Fragmenty z wydanej w 1991 roku autobiografii LaToy’i Jackson “LATOYA: GROWING UP IN THE JACKSON FAMILY”:
... ani ja, ani moje rodzeństwo nigdy nie mieliśmy normalnego życia, nawet jako małe dzieci, a kształtowały je lata przed odniesieniem sławy. Nie byliśmy zwyczajną rodziną, lecz rodziną klasycznie dysfuncyjną. Tak, doznawaliśmy miłości i szczęścia, ale były one zatruwane przez emocjonalne i fizyczne znęcanie się, dwulicowość i wyrzeczenia. (...) Zakazy w mojej religii Świadków Jehowy, pozorowanie przez moją matkę miłości i oddania, oraz nieumiejętność wyrażania przez mojego ojca uczuć lecz wściekając się wplątywał nas wszystkich w sieć poczucia winy pod płaszczykiem miłości, gdzie brutalność nazywana była ‘dyscypliną’, a ślepe posłuszeństwo czymś w rodzaju lojalności. (...) Nie potrafiliśmy tego określić, jednak wszyscy czuliśmy podświadomie, że w naszym domu jest coś złego. Większość mojego rodzeństwa ‘zbuntowała się’ głównie przez ucieczkę z domu w nastoletnie małżeństwa. (...) Byłam najlepszą przyjaciółką Matki, najspokojniejszym, nieśmiałym, najposłuszniejszym dzieckiem ze wszystkich. Zaszkoczyłam każdego. Złamałam też niepodważalną zasadę tej dysfunkcyjnej rodziny. Przestałam żyć z zakłamaniu i bawić się w tę destrukcyjną grę. (strony 1-2)
Cofając się w myślach do tych wszystkich lat, przyznać muszę, że to matka była siłą napędową ku okrucieństwu i znęcaniu się. Ta dama, która na zewnątrz wydawała się tak łagodna, w rzeczywistości była przyczyną całego zamieszania w naszym życiu. Zawsze sądziliśmy, że to był Joseph, jednak to była ona, mówiąc mu, co ma robić i jak ma to robić. Gdy mówiłam jej o tym wcześniej, zawsze się wypierała i zaprzeczała, przekonując każdego – osoby postronne i moje rodzeństwo – iż była słodka, życzliwa i współczująca. Ale mało kto wiedział, że minutę wcześniej, gdy jej nie słyszeli, mówiła o nich bardzo podłe rzeczy. Widząc to tak wiele razy, w końcu stanęłam w obliczu faktu, iż taka była jej prawdziwa natura. (strona 257)
Michael i ja byliśmy bardzo aktywni w religii Świadków Jehowy. (...) Pięć dni w tygodniu dwoje z nas razem z matką studiowało Biblię w domu i uczęszczaliśmy do Sali Królestwa. (...) Każdego ranka Michael i ja świadczyliśmy pukając do drzwi w okręgu Los Angeles, głosząc słowo Jehowy. (...) Gdy rosła sława mojego brata, musiał wkładać na siebie skutecznie maskujące go przebranie, coś w rodzaju napompowanego garnituru, które kupował przez następne lata. (strony 53-54)
... chociaż wymagano od nas utrzymywania kontaktów towarzyskich jedynie z innym członkami [wyznania], to Michael i ja mieliśmy kilku przyjaciół w prywatnym liceum. (...) Pozostawaliśmy też, rzecz jasna, w bliskich relacjach z innymi Świadkami. Darles była moją pierwszą i jedyną przyjaciółką spoza rodziny i ceniłam sobie spędzany z nią wspólnie czas. (...) Każdego dnia w czasie lunchu nasza trójka studiowała wspólnie Biblię. Ona także przyłączyła się do naszego zboru. Podczas pewnego zebrania, Darles odważnie sprowokowała jednego ze starszych. (...) Odpowiedź starszego była typowa. Zacytował wersety, które wspierały jego pozycję, ale wcale nie odniósł się do zarzutów Darles. Dlatego napisała ona list. (...) To rozwścieczyło innych starszych. Pewnego dnia mąż Rebbie, Nathaniel [Brown], także starszy, wziął mnie na bok. ‘LaToya’, powiedział, ‘Już nigdy więcej nie wolno ci rozmawiać z Debbie. Nigdy. (...) Ona została wykluczona’. (...) Odtąd ani Michael, ani ja, nie mogliśmy mieć nic wspólnego z Darles. Okropnie za nią tęskniliśmy i wtedy po raz pierwszy zaczęliśmy osobiście zastanawiać się nad niektórymi naukami [Towarzystwa Strażnica]. Czuliśmy, że wątpliwości powinne być wyjaśniane, a nie uciszane wykluczaniem. (strony 55-56)
Matka (...) dąsała się na nasze koleżeństwo z białymi dzieciakami, i uznawałam takie postępowanie za chrześcijańską obłudę. (strona 34)
... oboje moi rodzice żywili rasistowskie nastawienie, zwłaszcza wobec Żydów. (...) ‘Gdziekolwiek się udasz, cokolwiek chcesz zrobić w tym biznesie, spotykasz Żydów’ – narzekała rozgoryczona matka cały czas – ‘Nie mogę tego znieść’. (...) Posuwała się jeszcze dalej. ‘Oni są zawsze na szczycie. Żydzi są wścibscy. Chcieliby cię kontrolować. Nienawidzę ich wszystkich’. Jednakże w ich obecności moja matka była słodka aż do bólu. (...) Słuchając takich wypowiedzi robiło mi się niedobrze, szczególnie kiedy wychodziły z ust mojej matki. Jak religijna osoba mogła być tak przepełniona nienawiścią? (...) Głębia odrazy, jaką żywiła moja matka wyrażała się w pewnej wciąż powtarzanej przez nią opinii: ‘Hitler zrobił w swoimzyciu jeden błąd – nie pozabijał wszystkich tych Żydów. Zostawił zbyt wielu tych cholernych Żydów na ziemi, a oni się mnożą’. (strony 132-134)
Podczas tournee Victory (...) [Michael] wynajął kogoś, kogo jedynym zadaniem ustalanie lokalizacji Sal Królestwa w każdym mieście, aby Michael nie opuścił żadnego zebrania. (...) Michael (...) wygrał tym nagraniem osiem statuetek Grammy w 1984 roku. Zaraz następnego ranka jeden ze starszych postawił mu ultimatum, że mój brat musi dokonać wyboru pomiędzy muzyką a religią [Świadków Jehowy]. (...) Ponieważ Michael pilnie studiował Biblię, mógł z łatwością zacytować rozdział i werset wspierający jego stanowisko, iż rozrywka nie jest niczym złym. ‘Cały czas żyję zgodnie z nauczaniem [Towarzystwa Strażnica]’, stwierdził, tak jak czynił to wiele razy wcześniej. ‘Wciąż chodzę od drzwi do drzwi gdziekolwiek jestem, nawet kiedy jestem w trasie. Nic nie poradzę na to, jeśli ludzie wieszają moje plakaty na swoich ścianach lub wyrywają moje zdjęcia z czasopism. Nie proszę ich aby mnie ubóstwiali. Chciałbym jedynie, żeby cieszyli się moją muzyką’. (...) wielu Świadków Jehowy urządzało spotkania przed Salą Królestwa w nadziei na przynajmniej przelotne spojrzenie Michaela Jacksona, wiedząc przy tym doskonale, że tego rodzaju uwielbienie było zabronione. Michael robił wszystko co w ludzkiej mocy, aby zademonstrować swoje oddanie Jehowie. Któregoś razu, gdy pewien starszy skrytykował go słowami ‘Twoje ruchy na scenie kojarzą się z seksem; nie rób tego już więcej’, mój brat przyjął to bez protestu i bezzwłocznie zmienił układ. Zaprosił również pewnego starszego na trasę koncertową, aby ten przekonał się osobiście, że żyje zgodnie ze wszystkimi zasadami wiary, agituje od drzwi do drzwi i uczęszcza na każde zebranie. (...) Któregoś dnia weszłam do pokoju Janet i znalazłam Michaela wypłakującego sobie oczy. ‘LaToya, (...) nie będę mógł już z tobą nigdy więcej rozmawiać. (...) Starsi zrobili duże zebranie i nakazali mi już nigdy z tobą nie rozmawiać, bo nie przychodzisz już do Sali Królestwa. (...) powiedzieli, że jeśli nie zaprzestanę rozmów z tobą, to wyrzucą mnie z religii’. (...) Michael postanowił sprzeciwić się decyzji starszych, i odtąd nie poszedł już na żadne zebranie. (...) następnie zerwał swoje związki z organizacją poprzez oficjalny list. Ten bolesny epizod był tym bardziej rozdzierający, gdyż przez długi czas uważałam, że Michael mógł zostać jednym z Ostatka, wybranych 144000. (strony 196-200)