moja ukochana/mój ukochany jest ŚJ
#361
Napisano 2006-06-12, godz. 09:51
Odpowiedź na właściwe pytanie pozostawię zakochanym, zważ Sebastianie, że poza byciem SJ, każdy człowiek ma szereg innych cech, wewnętrznych lub fizycznych, które stanowią o jego wyjątkowości
Pozdrawiam
#362
Napisano 2006-06-12, godz. 09:57
Nie moge jednoznacznie powiedzieć, za co ją kocham, po prostu za wszystko...
Tak, kocham ją nawet obecnie, chociaż ona zachowuje się jak zachowuje.
Nie kocham wyimaginowanego obrazu, tylko to, jaką ona jest, "od stóp do głów", i wiem też że jest tak w dużej mierze dzięki Organizacji, to jaka jest uczuciowa i pełna dobroci.
Dostrzegam skalę problemu i dopradwy nie wiem jak sobie z tym poradzić... Gdybyśmy wiedzieli, każdy by teraz był szczęśliwy z tą drugą osobą. Wiadome też, że aby do tego doszło potrzebna jest spora inicjatywa z drugiej strony, oraz wiele wiele wysiłku z OBU stron. Myślę, że życie w wielu przypadkach pokazało że jest to możliwe, acz bardzo bardzo trudne...
Po prostu trzeba mocno wierzyć i mieć nadzieję, jeśli naprawde nam zalezy. No i jak ktoś już to pisał nieraz, wkładac w to całe serce i z dobrocią traktować tą osobe mimo wszystko. W ostateczności możemy być przecież jej Wielkim przyjacielem... Ja napewno będe. Póki co nie mam zamiaru układać sobie życia z kim innym, a życ z tą świadomością że moge jej nigdy nie mieć nauczyłem się już dawno. Jestem realistą choć owładniętym marzeniami i nadzieją...
spowija nutami policzki
jak wąż - Szatan to gra
na fortepianie życia...
wije sie łzami po twarzy
odwodząc serce od szczęścia
szyderczo - w Twych oczach
w grzech mnie otulił...
#363
Napisano 2006-06-12, godz. 10:24
Chodziło mi o to, czy moi przedmówcy kochają swoje wybranki "za coś" czy "pomimo czegoś"...
I czy zaakceptowaliby tę wybraną osobę pomimo nieopuszczania przez nią religii ŚJ...
Kolejna sprawa, to świadomość narażania ukochanej na dylematy sumienia. Ona (w swoim mniemaniu) "zasmuca Jehowę", kochając światusa.
Wybaczcie to porównanie, ale podrywanie świadkówny przypomina mi trochę molestowanie seksualne religijnej dziewicy. Wiemy dobrze, że ona (nawet jeśli z oporami się na to godzi albo wstrzymuje się od jawnego protestu), w głębi czuje się grzeszna i niegodna uznania Bożego (z powodu grzechu nieczystości lub "grzechu" zakochania się w innowiercy).
Jeśli szanując czyjeś uczucia i postawę życiową, niezależnie od własnych poglądów na tę sprawę powstrzymujemy się od seksu z ukochaną, która nie akceptowałaby intymności z pobudek religijnych, czy powinniśmy narażać ją na bardzo podobne dylematy, dot. zakochiwania się w światusie?
To trudne pytanie i odpowiedź też jest niełatwa.
#364
Napisano 2006-06-12, godz. 13:48
Zawsze się kocha kogoś "za coś" i "pomimo czegoś"Tak, caro, zgadzam się...
Chodziło mi o to, czy moi przedmówcy kochają swoje wybranki "za coś" czy "pomimo czegoś"...
I czy zaakceptowaliby tę wybraną osobę pomimo nieopuszczania przez nią religii ŚJ...
Kolejna sprawa, to świadomość narażania ukochanej na dylematy sumienia. Ona (w swoim mniemaniu) "zasmuca Jehowę", kochając światusa.
Wybaczcie to porównanie, ale podrywanie świadkówny przypomina mi trochę molestowanie seksualne religijnej dziewicy. Wiemy dobrze, że ona (nawet jeśli z oporami się na to godzi albo wstrzymuje się od jawnego protestu), w głębi czuje się grzeszna i niegodna uznania Bożego (z powodu grzechu nieczystości lub "grzechu" zakochania się w innowiercy).
Jeśli szanując czyjeś uczucia i postawę życiową, niezależnie od własnych poglądów na tę sprawę powstrzymujemy się od seksu z ukochaną, która nie akceptowałaby intymności z pobudek religijnych, czy powinniśmy narażać ją na bardzo podobne dylematy, dot. zakochiwania się w światusie?
To trudne pytanie i odpowiedź też jest niełatwa.
Zaakceptowałbym był Moją nawet jeśli byłaby w religii sj, gdybym miał przynajmniej neutralny stosunek do Organizacji.
Ale mam negatywny i to powoduje że walcze o nia. Uwazam że dzieje jej sie krzywda i moja miłość zobowiązuje mnie żebym ja stamtąd wyciagnął. To jest mój obowiązek.
Ale gdyby była tylko moją przyjaciółka starałbym się zrobić to samo, ze względu na naszą przyjaźn.
Kiedy religia śj była mi obojetna miałem wyrzuty sumienia, że wogle z nią rozmawiam i "podrywam"- piszę to słowo w czudzysłowie, bo z powodu tychże własnie wyrzutów trudno to było nazwac podrywaniem.
Ale czym innym jest tez miłość do światusa która mimo wszystko nie jest zabroniona, a czym innym seks przedmałzenski...
Nie wiem czy nawet jesli bym ja przekonał to bedziemy szczesliwi...Cień Organizacji zawsze bedzie się za nami ciagnął...
Może czasem naszym przeznaczeniem nie jest spotkac druga "połówkę jabłka" i byc z nią na zawsze, ale spotkać ja i nigdy nie móc z nia być.
Niekoncząca sie opowieść...?
Tak wogle to narazie nie wiem co robić, bo pokazujac jej prawdę mogę jej zrobic jeszcze wieksza krzywdę niz jej sie dzieje...
zniszczone ziarenko piasku
którego nikt już nie pokocha
którego nikt już nie skrzywdzi
los?
zabrał mu uśmiech
otarł wszelką łzę
szukam go
w ciemnościach
na skraju czasu
tam gdzie wieczność
ma swą przepaść...
#365
Napisano 2006-06-12, godz. 17:26
Kris, patrzac na to "z drugiej strony", tzn z pozycji dziewczyny... bylabym jednak wdzieczna za to poznanie prawdy i uswiadomienie jak jest, a jak byc powinno...Zawsze się kocha kogoś "za coś" i "pomimo czegoś"Tak, caro, zgadzam się...
Chodziło mi o to, czy moi przedmówcy kochają swoje wybranki "za coś" czy "pomimo czegoś"...
I czy zaakceptowaliby tę wybraną osobę pomimo nieopuszczania przez nią religii ŚJ...
Kolejna sprawa, to świadomość narażania ukochanej na dylematy sumienia. Ona (w swoim mniemaniu) "zasmuca Jehowę", kochając światusa.
Wybaczcie to porównanie, ale podrywanie świadkówny przypomina mi trochę molestowanie seksualne religijnej dziewicy. Wiemy dobrze, że ona (nawet jeśli z oporami się na to godzi albo wstrzymuje się od jawnego protestu), w głębi czuje się grzeszna i niegodna uznania Bożego (z powodu grzechu nieczystości lub "grzechu" zakochania się w innowiercy).
Jeśli szanując czyjeś uczucia i postawę życiową, niezależnie od własnych poglądów na tę sprawę powstrzymujemy się od seksu z ukochaną, która nie akceptowałaby intymności z pobudek religijnych, czy powinniśmy narażać ją na bardzo podobne dylematy, dot. zakochiwania się w światusie?
To trudne pytanie i odpowiedź też jest niełatwa.
Zaakceptowałbym był Moją nawet jeśli byłaby w religii sj, gdybym miał przynajmniej neutralny stosunek do Organizacji.
Ale mam negatywny i to powoduje że walcze o nia. Uwazam że dzieje jej sie krzywda i moja miłość zobowiązuje mnie żebym ja stamtąd wyciagnął. To jest mój obowiązek.
Ale gdyby była tylko moją przyjaciółka starałbym się zrobić to samo, ze względu na naszą przyjaźn.
Kiedy religia śj była mi obojetna miałem wyrzuty sumienia, że wogle z nią rozmawiam i "podrywam"- piszę to słowo w czudzysłowie, bo z powodu tychże własnie wyrzutów trudno to było nazwac podrywaniem.
Ale czym innym jest tez miłość do światusa która mimo wszystko nie jest zabroniona, a czym innym seks przedmałzenski...
Nie wiem czy nawet jesli bym ja przekonał to bedziemy szczesliwi...Cień Organizacji zawsze bedzie się za nami ciagnął...
Może czasem naszym przeznaczeniem nie jest spotkac druga "połówkę jabłka" i byc z nią na zawsze, ale spotkać ja i nigdy nie móc z nia być.
Niekoncząca sie opowieść...?
Tak wogle to narazie nie wiem co robić, bo pokazujac jej prawdę mogę jej zrobic jeszcze wieksza krzywdę niz jej sie dzieje...
Pozdrawiam.
Asia.
#366
Napisano 2006-06-12, godz. 22:56
Za to ,ze jest.
#367
Napisano 2006-06-14, godz. 15:19
A jej religie byłbym w stanie zaakceptować i nie zmuszał bym jej do łamania zakazow których musi przestrzegać, czy udawania ani zmieniania się na siłę.
A pozatym to juz wiem czemu tak bardzo obawiała się reakcji rodziny... dowiedziałem się że jej ojciec jest starszym zboru, lecz nie od Niej bo widocznie bała się lub nie chciała mi tego mowić ("- Moj ojciec nie zaakceptował by osoby innego wyznania..") myślałem że poprostu jest tak mocno wierzącym swiadkiem jehowy. Może to byc dla niej właśnie problemem którego nie potrafi pokonac...
Wierzę jednak że mi się uda dotrzeć do niej!
"Choć światła mały promyk na drodze twej widnieje ...
...usmiechnij się a los ci rozpromienieje "
#368
Napisano 2006-08-12, godz. 22:18
Widzę, że strona jest zapełniona i sporo jest osób z podobnymi problemam co ja.Kiedyś juz pisałam o tym problemie.....A tak na marginesie widzę,że brat Jaracz odkrył swą twarz........
Problem zakochania się w Swiadku jest zawsze aktualny.Ludzie zakochują się w sobie, ale na przeszkodzie jest religja...Co wówczas zrobić??
Mówienie prawdy o organizacji dużo daje, ale może także wywołać obojętność i tak osoba poprostu przestanie w cokolwiek wierzyć.Może dla niej Bóg będzie istniał, ale reszta stanie się jej obojętnia.
Mój problem trwa ponad rok czasu.Sorki ,że nazywam to problemem, i może mój ukochany się obrazi gdy o tym przeczyta.Problem tkwi w osobie....Bycie w rodzinie gdzie są sami Swiadkowie jest trudny.Taka osoba musi dokonać wyboru czy wybrać ukochanego czy rodzinę.
W głowie mam mętlik i sama nie wiem co zrobić a im dłużej związek trwa tym trudniej jest podjąć decyzję.
Sorrki ,że może moja wypowiedź jest chaotyczna ale to długa historia.....
Użytkownik Tygrysek edytował ten post 2006-08-12, godz. 22:20
#369
Napisano 2006-08-12, godz. 23:47
Chyba dlatego pożegnałem się z wami... Przepraszam.Musze dać sobie troszke czasu. A myslałem ze mi wszystko zaczeło sie układac... Taki mój los
Użytkownik Tomasz O. edytował ten post 2006-09-12, godz. 14:23
#370
Napisano 2006-08-13, godz. 01:29
#371
Napisano 2006-08-13, godz. 15:26
Czasmi ludzie mają nie pokolei w głowie....
#372
Napisano 2006-08-13, godz. 15:30
wiecie... moja była dziewczyna która nadal jest śJ po 2 miesiącach zadnego kontaktu, odezwała sie do mnie, ja znalazłem sobie dziewczyne i myslałem ze wszystko jest dobrze, zapomniałem o tamtej.Odezwała sie i zaczeła płakac ze ją chłopak rzucił, zaczeła mnie przepraszać za wszystko co mi zrobiła, ze zrozumiała jak mi to bolało wszystko, prosiła o spotkanie ze mną, spotkałem sie z nią, gadalismy fajnie, ona sie przytulała do mnie, cały czas sie uśmiechała.Pózniej prosiła o kolejne spotkania.Wiecie, tak sie stało, ze zerwałem ze swoja dziewczyna bo zaczełem myslec o niej znowu, a ona cały czas pisała do mnie, zostawiała mi wiadomości na gg czego wczesniej nie robiła. Spotkalismy sie znowu, ona sie dowiedziała ze ja znowu wolny... i wiecie co zrobiła? Powiedziała mi tak : Ja kocham swojego chłopaka, on mnie tez bardzo kocha, nie mogę bez niego, za miesiąc sie zaręczymy i bierzemy z nim ślub...
Chyba dlatego pożegnałem się z wami... Przepraszam.Musze dać sobie troszke czasu. A myslałem ze mi wszystko zaczeło sie układac... Taki mój los
Wybacz Tomaszu O
Ale postąpiłeś jak idiota - a pomyślałeś co będzie czuła dziewczyna z którą chodzisz jak z nią zerwiesz dla tej, która ciebie porzuciła? Mam nadzieję, że ta nauczka pozwoli tobie w przyszłości myśleć a nie tylko kierować się uczuciami (chemią?). I mimo, że należała się Tobie ta nauczka, współczuję Ci i obyś w przyszłości nie musiał przez to przechodzić.
Pozdrawiam.
#373
Napisano 2006-08-13, godz. 16:59
Muszę powiedzieć, że przez ostatnie 8 m-cy Ona była dla mnie oziębła itp, mimo że ja starałem się jak mogłem (czasem aż za bardzo), a teraz pare dni temu zaczęła ze mną rozmawiać tak jakby jej mnie brakowało, próbowała sie zbliżyć (tak to odbieram, bo ona nie mówi mi tego wprost, a ja nie chce jej naciskać i wymuszać by to wyraziła). Sam fakr=t że zaczęła znowu mnie traktować z jako takim uczucem wywołał list który do niej napisałem, w którym zawarłem to co o tym wszystkim myślę , szczerze, że ją kocham, i że chce żeby między nami była więź przyjaźni, i że czułem się przez nią krzywdzony i zapomniany. Chyba to do niej trafiło bo jak mówię ostatnio naprawdę czuję że robi to z serca . Oczywiscie bardzo mnie to raduje, ale z drugiej strony boję się że znowu może ona zechieć ze mną być ( taką mam nadzieję, ale wątpie..) boję się tego, gdyż drugi raz podobnego rozstania bym nie wytrzymał.. Tu się boję... a w sercu bym chciał... Rozpaczam że z nią nie jestem, ale wiem że być z nią to duże ryzyko. Przykład Tomka pokzauje jednak by uważać, chociaż moja dzewczyna jest nieco inna od tej Tomka. Na razie czekam na rozwój sytuacji
spowija nutami policzki
jak wąż - Szatan to gra
na fortepianie życia...
wije sie łzami po twarzy
odwodząc serce od szczęścia
szyderczo - w Twych oczach
w grzech mnie otulił...
#374
Napisano 2006-08-13, godz. 18:18
Ale postąpiłeś jak idiota - a pomyślałeś co będzie czuła dziewczyna z którą chodzisz jak z nią zerwiesz dla tej, która ciebie porzuciła? Mam nadzieję, że ta nauczka pozwoli tobie w przyszłości myśleć a nie tylko kierować się uczuciami (chemią?). I mimo, że należała się Tobie ta nauczka, współczuję Ci i obyś w przyszłości nie musiał przez to przechodzić.
Pozdrawiam.[quote]
Wiesz, rozumiem Cie . Niewiesz dla czego ja zerwałem, nie tylko dla tego ze tamta sie odezwała, tylko zaczeła sie zachowywac tak jak była i wolałem zerwac niz znowu miec to samo. Ona sama chciała juz skonczyc ale ja byłem pierwszy. Nie chce opowiadać szczegółów.
Użytkownik Tomasz O. edytował ten post 2006-09-12, godz. 14:24
#375
Napisano 2006-08-13, godz. 23:14
o co chodzi ona podobno mnie kocha ale... nie umie mnie i innym powiedziec o co chodzi...
Ja sie juz gubie zadreczam, nie wiem co robic ona wie co ja czuje ja niestety nie wiem co siedzi w jej głowie zwłaszcza po ostatnim kongresie ktory bardzo ją zmienił, moze to pod jego wpływem te jej zmiany ucieczka w samotność itp...sam nie wiem tylko że to MNIE bardzo boli a ona widze że tego nie widzi a ja nie chce jej o tym mowić aby jej bardziej nie krzywdzić i nie dostarczać zmartwień ... jeśli ktos może pomoc to proszę piszcie cokolwiek co mi może pomoc...
z gory dziękuje z całego serca... smutnu z miłości Miś
#376
Napisano 2006-08-14, godz. 09:19
pzdr
asia
#377
Napisano 2006-08-15, godz. 07:49
Ja na swoim przykładzie stwierdzam, że tak jest najlepiej. Miałem podobny etap jak Ty, ona unikała mnie , a kiedy już udało mi się do niej zagadać na gg zaraz znikała głupio się wymigując. Bolało strasznie, siedziałem i zadręczałem się. To trwało dość długo... Kiedy pytałem czemu taka jest, to pytała- jaka? udawała że nie widzi problemu, że ja się czepiam itp...Doszedłem do wniosku, że mam dość. Napisałem do niej list, a w nim, wyraziłem to co czuję, ale jednocześnie nie wykazałem że czegoś oczekuje , że chcę tylko aby było między nami miło i normalnie, po przyjacielsku. Że będe bardzo szczęśliwy, jeśli choć czasem spyta co u mnie, jak się czuję itp. Oczywiście w liście napisałem też dużo innych prywatnych rzeczy, aby wiedziała że mi na niej zależy, niekoniecznie jako tej jedynej:) , a z drugiej strony dałem do zrozumienia, że mam na to nadzieję. I wiesz..poskutkowało... Oczywiście nie od razu było dobrze, bo ciężko przełamać takie lody, ale z dnia na dzień jest coraz lepiej, a momentami nawet odnosze wrażenie że jej mnie brakuje, że chciałaby coś powiedzieć... Jest naprawde dobrze i bardzo się z tego ciesze...Oczywiśce trudno mieć takie nastawienie, bo serce woła o "swoje", i wciąż o niej myślę.. ale przynajmniej jej zachowanie już tak nie rani, a gdy z nią rozmawiam czuję się lepiej Myślę że w takiej sytuacji takie rozwiązanie jest najlepsze.... I wiecie, nawet udało mi się z nią normalnie porozmawiać nt krwi oczywiście z marnym skutkiem, ale nie fochowała się ani nic
Misiu, zastanów się nad tym, bo trwać w tym wg mnie nie ma sensu, a uwierz mi - wiem jak się czujesz. Życzę powodzenia
spowija nutami policzki
jak wąż - Szatan to gra
na fortepianie życia...
wije sie łzami po twarzy
odwodząc serce od szczęścia
szyderczo - w Twych oczach
w grzech mnie otulił...
#378
Napisano 2006-08-15, godz. 21:40
Użytkownik Marek edytował ten post 2006-08-15, godz. 21:48
#379
Napisano 2006-08-15, godz. 22:02
Nie przeczytalem wszystkich 19 stron, ale przeczytam na 100%. Mam oczywiscie ten sam problem co niektorzy z was: ja Katolik ona SJ od Dziecka (po symbolu // mama SJ od 19lat po symbolu // tata 11 lat jakos SJ obecnie od 8 lat niepraktykujacy nie przyjal symbolu). Oczywiscie moja laska chciala mnie przekrecic na SJ wiec zaczalem sie dowiadywac nieco wiecej o TS. Pojechalem na 3 dniowe Zgromadzenie Miedzynarodowe i tamten pamietny 3 dzien zgromadzenia to byl przelomowy moment w ktorym stiwerdzilem ze musze ja z tego wyciagnac. Jedziem dalej. Otoz zaczalem ostatnio zadawac mojej dziewczynie pytania o TS kto jest zalozycielem ile jest obecnie tych wybranych w CK, co mi moze powiedziec o roku 1995, 1915, 1914 itd i powiem wam ze bylem w szoku, ona albo udawala albo naprawde nie czaila tych dat. Jak zaczalem jej mowic o co chodzi to powiedziala, ze herezje opowiadam. Poprosilem ja zeby zapytala innych SJ o te daty. Zapytala i co mi powiedziala, ze musi to przeanalizowac bo rzeczywiscie pokazalem jej braki w jej 'religii'. Jak myslicie uda mi sie ja nawrocic??
moje gratulacje marku
nic dziwnego, dat zapewne nie czaila...
skoro juz zauwaza braki i zaczyna rozmyslac... wg mojej skromnej osoby to juz poczatek nawrocenia
podobnie zasiewalam watpliwosci mojemu bratu... od 3 tygodni nie pojawil sie na zadnym zebraniu, czyta samo Pismo Swiete i analizuje...
i szuka dla siebie nowego "miejsca na ziemi"
pzdr
asia
ps - milego czytania 19 stron...
#380
Napisano 2006-08-15, godz. 22:05
Tylko 8 mi zostalo . Dzieki za wsparcie tak btw. Wierze, ze bedzie dobrze!!ps - milego czytania 19 stron...
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych