Czesiek, wydaje mi się, że to nie jest tak jak myślisz w tym kontekście.
Napisałeś, że nazwanie Boga tyranem jest głupotą ponieważ "tyranem może być osoba która zdobyła pełnię władzy wbrew prawu, i sprawuje ją dla dobra społeczeństwa lub ze szkodą dla społeczeństwa, czyli może być dobrym lub złym władcą.
Bóg jako stwórca ma wszelkie prawo do swojego stworzenia"
Otóż wydaje mi się (zakładając że w ten sposób scharakteryzowana postać Boga, jako Stwórcy i Prawodawcy istnieje), to dając on ludziom prawo wolności wyboru pozbył się on tym samym swego prawa co do nich - co do ludzi. Jak teraz może ich karać za dokonywane wybory, na które sam im pozwolił?
W myśl tego, Bóg oczywiście i jak najbardziej jest Tyranem, gdyż gwałci prawo które sam nadał, karząc ludzi za dokonywanie 'nie tego co trzeba' wyboru.
Nikt nie odpowiada, a więc sam skomentuję, dopóki jeszcze się tu udzielam.
Rzecz pierwsza.
Jeśli nie można sensownie rozwiązać danej sprawy, to znaczy zwykle, że mamy błędne założenia i stawiamy sobie błędne pytania. Przykładem jest tytułowe pytanie tego tematu.
Co należy zrobić? Zmienić założenia, zmienić ogląd, znaleźć szerszą perspektywę, dojrzeć daną kwestię w szerszej perspektywie. Nie chodzi tu o znalezienie za i przeciw - chodzi o porzucenie myślenia albo - albo i znalezienia takiego sposobu widzenia problemu, żeby... na przykład zniknął.
W gruncie rzeczy trzeba zmienić nastawienie.
Ludzie przestają być Katolikami, przestają być Świadkami. Ale nic jakościowo się nie zmienia w dziedzinie ich wyobrażeń religijnych. Przesuwają się poziomo, po tej samej płaszczyźnie tych samych gatunkowo problemów.
Trzeba dokonać zmiany pionowej w myśleniu, wejść szczebel wyżej, albo zrobić krok do tyłu, aby dostrzec las spomiędzy drzew. Inaczej błąkamy się, potykamy się o pytania typu czy Bóg jest okrutny albo czy Biblia pochodzi od Boga, albo czy istnieje Bóg, albo czy świadkowie są jedyną prawdziwą religią.
A to wszystko to po prostu przykłady tego, jak często w życiu zadajemy sobie błędne pytania.
W wyniku tego np. albo całkowicie odrzucamy wiarę, całkowicie dajemy się jej uwieść, ograniczamy nasze horyzonty i przez co zawsze czynimy nasze życie uboższym.
A właśnie, czy ktoś kiedyś próbował np. jednocześnie wierzyć i nie wierzyć w Boga? Uznawać Biblię ale jej jednocześnie nie uznawać?
Nie, to też chyba złe pytanie.
Ale skąd się bierze ta skłonność do posiadania racji, do przekonania, że się wie i wierzy najlepiej i skąd to przekonanie, że dla Boga to istotne kto z was ma rację? Choć prawda jest taka, że żadne z Was nie ma racji.
I oczywiście, jednocześnie, w jakimś tam wąskim sensie, wszyscy macie jakąś tam rację. W pewnym sensie.