Lęk przed chodzeniem od domu do domu.
#101
Napisano 2006-09-28, godz. 17:20
Jeśli chodzi o mnie, to głoszenie nie było dla mnie tak wielkim problemem. Owszem przeżywałam chwile stresujące, kiedy np. otwierał mi ktoś znajomy, ale cóż - taka mała adrenalinka.
Generalnie lubiałam to robić, zwłaszcza, jeśli trafiała się interesująca rozmowa. Spotykało się ciekawych ludzi, którzy niejednokrotnie wnieśli jakieś cenne uwagi i dzielili się poglądami.
Oczywiście najczęstszy odzew wśród spotykanych ludzi, to obojętność i brak zainteresowania, dlatego bardzo lubiałam ośrodki pionierskie i wypady na tereny wiejskie, bo tam można było spotkać "ciekawych" rozmówców i porozmawiać o Bogu.
Ekstremalne sytuacje również przeżyłam, kiedy jako 5-letnia dziewczynka zostałam, razem z resztą grupy, osadzona w areszcie, przez ówczesną Milicję Obywatelską.
Ciekawa jestem tylko teraz tego, jak bardzo czuliby się zażenowani moi znajomi ŚJ, gdyby nie znając mojego aktualnego adresu, zapukali do drzwi, które bym im otworzyła.
Cóż za konsternacja
Pozdrawiam
#102
Napisano 2006-09-28, godz. 19:24
Przez kilkanaście lat nikt nigdy nie zrzucił mnie ze schodów, nie dźgnął nożem (ani się nie zamierzył).
Byłem ostrożny i zawsze stukałem furtką, czekałem kilkadziesiąt sekund czy nie wyskoczy jakieś psisko i dopiero wtedy wchodziłem na czyjeś podwórko.
Parę razy słyszałem groźbę poszczucia psem. Wtedy odwracałem się na pięcie i wychodziłem, a udając się do wyjścia rzucałem uwagę że "Jezus kazał bliźniego miłować i nie pochwala szczucia drugiego człowieka psem"... Licząc na to, że rozmówcy byłoby głupio wyjść samemu przed sobą na takiego, który nie słucha Jezusa. No i nigdy żaden pies portek mi nie poszarpał...
Głoszenie od domu do domu bywało stresujące, ale bez przesady... są bardziej stresujące zajęcia w życiu...
#103
Napisano 2006-09-29, godz. 16:20
#104
Napisano 2006-10-10, godz. 13:48
wszyscy musza glosic .
stad rodzi sie problem bo sa tacy dla ktorych to jest tortura przed ktora nie moga sie usprawiedliwic.
bo niewolnik KAZE !
to podwojna tortura ,a ze ktos wrazliwy i delikatny ...kogo [niewolika?] to obchodzi...?
z glupawym usmieszkiem gadaja ze jakos sobie dasz rade, ze bracia tez mieli problemy ,nawet oni sami na poczatku .
a co z ludzmi ktorzy wpadaja przez lęk w schizofrenie???
oczywiscie nie ma problemu w organizacji bozej..
Użytkownik aurora edytował ten post 2006-10-10, godz. 13:49
#105
Napisano 2006-10-10, godz. 21:13
Głoszenie od domu do domu bywało stresujące, ale bez przesady... są bardziej stresujące zajęcia w życiu...
Wiecie co wam powiem, że dla mnie jako dla młodej osoby bo 14-16 lat maiłem jak głosiołem to był jeden z większych stresów, ja tozawsze chodziłm z jakimis starszymi albo innymi spec pionierami boto młody boto zawsze moj starszy co maiłe zemna studium to mnie z kims tam umawiał to pwoiem, wam że strasznie sie tego bałem a tezsie wstydziłem jak raz w słyżbie spotkałem swojego nauczyciala ze skzoły toprzez 3 dni na jego lekcje nie chodizłm byomi głupio "pomimo głoszenia nauki religi prawdziwej"
#106
Napisano 2006-10-10, godz. 21:39
Jojo, Ty to mocny jesteś. Ale ja też miałem ciężkiego stresa.strasznie sie tego bałem a tezsie wstydziłem jak raz w słyżbie spotkałem swojego nauczyciala ze skzoły toprzez 3 dni na jego lekcje nie chodizłm byomi głupio "pomimo głoszenia nauki religi prawdziwej"
"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc
#107
Napisano 2006-10-10, godz. 21:53
Dużo ciekawych rozmów z ludźmi... Różne reakcje... Dzisiaj umiem reagować, gdy ktoś mnie nie lubi...
Dzisiaj przydaje mi się nauczony wtedy upór, nieugiętość, radzenie sobie ze stresem, przydaje się...
Każdy student ekonomii powinien pójść od drzwi do drzwi jako akwizytor...
Byłby w przyszłości lepszym ekonomistą... Poważnie...
#108
Napisano 2006-10-10, godz. 21:58
Dodam jeszcze, ze duzo tez zalezy od terenu... sporo od nastawienia...
#109
Napisano 2006-10-10, godz. 22:14
A jak szedłem na głoszenie z jedną z nich, która mi się szczególnie podobała, to w ogóle byłem cały heppy.
Zawsze zabierałem ją na odległe tereny i obowiązkowo takie, gdzie autobus nie dojeżdżał. Miałem taki fajny teren na który się szło 4km drogą przez las... I szliśmy sobie a ona mi coś opowiadała albo sobie podśpiewywała albo uczyła mnie zasłyszanych gdzieś wierszy i piosenek. Była to osoba nieco zakręcona, ale pozytywnie. No i... nie ukrywam... podobała mi się... a w snach wyobrażałem sobie, ze w raju będziemy małżeństwem...
Oczywiście nie wiedziałem wtedy, że spotkam w swoim życiu kobietę 1000x wspanialszą...
#110
Napisano 2006-10-10, godz. 22:23
W rodzinnym mieście głosić nie cierpiałem. Dlatego wziąłem sobie ulicę, która właściwie była już na wsi i jednocześnie można było do niej dojść poza głównymi szlakami komunikacyjnymi
No i zawsze, wszędzie nienawidziłem obowiązkowego wdzianka - spodni nieoddychających w kancik (na szczęście miałem liberalny zbór i przeszedłem na sztruksy ), krawatu szczelnie pod szyją zawiązanego (luzowałem) i bucików eleganckich.
to nie wszystko człowiekowi wolno.
Jest stróżem brata swego
i nie wolno mu brata swego zasmucać,
opowiadając, że Boga nie ma."
#111
Napisano 2008-02-05, godz. 11:15
Przypomniał mi się moje pierwsze podejście do głoszenia. Miałam sześć lat i mama wzięła mnie ze sobą.
Próbowałam wręczyć jakiemuś gburowatemu panu traktat (nie pamiętam tytułu, ten z mężczyzną czytającym Biblię), a on tylko na nas nawrzeszczał i trzasnął drzwiami. Strasznie się wtedy rozpłakałam i był spokój z głoszeniem na trzy lata. Ale później w końcu znowu mnie zaczęli męczyć A ile było wstydu, jak akurat ktoś ze szkoły mnie przyuważył...
The goddess descends from the sky."
#112
Napisano 2008-02-05, godz. 11:45
Widze ze Emka na dobre zagoscila na forum - zatem WITAMY WITAMY![...]
Przypomniał mi się moje pierwsze podejście do głoszenia. Miałam sześć lat i mama wzięła mnie ze sobą.
Próbowałam wręczyć jakiemuś gburowatemu panu traktat (nie pamiętam tytułu, ten z mężczyzną czytającym Biblię), a on tylko na nas nawrzeszczał i trzasnął drzwiami. Strasznie się wtedy rozpłakałam i był spokój z głoszeniem na trzy lata. Ale później w końcu znowu mnie zaczęli męczyć A ile było wstydu, jak akurat ktoś ze szkoły mnie przyuważył...
Mysle ze chyba kazde dziecko SJ ma takie same problemy w dziecinstwie jesli chodzi o gloszenie juz od najmlodszych lat i potem spotkanie kogos ze znajomych w trakcie gloszenia w tym uniformie straznicowym obciach jak sie masz
"W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?"
#113
Napisano 2008-02-05, godz. 12:54
Zauważyłam, że chomikujesz różne ciekawe rzeczy Można się poczęstować?
The goddess descends from the sky."
#114
Napisano 2008-02-05, godz. 13:07
Pewnie ze mozna po to ten chomik jestDzięki za przywitanie, na razie się tu nieśmiało rozglądam, ale moje wrodzone gadulstwo raduje się z faktu, że mogę się z Wami podzielić moimi przemyśleniami
Zauważyłam, że chomikujesz różne ciekawe rzeczy Można się poczęstować?
"W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?"
#115
Napisano 2008-06-08, godz. 19:33
Bywały też miłe spotkania, czasem ciekawi ludzie,zabawne sytuacje, ale rzadziej. Pamiętam, że często wracałam z głoszenia zmęczona psychicznie i bez energii.Myślałam wtedy,że coś ze mną nie tak,że moja wiara jest słaba i takie tam
Dodam jeszcze,że bardzo lubiłam rozmawiać o Biblii, Jezusie i Jehowie nieoficjalnie, z kimś, kto naprawdę chciał posłuchać, w jakiejś naturalnej, niewymuszonej sytuacji. Wtedy wychodziło to jakoś tak naturalnie, z serca .Oczywiście dopóki wierzyłam w nauki WTS.
Użytkownik malinowa7 edytował ten post 2008-06-08, godz. 19:35
#116
Napisano 2008-06-08, godz. 19:46
Pozdrawiam.
Użytkownik Olo. edytował ten post 2008-06-08, godz. 19:46
#117
Napisano 2008-06-08, godz. 19:52
Czyli rzeczywiście jest nas wielu. Dziękuję Ci za tak szczere uzewnętrznienie swoich odczuć.
Pozdrawiam.
Ja poznałam zaskakująco wielu ŚJ, którzy naprawdę nie lubili głosić oficjalnie, czyli od drzwi do drzwi . Do dziś szkoda mi mojego taty. Wiem,że to dla niego męka.Strasznie się denerwuje kiedy musi iść do służby, ale wychodzi (prawie zawsze z moją mamą, żeby nie musiał zbyt wiele mówić), bo trzeba coś zaraportować. U niego to 1-2 godz. w miesiącu. Poza tym nie opuszcza zebrań i jest dość przykładnym ŚJ (no może czasem po kryjomu gra w totolotka, ale to chyba już mu Bóg wybaczy ).
Pozdrawiam Cię Olo.
#118
Napisano 2008-06-09, godz. 13:56
Użytkownik Olo. edytował ten post 2008-06-09, godz. 13:59
#119
Napisano 2008-08-14, godz. 21:11
Z zewnątrz to wygląda zupełnie inaczej... Często się słyszy, że śJ są tacy asertywni, odważni... albo nachalni, że nachodzą na siłę, wpychają się do domu. W rzeczywistości większość w momencie rozpoczęcia służby pewnie chciałaby, aby się ona skończyła.
Ja pamiętam, jak nie mogłem się doczekać czasów, aż Jehowa zakończy głoszenie... tak tego nienawidziłem... choć zaraz z drugiej strony się bałem, że będę prześladowany w okresie "Wielkiego Ucisku"....
Uff...
"Ot, ma wygląd ptaka, a więc będzie latał, proste". - Baltazar Siedem Słońc
#120
Napisano 2008-08-15, godz. 00:01
Na poczatku balam sie. Najtrudniej bylo zaczac, zadzwonic do pierwszych drzwi, potem juz jakos szlo. Pomagalo towarzystwo braci, wydawali sie tacy pewni siebie i weseli, chyba dzieki temu przezylam. Sama nie wyglosilabym ani godzinki. Byl tez czas, kiedy gloszenie sprawialo mi radosc.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych