Mam Paragraf 22 w skórzanej oprawie
Ale
Bóg wie znasz? Kwiczałem ze śmiechu czytając niektóre fragmenty
Myślę, że człowiek nie znający dokładnie Starego Testamentu nie zakuma 90% dowcipów w tej książce
Nie okładziny odizolowane drewnem, lecz drewno pokryte dokładnie blachą.
Prawdopodobnie w tym celu, aby umożliwić przenoszenie. Chodziło o ciężar.
Gdzie masz drugą okłądzinę? - Po drugiej stronie deski?
Blacha szczelnie pokrywała z każdej strony drewno. Na obrzeżach także.
Upływność drewna jako dielektryka, wyklucza "na wejściu" możliwość gromadzenia ładunku.
Niczego nie wyklucza. Jedną okładziną jest arka. Drugą - ziemia. Jedyny warunek konieczny to zapewnienie izolacji pomiędzy arką a gruntem.
Nigdy nie widziałeś wyładowań elektrycznych pomiędzy lądującym samolotem a gruntem? Nigdy Cię nie uczyli, dlaczego uziemia się cysternę do której nalewa się paliwo?
Zastanawiający jest taki szczegół, jak zmieściła się w arce laska Aarona i na jakim wozie ją transportowano
1) Aby zmieściła się do arki laska Aarona musiała mieć mniej niz 140 cm długości.
Arka mogła zawierać na przykład tylko metalowe okucie główki laski. Włócznia św. Maurycego też nie ma dzisiaj 1.5 metra, nie? ;-P
2) wóz transportowy przeciętnych rozmiarów, ciągnięty przez 2 woły nie zapewnił bezpieczeństwa skrzynce o rozmiarach 140*80*80 cm o stosunkowo dużej masie własnej? Siła tarcia była aż tak mała, że arka mogła spaść? Co oni podłogę oliwą nasmarowali? Woły to też nie zaprzęg dyliżansu pocztowego, aż takiego przyspieszenia nie miały. Nie przesadzajmy
Ale po autostradzie to oni jej raczej nie wieźli. Droga mogła być kiepska, mieć głębokie koleiny, jak było błoto to dość wąskie koła wozu mogły się głęboko zapadać, sam wóz drewniany też idealnie sztywny nie był, więc jak jedno koło wdepło w głęboką koleinę to przechył mógł być spory.
Hm... nie pamietam jak sie dokladnie nazywalo taki przyrzad ktorym to pani na fizyce robila nam doswiadczenie. Polegalo ono na tym mniej wiecej ze krecila korbka obracalo sie kolo i wystawaly dwa preciki metalowe ktore mozna bylo zblizac a po miedzy nimi nastepowalo wyladowanie elektryczne w czasie obracania tego kola. Byl to prad o stosunkowo malym napieci ale za to cholernym natezeniu.
Odwrotnie. O małym natężeniu ale dużym napięciu. Wytrzymałość dielektryczna powietrza w tzw. warunkach normalnych wynosi 30kV/cm, co oznacza w uproszczeniu, że dla osiągnięcia wyładowania o długości 1cm potrzeba napięcia 30 tysięcy Volt. Przy normalych zjawiskach elektrostatycznych takich jak elektryzowanie ubrań czy włosów iskry długości paru milimetrów nie są niczym szczególnym. Takie napięcia nie zabijają, jeśli ładunek jest mały. Napięcie pomiędzy arką a gruntem mogło być nawet tego rzędu - wystarczy, że Uzzę trafiła iskierka przy odległości 5mm - takie połechtanie się czuje nawet z poręczy, a arka mogła zgromadzić większy ładunek bo powierzchnia okładziny była spora (te wszystkie blachy, blaszki, płaskorzeźby, cheruby i tak dalej). To wystarczyło by Uzza poczuł, to już samo w sobie może nie być miłe tak znienacka, dla człowieka o słabym sercu. A dla człowieka zabobonnego, w dodatku
wiedzącego, że za to co zrobił grozi kara śmierci, najprawdopodobniej wystarczyło do wywołania ataku serca.
Już bardziej pasuje mi teoria, że Arka to był reaktor atomowy, do którego Mojżesz włożył tablice z dziesięcioma przykazaniami jako elementy paliwowe, przekazane mu przez kosmitów. Zakaz dotykania Arki wynikał z obawy przed chorobą popromienną. Napięcie generowane przez taką Arkę mogło spokojnie zabić Uzzę. A Szechina to było promieniowanie Czerenkowa.
Była kiedyś taka mała książeczka
O tych co z kosmosu Arnolda Mostowicza, która "udowadniała" tą teorię. Klasyka gatunku