Nie ulega żadnej wątpliwości iż będzie na nią wywierany nacisk (nawet nie będą musieli nic jej mówić - wystarczy,że na kongresie padną słowa o jednynej organizacji, o tym ,że ŚJ mają szanse życie wieczne, o rychłym Armagedonie i wytraceniu niegodziwców). Biorąc pod uwagę, że jej matką (co jest dla wszystkich jasne), będzie chciała ratować swoje dziecko i chcieć dla niej jak najlepiej to nie ulega wątpliwości iż też będzie na nią wpływać by wróciła.Twoja zona będzie odczuwała dyskomfort, brak poczucia bezpieczeństwa,miała wyrzuty sumienia będzie zwyczajnie nieszczęśliwa. A najgorsze jest to (o ile teraz tego nie robi), ze zrobi wszystko by swoim przykładem (Śj często powołują sie na słowa pisma św omężach, któzy zostali pozyskani przez ciche i pokorne zony) i modlitwą cię skłonić. A niepowodzenia w tym względzie będą ją boleć i powiększać bezmiar jej cierpienia.
Mój mąz to ma. I oboje jestesmy nieszczęsliwi. Czuje sie jak w Big Brotherze albo czymś tego typu, ale możecie sledzic moje losy online.Mężczyźni mają chyba inne podejście, przynajmniej ten mój. Nie żadna pokora, nie przykładem. Po prostu zwykłe pretensje, że ja nie ma zadnych zasad, że nie wierze w nic. I jeszcze, że kpie z jego religii i uważam za fałszywa, gdy powiem cokolwiek. na każdy mój argument sto wyćwiczonych wrecz powtarzających się juz tych samych jego - rodem z ksiązeczki "Prowadzenie rozmów" czy coś- takie mam wrażenie. To jedyna słuszna racja, on po prostu nie przyjmuje innych argumentów. To jeszcze kwstia charakteru. Nie jest fanatykiem, daleko mu. Ale ma latami wycwiczone myslenie, którego nie chce nawet zmieniac bo mu sie poukładało w logiczna całość. A moje szukanie, poówywanie czasem jest po prostu wykpiwane.Generalnie sytuacja jest beznadziejna. Nawet jak kochasz kogos to nie bedziesz szczęsliwy w takim związku, w kótrym każdy idzie w swoja stronę. A jeszcze do tego roznice kulturowe, bariera językowa? Ja sobie tego osobiscie nie wyobrazam. To nigdy nie bedzie związek z duża bliskością i pełnym zrozumieniem, kóre dla mnie np. sa najwazniejsze. I w ogóle - jak można zamierzac kogoś zmieniać potajemnie? Problem jest tez, gdy sie nie wie, czego się chce. Ale skoro ja nie mam pewności i po prostu nie potarfie wybrac organizacji, chce miec Boga w sercu, jedynie? Nikt nikogo nie ma prawa wykpiwac i zmuszac do niczego ani nie polecam nikomu liczyc ze go jakos po cichu nakłoni, bo się można przeliczyć.tak jak napisał ktos tu niedawno, kazdy kto sie obnosi z religijnością, jest narażany na komentarze typu ' jestes w wierze a co robisz.." (a, jesli sam ma za kołnierzem to powie po prostu - a Ty nie masz żadnych zasad. Gadka sie urywa). PowodzeniaMi już sie skończyła nadzieja chyba