zebrania mogłyby być i 33 razy w tygodniu - jeśli tylko każdy miałby PRAWDZIWY wybór, kiedy chce na nich być. I nikt nie robiłby presji rodzicom, wzbudzając w nich poczucie winy, że ich dziecko nie daje się wytresować tak szybko jak inne...
takie niemiłe wspomnienie z dzieciństwa - dobijające poczucie winy, że jestem chora i nie idę na zebranie... jak mogłam...
albo czas, kiedy chodziłam do szkoły na popołudnie i często nie miałam chwili, żeby zjeść obiad, bo nie można się spóźnić...
he, albo taki zabawny moment, kiedy np. "mówca" z innego miasta nie dojechał i nikt go nie zastąpił i była tylko połowa zebrania - i taki specyficzny klimat ukrywanej radości, no bo trzeba choć na chwilę zrobić zawiedzioną smutną minkę, że dziś godzina mniej do odbębnienia...

"klamstwo stale powtarzane staje sie prawda"... no właśnie... to się nazywa "przypomnienia"... i na wszelki wypadek "przypomina się" regularnie, że "ktoś mógłby pomyśleć", że w kółko mówimy o tym samym... a trzeba przypominać, bo świat i diabeł i demony i nasza niedoskonałość wywierają niesłabnącą presję...

tyle teraz pracy, żeby poczuć się wreszcie bezpiecznie...
ciekawy byłby wynik podglądu myśli znudzonych uczestników zebrań...