Ewo,
Obowiązek głosowania istniał w państwie totalitarnym, w demokratycznym - nie.
Jeśli więc ktoś nie idzie do urny z powodu wyznawanej religii, chce dać "tym rządom" żółtą kartkę albo po prostu nie chce mu się ruszać z domu to jest tylko i wyłącznie jego wybór.
Porządne liberalne poglądy. Rzecz w tym, że ŚJ takowych nie podzielają. I to właśnie w tym miejscu, które sama wyboldowałaś.
Chce ktoś głosować - niech głosuje, nie chce ktoś głosować z jakiegokolwiek powodu - również jego sprawa.
Ty to wyboldowałaś j.w., a ja to zrobię tak:
Chce ktoś głosować - niech głosuje, nie chce ktoś głosować z jakiegokolwiek powodu - również jego sprawa. I właśnie próba dotarcia z tym przesłaniem do ŚJ jest tematem tego wątku. Spróbuj ich do tej banalnej prawdy przekonać.
Nie rozmawiamy tu o tym, aby „Maciej” czy „Ewa” chadzali na wybory, ale
polemizujemy z tezą pewnej grupy wyznaniowej, która utrzymuje, że takie chadzanie jest sprzeczne z wolą Boga. Nie rozumiem więc zacietrzewienia, stwierdzeń "chowanie głowy w piasek"…
Jest to zarzut w gruncie rzeczy faryzejskiego, choć Piłatowego, ‘umywania rąk’. W imię rytualnej czystości ŚJ nie będą brać na siebie niepopularnych decyzji, a jednocześnie krytykują tych, którzy taką odwagę mają. Mówiąc biblijnie: „nakładają na innych ciężary [a kierowanie społecznością takim ciężarem jest], ale sami nie ruszą nawet palcem, aby je podnieść”. Robią wręcz przeciwnie: nabijają sobie punkty na cudzych niepowodzeniach.
… oskarżeń o chęć wprowadzenia anarchii itp.
Kto uznaje władzę jako taką za z gruntu złą, ten jest za anarchią. Nie wiem, jaki inny wniosek można wysnuć z takiej przesłanki.