Napisano 2006-04-10, godz. 10:59
Witam wszystkich serdecznie,
przyglądam sie tej dyskusji od jakiegos czasu i wprost nie mogłam sie do niej nie włączyć.
Znalazłam się w sytuacji identycznej, jak większośc opisywanych tutaj.... niestety. Z własnego wyboru.
Nie znam Bibli zbyt dobrze (jeszcze)i, nie chodze do kościoła. Choc wychowano mnie w duchu tej wiary i to z nią utożsamia sie moja rodzina, tudzież większość znajomych. Dotychczas prowadziłam bardzo rozrywkowe i udane życie - szczęsliwe, choć teraz wiem, że chyba nieco puste, żyjąc z dnia na dzień i skupiając się na sprawach pragmatycznych -? Wykształcenie, praca, zabawa. Byłam skłonna przychylić sie w stronę ateizmu - ale człowiek beż życia duchowego jest pusty? W trudnych chwilach odwołuję sie do Boga. Nie uciekłam przed Nim dlatego, że miałam trudne życie i obwiniam Go za to - rozumiem istote cierpienia i pokus. Raczej dlatego, że łatwiej , wygodniej, głupie wymigiwanie brakiem czasu (żyjemy w takiej pogoni....) i ułatwianie sobie zabawowego trybu życia..... Cos, jakby przyjąć część (moim zdaniem istotnych) zasad z Biblii, część przykazań, a reszta jest ... bez sensu? niewygodna?
Mam swoje zasady, święte wartości i priorytety, uchodze za osobę niegłupią. I te wszystkie wartości budowałam sobie latami, sama - na bazie zwykłego, logicznego rozumowania rzeczywistości, na bazie przezyć, obserwowania przezyc innych, na bazie cierpien.... marzen.... kierowana sercem.... Nie potrzebowałam do tego zadnych katechizmow ( a może tylko tak mi sie wydawało?). Biblia jest zbiorem zasad uniwerslanych. Znam je na tyle, aby sie z nimi zgodzic w pełni i kierować. Ale sprzeczność religii na niej opartych mnie przeraża. Mam wciąż za mała wiedzę (choć zaczełam studium z SJ a - aby móc sie ustosunkować) i jestem rozbita. Poznanie kogos, kto jest SJ sprawiło, że już nie mogę przestac pogłębiac tej wiedzy, poznawania Biblii, bo nie zaznam spokoju. Jakas siła sprawcza istnieje, ale co ma z tym wspólnego tradycja? Prze wieki Bibilia była zakazywana, zmieniana, dostosowywana "do potrzeb" dziejów - czy teraz ktoś dojdzie Prawdy? Mam na głowie mnóstwo spraw, ale teraz tylko TO nie daje mi spać.... Pokochałam GO jak nikogo nigdy, jestem skłonna do wielu wyrzeczeń (tym bardziej, ze sama z niewielu rzeczy tak naprawde bede musiała zrezygnowac, jako ze np. święta nie stanowia dla mnie czegos wielkiego - ludzie powinni kochac się i celebrować spedzany w rodzinie czas w taki sposób codziennie- i dążyc do tego za wszelką cenę, a tymczasem dzisiaj mało kto w tym wyścigu szczurów nie przestał zastanawiać się nad prawdziwym sensem i celem w życiu. Niezgdona rodzina, w kórej tyle niewyjsnionych spraw z usmiechem czestuje sie opłatkiem. Obłuda. Mogłabym pisać eseje.
Teraz mój świat wywrócił sie do góry nogami. Za mna tyle związków, każdemu cos brakowało. Całe życie szukałam kogos, kto będzie łaczył szaleństwo ze śmiertelna powaga w kwestiach zsadniczych i juz zwatpiłam. On dzieki wyznawanej wierze i jej zasadom, jest, jaki jest. jest cudowny... ale czytam to wszystko i sama juz nie wiem... tak wiele zalezy od nas samych, ale silny wplyw organizacji mnie niepokoi. Nie podoba mi sie kilka poglądów kościoła katolickiego, nie podobaja też metody organizacji. Trzeba po prostu wierzyc w Boga, a jakiez znaczenie ma - krzyz czy pal? Zreszta modły do krzyża (bez urazy) to dla mnie troche smieszne... Wyznajemy takiez same zasady, tyle, że on formalnie, tkwi w czyms, co mi się nie podoba. Nie mam pojęcia, co zrobić... wiem, że gdyby nie rózniące nas kwestie, zycie byłoby snem.....