moja ukochana/mój ukochany jest ŚJ
#501
Napisano 2006-11-11, godz. 00:35
to nie jest kwestia religii, to jest kwestia mentalności ludzkiej i "wyścigu" do coraz-to-kolejnych "stopni". przy braku dystansu do różnych spraw podejście staje się niezdrowe - tak właśnie niezdrowe jest podejście 90% śj do sprawy. ja zawsze mówiłem rodzicom czy też starszym że nie chcę zostać głosicielem czy też zostać ochrzczonym śj tylko dlatego, żeby oni mogli się z tego cieszyć. czułbym się wtedy jak jakiś siep... i wierz mi - czasami gdy rozmawiam z młodymi ze zboru, którzy są zazwyczaj już po chrzcie, czasem mówią mi - "wiesz, ochrzciłam się, i co ja teraz zrobię... nic nie zrobię, musze głosić, jutro zaś idę z tą paskudną siostrą na głoszenie, do chłopaka pojadę to zaś mnie zryczą w chacie..." i w ten deseń. a jeśli chodzi o kwestię związków poza zborem - przecież wszyscy wiemy, że kwestie damsko-męskich relacji urywają się wszelkim schematom ; ) szkoda jedynie, że ogromna ilość wspaniałych, inteligentnych, szczerych młodych ludzi ma na oczach klapki, na których jest napisane "w panu". I to zazwyczaj nie w wyniku własnych przekonań (nie mogę sobie pozwolić na zburzenie mojej wiary), tylko w wyniku ciągłej obsesji na punkcie bycia wporzo głosicielem. a wporzo głosiciel spotykający się z osobą "ze świata" nie jest już taki wporzo : )
#502
Napisano 2006-11-11, godz. 00:45
do chłopaka pojadę to zaś mnie zryczą w chacie...
Co ja tu widza? Po ślonsku godomy
#503
Napisano 2006-11-12, godz. 19:53
W moim przypadku też było podobnie, bo jakoś może chciałem zaimponować starszym i znajomym, choć w okresie gdy zaczynałem głośić i w okresie brania chrztu byłem dość gorliwy. No ale ta gorliwość z czasem opadała i na początku tego roku miałem wyrzuty że mało robie jako głosiciel i nawet zaczołem więcej wyruszać do służby. Przełom było to forum dzięki czemu na wiele spraw zaczołem patrzyć z innej perspektywy i oczy mi się otwarły:)
A co do związków z osobami innej wiary, to jeżeli osoba jest gorilwa to klapki na oczach zostaną i niema mowy na kontakty przyjacielski a co dopiero mówić o żwiazku np. z katoliczką. Zapewne większość z forumowiczów którzy odeszli od zboru zgodzi się że te klapki niestety ukierunkowywały ich przez jakiś czas na tym że za partnera mogą mieć tylko i wyłącznie śJ.
Użytkownik słowiczek edytował ten post 2006-11-12, godz. 19:54
#504
Napisano 2006-11-14, godz. 00:06
I mam jeszcze apel do młodych Świadków Jehowy: zanim zaczniecie "uwodzić" kogoś ze świata zastanówcie się 100 razy czy naprawde tego chcecie i czy wytrwacie w takiej miłości, bo MY TEŻ MAMY SERCA. Jak mawiała moja dziewczyna - lepiej zapobiegać niż leczyć. Szkoda że nie do końca z tego skorzystała...
spowija nutami policzki
jak wąż - Szatan to gra
na fortepianie życia...
wije sie łzami po twarzy
odwodząc serce od szczęścia
szyderczo - w Twych oczach
w grzech mnie otulił...
#505
Napisano 2006-11-14, godz. 00:33
#506
Napisano 2006-11-14, godz. 07:41
MihauTak mysle sobie, ze lepiej cos przezyc, niz nic nie przezyc. Mozna oczywiscie oczekiwac, ze od razu "to bedzie to" jadnak zwykle najpierw jest zielona milosc, pozniej jeszcze kilka zwiazkow, przyjazni, znajomosci, dzieki ktorym poznajemy samych siebie i uczymy sie jak byc dla drugiej osoby partnerem. Zreszta... kazdy jest niepowtarzalny, no i kazdy zwiazek jest niepowtarzalny.
Oczywiście można szukać i przeżywać miłostki. Tylko to niekoniecznie jest bezpieczne dla tej drugiej osoby. Oby nie kończyło się to tak jak ostatnio słyszałem, skokiem z dziewiątego piętra.
#507
Napisano 2006-11-14, godz. 12:03
mialem na mysli dojrzewanie a nie milostkiMihau
Oczywiście można szukać i przeżywać miłostki. Tylko to niekoniecznie jest bezpieczne dla tej drugiej osoby. Oby nie kończyło się to tak jak ostatnio słyszałem, skokiem z dziewiątego piętra.
#508
Napisano 2006-11-14, godz. 13:53
Witaj DanieluWitam serdecznie po dłuższej nieobecności. (...)
Cieszę się, że dochodzisz do siebie.
Mam nadzieję, że spotkasz tą właściwą osobę, z którą przejdziesz przez życie.
#509
Napisano 2006-11-14, godz. 15:24
To niesamowite. Wychodzi na to, ze to nie kwestia krwi, nie kwestia wykształcenia, ale kwestia izloacji jest najbardziej przynoszącym cierpienie ludziom nauką. To interesujące choć zarazem tragiczne.
Oj, to zdecyduj się, czy "kwestia izloacji jest najbardziej przynoszącym cierpienie ludziom nauką", czy nie. Nie kto inny jak ty wypraszałeś swego czasu SJ, którzy chcieli z nami rozmawiać.
#510
Napisano 2006-11-18, godz. 17:58
Kocham go jednak nadal ... On chce , zebym wrocila,ale ja powiedzialam,zeby powiedzial o nas rodzicom.
Dobrze zrobilam ? Chyba lepiej,zeby oni wiedzieli.
#511
Napisano 2006-11-18, godz. 22:46
Lepiej jest bardzo pocierpieć przez jakiś czas niż cierpieć w małym stopniu przez a przez długi czas.
A jeżeli Cie kocha naprawde to powie rodzicom, ale cóż. Trafiłaś na śJ który jest nadal z klapkami na oczach, bo jak by się ich pozbył to by powiedział rodzicom i bylisbyście razem.
Jeszcze raz wyrazy współczucie, bo trudno zostawić ukochaną osobę.
#512
Napisano 2006-11-19, godz. 09:11
Potrzebuje czasu,ale chce to zrobic,bo mnie kocha.Boje sie jak oni na to zareaguja ...
#513
Napisano 2006-11-20, godz. 08:57
444Słowiczku zgodzil sie na to.Powiedzial,ze chcial juz o tym im powiedziec wczesniej ,ale sie bal.
Potrzebuje czasu,ale chce to zrobic,bo mnie kocha.Boje sie jak oni na to zareaguja ...
dobrze zrobiłaś, że powiedziałaś jemu, że wrócisz, jak powie o was rodzicom. I tego trzymaj, póki nie powie, nie wracaj do niego. Musi się zdecydować co robić, bo jak będzie ciebie zwodził obietnicą, że kiedyś tam powie, ale potrzebuje czasu, to może byc tak, że nie powie i po raz kolejny zerwiecie ze sobą. Poza tym warto wiedzieć, jak twój chłopak zachowa się, jak rodzice się sprzeciwią i lepiej mieć to za sobą niż zwlekać w nieskończoność, bo to bardziej boli.
#514
Napisano 2006-11-20, godz. 12:46
Ech ... tak jakby to juz do niego wrocilam,bez n iego jest tak zle ... Jutro ma przyjechac i bedziemy gadac na temat RODZICÓW...444
dobrze zrobiłaś, że powiedziałaś jemu, że wrócisz, jak powie o was rodzicom. I tego trzymaj, póki nie powie, nie wracaj do niego. Musi się zdecydować co robić, bo jak będzie ciebie zwodził obietnicą, że kiedyś tam powie, ale potrzebuje czasu, to może byc tak, że nie powie i po raz kolejny zerwiecie ze sobą. Poza tym warto wiedzieć, jak twój chłopak zachowa się, jak rodzice się sprzeciwią i lepiej mieć to za sobą niż zwlekać w nieskończoność, bo to bardziej boli.
#515
Napisano 2006-11-21, godz. 12:38
444Ech ... tak jakby to juz do niego wrocilam,bez n iego jest tak zle ... Jutro ma przyjechac i bedziemy gadac na temat RODZICÓW...
Jak ustąpisz w tej sprawie, albo pozwolisz aby zwlekał z jej załatwieniem, to po jakimś czasie znowy temat wróci, rozstanie, kłutnie, ból z tym związany. Poza tym jak pogada z rodzicami, to sam będzie wiedział na czym stoi i czy będzie w stanie podporządkować się ich decyzji, czy też nie będzie zmuszony z tobą zerwać. Im wcześniej to załatwicie, tym mniej bólu później. Żebyście nie musieli za chwilową przyjemność później płacić większej ceny.
#516
Napisano 2006-11-21, godz. 13:41
#517
Napisano 2006-11-27, godz. 16:07
To smutne, że spotykają nas takie trudności...ale z tego co widzę znacznie gorzej sprawa się ma gdy to dziewczyna jest ŚJ, bo przeważnie znacznie bardziej kieruje się opinią rodziny etc, trudniej jest jej zawalczyć o miłość. Jeszcze smutniejsze jest to, że brakuje akceptacji dla takich związków...a przecież to jest sprawa tych dwojga ludzi własnie..jakim prawem zatem zabrania im się kochać? Przecież nie jest powiedziane, że jeśli ŚJ zwiąże się z katolikiem lub kimkolwiek innym to coś się zmieni. Mogą nauczyć się akceptować swoje przekonania i nie zmieniać ich...
Cóż, niemniej może powiem co u mnie:
Wkrótce (tj 6 Grudnia) obchodzimy pierwszą rocznicę, ku mojej radości zresztą:]
Przygotowujemy się wspólnie do matury ( bo oboje mieliśmy roczną pauzę w szkole, czas nadrobić).
Z faktów rewolucyjnych:
* Powiedziałam mamie. (A to o jej reakcji obawiałam się najbardziej)
Był lęk, były pytania, było zdziwienie i mały szok.
Że się zmienię, że ktoś będzie wywierał na mnie presję, że jak będzie wyglądał ewentualny ślub?
Wytłumaczyłam wszystko na spokojnie, to była długa rozmowa. Powiedziałam, że się bałam. Bardzo się bałam. Że zmieni do Niego stosunek albo zabroni się widywać etc. Reakcja mnie zaskoczyła bo nic takiego nie nastąpiło. Normalne matczyne wątpliwości, po których wyjaśnieniu, ubrałam się, wymalowałam i pojechałam do M. na niedzielny obiad..
Zaskoczyło mnie to bardzo. I spadł mi z serca ogromny kamień.
* Mama poznała rodziców M. (tata został jej przedstawiony przy okazji niedzielnego obieadu (bo przyjechali po mnie z M. autem),
mama (jego) natomiast była u nas na kawie i chyba znalazły wspólny język (mają bardzo podobny sposób bycia), o religii nie rozmawiały. Jakby problem nie istniał. Przekazują teraz sobie pozdrowienia i jakieś rzeczy, z racji tego, że moja mama jest krwacową, zwęża jej jakieś ciuchy czy coś)
To ja rozmawiam o tym z nimi obiema (jeśli chodzi o kwestie wiary). Bo mama M. mówi, że ona chciałaby zawsze wszystko wiedzieć (powiedziala to wczoraj na kolejnym takim obiedzie, siedzieliśmy zupełnie na luzie pijąc wino), wypytała nas doszczętnie o to co zamierzamy, powiedziałam o swoim stanowisku (że nie zamierzam się zmieniać itp, ale M. akceptuję. Mogę czasem o tym rozmawiać, ale tylko w takim celu poznawczym (np, żeby wiedzieć jak wygląda życie M. na codzień, co to jest np "Pamiątka" itp), że byłabym w stanie wziąć ślub cywilny zamiast kościelnego, żeby nie wywierać presji. Skomentowała to mówiąc, że pewnie jeśli się kogoś bardzo kocha to można iść na ustępstwa, i nawet jakby M. się na ten ślub kościelny zgodził, to ona się boi, że potem by się z tym źle czuł i to by się odbiło na naszych relacjach. W sumie racja. Ja też bym się źle czuła gdybyśmy mieli brać ślub w Sali Królestwa (gdyby była taka możliwość, ale jak wiemy nie ma bo nie jestem ŚJ więc czysto hipotetycznie mówiąc..)
Potem zmieniliśmy temat. Opowiadaliśmy jej jak się poznaliśmy, rozczuliła się, że jej synek już nie jest tylko jej ale dorósł i niedługo jej z gniazda wyfrunie i wszystko skończyło się ok.
Myślę więc że mamy szanse, bo odpadl kolejny czynnik zagrażający - bunt/sprzeciw rodziców.
Niesamowita ulga.
Lubię jego rodzinę, lubię przebywać w jego domu, lubię ich relacje. I nie odczuwam zupełnie żadnej presji.
(padło raz (od mamy M.) że chciałaby, żebym kiedyś poszła z M. na zebranie jak będzie Pamiątka bo to ważne wydarzenie, jedyne ich święto itp. Skomentowałam, że rozumiem, ale raczej nie zamierzam uczestniczyć, że jeśli już to jednorazowo, i nie chcę, żeby odebrali to jako 'nadzieja" na to, że się zmienię. Bo takiej możliwości nie ma i chcę to powiedzieć już teraz stanowczo i na starcie. Przyjęli do wiadomości, zaakceptowali, przeprosili. )
Myślę skąd ich liberalizm...pewnie przez to właśnie w jakim środowisku żyją. Większośc rodziny katolickiej itp..więc może dlatego jest jak jest. M. in. najlepsza przyjaciółka mamy M. jest właśnie katoliczką.
Nigdy między nimi nie było spięć na tle religijnym, jedna drugiej nie próbowała zmienić.
Ja wiem, ze będzie wiele trudności.
Ale się kochamy. Rodziny już wiedzą na cvzym stoją, problemu nie robią.
Zatem - jest nadzieja.
#518
Napisano 2006-11-27, godz. 16:32
#519
Napisano 2006-11-29, godz. 10:17
Wiem ze zabrzmie ja stara baba w tym momencie( a taka stara jeszcze nie jestem ), ale lekko nie bedzie. Na razie jest cacy- pełna kulturka, poszanowanie Twego zdania... no i sie kochacie. Tylko zycie jest brutalne- co bedzie z dzieCmi które sie pojawią w związku? presja dziadków Sj bedzie okropna, a czy Ty wytrzymasz zmęczonia, niewyspana i urobiona po pachy w kupkach i pieluchach( bo nawet jesli potem bedzie niania- przez jakiś czas pieluchy i rozdarty maluch bedzie Twoją rzeczywistościa), a Twój mąż wpadnie z pracy( bo trzeba utrzymac rodzinę) i pogoni na zebranie- bo ma ich 5 w tygodniu. Bedzie rozdarty bo co zrobi to i tak niedobrze.Pojdzie na zebranie -Ty bedziesz wściekła bo po całym dniu z maluchem masz prawo choćby do wieczornej kąpieli,czy innego sposobu ostresowania.Nie pójdzie- juz go bracia wezmą w obrotyze gardzi duchowym stołem Jehowy.W wiecznym rozdarciu nie mozna życ! depresja murowana! Niedziela tez odpada bo bedzie głoszenie, a co z Tobą, ze świetami z Bozym Narodzeniem, Wigilią Wielkanocą, imieninami teściówki... on nie bedzie brał w tym udziału, nie licz na to-a to co teraz Ci sie tak podoba( piszesz o jego życiu na codzień) potem Was podzieli. Więc albo bedziesz wszedzie chodzić sama albo bedziecie sie o to kłocic, a nawet jesli ulegnie i pójdzie np. z Tobą na kolację wigilijną to bedzie odczuwał dykomfort, wyrzuty sumienia, jego duszpasterze umiejetnie to wykorzystają, zdołują ze "wprzągł się w nierówne jarzmo" i bedzie kompletnie sfrustrowany. A chyba - jak każda kobieta byś chciała miec faceta z prawdziwego zdarzenia przy swym boku a nie frustrata.
Wiem ze "kwaszę" w temacie i ze wszystko jest mozliwe ... tylko nie za taka cene, zbyt wiele bedzie Cie kosztował ten związek- ja wiem, serce nie sługa i tez gdy miałąm 20 lat nie słuchałam niczyich rad! potem był aczkawka, czasem jest do dziś.Ale zycie i tak jest trudne- trzeba je upraszczac, bo ono samo sie komplikuje, a Ty juz na poczatku fundujesz sobie węzeł gordyjski - pozdrawiam i życze jak najlepiej.
#520
Napisano 2006-11-29, godz. 13:11
Kwasisz i to na całego. Ale to co piszesz jest prawdą i bardzo trudno będzie od tego uciec. Związki małżeńskie pomiędzy wyznawcami jednej religii są dużym wyzwaniem i naprawdę jest potrzeba dużo samozaparcia z obydwu stron w celu budowania szczęśliwego małżeństwa. A co dopiero przy tak różnych światopoglądach i oczekiwaniach od współwyznawców?
Wink jesteście na to gotowi, a szczególnie twój partner, który tak naprawdę będzie musiał przełamać opór nie tylko opór rodziny, ale także braci i sióstr ze zboru? Dla nich to będzie przecież związek z osobą będącą częścią Babilonu wielkiego, czy to sobie w tej chwili uświadamia, czy nie chce przyjąć tego do wiadomości. Ale tak będzie postrzegany.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 2
0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych