Napisano 2006-11-27, godz. 16:07
Troszkę dawno mnie tu nie było, przypomniałam sobie o forum i postanowiłam zajrzeć co słychać w temacie.
To smutne, że spotykają nas takie trudności...ale z tego co widzę znacznie gorzej sprawa się ma gdy to dziewczyna jest ŚJ, bo przeważnie znacznie bardziej kieruje się opinią rodziny etc, trudniej jest jej zawalczyć o miłość. Jeszcze smutniejsze jest to, że brakuje akceptacji dla takich związków...a przecież to jest sprawa tych dwojga ludzi własnie..jakim prawem zatem zabrania im się kochać? Przecież nie jest powiedziane, że jeśli ŚJ zwiąże się z katolikiem lub kimkolwiek innym to coś się zmieni. Mogą nauczyć się akceptować swoje przekonania i nie zmieniać ich...
Cóż, niemniej może powiem co u mnie:
Wkrótce (tj 6 Grudnia) obchodzimy pierwszą rocznicę, ku mojej radości zresztą:]
Przygotowujemy się wspólnie do matury ( bo oboje mieliśmy roczną pauzę w szkole, czas nadrobić).
Z faktów rewolucyjnych:
* Powiedziałam mamie. (A to o jej reakcji obawiałam się najbardziej)
Był lęk, były pytania, było zdziwienie i mały szok.
Że się zmienię, że ktoś będzie wywierał na mnie presję, że jak będzie wyglądał ewentualny ślub?
Wytłumaczyłam wszystko na spokojnie, to była długa rozmowa. Powiedziałam, że się bałam. Bardzo się bałam. Że zmieni do Niego stosunek albo zabroni się widywać etc. Reakcja mnie zaskoczyła bo nic takiego nie nastąpiło. Normalne matczyne wątpliwości, po których wyjaśnieniu, ubrałam się, wymalowałam i pojechałam do M. na niedzielny obiad..
Zaskoczyło mnie to bardzo. I spadł mi z serca ogromny kamień.
* Mama poznała rodziców M. (tata został jej przedstawiony przy okazji niedzielnego obieadu (bo przyjechali po mnie z M. autem),
mama (jego) natomiast była u nas na kawie i chyba znalazły wspólny język (mają bardzo podobny sposób bycia), o religii nie rozmawiały. Jakby problem nie istniał. Przekazują teraz sobie pozdrowienia i jakieś rzeczy, z racji tego, że moja mama jest krwacową, zwęża jej jakieś ciuchy czy coś)
To ja rozmawiam o tym z nimi obiema (jeśli chodzi o kwestie wiary). Bo mama M. mówi, że ona chciałaby zawsze wszystko wiedzieć (powiedziala to wczoraj na kolejnym takim obiedzie, siedzieliśmy zupełnie na luzie pijąc wino), wypytała nas doszczętnie o to co zamierzamy, powiedziałam o swoim stanowisku (że nie zamierzam się zmieniać itp, ale M. akceptuję. Mogę czasem o tym rozmawiać, ale tylko w takim celu poznawczym (np, żeby wiedzieć jak wygląda życie M. na codzień, co to jest np "Pamiątka" itp), że byłabym w stanie wziąć ślub cywilny zamiast kościelnego, żeby nie wywierać presji. Skomentowała to mówiąc, że pewnie jeśli się kogoś bardzo kocha to można iść na ustępstwa, i nawet jakby M. się na ten ślub kościelny zgodził, to ona się boi, że potem by się z tym źle czuł i to by się odbiło na naszych relacjach. W sumie racja. Ja też bym się źle czuła gdybyśmy mieli brać ślub w Sali Królestwa (gdyby była taka możliwość, ale jak wiemy nie ma bo nie jestem ŚJ więc czysto hipotetycznie mówiąc..)
Potem zmieniliśmy temat. Opowiadaliśmy jej jak się poznaliśmy, rozczuliła się, że jej synek już nie jest tylko jej ale dorósł i niedługo jej z gniazda wyfrunie i wszystko skończyło się ok.
Myślę więc że mamy szanse, bo odpadl kolejny czynnik zagrażający - bunt/sprzeciw rodziców.
Niesamowita ulga.
Lubię jego rodzinę, lubię przebywać w jego domu, lubię ich relacje. I nie odczuwam zupełnie żadnej presji.
(padło raz (od mamy M.) że chciałaby, żebym kiedyś poszła z M. na zebranie jak będzie Pamiątka bo to ważne wydarzenie, jedyne ich święto itp. Skomentowałam, że rozumiem, ale raczej nie zamierzam uczestniczyć, że jeśli już to jednorazowo, i nie chcę, żeby odebrali to jako 'nadzieja" na to, że się zmienię. Bo takiej możliwości nie ma i chcę to powiedzieć już teraz stanowczo i na starcie. Przyjęli do wiadomości, zaakceptowali, przeprosili. )
Myślę skąd ich liberalizm...pewnie przez to właśnie w jakim środowisku żyją. Większośc rodziny katolickiej itp..więc może dlatego jest jak jest. M. in. najlepsza przyjaciółka mamy M. jest właśnie katoliczką.
Nigdy między nimi nie było spięć na tle religijnym, jedna drugiej nie próbowała zmienić.
Ja wiem, ze będzie wiele trudności.
Ale się kochamy. Rodziny już wiedzą na cvzym stoją, problemu nie robią.
Zatem - jest nadzieja.