etap dojrzałości wyboru partnera, który będzie tak samo jak my gotów do porozumienia.

Mam za sobą "znajomość" z pewnym kawalerem, który jako młody, pełen dobrej wiary i swoich uczuć chłopiec targnął się na swoje życie z powodu identycznego jak tu opisany. Otóż wybranką jego młodzieńczych uczuć była młoda panna ŚJ. Skończyło się bardzo niemiło - ona jego odrzuciła (powody identyczne, nacisk rodziny, zboru, wyrzuty sumienia) on na poczatku walczył (identycznie, na poczatku studium, potem wyrozumiałość, tłumaczenia itp.) a potem ciął żyły... potem byłam ja - zainterowanie moją osobą wynikła właśnie z mojego bycia ŚJ...

Podobnie jak wszyscy wierzę w miłość, ale nie w ślepą i jednokierunkową ulicę... poza tym udowodiono naukowo, że tylko miłość rodziców może być bezwarunkowa...

W temacie: Zatwardziałość warunkiem zbawienia cudzołożnika?!

2006-04-19, godz. 13:31

Do Sebastiana: Pragnę zwrócić tu uwage na rzecz nastepującą. Ponieważ wg Ciebie ślub cywilny nie jest przysięgą małżeńską, która byłaby ważna przed Bogiem tak więc wszelkie późniejsze rozwody i kolejne związki SJ są wg Twojej katolickiej logiki Sebastianie nieważne przed Bogiem. Jaki jest więc Twój problem? Bo skoro śluby cywilne nie są wiążące przed Bogiem to wynika z tego, że wszyscy ŚJ żyją w cudzołożnych związkach lub jak wolisz wszetecznych i zaden z nich nie może zostać zbawiony. No chyba, że zaprzestanie cudzołóstwa vel wszeteczeństwa a to oznacza tylko jedno całkowity celibat SJ a co za tym idzie i innych religijnych denominacji.

A co w przypadku kiedy niezbyt subordynowany katolik opuści swoją żonę dla innej laski? Nawet jeśli jego opuszczona zona jest głęboko wierzącą katoliczką to jedyne co może to żyć samotnie do jego lub co gorsza swojej śmierci podczas gdy on będzie płodził dzieci i wychowywał je w wierze katolickiej - tego nikt mu nie zabroni:)

Pozdrawiam
i.

W temacie: ŚWIETA, ŚWIĘTA, ŚWIĘTA..........

2005-12-12, godz. 15:42

Z Bratem Jaraczem jak zwykle zgadzam się w 100%. Wypowiedź Dementora rozumię wg kategorii, o której to Jaracz pisze: jak się człowiek w religii SJ wychował to nigdy mu Świąt brakować nie będzie :) tak po prostu...
Ja osobiście jako dzieck zawsze zazdrościłam koleżankom ubierania choinki i tych pod nią prezentów, oczekiwania pierwszej gwiazdki itp bajerów. Dla dziedziaków to chyba ważne przeżycia, które później objawiają się tęsknota za tymiże świętami. Myślę, że tradycja to nie jest wcale takie zło konieczne i jeśli ktoś z głową podchodzi do okresu światecznego to na pewno nadwagą nie grzeszy :)

W temacie: nawracanie się świadków Jehowy na chrześcijaństwo

2005-11-16, godz. 10:28

osobiście zgadzam sie z bratem jaraczem co do olbrzymiej niechęci wobec KRK urodzonych "w prawdzie". Chodzi tutaj raczej o głeboką niechęć do ich przekonań religijnych i jak to nazywacie doktryn. Jeżeli od dziecka słyszy się o tym, że parafianin to człowiek zaściankowy, że papiestwo ma szanse powiedzieć ludziom prawdę a tego nie robi tylko ich mami tradycjami, ze to wszystko blichtr, choinka po jakichś tam poganach, tudzież jajka i zajaczki, urodziny tudzież itp, itd, to jest tym się przepełnionym po prostu do bólu. Jest to na prawdę trudne do przskoczenia i chociaz na codzień jest ta nicheć głęboko uśpiona to od czasu do czasu ujawnia się nawet wbrew mojej woli.

W temacie zmiany religii z KRK na ŚJ to znam prypadki bardzo głęboko wierzących katolików, których przekonano, że są okłamywani a oni podążyli tym tropem i zostali ŚJ. Nie wiem czy wynikało to z powierzchownej wiary i tercjanizmu czy z też z prostoty doktryn WTS. Nigdy nie byłam katoliczka więc nie wiem na czym polega głęboka wiara w tej religii.

Poza tym jak czytam nieraz Sebastiana i jego głebokie przekonanie o tym, że KRK jest prawdziwą religią to gdzieś w środku wcale niechcąco śmieszy mnie to i wynika to właśnie z mojego świadkowego pochodzenia pomimo iż za ŚJ się nie uważam. Tak że Sebastianie nie czuj się urażony bo to tylko moje odczucia związane z głeboko wszczepioną niechęcią do Twojej obecnej religii.

Pozdrawiam :)