Skocz do zawartości


Zdjęcie

moja ukochana/mój ukochany jest ŚJ


  • Please log in to reply
1302 replies to this topic

#1141 ble

ble

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1026 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2010-04-07, godz. 17:39

Witam Was:)
Wtrącę się, bo jestem w podobnej sytuacji do koleżanki... Hmmm... albo i głupszej. Bo nie jestem światkiem, nie jestem katoliczką... jestem poganką. A człowiek, z którym jestem (o dziwo jestem, choć długo trwała dziwna sytuacja, w której wyglądało jakby i jemu na mnie zależało i mi na nim... tylko, że - nie jestem świadkiem) robił wszystko co mógł byśmy się pokłócili, o sobie zapomnieli. Problem w tym, że nie znałam ich religii na tyle, by wiedzieć, że znajomość z nie-świadkami nie jest mile widziana. Znałam go dosyć długo, wiedziałam jaki jest i owe zachowania nie były dla mnie normalne... A że jestem dociekliwa - musiałam się dowiedzieć o co chodzi. I jestem tutaj. Kilka miesięcy temu przeczytałam te 50-kilka stron. Dało mi to dużo do myślenia... Brnąć dalej czy wycofać się. I mimo kolejnych zdań w stylu "uciekaj!" zaryzykowałam. W grudniu pierwszy raz byłam na ich zebraniu. I od czasu do czasu chodzę. Była Pamiątka... A zaraz potem spotkanie z innymi poganami...


Jego rodzina? Wierzy, że zostanę jedną z nich, mimo, że za każdym razem proszę by nie robili sobie nadziei. Jego rodzina? Lubi mnie.
Jemu obiecałam, że ograniczę swoje kontakty z poganami...


W cytatach masz odpowiedź na to, dlaczego traktują cię "łagodnie". Gdybyś się nie interesowała religią Świadków to zapewne twój chłopak zbierałby cykliczny ochrzan od rodziców/starszych zboru.

Różnica między tobą a Unpredictable jest taka, że ona nie ma zamiaru chodzić na zebrania, Pamiątki jak również zmieniać swych wierzeń. U ciebie sytuacja jest lepsza bo ty już wykazujesz zainteresowanie okazując to w czynach.

Kiedyś miałem podobnie jak ty. Opisywałem to w którymś miejscu forum.

Wiem tylko, że nie chcę się zmieniać... I nie zgodzę się na to by ktoś nadzorował moje życie (czyt. starsi) - albo jestem przewrażliwiona. Co będzie to będzie. Czas pokaże - przynajmniej tak sobie powtarzamy w chwilach zwątpienia.

A co do własnych poglądów - dużo tego i nie koniecznie nadaje się to do opisywania w tym wątku.


Musisz zrozumieć, że organizacja wymaga WYŁĄCZNEGO oddania i to starsi zawsze mają rację a nie ty. Musisz się ze wszystkim zgadzać, chyba że będziesz udawała. Czy jesteś gotowa spełniać wszystkie wymagania organizacji? Pamiętaj, że później, w razie popełnienia poważnego według organizacji grzechu i nie okazania skruchy jesteś wykluczana a co za tym idzie wszyscy którzy należą do organizacji mogą się od ciebie odsunąć, włącznie z twoim chłopakiem/narzeczonym/mężem. Poważne według organizacji grzechy można oczywiście ukrywać, ale jeśli starsi się o tym dowiedzą to jest to najprostsza droga do komitetu. Znane są też przypadki, gdy niesłusznie wykluczano osoby za "grzechy" typu nie chodzenie na zebrania. Już to kiedyś pisałem, napiszę jeszcze raz: przyjęcie chrztu w organizacji to przekroczenie granicy, spoza której NIE MA akceptowalnego przez organizację powrotu.

Nie zamierzam cię zniechęcać. Chcę tylko abyś wiedziała co i jak. Jeśli czujesz się na siłach - spróbuj. Wiele małżeństw w organizacji jest takich, że późniejsza żona nie była wcześniej ŚJ a mąż wcześniej był i zapoznał ją z prawdą, ożenił się z nią i do dzisiaj jest OK. Znam takie małżeństwa.

Użytkownik ble edytował ten post 2010-04-07, godz. 18:02


#1142 smile

smile

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 12 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2010-04-07, godz. 18:41

Nie wiem czy jestem w stanie.
Ratuje mnie fakt, że nie mam kontaktu ze zborem z moich okolic... Tzn... Przy okazji akcji zapraszania na Pamiątkę wydało się, że "jestem zainteresowaną".
I to, że są mili, albo jak określiłeś "łagodni" tylko z tego powodu - wiem. Widzę to.
A co do nadzoru... Pozwalają im studiować, rozwijać zainteresowania (tego jestem pewna). To nie jest tak, że obserwują nas 24h/dobę. Nie mają pojęcia co się dzieje za zamkniętymi drzwiami. Nie wiedzą tego, czego im się nie powie.
Z resztą... mam swoje sztywne zasady... W kilku kwestiach - podobne do ich zasad. Fakt, czasem przeginają... Ale - czy wszyscy tak w 100% przestrzegają tego, co się im mówi? Albo mam szczęście w życiu i trafiam na bardziej liberalnych ludzi - bo nawet jego rodzice wiedzą o moich dziwnych znajomych. Przedstawiam swój punkt widzenia. Jeszcze mnie za to nikt nie skarcił, jemu nie zabroniono kontaktu ze mną.
Udawanie... pachnie kłamstwem. O tych kilku rzeczach, które mnie rażą - mówię im od razu. Była... aż jedna ostrzejsza sprzeczka. Stanęło na tym, że każdy wie swoje i nie warto dyskutować bo i tak do niczego się nie dojdzie.
Kiedyś padł pomysł... Jeśli kiedyś zdecyduję się na studium - mam zgłosić się do kogoś ze starszych "bo jestem zbyt uparta i za dużo wiem" - hyh, w końcu kiedyś zaliczało się wszelkie organizacje kościelne - poczynając od Dzieci Maryi na Ruchu Światło Życie kończąc.
Nie wiem czy mam na tyle siły. Ani ja ani on. Tego nikt nie wie. Ale jeśli się nie spróbuje - można żałować, że stało się w miejscu. Po to jest życie, by próbować, by zmierzać przed siebie. By nigdy się nie poddawać.
A małżeństwo? Brzmi zbyt abstrakcyjnie. Jeszcze nie czas by o nim myśleć.

Użytkownik smile edytował ten post 2010-04-07, godz. 18:44


#1143 ble

ble

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1026 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2010-04-07, godz. 19:11

Ale - czy wszyscy tak w 100% przestrzegają tego, co się im mówi?


Jeśli chodzi o ŚJ - nie. Są dalej ŚJ bo albo są to przewinienia za które nie grozi komitet, ukrywają to albo mają "plecy".

Przedstawiam swój punkt widzenia. Jeszcze mnie za to nikt nie skarcił, jemu nie zabroniono kontaktu ze mną.


Nikt cię nie skarcił, bo jesteś zainteresowaną, potencjalną owcą, kimś z kogo jest szansa, że zrobi się Świadka Jehowy. Potencjalnej owcy się nie wygania poza pastwisko. Gdybyś była po chrzcie to twoje odmienne punkty widzenia mogłoby zostać odebrane jako odstępstwo. Ale ponieważ nie jesteś ochrzczona to nikt się nie czepia.

Użytkownik ble edytował ten post 2010-04-07, godz. 19:14


#1144 smile

smile

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 12 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2010-04-07, godz. 19:19

Niby tak. Ale na chrzest w tej chwili też się nie decyduję. W sumie też nikt nie naciska, niczego nie przyspiesza. Może i ich taktyka - by nie spłoszyć ofiary.
A do własnych poglądów... no cóż, pozostanie mi tylko głośno o nich nie mówić. Z resztą... Tam wszyscy - jak dzieci w podstawówce - przeczytają dwa zdania, a później je powtarzają (co również nie omieszkałam im podsumować "to tak jakby traktowano ludzi jak bezmyślne stado"). Dyskusje, dyskusje można prowadzić wśród zaufanych osób.


Uwierz, widziałam już i większe przewinienia. Mniejsza z tym jakie. Tylko ukryte.

Użytkownik smile edytował ten post 2010-04-07, godz. 19:21


#1145 ble

ble

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1026 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2010-04-07, godz. 20:15

A do własnych poglądów... no cóż, pozostanie mi tylko głośno o nich nie mówić.


To i tak wyjdzie z czasem - w trakcie dyskusji z nimi. Zresztą już jedną kłótnię z chłopakiem miałaś. Temat wróci, wcześniej czy później. Chyba że chcesz oszukiwać samą siebie.

Z resztą... Tam wszyscy - jak dzieci w podstawówce - przeczytają dwa zdania, a później je powtarzają (co również nie omieszkałam im podsumować "to tak jakby traktowano ludzi jak bezmyślne stado").


To wiadomo, że powtarzają. Po to żeby łatwiej i szybciej to wszystko zapamiętać. Każdy Świadek Jehowy niby może się zastanawiać nad poznawanymi doktrynami i przepisami organizacji, ale koniecznie musi dojść do tych samych wniosków co organizacja. Inaczej z biegiem czasu zostanie zidentyfikowany jako odstępca. Myślenie jest w organizacji warunkowe, choć o tym się nie mówi w sposób dosłowny.

Użytkownik ble edytował ten post 2010-04-07, godz. 20:29


#1146 prosta

prosta

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 42 Postów

Napisano 2010-04-08, godz. 07:44

o proszę nowa zagubiona;-)cześć
czytajac Twoje posty jakoś tak mi sie nasuneło że chyba nie byłabym taka pewna, ze można kontrolowac stopień swojej przynalezności do organizacji ŚJ
albo jestes z nimi albo przeciw nim, nie ma innego wyjścia, nie mozna tylko trochę być (na tyle na ile pozwoli Ci Twoje sumienie i Twoje zasady), poza tym ble ma rację, w akażdym zdaniu, które napisał
a ślub to nie wiem czy wiesz ale unich nie ma związkó pozamałżeńskich,każdy kto uprawia sex nie ze swoim małżonkiem popełnia bardzo ciężki grzech, wiec jesli Twój chłopak jest wierzącym świadkiem no i chcecie robić "te rzeczy" to slub może nastapić prędzej niż Ci sie wydaje ;-)

z innej beczki
z "moim swiadkiem" chyba raczej nic lepiej
znowu słysze o domu podzielonym znowu wszyscy są dla mnie według niego ważniejsi niż on (czyt:moja rodzina na przykład)i znowu (już to gdzies chyba na forum przeczytałam)chyba musimy sie rozstać i on robi to dla mojego dobra, żebym zrozumiałaco to jest miłość i kiedyś to pojmę (a prawda jest taka według organizacji ze to często stosowany proceder jest jeśli chodzi o pozyskiwanie nowych wyznawców; kobieta zakochuje się w facecie ŚJ, nie chce przejść na ich stronę, on ja zostawia, nawet wbrew sobie, tylko po to zeby ona tęskniac i rozpaczajac okropnie zdecydowała sie wrócić, stawia jej potem tylko jeden warunek, na który ona oczywiscie w desperacji sie już godzi, "bedziemy razem kiedy zostaniesz świadkiem" i w ten sposób, na zasadzie szantażu emocjonalnego organizacja pozyskuje kolejną owieczkę, kobieta przez chwile czuje sie spełniona, szczęśliwa ze swoim świadkiem, do momentu chrztu...potem zmienia sie diametralnie wszystko, bo dociera do niej jak w rzeczywistości wygląda prawdziwe życie ze świadkiem i w organizacji)
no cóż nie pojmę chyba nigdy w życiu dlaczego w ten sposób rani sie człowieka, którego sie kocha, jak można zostawic kogoś dla jego dobra????i jeszcze być na tyle cynicznym zeby wierzyć w te słowa???
jestem bardzo zła i rozgoryczona, i strasznie okropnie smutna i nieszczęsliwa, wiecie?

#1147 malinowa7

malinowa7

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 438 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2010-04-08, godz. 08:54

Prosta wiesz co, w jednym zgadzam się z Twoim Świadkiem: powinniście się rozstać dla Twojego dobra. Powinnaś uciec i nigdy już nie wracać.

============================================================

Niby tak. Ale na chrzest w tej chwili też się nie decyduję. W sumie też nikt nie naciska, niczego nie przyspiesza. Może i ich taktyka - by nie spłoszyć ofiary.
A do własnych poglądów... no cóż, pozostanie mi tylko głośno o nich nie mówić. Z resztą... Tam wszyscy - jak dzieci w podstawówce - przeczytają dwa zdania, a później je powtarzają (co również nie omieszkałam im podsumować "to tak jakby traktowano ludzi jak bezmyślne stado"). Dyskusje, dyskusje można prowadzić wśród zaufanych osób.


Uwierz, widziałam już i większe przewinienia. Mniejsza z tym jakie. Tylko ukryte.


Smile po przeczytaniu Twoich postów uważam,że nie masz, naprawdę nie masz pojęcia w co się pakujesz.Ta Organizacja Cię wciągnie, przemieli, zniszczy i ewentualnie wypluje, ale wtedy to już możesz nie być Ty.Alternatywą jest prowadzenie latami podwójnego życia, co jest równie wyniszczające.Naprawdę strasznie naiwne jest to, co piszesz.

Użytkownik malinowa7 edytował ten post 2010-04-08, godz. 08:54


#1148 prosta

prosta

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 42 Postów

Napisano 2010-04-08, godz. 09:21

no tak wiem wiem malinowa, tylko sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana, krótko mówiąc skomplikowanie tej naszej sytuacji i jej przeróżne składniki pozwalają mi mieć nadzieję (większą niż by sie wydawało) że jeszcze nie wszystko stracone, poza tym fundament naszego związku jest bardzo solidny, a ja uważam wciąz jednak (może i naiwnie), ż to jest człowiek, o którego warto zawalczyć (inna sprawa że biorąc pod uwagę ostatnie okiliczności nie wiem jna jak długo wystarczy mi siły)
on jeszcze wciąż nie zrobił formalnie nic żeby tam wrócić, wszystko, cała ta batalia toczy sie tylko w jego głowie i sumieniu ( z delikatnym podszyciem ze strony jego rodziny zdaje się)

Użytkownik prosta edytował ten post 2010-04-08, godz. 09:24


#1149 malinowa7

malinowa7

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 438 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2010-04-08, godz. 10:31

no tak wiem wiem malinowa, tylko sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana, krótko mówiąc skomplikowanie tej naszej sytuacji i jej przeróżne składniki pozwalają mi mieć nadzieję (większą niż by sie wydawało) że jeszcze nie wszystko stracone, poza tym fundament naszego związku jest bardzo solidny, a ja uważam wciąz jednak (może i naiwnie), ż to jest człowiek, o którego warto zawalczyć (inna sprawa że biorąc pod uwagę ostatnie okiliczności nie wiem jna jak długo wystarczy mi siły)
on jeszcze wciąż nie zrobił formalnie nic żeby tam wrócić, wszystko, cała ta batalia toczy sie tylko w jego głowie i sumieniu ( z delikatnym podszyciem ze strony jego rodziny zdaje się)


Oczywiście nie wyobrażam sobie,że to jest proste. Skoro on już wspomina o rozstaniu to może jednak warto zweryfikować "solidne podstawy" Waszego związku.Piszesz,że on formalnie nie zrobił nic by wrócić do organizacji, ale może w jego głowie ten powrót już się zaczął i jest tylko kwestią czasu, kiedy słowa i myśli staną się ciałem.Widziałam takie "podzielone domy" i większość wypadków to piekło.

#1150 prosta

prosta

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 42 Postów

Napisano 2010-04-08, godz. 10:41

najtrudniej chyba jest się przyznać do porażki przed samym sobą
nie zakorzeniła sie w mojej głowie jeszcze na stałe mysl ze przegrałam ta walkę
rację masz malinowa
tylko to juz nie jest takie beztroskie jak w przypadku młodych ludzi, i ja i on jesteśmy ludźmi już po przejściach i sporym bagażem, trudniej zaczynac wszystko od nowa trzeci raz

#1151 malinowa7

malinowa7

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 438 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2010-04-08, godz. 14:57

najtrudniej chyba jest się przyznać do porażki przed samym sobą
nie zakorzeniła sie w mojej głowie jeszcze na stałe mysl ze przegrałam ta walkę
rację masz malinowa
tylko to juz nie jest takie beztroskie jak w przypadku młodych ludzi, i ja i on jesteśmy ludźmi już po przejściach i sporym bagażem, trudniej zaczynac wszystko od nowa trzeci raz


Zgadzam się z Tobą prosta.Pewnie ja w Twojej sytuacji też nie wycofałabym się, gdybym miała jeszcze choć odrobinę nadziei i siły, mimo że "instynkt samozachowawczy" podpowiadałby ucieczkę.
Naszła mnie taka refleksja, że z moją obecną wiedzą i doświadczeniem odnośnie WTS i ŚJ nigdy nie zdecydowałabym się związać z byłym ŚJ, a już przenigdy urodzonym i wychowanym w "prawdzie". Ta "prawda" jest często jak nawracająca ciężka choroba.

#1152 [db]

[db]

    oświecony

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 2827 Postów

Napisano 2010-04-08, godz. 16:07

Naszła mnie taka refleksja, że z moją obecną wiedzą i doświadczeniem odnośnie WTS i ŚJ nigdy nie zdecydowałabym się związać z byłym ŚJ, a już przenigdy urodzonym i wychowanym w "prawdzie". Ta "prawda" jest często jak nawracająca ciężka choroba.

Ze znanych mi exów "urodzonych w prawdzie" nie wrócił nikt, kto odszedł z własnej woli ze względu na przekonania. Natomiast wracają osoby wykluczone za niemoralność. I podejrzewam, że skłonność do powrotu lub jej brak przebiega raczej właśnie po tej linii.
[db]

#1153 smile

smile

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 12 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2010-04-08, godz. 16:36

Hmmm... Może i jestem bardzo naiwna. Ale ufam mu. Może nie organizacji... Ale i jemu i pewnej mojej starej znajomej - tak. I mam wsparcie rodziny.
Zdaję sobie sprawę z tego, że możecie mieć rację - "dłużej w tym siedzicie".
Ślub? Studia pokończyć chcemy, pracę i utrzymanie mieć. A potem myśleć o ślubach... A do tego czasu - wszystko może się pozmieniać. Seks? Przecież bez tego można żyć. Może i jestem dziwna... Ale akurat tu moje i ich zasady się pokrywają.
Tak czy inaczej - większość pisze, że chce walczyć o osoby, na których im zależy. Dlaczego i ja nie miałabym spróbować? Oj tak, jest głosik szepczący "to nie ma sensu".
"Wciągnie, przemieli" - no chwila, przecież duża część ŚJ to normalni ludzie. Żyją prawie normalnie? Czemu prawie? Bo zebrania i chodzenie po domach. Albo rzeczywiście nie jestem świadoma tego co może się z ludźmi dziać. Co takiego strasznego? Że później tak bardzo zależy im na życiu wiecznym? Tego u nich nie pojmuję. Może właśnie dlatego, że jestem poganką i według naszych poglądów śmierć jest czymś naturalnym. Śmierć... A potem nie ma nic. I ok. Coś normalnego.
Że tak bardzo zależy im na tym by Boga nie zranić? Ja mam problem z uświadomieniem sobie, że ktoś taki jak Bóg jest. Dla mnie jest tylko energia i jakaś siła w świecie, z której każdy może korzystać - jeśli tylko wie jak. Ale to już inny temat.
Udawanie... jakoś emocjonalnie się do tego też nie nastawiam... Chodzę tam bo czegoś się o nich dowiaduję, mimo wszystko - czegoś uczę. Ale widzę jak podchodzi do tego człowiek, z którym jestem. Też na niektóre rzeczy potrafi spojrzeć przez palce, też nie ze wszystkim się zgadza. Jeśli on nie musi to czemu ja muszę?
I dziękuję Wam za rady. Doceniam.

#1154 malinowa7

malinowa7

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 438 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2010-04-08, godz. 20:01

Ze znanych mi exów "urodzonych w prawdzie" nie wrócił nikt, kto odszedł z własnej woli ze względu na przekonania. Natomiast wracają osoby wykluczone za niemoralność. I podejrzewam, że skłonność do powrotu lub jej brak przebiega raczej właśnie po tej linii.


Pewnie masz rację, może trochę przesadziłam.

Albo rzeczywiście nie jestem świadoma tego co może się z ludźmi dziać. Co takiego strasznego? Że później tak bardzo zależy im na życiu wiecznym? Tego u nich nie pojmuję. Może właśnie dlatego, że jestem poganką i według naszych poglądów śmierć jest czymś naturalnym. Śmierć... A potem nie ma nic. I ok. Coś normalnego.
Że tak bardzo zależy im na tym by Boga nie zranić? Ja mam problem z uświadomieniem sobie, że ktoś taki jak Bóg jest. Dla mnie jest tylko energia i jakaś siła w świecie, z której każdy może korzystać - jeśli tylko wie jak. Ale to już inny temat.
Udawanie... jakoś emocjonalnie się do tego też nie nastawiam... Chodzę tam bo czegoś się o nich dowiaduję, mimo wszystko - czegoś uczę. Ale widzę jak podchodzi do tego człowiek, z którym jestem. Też na niektóre rzeczy potrafi spojrzeć przez palce, też nie ze wszystkim się zgadza. Jeśli on nie musi to czemu ja muszę?
I dziękuję Wam za rady. Doceniam.


Napiszę Ci co w mojej rodzinie dzieje się strasznego: mój tato jest bardzo poważnie chory, właściwie powoli umiera, ja jestem zmuszona na to patrzeć i niewiele mogę zrobić.Z dnia na dzień widzę jak powoli traci siły. Trudno chyba wyobrazić sobie gorsze cierpienie.Ludzie z tą chorobą mogą żyć dość długo, ale nie mój tato, bo odmawia przyjęcia krwi.Gdyby nie wytyczne WTS mógłby poddać się odpowiedniej terapii co znacznie wydłużyłoby jego życie i tato mógłby funkcjonować w lepszej kondycji fizycznej.
Moja mama bardzo mnie kocha, ale przecież wg organizacji po armagedonie, który tuż tuż już nigdy mnie nie zobaczy, nie przytuli, nie pogadamy godzinę przez telefon, nie pójdziemy na zakupy, nie będziemy razem się śmiać.Nigdy.Wyobrażasz sobie co ona musi czuć?
Już więcej "strasznych rzeczy" nie będę wymieniać, bo wątek jest na inny temat, zresztą sama je zobaczysz (niedługo po chrzcie).

#1155 smile

smile

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 12 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2010-04-08, godz. 20:23

Przepraszam.

A te wszystkie frakcje i całe te ich bajeczki o tym, że można przyjmować jakieś tam składniki?
Tyle mówią o tym, że można bez krwi ratować komuś życie.
Znów naiwność.

I nie wyobrażam sobie co może czuć. I prawdopodobnie nigdy tego nie zrozumiem, nigdy się nie dowiem.

#1156 malinowa7

malinowa7

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 438 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2010-04-08, godz. 22:24

Przepraszam.

A te wszystkie frakcje i całe te ich bajeczki o tym, że można przyjmować jakieś tam składniki?
Tyle mówią o tym, że można bez krwi ratować komuś życie.
Znów naiwność.

I nie wyobrażam sobie co może czuć. I prawdopodobnie nigdy tego nie zrozumiem, nigdy się nie dowiem.



W wielu wypadkach można uratować życie bez krwi, ale wciąż są takie, w których jest ona niezbędna (pełna krew).Wiem,że teraz takie rzeczy Cię nie dotyczą i nie myślisz o nich, ale mogą kiedyś dotyczyć Ciebie i Twoich bliskich. Oby nie, powodzenia.

#1157 Gandalf

Gandalf

    Forumowicz (51-500)

  • Członkowie
  • PipPip
  • 107 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Śląskie

Napisano 2010-04-09, godz. 00:28

Gdy byłem młody emocje silniej mną miotały. Na szczęście nie pozwoliłem by nade mną całkowicie zapanowały i by wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i logiką. Moje nie bez bólu rodzące się przemyślenia doprowadziły mnie do konkluzji, że w dziedzinie związków uczuciowych niezwykle mocno objawia się  prawo Murphy'ego. A mianowicie jeżeli istnieje jakiś w miarę poważny czynnik, który może sprawić że się nie uda, to na pewno się nie uda. Doszedłem w związku z tym do wniosku, że muszę swoje emocje trzymać w ryzach żelazną ręką, i muszę je podporządkować zdrowemu rozsądkowi. Że nie mogę sobie pozwolić na rozwinięcie się uczucia  które nie rokuje dobrze na przyszłość, że nie warto za krótkie okresy euforii płacić latami dyskomfortu psychicznego lub nawet cierpień po wpakowaniu się w jakiś toksyczny związek. Starałem się ten punkt widzenia wcielić w życie, aczkolwiek nie obeszło się bez błędów, na szczęście nie były nieodwracalne. Mimo wszystko wpakowałem się w toksyczny związek. Na szczęście znalazłem w sobie siłę by to zakończyć zanim będzie za późno. Swoją decyzję okupiłem bólem, wręcz to ciężko odchorowałem. Dużo mi pomogło wsparcie moich przyjaciół, za co zawsze będę im wdzięczny. Po tym wszystkim położyłem lagę na związkach, przestałem rozglądać się za partnerką skupiając się na pielęgnowaniu przyjaźni, również z kobietami. 

Po jakimś czasie odpowiednia dla mnie partnerka przypadkiem sama się znalazła. Zapewne w dużym stopniu dzięki temu że niczego nie oczekiwałem, na nic się nie nastawiałem, nie napinałem się, nie siliłem się na pokazanie się od lepszej strony. Teraz mam udany, satysfakcjonujący związek. Owszem, czasem dochodzi do pewnych spięć, ale te spięcia są tylko chwilowe, są to spięcia wywoływane ścieraniem się dwóch silnych osobowości, a nie nie dającymi się ze sobą pogodzić diametralnymi różnicami światopoglądowymi.

Do czego zmierzam? Otóż twierdzę stanowczo, że trzeba znaleźć w sobie siłę by podporządkować emocje rozumowi. By rozważyć jakie konsekwencje będzie miało trwanie w związku z kimś, czyje poglądy czy to religijne, czy to polityczne, czy w ogóle jakiekolwiek - są z mojego punktu widzenia absolutnie nie do przyjęcia? Czy trwanie  w takim związku nie stanie się dla mnie w końcu permanentną udręką psychiczną zabijającą wszelie szczęście? Czy nie zacznę w końcu postrzegać partnera jako przyczynę mojego dyskomfortu, i w konsekwencji czy nie zacznę pałać do niego niechęcią, lub wręcz nienawiścią? Czy taki rozwój sytuacji nie stanie się grobem uczucia? A jeżeli tak, to czy w ogóle warto się w to pakować? Czy nie lepiej uciąć to od razu, unikając zmarnowania kawałka życia swojego i darzonej uczuciem osoby?

W tej dziedzinie nie warto iść na kompromisy z samym sobą. Tu każdy kompromis stanie się zgniłym kompromisem. A to co gnije, to i śmierdzi, i nie da się tego zmieść pod dywan. To, co gnije trzeba jak najszybciej uciąć i się tego pozbyć, zanim zgnilizna się rozprzestrzeni.




Moja przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, że mnie podziwia za to że znalazłem w sobie siłę by definitywnie zakończyć toksyczny związek. Powiedziała, że ona chyba by tak nie potrafiła. Później sama wpakowała się w związek może nie aż toksyczny, ale na pewno nie rokujący dobrze i przysporzyła sobie wielu stresów. Nie potrafiłem jej w tym pomóc, bo w takich sytuacjach nie da się pomóc. Człowiek sam sobie musi chcieć pomóc, można go w tym co najwyżej wesprzeć, ale nie sposób tego zrobić zamiast niego.

Nie pakujcie się w związki przegrane już na starcie. Liczycie na szczęście, ale nie będziecie szczęśliwi. Przestańcie szukać szczęścia na siłę. Ono może samo przyjść wtedy, gdy się go najmniej spodziewacie. Im mniej się będziecie napinać tym większa szansa że tak się właśnie stanie.


After being asked about his thoughts on Dirac's views, Wolfgang Pauli remarked "If I understand Dirac correctly, his meaning is this: there is no God, and Paul Dirac is his Prophet".

#1158 ble

ble

    Elita forum (> 1000)

  • Członkowie
  • PipPipPipPip
  • 1026 Postów
  • Płeć:Male
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 2010-04-09, godz. 05:37

jestem bardzo zła i rozgoryczona, i strasznie okropnie smutna i nieszczęsliwa, wiecie?


Rozumiem cię.

Odmienne poglądy religijne - jeśli są usilnie praktykowane - dzielą ludzi. Dzielą uczucia. Ja nie wiem co to w ogóle jest, jak mężczyzna np. mówi "jak będziesz poznawała prawdę to będę z tobą a jak nie to musimy się rozstać bo mi rodzice i starsi ględzą a poza tym ja nie mogę się wiązać z dziewczyną nie będącą ŚJ". Czy trzeba zawsze w ten dziwny sposób rozumować, czy nie można pomyśleć po swojemu? Niech mi jakiś ŚJ pokaże gdzie w Biblii jest napisane że ŚJ nie może się wiązać z katoliczką albo z poganką wierzącą w Boga. Już jeden kiedyś próbował ale marnie mu to wyszło. Mgliste mantry organizacji mnie nie przekonują.

Ja dla swojej narzeczonej olałem całkiem to wszystko, fakt, zrobili mi dodatkowo krzywdę, to było czynnikiem dodatkowo wyzwalającym brak zgody z nimi, ale nie wyobrażałem sobie też abym miał dla jakiś niepoważnych starszych zostawiać moją kobietę. Musiałbym chyba być tak niepoważny jak oni.

Mimo wszystko wpakowałem się w toksyczny związek. Na szczęście znalazłem w sobie siłę by to zakończyć zanim będzie za późno. Swoją decyzję okupiłem bólem, wręcz to ciężko odchorowałem. Dużo mi pomogło wsparcie moich przyjaciół, za co zawsze będę im wdzięczny. Po tym wszystkim położyłem lagę na związkach, przestałem rozglądać się za partnerką skupiając się na pielęgnowaniu przyjaźni, również z kobietami.

Po jakimś czasie odpowiednia dla mnie partnerka przypadkiem sama się znalazła. Zapewne w dużym stopniu dzięki temu że niczego nie oczekiwałem, na nic się nie nastawiałem, nie napinałem się, nie siliłem się na pokazanie się od lepszej strony. Teraz mam udany, satysfakcjonujący związek.


Miałem bardzo podobnie jak ty. Tyle że to był toksyczny związek "w prawdzie" lecz z niemal całkowitym - jak się później okazało - niedopasowaniem. Nie odchorowałem go ale za to musiałem przechodzić przez piekło rozwodu oraz komitetu sądowniczego. Lagi na związkach nie położyłem ale też nie szukałem na siłę.

Użytkownik ble edytował ten post 2010-04-09, godz. 07:31


#1159 prosta

prosta

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 42 Postów

Napisano 2010-04-09, godz. 06:31

będe musiała chyba zastosować "ich" metodę i zobaczyć czy sie sprawdzi...
odejde argumentujac to tym, ze on chce do nich wrócić i to sprawia że różnice miedzy nami sie pogłębiają i nie da się tak dalej (oczywiście rozstanie dla jego dobra), no i poczekam co sie stanie
przekonam się czy organizacja jest dla niego wazniejsza czy MY
obawiam się że przy wydantej "pomocy" ze strony rodziców, wielce prawdopodobne jest, ze to jednak organizacja wygra :-(
smutne to kurcze, dwoje dorosłych ludzi darzy sie uczuciem i przywiązaniem a takie monstrum, jak ŚJ ich rozdziela :-(
to jakiś absurd, totalnie mi sie w głowie to nie mieści

#1160 smile

smile

    Początkujący (1-50)

  • Członkowie
  • Pip
  • 12 Postów
  • Płeć:Not Telling

Napisano 2010-04-16, godz. 11:19

"będę musiała chyba zastosować "ich" metodę i zobaczyć czy się sprawdzi..." - sprawdziło?

Wiesz co? Dla mnie to brzmi troszkę tak, jakbyś chciała wydać wojnę organizacji?
Pamiętaj, że atakując ją - atakujesz człowieka, na którym Ci zależy. Wojna z osobą, którą kochasz?
Jeśli nie wróci do niej - jesteś pewna, że będzie szczęśliwy? Że nie będzie mu jej brakowało? To kawałek jego życia. Powiedz mi, naprawdę tego chcesz? Jesteś pewna, że nie będzie za tym tęsknił? Przecież to jego życie, jego świat... i jego rodzina. Wszystko to ma odrzucić - bo Ty tego chcesz?
Może nie jestem na tyle dojrzała, nie znam na tyle życia... Ale wydaje mi się by związek mógł istnieć - musicie się akceptować - swoje poglądy. Wzajemnie. Ty jego świat - on Twój. By związek mógł istnieć - musicie nauczyć się to godzić.




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych