Skocz do zawartości


Zawartość użytkownika Dreamer

Odnotowano 33 pozycji dodanych przez Dreamer (Rezultat wyszukiwania ograniczony do daty: 2017-01-12 )



Sort by                Order  

#126500 "nadzieja zmartwychwstania" - materialistyczny redukcjonizm

Napisano przez Dreamer on 2009-10-31, godz. 23:18 w Dusza nieśmiertelna

wciąż mam tę tendencję do wciągania się w jakieś dyskusje, więc nie będę tego ciągnął
to będzie mój ostatni post w tej dyspucie, a tym bardziej powinien być ostatni, bo jest nie na temat

nie wiem o co w tym wszystkim chodzi (z całym tym dobrem i złem, szczęściem i cierpieniem itepe) i mam to w d u p i e
(użytkownik Dreamer edytował ten post, bo mu jakiś automat d u p ę wykropkował, ale nie z użytkownikiem Dreamerem te numery, wystarczyło dać parę spacji, i automat usuwający brzydkie wyrazy nie dał rady;
a użytkownik Dreamer lubi czytać to, co sam pisze i nadal ma tę chorobę poprawiania 5 razy po sobie, żeby było jak najlepiej)

co będzie, to będzie

mam dość przejmowania się całym światem i tym, że ktoś może być z mojego powodu nieszczęśliwy
skoro Bóg sam nie naprawia świata, dlaczego ja mam to robić?
będę naśladował Jego Doskonałą Obojętność, na tyle, na ile potrafię
jeśli będę kochał, to tylko dlatego, że to uczucie sprawia mi samemu przyjemność

każdy powinien budować swoje szczęście w oparciu o samego siebie, a nie uzależniać go od rzeczy na które nie ma wpływu
uznałem, że rozsądniej jest przestawić swój odbiornik, niż próbować zmieniać wokół siebie świat - co zresztą nie jest możliwe

zatem - jedyną powinnością człowieka jest żyć i wyciskać z życia jak najwięcej
i nie dać z siebie zrobić komukolwiek niewolnika, nie pozwolić nikomu na dyktowanie jak myśleć, co mówić, w co wierzyć, jak żyć

ten De Mello nie jest żadnym mistrzem
niektóre rzeczy trafiły mi do przekonania, inne niekoniecznie
facet często dorabiał sobie filozofię do swojego sposobu życia
do tego na przykład, że dał się zniewolić jakimiś ślubami czystości

ok, kończę, bawcie się dobrze...
...jeśli sprawia wam przyjemność takie dyskutowanie

gorzej, jeśli to jest sposób na zabijanie lęków
a trudną sztuką jest do tych lęków się przyznać

a, walić to pisanie
idę sobie zrobić dobrą herbatę



#126479 "nadzieja zmartwychwstania" - materialistyczny redukcjonizm

Napisano przez Dreamer on 2009-10-30, godz. 19:42 w Dusza nieśmiertelna

Wiesz, z tą książką to zupełnie przypadkiem - kolega ze studiów kupił mi tę książkę w prezencie.
Nie było to żadnym duchowym poszukiwaniem. Po prostu dużo gadamy i gość stara się mi pomóc, bo poznał mnie już i wie, że jestem raczej niewesołym koleżką, że się wieloma rzeczami niepotrzebnie przejmuję, że mam myślenie ograniczające (w sensie ograniczające moje działania, możliwości) i takie tam.

Myślę, że "szukanie ducha" jest jak gonienie za wiatrem i zwyczajnie nie ma sensu ponieważ - patrz niżej.

Brakuje nam zmysłu, którym moglibyśmy "widzieć" ducha.
Wiesz, można mówić, że tym zmysłem jest wiara, że jest nim miłość itp. Ale to można obalać materialistycznie - to, o czym pisał Fly - uszkodzenie mózgu i człowiek przestaje odczuwać emocje, przestaje kochać, albo robi się bardzo miły, albo bardzo złośliwy.

Wiara znów nie jest prawdopodobnie niczym więcej jak tylko zestawem zaakceptowanych myśli, wytworzonych samodzielnie lub przekazanych nam przez innych ludzi, zbiorem twierdzeń uznanych przez nas za prawdziwe. Myśl nie jest zmysłem. Jest produktem naszego analizowania docierających do nas informacji. Odkładamy w pamięci myśli, które uznajemy za cenne, za sensowne lub które po prostu lubimy.

Wyobraźnia też nie jest tym "szóstym zmysłem", za pomocą którego możemy zobaczyć Boga. Za jej pomocą możemy również zobaczyć Latającego Potwora Spaghetti. I nie jest to żadnym dowodem na to, że jeden i drugi istnieją.

Nasze ciało po prostu nie posiada zmysłu, którym można zobaczyć Boga, Ducha, czwarty wymiar itd. itp.

A "śpiąca dusza" - żaden problem. Człowiek pozbawiony ciała nie widzi, nie słyszy, nie czuje, nie myśli, więc - jakby twardo spał. O ile wtedy jeszcze "człowiek" istnieje. O tym możemy się przekonać tylko w jeden sposób - umierając. Wszystkie "dowody" które dostarcza się nam za życia można poddać w wątpliwość, a wersji wytłumaczeń na kontakty żywych z umarłymi jest jak wiemy naprawdę dużo.

Nie powróciłem do poszukiwań duchowych. Można powiedzieć nawet, że staram się od nich trzymać z daleka.

Maglowanie tego we wszystkie strony nigdy nie doprowadzi do ułożenia świata w zgadzające się równanie.

A kosztuje mnóstwo czasu i energii, których zwyczajnie szkoda mi tracić na do niczego nie prowadzące wysiłki.

Jest tyle przyjemności życia, które w tym czasie mogą uciec koło nosa.

Myślę, że niewidzialny i nieodzywający się do nas Bóg swoim nieodzywaniem się i swoją niewidzialnością mówi:

"zostaw mnie w spokoju, cielesny człowieku, bo i tak niczego się o mnie teraz nie dowiesz; żyjesz tu i teraz, więc żyj, a nie udawaj, że żyjesz; nie przemieniaj prawdziwego życia które otrzymałeś w życie urojone, w błądzenie w labiryncie przypuszczeń i tak zwanej wiary; PO PROSTU ŻYJ !"



#126457 przywitanie i trochę o mnie

Napisano przez Dreamer on 2009-10-29, godz. 12:38 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

Hej, Kasztanowa, a Ty to kto? :)

pozdr

N.



#126456 "nadzieja zmartwychwstania" - materialistyczny redukcjonizm

Napisano przez Dreamer on 2009-10-29, godz. 12:26 w Dusza nieśmiertelna

O! moje konto jeszcze działa :) nie spodziewałem się :)

no, ciekawy wątek, przyznaję

chociaż w sumie już ze 2 lata temu gadaliśmy z "Burym" (który to już nick? :) ) o kwestii nieśmiertelności - o tym "ziarenku" zapewniającym ciągłość, o "przyoblekaniu" go w nowe ciało itd.

Fly też niestety może mieć rację - a jeśli tak => jedzmy, pijmy i bzykajmy, bo jutro pomrzemy

osobiście liczę na coś więcej niż piach i robaki po śmierci, ale po przeczytaniu książki pewnego Jezuity zgadzam się z poglądem, że człowiek powinien przede wszystkim zajmować się życiem teraźniejszym
bo po pierwsze - na temat tego przyszłego nic pewnego powiedzieć nie można, po drugie - na temat tego przyszłego nic pewnego powiedzieć nie można, po trzecie ...

(książka "Przebudzenie", Anthony De Mello - polecam)

a po czwarte, skoro tu się urodziliśmy i w takim ciele, to widocznie po to, żeby to życie tak a nie inaczej przeżyć
nabrałem sporego dystansu do tej kwestii i dzięki temu czuję się spokojniejszy
bardziej stresuje mnie teraz walka o byt i o ułożenie sobie szczęśliwego życia tu i teraz

ale fajnie zobaczyć, że żyjecie, że ciągle dyskutujecie

wrażenie mam takie, że wszyscy powoli, powoli doroślejemy i coraz szerzej patrzymy i przełamujemy kolejne i kolejne kręgi umysłowej ciasnoty
przynajmniej ja tak się czuję

pozdrawiam

M.



#28138 Co w zamian

Napisano przez Dreamer on 2006-05-15, godz. 17:43 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

A może to nia on?

On, on:

P.K.Dick/DiKey/White Death, czemu zmieniłeś nick?
Czy to ma związek z Twoją przemianą z wątpiącego "prawie odstępcy" na "prawomyślnego" Świadka Jehowy?

Rzeczywiście, to już teraz będzie inna historia. Z tego typu przejść jest kilka dróg wyjścia.
Odpadnięcie w skrajną negację, kult stworzenia, ateizm albo powrót.
Poznanie drugiej strony medalu w gruncie rzeczy mnie umocniło i zahartowało. W efekcie końcowym nawet odniosłem z tego korzyść.
Jak po chorobie


Nie rozumiem Marcinie skąd u ciebie tyle emocji. Czyż Pan nie kocha nas wszystkich ? Mi nie przeszkadza że tak glęboko kochasz Jezusa. Dlaczego dziwisz się mojej miłości ku Ojcu ?

Nie przeszkadza mi, że kochasz Ojca. Dziwię się Twojej nagłej miłości do Organizacji, miłości, która odrodziła się niczym Feniks z popiołów.

Dziwię się, że tak bardzo przeszkadza Ci fakt, że inni bardziej uczuciowo podchodzą do osoby Chrystusa, że czują się z nim silnie związani emocjonalnie i duchowo. Ponieważ najwyraźniej taka miłość do Syna Bożego nie mieści się w Twoim sercu, bo jest według Ciebie "za duża", deprecjonujesz ją swoimi tekstami o "bałwochwalczym kulcie stworzenia-Jezusa".

A moje emocje... dobrze mi z nimi. Kiedy takie coś płonie w człowieku, wtedy się czuje życie w sobie. Powinieneś też kiedyś spróbować.

Ten wątek, jak i wiele tutejszych, powolutku przeistacza się w poszturchiwanie rozmówców. Bardzo Was proszę, piszcie po przemyśleniu, merytorycznie i troszkę dłużej. Zamiast się dalej przepychać, napiszcie coś w temacie. Na pewno macie głębsze przemyślenia niż "a właśnie że to ja mam rację".



#28087 Co w zamian

Napisano przez Dreamer on 2006-05-15, godz. 11:24 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

DiKey/Dick napisał:

Autorzy Pism Greckich mieli świeżo w pamięci postać Jezusa i jego wielką rolę w Bożym zamierzeniu, mieli więc prawo czuć dużą afektację.

Jeżeli pamiętamy, że tę, jak raczyłeś się wyrazić, afektację, przejawiali ludzie natchnieni świętym duchem Bożym, znaczyć to musi, że była ona i nadal jest jak najbardziej na miejscu. I że my sami powinnismy ich w tej afektacji naśladować.
Nacisk, jaki jest kładziony na osobę Chrystusa w Nowym Testamencie ma swoje źródło w natchnieniu od Boga. Inaczej musiałbyś przyznać, że sami apostołowie zatracili właściwe proporcje i popadli w "bałwochwalczy kult stworzenia-Jezusa", bo mówią o nim wielokrotnie częściej i więcej, niż o Jego Ojcu.

Myślę że te adorowanie wspólcześnie Jezusa jest po prostu cechą pewnej grupy ludzi - nazwę ich może niezbyt po polsku "uczuciowcy".

"Bóg jest miłością"
"Bóg tak bardzo umiłował świat..."
"choćbym posiadł całe poznanie, a miłości bym nie miał, byłbym niczym"
"z nich zaś największa jest miłość"

Największym "uczuciowcem" jest sam Bóg. Jest przecież MIŁOŚCIĄ.

Miłość do Boga Ojca i Jezusa to istota bycia chrześcijaninem. I myślę, że jest to dar, o który należy sie modlić, do którego trzeba całym sobą zmierzać, upraszać Boga o niego, bić się o niego ze swoimi słabościami.

Gdybym natomiast miał jednym, "niezbyt polskim" słowem określić sposób wielbienia Boga u Świadków Jehowy, powiedziałbym o nich - "rozumowcy".

Poza tym obyczaje się zmieniają, kiedyś Jan kładł głowę na piersi Pana, jak by to teraz odebrano wiemy

I to jest chore dziś. Dopatrywanie się zła w normalnym, ciepłym geście miłości i oddania. "Miłość wszystkiemu wierzy". Miłość "nie myśli nic złego". My mamy być poznawani po miłości. Czy nie powinniśmy naśladować apostoła Jana w okazywaniu sobie braterskich uczuć? Jeśli nasuwają nam się skojarzenia z zachowaniami homoseksualnymi tam, gdzie w rzeczywistości przejawia się zdrowe, ciepłe uczucie do drugiego człowieka, to czy nasz umysł w rzeczywistości nie jest zatruty?

W teologii śJ jest kilka potknięć, ale akurat tutaj proporcje sa idealnie wyważone.

"Kilka"?
"Potknięć"?

Jakieś 2 miesiące temu osobiście napisałeś (pogrubienia i podkreślenia moje):

Przeczytałem twój długi post z uwagą i ze smutkiem. Bo niestety mało przekonywujące są twe słowa kochany bracie.
Tu nie chodzi o pojedyńcze potknięcia odpowiedzialnych za treść naszej literatury współwyznawców. Tu chodzi o celowe zabiegi zakrywające pewne fakty przez dziesiątki lat.
Prawdę o totalnych błędach masowo powielanych bo tak było im wygodnie, o manipulowaniu wlasnymi tekstami, o ich fałszowaniu przy ponownym wydaniu.
Prawdy o bezradności w obliczu trudnych sytuacji, o zwalaniu winy na szeregowych głosicieli że "niektórzy wyczekiwali" gdy koniec świata w 1975 roku nie przyszedł, a nadzieje te były rozbudzane przez oficjalną literaturę.
O niekonsekwencjach w wytycznych co do krwi, o wykorzystywaniu technik psychomanipulacji w celu uzyskania większej wydajności, propagandowego wzrostu..
Jestem przekonany że Bóg Jehowa wybaczy to Ciału Kierowniczemu, ale masy szeregowych głosicieli świadomych tych faktów muszą to teraz odchorować w swoich sumieniach.
Więc najlepiej nic nie mówić aż patyna lat to przykryje i wszyscy zapomną ?
A tymczasem u innych wytknąć co się da.
Przeczytaj sobie pierwsze kolorowe czasopisma od połowy 1988 do 1992 roku ile w nich agresji na katolików i wszystkich innych możliwych światowych ludzi..
Jak byś wiedział ile razy w ciągu ostatnich 120 lat zmieniały się różne nauki...
Podam tylko 1 przykład pożyczony z netu, łatwy do sprawdzenia:
Tak bylo np. z kwestia tego, czy
mieszkancy Sodomy zmartwychwstaną, czy nie:
1. Zmartwychwstaną (Straznica, nr 6, s.8, 1879 r., wyd. ang.).
2. Nie zmartwychwstaną (Straznica, 1 czerwiec 1952, s.338, wyd. ang.).
3. Zmartwychwstaną (Straznica, 1 sierpien 1965, s.479, wyd. ang.).
4. Nie zmartwychwstaną (Straznica, nr 17, s.30, 1988 r., wyd. pol.).
5. Zmartwychwstaną (Bedziesz mógl..., s.179, 1989 r., wyd. pol.).
6. Nie zmartwychwstaną (Bedziesz mógl..., s.179, 1990 r., wyd. pol.).

Każdy szczery człowiek idący ze Strażnicą do ludzi ( zdanie też nadużywane w literaturze ) powinien teraz sobie odpowiedzieć na pytanie: Czy to było za każdym razem światło od Jehowy, czy od ludzi ?
Jakie nauki gloszę ?
Czy są prawdą od Boga ?
Czy doktrynami ludzi ?
A to tylko czubek góry lodowej..
Możesz mnie oczywiście zbyć w wyrafinowanych słowach, ale te pytania będa Cię ścigać aż kiedyś dopadną


Gdybyś nie wierzył, że sam coś takiego pisałeś, zamieszczam link do Twojego postu. Liczę na to, że nie zechcesz go zmienić. Byłoby to przecież dokładnie to samo, co Towarzystwo praktykuje we wznawianych w formie roczników publikacjach, a co sam wyraziłeś w słowach "o ich fałszowaniu przy ponownym wydaniu".

Bo od zawsze chodziło o to kto jest Bogiem i zasługuje na swoją cześć.
Nie wiem czy na tym forum ktoś szuka prawdy o Bogu czy raczej potwierdzenia swoich odczuć aby od sJ odejść, więc ten moje osobiste nawrócenie raczej nie zrobi tu na nikim wrażenia.


Każdy szczery człowiek idący ze Strażnicą do ludzi powinien sobie odpowiedzieć na pytania:
Jakie nauki głoszę?
Czy są prawdą od Boga, czy doktrynami ludzi?
Możesz mnie oczywiście zbyć w wyrafinowanych słowach, ale te pytania będą Cię ścigać aż kiedyś (znów) dopadną.

Opamiętaj się, Di.



#28024 Co w zamian

Napisano przez Dreamer on 2006-05-15, godz. 00:52 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

P.K.Dick(ey), napisałeś, że

Z tego typu przejść jest kilka dróg wyjścia.
Odpadnięcie w skrajną negację, kult stworzenia, ateizm albo powrót

.

Czy naprawdę nie widzisz tej jedynej, właściwej drogi (której niestety nie wymieniłeś)?

Kolejny raz piszesz o "kulcie stworzenia" w odniesieniu do Chrystusa:

Tego ci życzę bo mimo niewątpliwych błędów WTS nie widzę lepszej bliższej Bogu drogi. No chyba że zostaniesz bałwo-chwalcą stworzenia Jezusa bo to bardzo popularna droga dla ex-sów. Tylko czy właściwa ?


Zwracasz się w bardzo niedobrym kierunku, DiKey. Mówię to życzliwie, bo pamiętam Cię z czasu, kiedy nie tłumiłeś prawdy w sercu.

"Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, ja tylko przeze mnie" (Jana 14:6).

Po odejściu od Organizacji właśnie tą drogą trzeba pójść. Uświadomić sobie, kim naprawdę powinien być dla nas Jezus Chrystus.

Czy Świadkowie uznają Chrystusa za Pośrednika? Niewątpliwie. Dają temu wyraz w końcowej formule praktycznie każdej modlitwy. Ale czy rzeczywiście uznają go za Pana?

Czy może być właściwym kierunek rozumowania zmierzający do twierdzenia, że oddawanie należnej czci Chrystusowi to "bałwochwalczy kult stworzenia"? Czy w ten sposób przypadkiem nie zbaczalibyśmy z właściwego kursu w stronę "antychrysta"?

"Bo jeśli publicznie wyznasz to słowo w twoich ustach, że Jezus jest Panem, i w swoim sercu uwierzysz, że Bóg wskrzesił go z martwych, to będziesz wybawiony." (Rz. 10:9)

"Dlatego też Bóg wyniósł go na wyższe stanowisko i życzliwie dał mu imię, które przewyższa wszelkie inne imię, żeby w imię Jezusa zgięło się wszelkie kolano tych w niebie i tych na ziemi, i tych pod ziemią i żeby wszelki język otwarcie uznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga, Ojca." (Fil.2:9-11)

"Albowiem nie siebie samych głosimy, lecz Chrystusa Jezusa, że jest Panem, o sobie zaś, żeśmy sługami waszymi dla Jezusa" (2 Kor. 4:5)

Kiedy odchodziłem z Organizacji przekonałem się, że niestety jest dokładnie odwrotnie, niż w wyżej zacytowanym wersecie. Okazało się, że Organizacja "głosi samą siebie", nauczając kłamstw wymyślonych przez ludzi. Że tłumacząc się staraniami o jedność nakazuje lojalność wobec tych kłamstw. Przekonałem się, że jej przywódcy, zarówno na szczycie "piramidy", jak i na jej dolnych, zborowych piętrach, wcale nie byli moimi sługami, ale panami mojej wiary i mojego sumienia. Bo kiedy ośmieliłem się poddać krytyce ich bożka o imieniu "Organizacja" i jego "naczelnych kapłanów i uczonych w piśmie", spotkałem się z pogardą i napiętnowaniem.

Ojciec powierzył pełnię władzy "w niebie i na ziemi" Synowi. Należymy do Chrystusa, bo wykupił nas poprzez swoją ofiarę. On jest fundamentem, kamieniem węgielnym naszej wiary i naszego zbawienia. Nie ośmieliłbym się teraz wypowiadać słów, w których pojawiłby się choćby cień umniejszania roli, pozycji i chwały Jezusa Chrystusa.

I jeszcze słowo o świętym Imieniu Bożym - Jehowa. Sam Chrystus w swoich modlitwach najwyraźniej go nie używał. Gdyby tak było, czyż Bóg nie zadbałby o to, żeby zostało to wyraźnie zapisane i dotrwało do naszych czasów?
Dlaczego więc Świadkowie starają się być świętsi od samego Jezusa? Używają Bożego Imienia tak często, że w ich ustach brzmi to jak każde inne słowo, jak każde inne imię.
Przypominam sobie jednego Świadka, w którego ustach to imię wypowiadane było z niezwykłym uczuciem, szacunkiem i czcią. Zdecydowana jednak większość pozostałych "klepała" to Imię mechanicznie i beznamiętnie. Co się naprawdę stało z Imieniem Bożym u Świadków? Spowszedniało. Zatraciło swoją wymowę, swoje głebokie znaczenie. Stało się pustym dźwiękiem. Czy rzeczywiście coś takiego miały oznaczać słowa Jezusa, który powiedział "niech Twoje Imię będzie uświęcone"? Czy wielokrotne powtarzanie "Jehowa", "Jehowo" to jest uświęcanie Bożego Imienia?

Czasem można tu i ówdzie przeczytać, że Jehowa nie pozwoliłby żadnej religii przybrać nazwy zawierającej Jego Imię. Ale przecież Bóg dopuścił na świecie wiele niewłaściwych rzeczy.
Przeciwnik Boga przybiera postać anioła światłości. On w rzeczywistości gardzi Bożym imieniem. Doprowadzenie do szkalowania i bezczeszczenia Imienia Bożego to jeden z jego celów. A właśnie to się dzieje za każdym razem, kiedy ludzie mówią o "jehowitach, którzy znów straszą końcem świata".

"Najciemniej jest pod latarnią", powiada przysłowie. Kim zatem naprawdę są Ci, którzy na swoim sztandarze niosą Imię Boże, podczas gdy nie mają go wcale w sercu, bo też i nie rozumieją jego prawdziwego znaczenia? Komu ci ludzie naprawdę służą?

I już naprawdę na koniec, żeby zbyt daleko nie oddalać się od tematu wątku. Co w zamian? W zamian za ludzkie kłamstwa, indoktrynację i zniewolenie umysłu, serca i sumienia, wybierzmy prawdę o Bogu i o tym, którego posłał - o Jezusie Chrystusie.

Szukajmy ludzi, którzy są "chrystusowi", rozpoznawajmy ich po uśmiechu na twarzy, po szczerości i dobroci serca, po zdrowej tolerancji, po otwartości umysłu. Twórzmy z takimi ludźmi prawdziwie chrześcijańskie społeczności i wspólnie pracujmy dla Boga i bliźnich. Nie mylmy "mówienia" z "czynieniem", bo takiego właśnie błędu dopuścili się Świadkowie Jehowy. "Kubek zimnej wody" który damy spragnionemu okaże się kiedyś więcej wart, niż tysiąc słów nie popartych konkretnym uczynkiem (Mat.25:35-37). Wszelkimi sposobami głośmy"dobrą nowinę o Chrystusie" (Mk 1:1; Dz 5:42; Dz 8:5; Dz 8:35; Dz 11:20; Dz 17:18; Rz 15:19; 1Kor 1:23-24; 1Kor 9:12; 2Kor 2:12; 2Kor 4:4-5; 2Kor 9:13; 2Kor 10:14; Ga 1:7; Ef 3:8; Flp 1:27; 1Tes 3:2).

"Wszystko, co byście chcieli, aby wam ludzie czynili, wy pierwsi im czyńcie", "żeby widzieli wasze szlachetne uczynki i wychwalali waszego Ojca, który jest w niebiosach". Czy do tych słów trzeba coś dodawać? Wokół nas jest tak wielu ludzi potrzebujących pomocy. Wystarczy się uważnie rozglądać. Nieśmy im tę pomoc a razem z nią nieśmy im Chrystusa. Nie obawiajmy się, że chybimy w ten sposób celu. Kto widział Syna, widział też Ojca. Kto więc przyjmie Syna, przyjmie w nim również Ojca. Kto będzie wychwalał Syna, będzie wychwalał Ojca, który jest w Synu.

Z pozdrowieniami

Marcin



#28018 Co w zamian

Napisano przez Dreamer on 2006-05-14, godz. 21:34 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

A jak mi się to udało stanąć na nogi ?
Pewnie kiedyś wspomnę.


Dlaczego "kiedyś"? Jeśli dysponujesz taką wiedzą, myślę, że nie powinieneś nam jej skąpić. W końcu stawką jest życie, prawda?
Biorąc to pod uwagę, ze swojej strony nalegam, żeby to "kiedyś" nastąpiło niedługo.



#28005 Co w zamian

Napisano przez Dreamer on 2006-05-14, godz. 21:03 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

P.K.Dick/DiKey/White Death, czemu zmieniłeś nick?
Czy to ma związek z Twoją przemianą z wątpiącego "prawie odstępcy" na "prawomyślnego" Świadka Jehowy?
Z tego co pamiętam, już się z tym forum raczej definitywnie żegnałeś...
A tu taki powrót i to w jakże odmienionej osobowości!
Mówiąc szczerze, jestem mocno zdziwiony i trudno mi pojąć, jak ktoś z taką świadomością faktów dotyczących Organizacji ŚJ może się spowrotem "nawrócić" i z takim zaangażowaniem wojować o owce błąkające się poza terenem "pozaobrazowego miasta schronienia".
Zadziwiłeś mnie. I jednocześnie zaciekawiłeś. Bo jeżeli takie odrodzenie jest możliwe, chciałbym dowiedzieć się, co sprawiło, że tak się stało w Twoim przypadku. Bo jeżeli masz rację, Twoja wiedza mogłaby ocalić wielu "zagubionych".
Myślę, że wielu tu obecnych równie chętnie by się tego dowiedziało.



#25836 Jak przestaliście byc...

Napisano przez Dreamer on 2006-04-26, godz. 09:18 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

Kloo, proszę, zmień literki na takie małe :)
Jest mi bardzo miło, że tak napisałeś, ale jakoś dziwnie tak...
Wiem, że wiesz o co mi chodzi.


Dzięki jeszcze raz. A co do pomagania we wzroście w Chrystusie - myślę, że wszyscy tu jesteśmy właśnie po to. A jeśli jest inaczej, to najwyższy czas to zmienić :)

Gorąco pozdrawiam.



#25821 Jak przestaliście byc...

Napisano przez Dreamer on 2006-04-26, godz. 07:56 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

Witam,

Ze mną to było tak:
(naniosłem pewne popraweczki w życiorysie, bo jakoś tak infantylnie momentami było... :) )

Rok 1974 - urodziłem się

Rok 1993 - "dojrzałem", co zostało potwierdzone państwowym egzaminem i certyfikatem z orzełkiem (matura :) ); nieco wcześniej pierwsze zetknięcie ze Świadkami Jehowy - wstęp był mniej więcej taki: "witaj, szukamy takich młodych ludzi jak ty, którzy chcieliby żyć w pięknym, nowym świecie obiecanym przez Boga"; najpierw rozmowy o ewolucji i błekitna książeczka (uwierzyłem w stwarzanie i w Boga)później studium, klasyczne, według książki "Żyć wiecznie", "szybkie postępy duchowe"

kwiecień roku 1994 - ochrzczono mnie jako Świadka Jehowy; dziś poważnie się zastanawiam, czy tamten akt oddania się... (no właśnie, komu?) czy się liczy... czy był faktycznie moją własną, dojrzałą, świadomą decyzją... czy naprawdę jestem dziś ochrzczonym chrzescijaninem? jeszcze sobie na to nie odpowiedziałem ostatecznie, chociaż skłaniam się ku przekonaniu, że "to nie było to" i że trzeba będzie "coś z tym zrobić"

lata 1994-1996 - okres "pierwszej miłości", gorliwego głoszenia, poznałem w zborze moją żonę, pobraliśmy się (1995)

lata 1997-2001 - w tym czasie raz szybciej, raz wolniej "schodziło ze mnie powietrze"; sprawozdania słabe-średnie; był to tez okres kilkakrotnej zmiany pracy, w międzyczasie jakaś szkoła wieczorowa, w 1999 urodziła nam się córeczka; generalnie pochłonęło mnie mnóstwo różnych spraw, zajęć, między nimi nadal ważne miejsce zajmowały sprawy"teokratyczne"

2002-2004 - "duchowa śmierć", czyli prawie zerowe zaangażowanie w działalność "świadkową"; może nie od samego poczatku 2002 było tak cienko ze mną, bo to oczywiście był proces; różne wątpliwości miewałem wcześniej, to tu, to tam coś mnie ugryzło; doszły wtedy do głosu moje słabości, zaczęły się różne wpadki, rozwinęło się zwątpienie w Boga, w Jego miłość, podważałem nawet wartość ofiary Chrystusa; dziś myślę, że był to rodzaj reakcji obronnej, sposób na usprawiedliwienie samego siebie - mówiłem "ja się nie prosiłem na taki parszywy świat, do życia w niedoskonałości, grzechu i śmierci"; w rzeczywistości żarło mnie sumienie i nie mogłem go uciszyć, nie mogłem chodzic na zebrania, głosić o Bogu w stanie, w jakim się znajdowałem; szczęśliwie ten okres przeżyłem we względnym zdrowiu psychicznym, chociaż moja żona bardzo wtedy przy mnie ucierpiała, w pewnym momencie nasze małżeństwo prawie się rozleciało

rok 2005 - postanowiłem wziąć się za siebie; przeprowadzilismy się do innej dzielnicy W-wy; nowe miejsce, nowy zbór, nowi ludzie - postanowiłem spróbować zacząć "od nowa", z "czystą kartą"; jeszcze w "starym" zborze złożyłem sprawozdanie (po prawie dwóch latach bycia "nieczynnym"); w nowym zborze z miesiąca na miesiąć "rosłem", sprawozdania coraz lepsze, aktywność w służbie, na zebraniach, marynarka, krawat i teczka wróciły do łask, wziąłem "teren osobisty", kilkaset "dusz" do ratowania, znów założyłem zeszyt z notatkami

rok 2006 - chyba byłem o krok od zamianowania; nadzorca, który znał mnie z poprzedniego zboru i pamiętał mój poprzedni stan nie mógł się nadziwić mojej metamorfozie; byłem na fali wznoszącej

rok 2006, poczatek marca - jakimś sposobem, linkami w necie, może przez google trafiłem tu, na forum watchtower.org.pl. Trochę poczytałem i stwierdziłem, że piszą tu "wątpiący Świadkowie", którym trzeba pomóc; zaangażowałem się w jedną czy dwie dyskusje doktrynalne (pisałem jako "jak myślicie, kto?" - taki dziwaczny nick...); od słowa do słowa zacząłem bronić Organizacji... Nie zostałem tu jednak zmieszany z błotem, potraktowano mnie łagodnie i delikatnie, mimo, że ja łagodny i delikatny raczej nie byłem. Ktoś mi powiedział o roku 607 p.n.e., ktoś inny o "Kryzysie sumienia". Zacząłem badać, sprawdzać, czytać. I tak się zaczęła moja droga do wolności.

Więcej o samym moim "odchodzeniu" napisałem w wątku, do którego link jest w mojej sygnaturce.

Pozdrowienia

Marcin



#25217 przywitanie i trochę o mnie

Napisano przez Dreamer on 2006-04-21, godz. 13:08 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

Coby nie mnożyć wątków, umieściłem tutaj treść mojego listu pożegnalnego, skierowanego do Świadków z mojego zboru i innych braci, których znam. Właściwie są to 2 listy. Ten krótki zawiera moją decyzję o odejściu i dość ogólny opis powodów. Dłuższy omawia bardziej szczegółowo kilka zagadnień, których zbadanie sprawiło, że postanowiłem odejść.


------------------------
List 1
------------------------


Ci z Was, bracia, którzy będziecie czytali ten list wiecie, że w ostatnim czasie, kiedy jeszcze widywaliśmy się na Sali Królestwa, byłem naprawdę gorliwy. Byłem aktywny w służbie, udzielałem się na zebraniach. Zostało to dostrzeżone, bo zacząłem otrzymywać coraz bardziej odpowiedzialne przywileje. Tak jak nigdy dotąd w ostatnim czasie zapragnąłem "słuchać bardziej Boga, niż ludzi".

Tak jak nigdy wcześniej wnikliwie studiuję teraz Słowo Boże, które dosłownie z dnia na dzień otwiera się przed moimi oczami. Tak jak nigdy dotąd zanoszę do Jehowy gorące modlitwy o mądrość i o Jego ducha, potrzebnego do właściwego zrozumienia. Jestem przekonany, ze Jego duch oddziałuje na każdego czytającego Biblię w takim samym stopniu, że Jehowa daje go "szczodrze, bez wypominania" (Jak.1:5, Łuk.11:13)

To, co teraz napiszę, będzie prawdopodobnie dla wielu z Was zaskoczeniem. Ponieważ nie mogę pogodzić się z niektórymi ważnymi naukami Organizacji i sposobem, w jaki Organizacja działa, naukami i sposobem, które w moim przekonaniu stoją w sprzeczności z Pismem Świętym, zdecydowałem się opuścić jej szeregi (Rzymian 14:23).

Wiele niechlubnych faktów było przede mną skrywanych, jak zresztą przed ogromną większością braci, którzy naprawdę szczerze pragną służyć Jehowie. Wiele takich faktów na przestrzeni lat było zafałszowywanych, rozwadnianych. Organizacja stworzyła bardzo skuteczną blokadę, praktycznie uniemożliwiającą jakąkolwiek weryfikację jej wiarygodności przez "zwykłych" głosicieli. Dawało się odczuć niechęć i brak aprobaty do czytania świeckich źródeł na temat Świadków Jehowy, nie mówiąc już o tym, że te źródła, które ośmielały się dobitnie krytykować Organizację, określono mianem odstępczych i pod groźbą wykluczenia zabraniano ich czytania.

Wiem, że większość wydawnictw wymierzonych przeciw Świadkom Jehowy reprezentuje żenujący, żałosny poziom merytoryczny. Że mnóstwo zarzutów podnoszonych przeciw Świadkom to zarzuty bezpodstawne, fałszywe, a czasem wręcz śmieszne.

Jednak okazuje się, że istnieją też publikacje poważne i rzetelne, które opisują Organizację od strony nieznanej przeciętnym Świadkom, odsłaniając informacje, które należy uznać za przerażające. Ponieważ zawsze wierzyłem, że prawda nie obawia się żadnej krytyki, że jest w stanie odeprzeć każdy zarzut, kiedy w moje ręce trafiła książka „Kryzys sumienia”, autorstwa Raymonda Franza, nie widziałem powodów, dla których miałbym jej nie przeczytać. Nigdy bym nie przypuszczał, że w ciągu kilku dosłownie dni moje zaufanie do Ciała Kierowniczego rozsypie się jak domek z kart.

Rzeczy, o których czytałem na kolejnych stronach sprawiały, że dosłownie jeżyły mi się włosy na głowie. Kilka tygodni zajęło mi czytanie i sprawdzanie wszystkiego w Biblii i publikacjach Towarzystwa. To, co dotąd udało mi się sprawdzić, a o czym przeczytałem w książce, okazało się prawdą.

Część spraw, o których się dowiedziałem i nad którymi prowadziłem w ostatnich dniach intensywne badania, opisałem w załączonym do tego listu tekście: „Szerzej o powodach”.

Organizacja, która dziś istnieje, stanowi potężne narzędzie. Gdyby rzeczywiście Jehowa się nią posługiwał, byłoby to coś naprawdę wspaniałego. Niestety, zbyt wiele wskazuje na to, że to narzędzie w wyrafinowany sposób wykorzystuje teraz Jego Przeciwnik.

Chciałbym abyście wiedzieli, że to wszystko, co odkryłem w ostatnich dniach było dla mnie prawdziwym szokiem. Nie wiem, ile jeszcze czasu będę potrzebował, żeby się z tego wszystkiego otrząsnąć.

Wiem, że moje dobre imię zostanie w najbliższym czasie zbrukane. Zrobią to ludzie, którzy będą działać w dobrej wierze, w przekonaniu, że w ten sposób chronią jedność i czystość zboru.

Niezależnie od tego jak będzie mnie traktował każdy z Was, czas, który z Wami spędziłem będę zawsze bardzo dobrze wspominał. Wiele takich chwil mogę uznać za najszczęśliwsze i najbardziej satysfakcjonujące momenty mojego dotychczasowego życia.

Życzę Wam wszystkim błogosławieństw, prawdziwej bliskości z Jehową i Chrystusem i tego, żebyście zawsze byli szczerzy, odważni, pełni miłości i nadziei.


------------------------
List 2
------------------------

Szerzej o powodach.


Na początek chciałbym zacytować akapit ze Strażnicy nr 7 z 1 kwietnia 2006 r. (str.6):

"Co mogłoby nam przeszkodzić w zrozumieniu Słowa Bożego? Między innymi źle pojęta lojalność. Może na przykład uznajesz wierzenia i poglądy propagowane przez jakieś autorytety. Ale co byś zrobił, gdybyś stwierdził, że osoby te nie trzymają się prawd zawartych w Słowie Bożym? W takiej sytuacji zrozumienie go może nie być łatwe. Dlatego Biblia zachęca nas, byśmy starannie badali to, czego nas uczono (1 Tesaloniczan 5:21)."

Jeśli mówimy o źle pojętej lojalności, to w naszym przypadku na pewno by tak było, gdybyśmy za swój najwyższy autorytet uznali człowieka lub grupę ludzi. Tymczasem wiemy, że ostateczne słowo zawsze należy do Jehowy, a każdą myśl, każdą ideę należy badać przez porównywanie z tym, co On nam mówi w Piśmie Świętym. To właśnie Biblia ma być dla nas najwyższym autorytetem w kwestiach wiary.

Z uwagi na powyższe, licząc na Twoją szczerość i odwagę w dążeniu do Prawdy, z całego serca proszę Cię o przeczytanie do końca wszystkiego, co napisałem. W moim przekonaniu Prawda od Jehowy jest niezmienna. Jest jak skała, której nic nie jest w stanie poruszyć z miejsca. Prawda od Jehowy nie ma się czego obawiać, a każdy argument, każda "broń użyta przeciwko niej" zawsze zawodzi. Myślę, że Ty również podzielasz to przekonanie. Myślę, że okażesz się „szlachetnie usposobiony” tak jak Berejczycy, którzy starannie i uważnie sprawdzali w Pismach, jak się naprawdę „rzeczy mają” (Dzieje 17:11). Przez wzgląd na Twoją uczciwość proszę, przeczytaj i dokładnie sprawdź w Słowie Bożym to, o czym napisałem.

1. Dwie „klasy”

Rzetelna analiza 8 rozdziału listu Pawła do Rzymian prowadzi każdą szczerą osobę do pewnego bardzo zaskakującego wniosku. Apostoł Paweł pisze w tym rozdziale o dwóch "klasach" ludzi. Publikacje bardzo często powołują się na wersety 16 i 17: "Tenże duch świadczy wespół z naszym duchem, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli więc jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami wprawdzie Bożymi, lecz współdziedzicami z Chrystusem, jeśli tylko razem z nim cierpimy, aby też razem zostać otoczeni chwałą."

Werset ten daje podstawę niektórym Świadkom Jehowy do twierdzenia, że zostali w specjalny sposób wyróżnieni przez Jehowę - "namaszczeni" Jego świętym duchem. Właściwie jest to kluczowy werset, na którym opierają oni to przekonanie.

Tymczasem rozważenie tego wersetu razem z kontekstem prowadzi do zupełnie innego wniosku.
Rzymian 8:1-17: "A zatem ci, co są w jedności z Chrystusem Jezusem, nie podlegają potępieniu. Gdyż prawo tego ducha, który daje życie w jedności z Chrystusem Jezusem, uwolniło cię od prawa grzechu i śmierci. A ponieważ Prawo cechowała niemożność, jako że było słabe z powodu ciała, Bóg, posyłając własnego Syna w podobieństwie grzesznego ciała i w związku z grzechem, potępił grzech w ciele. aby nacechowane prawością wymaganie Prawa spełniło się w nas, którzy nie chodzimy w zgodzie z ciałem, lecz w zgodzie z duchem. Gdyż ci, którzy są w zgodzie z ciałem, skupiają swe umysły na sprawach ciała, ale ci, którzy są w zgodzie z duchem — na sprawach ducha. Albowiem myślenie ciała oznacza śmierć, lecz myślenie ducha oznacza życie i pokój; ponieważ myślenie ciała oznacza nieprzyjaźń z Bogiem, bo nie jest podporządkowane prawu Bożemu ani w rzeczywistości być nie może. Toteż ci, którzy są w zgodzie z ciałem, nie mogą się podobać Bogu. Jednakże wy nie jesteście w zgodzie z ciałem, lecz z duchem, jeśli duch Boży istotnie w was mieszka. Ale jeśli ktoś nie ma ducha Chrystusa, to do niego nie należy. Jeżeli zaś Chrystus jest w jedności z wami, to ciało wprawdzie jest martwe ze względu na grzech, lecz duch jest życiem ze względu na prawość. A jeśli duch tego, który wskrzesił Jezusa z martwych, mieszka w was, to ten, który wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, ożywi też wasze śmiertelne ciała przez swego ducha w was przebywającego. Tak więc, bracia, mamy obowiązek — ale nie wobec ciała, by żyć w zgodzie z ciałem; bo jeśli żyjecie w zgodzie z ciałem, niechybnie pomrzecie, ale jeśli duchem uśmiercacie praktyki ciała, będziecie żyć. Wszyscy bowiem, których prowadzi duch Boży, są synami Bożymi. Gdyż nie otrzymaliście ducha niewoli, na nowo wzbudzającego bojaźń, lecz otrzymaliście ducha usynowienia, przez którego to ducha wołamy: „Abba, Ojcze?” Tenże duch świadczy wespół z naszym duchem, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli więc jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami wprawdzie Bożymi, lecz współdziedzicami z Chrystusem, jeśli tylko razem z nim cierpimy, aby też razem zostać otoczeni chwałą."

Zanim zaczniesz czytać dalej, poświęć proszę chwilę na głębsze zastanowienie się nad powyższym fragmentem Pisma, weź pod uwagę kontekst. Dopiero później przeczytaj dalszy ciąg mojego wywodu. Proszę Cię o to ponieważ jestem przekonany, że jeśli przeczytasz to dostatecznie uważnie i naprawdę przemyślisz te wersety, sam dojdziesz do wniosku, który spisałem niżej.

Apostoł Paweł faktycznie pisze tu o dwóch "klasach". Jednak wbrew powszechnemu wśród braci przekonaniu nie chodzi tu wcale o "klasę niebiańską" i "klasę ziemską". Paweł wyraźnie pisze tu o "klasie" ludzi idących za ciałem, myślących ciałem, którzy nie podobają się Jehowie i których czeka śmierć. Natomiast druga "klasa" ludzi, przeciwstawiona tej pierwszej to wszyscy ci, którzy słuchają Jehowy i Chrystusa, którzy żyją "w zgodzie z duchem" Jehowy.
W wersecie 14 Paweł pisze: "Wszyscy bowiem, których prowadzi duch Boży, są synami Bożymi.".
Mamy pewność, że Jehowa daje swojego ducha wszystkim, którzy go o to proszą - "hojnie i bez wypominania": „Jeżeli więc wy, chociaż jesteście niegodziwi, umiecie dawać swym dzieciom dobre dary, o ileż bardziej Ojciec w niebie da ducha świętego tym, którzy go proszą!” (Łuk. 11:13). Wszyscy, którzy zgłębiają Pismo Święte poddają się w ten sposób pod wpływ ducha Jehowy (Hebr. 4:12). A z kolei ci, którzy poddają się pod wpływ ducha świętego wydają jego wyraźne owoce (Gal. 5:22,23). Dopiero kiedy weźmiemy to wszystko pod uwagę, możemy we właściwy sposób zrozumieć werset 16: "Tenże duch świadczy wespół z naszym duchem, że jesteśmy dziećmi Bożymi.". Staje się jasne, że słowa te dotyczą wszystkich ludzi, którzy "chodzą w zgodzie z duchem", wydając jego owoce. Nie dotyczą one natomiast tych ludzi, którzy wybierają życie w zgodzie z ciałem.

Być może wniosek ten nie wyda Ci się szczególnie istotny. Ale to jest tylko pozór. Wierzchołek prawdziwej, ukrytej pod wodą skały.

Dlaczego tak twierdzę? Bo tym samym zaczyna poważnie chwiać się główna podstawa biblijna, pozwalająca niektórym deklarować się jako "namaszczeni bracia Chrystusa", jako grupa szczególnie uprzywilejowana i obdarzona szczególną łaską Bożą. 8 rozdział listu do Rzymian, w wersetach o usynowieniu i o dziedzictwie, mówi o nas wszystkich – o wszystkich pragnących żyć „w zgodzie z duchem”, życiem podobającym się Bogu, i odrzucających życie „w zgodzie z ciałem”, które prowadzi do śmierci.

Ponieważ kwestia dotyczy tego, czy dla chrześcijan Bóg rzeczywiście przewidział dwa rodzaje nadziei, dobrze jest wziąć pod uwagę fragmenty mówiące o zmartwychwstaniu. Uważna analiza 15 rozdziału 1 listu do Koryntian i 4 rozdziału 1 listu do Tesaloniczan w powiązaniu z księgą Objawienia 20:4-6 prowadzi do wniosku, że żyjący i "umierający w Chrystusie" wcale nie podlegają podziałowi na dwie, różniące się od siebie rodzajem nadziei klasy, ale wszyscy ludzie wierni Chrystusowi dostąpią w przyszłości zaszczytu królowania z nim przez tysiąc lat w niebie.

1 Kor. 15:35-54: „Jednakże ktoś powie: „Jak mają zostać wskrzeszeni umarli? I w jakim ciele przyjdą?” Nierozsądny! To, co siejesz, nie zostanie ożywione, jeśli wpierw nie obumrze; a jeśli chodzi o to, co siejesz, siejesz nie to ciało, które się rozwinie, lecz gołe ziarno, czy to pszeniczne, czy któreś z pozostałych; ale Bóg daje mu takie ciało, jakie się Jemu podoba, każdemu z nasion jego własne ciało. Nie każde ciało jest takim samym ciałem, ale inne jest ludzkie, a inne jest ciało bydląt, a inne ciało ptaków, a inne ryb. I są ciała niebieskie i ciała ziemskie; ale chwała ciał niebieskich jest odmienna i ciał ziemskich jest odmienna. Inna jest chwała słońca, a inna jest chwała księżyca, inna też chwała gwiazd; doprawdy, gwiazda od gwiazdy różni się chwałą.
Podobnie jest ze zmartwychwstaniem umarłych. Zasiewa się w skażeniu, wskrzeszone zostaje w nieskażoności. Zasiewa się w hańbie, wskrzeszone zostaje w chwale. Zasiewa się w słabości, wskrzeszone zostaje w mocy. Zasiewa się ciało fizyczne, wskrzeszone zostaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało fizyczne, to jest też duchowe. Tak nawet jest napisane: „Pierwszy człowiek, Adam, stał się duszą żyjącą”. Ostatni Adam stał się duchem życiodajnym. A jednak pierwsze nie jest to duchowe, lecz to fizyczne, a dopiero potem duchowe. Pierwszy człowiek jest z ziemi i uczyniony z prochu, drugi człowiek jest z nieba. Jaki jest ten uczyniony z prochu, tacy też są ci uczynieni z prochu; i jaki jest ten niebiański, tacy też są ci niebiańscy. I jak nosiliśmy wyobrażenie tego uczynionego z prochu, tak też będziemy nosić wyobrażenie tego niebiańskiego.
To jednak mówię, bracia, że ciało i krew nie mogą odziedziczyć królestwa Bożego ani skażenie nie dziedziczy nieskażoności. Oto wam mówię świętą tajemnicę: Nie wszyscy zapadniemy w sen śmierci, ale wszyscy będziemy przemienieni, w jednym momencie, w mgnieniu oka, podczas ostatniej trąby. Bo trąba zabrzmi i umarli zostaną wskrzeszeni jako nie podlegający skażeniu, a my będziemy przemienieni. Albowiem to, co podlega skażeniu, musi się przyoblec w nieskażoność, a to, co śmiertelne, musi się przyoblec w nieśmiertelność. Ale gdy to, co podlega skażeniu, przyoblecze się w nieskażoność, a to, co śmiertelne, przyoblecze się w nieśmiertelność, wtedy się spełni zapisana wypowiedź: „Śmierć została pochłonięta na wieki”
.

1 Tes. 4:13-17: „Ponadto, bracia, nie chcemy, żebyście byli w niewiedzy co do zasypiających w śmierci; abyście się nie smucili jak pozostali, którzy nie mają nadziei. Bo jeśli wierzymy, że Jezus umarł i znowu powstał, to tak samo tych, którzy zapadli w sen śmierci przez Jezusa Bóg przyprowadzi wraz z nim. Albowiem to mówimy wam na podstawie słowa Jehowy, że my, żyjący, którzy pozostaniemy przy życiu aż do obecności Pana, w żaden sposób nie wyprzedzimy tych, którzy zapadli w sen śmierci; ponieważ sam Pan zstąpi z nieba z nakazującym wołaniem, z głosem archanielskim oraz z trąbą Bożą i ci, co umarli w jedności z Chrystusem, powstaną pierwsi. Potem my, żyjący, którzy pozostaniemy przy życiu, będziemy wraz z nimi porwani w obłokach, aby spotkać Pana w powietrzu; i tak zawsze będziemy z Panem.”

Obj. 20:4-6: „I ujrzałem trony, i byli ci, którzy na nich zasiedli, i dano im władzę sądzenia. Tak, ujrzałem dusze tych, których stracono toporem za świadczenie o Jezusie i za mówienie o Bogu, tych, którzy nie oddali czci ani bestii, ani jej wizerunkowi i którzy nie przyjęli znamienia na swe czoło ani na rękę. I ożyli, i królowali z Chrystusem przez tysiąc lat. Pozostali z umarłych nie ożyli, aż się skończyło tysiąc lat. To jest pierwsze zmartwychwstanie. Szczęśliwy i święty jest każdy, kto ma udział w pierwszym zmartwychwstaniu; nad tymi druga śmierć nie ma władzy, lecz będą kapłanami Boga i Chrystusa i będą z nim królować przez tysiąc lat.”

Przytoczone wyżej fragmenty dają jasny obraz kwestii zmartwychwstania – „pierwsze zmartwychwstanie” dotyczy wszystkich ludzi, którzy za życia byli wierni Chrystusowi i świadczyli o nim. Biblia nigdzie nie utożsamia tych osób z grupą 144.000 „kupionych z ziemi”. Fragmenty te w żaden sposób nie wspominają o dwóch grupach. Dzielą jedynie ludzi na tych będących „w jedności z Chrystusem” i na „pozostałych”. Z dokładnie takim samym podziałem mamy do czynienia w omówionym wcześniej 8-mym rozdziale listu do Rzymian.

Jezus Chrystus wspomniał jednak przy pewnej okazji o "drugich owcach" (Jana 10:16). Zdaniem większości braci chodzi tu o "klasę ziemską" w odróżnieniu od „pierwszych owiec” – klasy niebiańskiej. Twierdzenie to również nie ma mocnego oparcia w Biblii. Przeciwnie, okoliczności i kontekst wyraźnie wskazują, że Jezus mówiąc o owcach, miał na myśli "zagubione owce z Izraela", a "drugimi owcami" nazwał ludzi z innych narodów.

Potwierdzają to fragmenty z Mat.10:5-7 i Mat.15:24. Czytamy w nich:

„A tych dwunastu Jezus wysłał, dając im takie nakazy: Nie oddalajcie się na drogę narodów i nie wchodźcie do miasta samarytańskiego, ale raczej zachodźcie do zaginionych owiec z domu Izraela. A idąc, głoście, mówiąc: ‚Przybliżyło się królestwo niebios’.” (Mat. 10:5-7).

„On, odpowiadając, rzekł: Nie zostałem posłany do nikogo oprócz zaginionych owiec z domu Izraela.” (Mat.15:24)

To, że "drugimi owcami" mieli być po prostu ludzie nie należący do Izraelitów potwierdza zresztą sam w sobie werset z Jana 10:16:
"A mam drugie owce, które nie są z tej owczarni; te również muszę przyprowadzić i będą słuchać mego głosu, i będzie jedna trzoda, jeden pasterz."

Dwa połączone stada miały utworzyć jedno - "będzie jedna trzoda, jeden pasterz". Werset ten w żaden sposób nie sugeruje, że "drugie owce" są owcami innego rodzaju, niż pierwsze. Przeciwnie, po połączeniu dwóch stad, dwóch owczarni nie da się już odróżnić jednych owiec od drugich. A łączenie to zaczęło się w momencie, kiedy pierwszy "poganin" przyjął prawdę o Chrystusie. „Pierwsze owce” nie różnią się więc „jakością” od „drugich owiec”.

Fragment z Objawienia Jana, mówiący o 144.000 "wykupionych z Ziemi" i "wielkiej rzeszy" wcale nie utożsamia "drugich owiec" wspomnianych przez Chrystusa z "wielką rzeszą". Podobnie żaden fragment biblijny nie utożsamia wyraźnie "małej trzódki" ze 144.000. Jest to ludzka interpretacja, dopasowana do twierdzenia, które ktoś chce za wszelką cenę udowodnić.

Zgodnie z 11 rozdziałem listu do Hebrajczyków, wersetem 16 do grupy „wykupionych z ziemi” mogą się zaliczać niektórzy "wierni świadkowie" z czasów starożytnych: „Dzięki wierze Abel (…) Dzięki wierze Henoch (…) Dzięki wierze Noe (…) Dzięki wierze Abraham (…) Dzięki wierze również sama Sara (…) Wszyscy oni pomarli w wierze, chociaż nie dostąpili spełnienia obietnic, ale je z dala ujrzeli i powitali oraz publicznie oznajmili, że są obcymi i tymczasowymi osiedleńcami w tej ziemi. Bo ci, którzy tak mówią, dają dowód, iż pilnie szukają swojego miejsca. A przecież gdyby wciąż wspominali to miejsce, z którego wyszli, mieliby sposobność powrócić. Teraz jednak zabiegają o lepsze miejsce, mające związek z niebem. Dlatego Bóg się ich nie wstydzi, gdy jest wzywany jako ich Bóg, bo przygotował dla nich miasto.”

Wszystkie "niezbite dowody", upoważniające do niezachwianego twierdzenia, że dziś żyją na Ziemi dwa rodzaje owiec Chrystusa, wobec porównania z Biblią okazują się bardzo wątłe. Jest to niezwykle ważne, ponieważ stawia pod wielkim znakiem zapytania istnienie w obecnym czasie szczególnie uprzywilejowanej grupy, pozostającej pod większym niż reszta chrześcijan oddziaływaniem ducha świętego i stanowiącej "jedyny kanał łączności" między pozostałymi ludźmi a Jehową i Jezusem Chrystusem. Stawia to pod wielkim znakiem zapytania prawo tych ludzi do ustalania "jedynej słusznej interpretacji” Słowa Bożego.

Jeśli więc brak mocnych biblijnych dowodów na potwierdzenie podziału chrześcijan na dwie klasy, może dałoby się „udokumentować” prawowitość zwierzchnictwa „niewolnika” nad pozostałymi chrześcijanami na podstawie proroctw biblijnych, oraz jego nauk i dokonań w czasach nowożytnych?

2. Niewidzialna obecność Chrystusa od roku 1914

Zgodnie z aktualnym "światłem" podawanym na łamach publikacji, przede wszystkim Strażnicy, w roku 1914 Chrystus zaczął w niewidzialny sposób panować w swoim Królestwie, a w krótkim czasie później wybrał Towarzystwo Strażnica na swojego "niewolnika" i "proroka" (tzw. „klasa Jeremiasza”, „klasa Jana” itp.)

Wykładnia ta ma jednak wiele słabości, które w moim przekonaniu całkowicie ją dyskwalifikują. Spośród nich wymienię zaledwie trzy.

Uważne zapoznanie się z rozdziałem 24 ewangelii Mateusza, szczególnie wymowa wersetów od 23 do 31 odsłania fakt, który uchodzi uwagi większości braci:
"A jeśli ktoś wam powie: ‚Oto tu jest Chrystus!’ albo: ‚Tam!’, nie wierzcie. Bo powstaną fałszywi Chrystusowie oraz fałszywi prorocy i będą czynić wielkie znaki i dziwy, żeby — jeśli to możliwe — wprowadzić w błąd nawet wybranych. Oto was przestrzegłem. Toteż jeśli wam powiedzą: ‚Oto jest na pustkowiu!’, nie wychodźcie; ‚Oto jest w wewnętrznych izbach!’, nie wierzcie. Bo jak błyskawica ukazuje się od stron wschodnich i świeci aż po strony zachodnie, taka będzie obecność Syna Człowieczego. Gdziekolwiek jest trup, tam się zbiorą orły. „Natychmiast po ucisku owych dni słońce ściemnieje i księżyc nie da swego światła, i gwiazdy będą spadać z nieba, a moce niebios zostaną wstrząśnięte. I potem ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, a potem wszystkie plemiona ziemi będą się uderzać, lamentując, i ujrzą Syna Człowieczego przychodzącego na obłokach nieba z mocą oraz wielką chwałą. I pośle on swoich aniołów z potężnym głosem trąby i zbiorą jego wybranych od czterech wiatrów, od jednego krańca niebios do ich drugiego krańca."

Nie ma tu miejsca na swobodną interpretację. Wersety te stanowią ostrzeżenie przed ludźmi, którzy będą twierdzić, że Chrystus już jest "tu" lub "tam". Ludzie ci mieli nawet dokonywać „wielkich znaków”. Wersety te dwukrotnie podkreślają, że przyjście Chrystusa i następująca po tym przyjściu jego obecność będą wyraźnie widoczne na całej ziemi, poprzez "znak Syna Człowieczego".

Samo twierdzenie, że najpierw jest "obecność", a później "przyjście" jest po prostu nielogiczne. Żeby być obecnym, trzeba najpierw przyjść, przybyć. Potwierdza to zresztą sama Strażnica – w numerze 16 z roku 1996 na str. 11 akapit 11 możesz przeczytać, że „PAROUSIA, dosłownie „obecność”, określa zarówno przybycie, jak i następującą po nim obecność.”

A że chodzi o szczególną „obecność”, obecność związaną ze spektakularnym, wyraźnym działaniem na Ziemi, świadczy znów zwykła logika. Przecież od swojego zmartwychwstania aż do teraz Chrystus jest niezmiennie obecny w niebie. Jego słowa o przyjściu i obecności muszą więc oznaczać obecność szczególną, obecność, w czasie której razem z aniołami dokona rozdzielenia ludzi na „owce” i „kozy”, a postawione po swojej prawicy „owce” zaprosi do przygotowanego dla nich Królestwa w niebie (Mat. 24:30,31). W tym czasie właśnie „jeden będzie wzięty, a drugi pozostawiony” (Mat. 24:40). W ten właśnie sposób aniołowie „zbiorą jego wybranych” (Mat. 24:31). Doskonale współgra to z cytowanymi wcześniej fragmentami z 1 Kor. 15:35-54, 1 Tes. 4:13-17, Obj. 20:4-6, mówiącymi o zmartwychwstaniu i przemienieniu.

Zatem wyraźnie widać, że zarówno Biblia, jak i żelazna logika zaprzeczają nauce, według której Chrystus „zaczął być obecny” w sposób niewidzialny, jeszcze zanim „przyszedł”.

Użycie dwóch różnych słów – „przyjście” i „obecność” nie jest wystarczającym dowodem na to, że Chrystus mówił o dwóch różnych wydarzeniach, następujących w różnym czasie. Taki zabieg powszechnie stosuje się w literaturze dla zachowania poprawnego stylu lub ładnej formy. Kolejność użycia tych dwóch słów, również nie może stanowić takiego dowodu. Kontekst wypowiedzi Jezusa wskazuje na coś dokładnie przeciwnego – chodziło o jedno i to samo wydarzenie. Wydarzenie, które jak dotąd wcale jeszcze nie nastąpiło.

Druga słabość jest związana z twierdzeniem, jakoby Chrystus otrzymał władze królewską dopiero w 1914 roku. Wystarczy jeden fragment biblijny, żeby obalić tę błędną naukę. W ewangelii wg Mateusza, rozdziale 28 a wersetach od 16 do 18 czytamy: „Jednakże jedenastu uczniów poszło do Galilei na górę, gdzie im Jezus wskazał, a ujrzawszy go, złożyli hołd, ale niektórzy powątpiewali. A Jezus podszedł i powiedział do nich, mówiąc: „Dano mi wszelką władzę w niebie i na ziemi. Jezus otrzymał władzę królewską zaraz po zmartwychwstaniu. Niektórzy jednak mówią, że owszem, Chrystus miał władze królewską wcześniej, ale w odniesieniu do ziemskich sług zaczął z niej korzystać dopiero od 1914 roku. Dalsze słowa Jezusa jednak stanowczo temu zaprzeczają: „A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do zakończenia systemu rzeczy (Mat.28:20). Z tych słów wyraźnie wynika, że Jezus korzystał z danej mu przez Ojca pozycji przez cały czas, wspierając wiernych mu chrześcijan na ziemi.

Trzecią ze wspomnianych "słabości" twierdzenia o niewidzialnej obecności Chrystusa od roku 1914 jest fakt, że wyliczenie prowadzące do roku 1914 opiera się na błędnej dacie zburzenia Jerozolimy - 607 r. p.n.e. Od tej daty bowiem następuje liczenie siedmiu czasów pogan, przyjęte jako 2520 lat. Natomiast wszystkie niezależne źródła historyczne i archeologiczne umiejscawiają zburzenie Jerozolimy przez Nebukadneccara w roku 586/587 p.n.e.. Wielu braci badało ten temat w przeszłości i bywali wykluczani za obstawanie przy twierdzeniu, że „niewolnik" się w tej kwestii myli. Temat jednak nieustannie powraca, czego dowodem jest np. artykuł z serii "Pytania czytelników", zamieszczony w Strażnicy nr 4 z 15 lutego 1997 roku.
Artykuł ten przyznaje, że wszystkie źródła archeologiczne wskazują na rok 587 p.n.e., ale bez żadnych solidnych podstaw sugeruje, że wszystkie te źródła się mylą! Argumentacja użyta dalej jest zawiła i niejasna. Napisano tam też, że być może w przyszłości odnajdą się jakieś „materiały” potwierdzające datę 607 p.n.e. Wydaje się, że na autorach artykułu nie zrobiło dużego wrażenia, że liczba znalezisk potwierdzających słuszność daty 587 p.n.e. sięga tysięcy! Ileż wysiłku musieli włożyć autorzy artykułu, żeby przekonać samych siebie, że chronologia „niewolnika”, nazywana przez niego „biblijną” jest właściwa, żeby poddać w wątpliwość jedną z najlepiej udokumentowanych dat historii starożytnej! A może wcale nie byli do tego przekonani? Wiedzą to tylko oni sami i Bóg.

Korzystając ze zbieżności roku 1914 z wybuchem I Wojny Światowej stwierdzono, że w roku 1914 rozpoczął się okres nazywany w Biblii "dniami ostatnimi" i połączono to z wojną w niebie, w wyniku której Szatan został strącony na Ziemię. Tymczasem uważne przeanalizowanie relacji o dniu Pięćdziesiątnicy wyraźnie wskazuje, że "dni ostatnie" rozpoczęły się o wiele, wiele wcześniej:
"Wstał jednak Piotr wraz z jedenastoma, podniósł głos i tak do nich przemówił: Mężowie judejscy i wszyscy mieszkańcy Jeruzalem, niech wam to będzie wiadome i nadstawcie ucha na moje wypowiedzi. Ci ludzie wcale nie są pijani, jak przypuszczacie, jest bowiem trzecia godzina dnia. Wprost przeciwnie, właśnie to zostało powiedziane przez proroka Joela: ‘A w dniach ostatnich — mówi Bóg, wyleję mego ducha na wszelkie ciało i wasi synowie oraz wasze córki będą prorokować i wasi młodzieńcy będą mieć wizje, a waszym starcom śnić się będą sny; i nawet na moich niewolników oraz na moje niewolnice wyleję w owych dniach mego ducha i będą prorokować.’” (Dzieje 2:14-18)

Słowa apostoła Piotra nie pozostawiają wątpliwości - już wtedy trwały "dni ostatnie".

Niektórym może się wydawać, że kwestia roku 1914 nie jest aż tak istotna. Jednak publikacje Towarzystwa określają „naukę o roku 1914” jako „fundamentalną”.

Tak też zostało to ujęte w jednej ze Strażnic - „nasza fundamentalna nauka” (nr 11, 1 czerwca 1997 r. str. 28). I rzeczywiście, na tej dacie zbudowana jest cała praktycznie doktryna z jednym z jej najważniejszych elementów – wybraniem po 1914 roku „niewolnika”, który będzie na Ziemi reprezentował władzę Chrystusa. Podważenie tej fundamentalnej daty oznacza zarazem zakwestionowanie prawa Ciała Kierowniczego do przedstawiania siebie jako „jedynego kanału łączności” i „zarządcy ziemskiej majętności Pana”. Oznacza podważenie autorytetu, i wysokiej pozycji ludzi, którzy zasiadają w Ciele Kierowniczym. Nic zatem dziwnego, że wszelka krytyka chronologii przyjętej przez Towarzystwo, opartej na roku 1914 jest karana z najwyższą surowością – „krytykantów” wyklucza się ze zborów, pozbawiając ich społeczności, z którą często związane było całe ich życie.

Gdyby nawet wyliczenie oparte na 2520 dniach z księgi Daniela było słuszne, to biorąc pod uwagę właściwą datę zburzenia Jerozolimy, czyli rok 586/587 p.n.e., „obecność” Chrystusa rozpoczęłaby się 20 lat później, około roku 1934! Jak w świetle tego faktu wyglądałby ktoś, kto dużo wcześniej twierdził, że został wybrany przez Chrystusa na „szafarza” jego ziemskich dóbr?

Próba ustalenia, kiedy Chrystus faktycznie przyjdzie jest z góry skazana na niepowodzenie. On sam przecież powiedział:
"O dniu owym i godzinie nie wie nikt — ani aniołowie niebios, ani Syn, tylko sam Ojciec." (Mat. 24:36).
"Nie wasza to rzecz poznać czasy lub pory, które Ojciec objął swoją władzą orzekania." (Dzieje 1:7).
"Syn Człowieczy przyjdzie o godzinie, której się nie domyślacie." (Mat. 24:44).

Wygodne, bo trudne do weryfikacji twierdzenie, że Chrystus jest obecny w sposób niewidoczny, też nie opiera się na żadnych mocnych podstawach. Porównanie przyjścia Chrystusa do przyjścia "złodzieja w nocy" miało na celu podkreślenie, że nastąpi to nieoczekiwanie, w momencie, którego nikt się nie będzie spodziewał i którego daty i godziny nikt nie będzie w stanie wyznaczyć. Tak wynika z kontekstu mówiących o tym wersetów. Natomiast przyjście i obecność Chrystusa miały być wyraźnie widoczne – „jak błyskawica, która świeci od strony wschodniej, do strony zachodniej” (Mat.24:27).

Pismo Święte dowodzi zatem, że nikt nie ma prawa z całym przekonaniem twierdzić, że Chrystus zaczął "być obecny" od 1914 roku. A jeśli tego nie można powiedzieć z całym przekonaniem, to nie da się również na podstawie tej daty dojść do daty rzekomego wybrania „niewolnika wiernego i roztropnego".

3. Pokarm „na czas słuszny”

Na dowód „wierności” i „roztropności”, a co za tym idzie autentyczności „niewolnika”, często przytacza się jeszcze jeden argument. Wielu braci uważa za taki dowód "pokarm na czas słuszny", którego dostarczają im przedstawiciele "ostatka". Rzeczywiście bardzo duża część materiału, który jest dostarczany na łamach publikacji to informacje bardzo cenne, rozbudzające miłość do Jehowy, zamiłowanie do Słowa Bożego, chęć kierowania się w życiu wysokimi miernikami Bożymi. Jednak na łamach publikacji dostarczane są też inne treści - objaśnienia nauk i proroctw biblijnych.

Tu dochodzimy do bardzo ważnego punktu. Większość Świadków Jehowy w ogóle nie zdaje sobie sprawy, jakiej jakości "pokarm duchowy" był dostarczany braciom w minionych latach. Mało kto dziś wie, w jak nieodpowiedzialny sposób Ciało Kierownicze postępowało z braćmi, którzy w pełni zaufali "niewolnikowi" i ze szczerości serca dostosowywali swoje życie do jego wytycznych, do podawanego im na łamach publikacji „pokarmu”.

Dziś mało kto już pamięta te czasy, kiedy "niewolnik" z niezachwianą pewnością, z całkowitym przekonaniem o swojej racji ogłaszał kolejne daty "końca świata", kiedy zachęcał braci do odkładania wszelkich spraw do czasu nastania Nowego Porządku.
Wielu braci rezygnowało wtedy z posiadania dzieci, z nauki, z pracy. Postawy takie były propagowane i popierane przez „niewolnika”. Tuż przed najbardziej znanym terminem „końca systemu rzeczy”, obliczonym na rok 1975, niektórzy bracia sprzedawali cały swój dobytek, porzucali pracę zawodową i ruszali „w teren”. Wzmianka o tych braciach została zamieszczona w Naszej Służbie Królestwa jako wzór do naśladowania: „Dochodzą wieści o braciach sprzedających swoje domy i własność i planujących zakończyć resztę swoich dni w tym starym systemie, w służbie pionierskiej. Z pewnością jest to świetny sposób spędzenia tego krótkiego czasu, który pozostał, zanim nikczemny świat się skończy.” (Nasza Służba Królestwa, 5/1974 str.3, wydanie angielskie – można łatwo sprawdzić w Watchtower Library na płycie CD). Wielu szczerych, gorliwych braci wzięło sobie powyższy przykład do serca i „tak właśnie uczyniło”…

Zapowiedzi „niewolnika" o "końcu systemu" w 1975 były ogłaszane na łamach publikacji tak dobitnie, z taką niezachwianą pewnością, że niektórzy rezygnowali nawet z poważnych operacji chirurgicznych, ufając, że dosłownie za kilka miesięcy doznają uleczenia. Dziś nikt już nie jest w stanie oszacować strat, na jakie „szafarz” naraził posłusznych, ufających mu ludzi.
Przykłady takich nie podlegających dyskusji, autorytatywnych twierdzeń są bardzo liczne. Ze względu na i tak już dużą objętość tego listu nie zamieszczę ich tutaj. Ale dysponuję takimi przykładami i jeśli zechcesz, jestem gotów Ci je dostarczyć. Dość będzie tu powiedzieć, że daty wyznaczane przez ludzi nazywano „datami Bożymi, nie naszymi”, że używano określeń w rodzaju „jesteśmy przekonani”, „udowodniono”, „w to nie można wątpić” i tym podobnymi.

Dziś mało kto o wie o tych sprawach, bo obecne doniesienia o tamtych czasach są rozwodnione, przeinaczane i zmanipulowane. Osobiście porównywałem treści publikacji Towarzystwa z lat siedemdziesiątych i wcześniejszych ze sprawozdaniami podanymi np. w książce "Głosiciele Królestwa". Bardzo trudno było uwierzyć w to, co czytałem. Ci, którzy zawiedli się na obietnicach "niewolnika", którzy ponieśli straty na życiu, zdrowiu, wolności i godności, nie dość, że nie zostali nigdy przeproszeni, ale byli wręcz piętnowani jako "słabi". Kiedy ludzie ci, ludzie gotowi na największe poświęcenia, odchodzili od Organizacji, nazywano to "oczyszczaniem szeregów z ludzi małej wiary i nieszczerych"! I właśnie tak można o tych ludziach przeczytać we „wspaniałej” publikacji „Głosiciele Królestwa”, opisującej „obiektywną” historię Organizacji Świadków Jehowy.

I chociaż „niewolnik" co jakiś czas przyznaje, że dochodziło do pomyłek, zazwyczaj zrzuca winę za rozczarowania na "szeregowych" głosicieli, którzy mieli "niewłaściwe oczekiwania". Z dokładnie tego typu sytuacją mieliśmy do czynienia jeszcze niedawno, w roku 1995, kiedy to „niewolnik" obarczył winą za "niewłaściwe oczekiwania" nas, braci w zborach, zarzucając nam "spekulowanie" na temat pokolenia roku 1914!
(Strażnica nr 21 z 1 listopada 1995, str.17 ak.6). Tymczasem główny podręcznik do prowadzenia studiów biblijnych, książka "Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi" na dole strony 154 stwierdza czarno na białym: "Część pokolenia, które żyło w roku 1914, zobaczy i przeżyje koniec tego systemu rzeczy". Była to oficjalna, mocno podkreślana nauka. Ale okazała się błędna, a odpowiedzialność za błąd zrzucono na braci, którzy zaufali „niewolnikowi”. Ludzie, którzy przed nadejściem „nowego światła” ośmielali się kwestionować poprzednią naukę „o pokoleniu roku 1914”, byli wykluczani za odstępstwo. Do dziś ich nie przeproszono, nie zrehabilitowano, ich imię nadal jest poniewierane a reputacja nadal zszargana. Dawni „bracia” nadal pogardzają nimi niczym śmieciami i nadal wrzucają ich do jednego „worka” z Szatanem. Podobnie dzieje się z dzisiejszymi „odstępcami”, którzy ośmielają się kwestionować błędne nauki „niewolnika”. Wyraźnie widać, o co naprawdę chodzi. Bo wcale nie chodzi o Prawdę, ale o sprawowanie władzy nad sumieniami ludzi pod pozorem starań o „jedność” i „czystość”. Ubolewam nad tym, że bracia którzy pełnią odpowiedzialne funkcje w zborach nie dostrzegają tego, lub co gorsza, że niektórym z nich wcale to nie przeszkadza.

Nie miałem pojęcia, że praktyka obarczania czytelników winą za niespełnione przepowiednie jest stosowana przez Organizację od dziesiątek lat. Ale niby skąd miałem to wiedzieć, jeżeli zabrania się nam sięgania do źródeł, które wyrażają krytykę Organizacji, nazywanych prześmiewczo "paszkwilami" lub "publikacjami odstępców"?
Prawda jest taka, że do niedawna znałem tylko jedną, pięknie błyszczącą stronę "medalu". Kiedy poznałem jego drugą stronę, doznałem szoku.

Dziś większość braci, nieświadoma obciążających „niewolnika”, umiejętnie tuszowanych faktów, bagatelizuje jego dawne błędy. Bracia powszechnie zaakceptowali i pogodzili się z wyjaśnieniem, że zmiany wykładni Pisma Świętego to "światło, które coraz jaśniej świeci". Tymczasem to światło często okazywało się ciemnością, kłamstwem, a słoną cenę płacili tacy właśnie ludzie, którzy bezgranicznie zaufali swojemu "szafarzowi". Popełnili błąd, zdając się zapominać o słowach z Psalmu 146:3. Bo w rzeczywistości zaufali człowiekowi, zamiast Bogu. Ale ich błąd popełniony w szczerości serca wydaje się niewielkim, jeśli weźmiemy pod uwagę słowa Chrystusa: „Ale kto by zgorszył jednego z tych małych, którzy wierzą, lepiej byłoby dla niego, gdyby mu zawieszono u szyi kamień młyński, jaki bywa obracany przez osła, i wrzucono go do morza” (Marka 9:42). „Biada człowiekowi, przez którego zgorszenie przychodzi” (Mat.18:7).

Pomyłki „niewolnika” w dzisiejszych publikacjach usiłuje się przedstawiać jako właściwy w swoim czasie sposób na to, aby wzmacniać i oczyszczać szeregi Organizacji.
Ale czy Jehowa faktycznie posłużyłby się błędem, kłamstwem, niespełnioną przepowiednią? Czy to harmonizuje z Jego doskonałą osobowością?
Na pewno nie. Jehowa brzydzi się kłamstwem. O ludziach, którzy w Jego imieniu ogłaszają fałszywe, nie sprawdzające się później proroctwa, On sam powiedział tak:

"Jednakże prorok ośmielający się mówić w moim imieniu słowo, którego mu nie nakazałem mówić, lub mówiący w imieniu innych bogów, ów prorok umrze. A jeśli powiesz w swym sercu: ‘Skąd będziemy wiedzieć, którego słowa nie mówił Jehowa?’, to gdy prorok mówi w imieniu Jehowy i słowo to się nie sprawdzi ani nie spełni, jest to słowo, którego nie mówił Jehowa. Prorok mówił je z zuchwalstwa. Nie wolno ci się go ulęknąć.” (Powt. Prawa 18:20-22)

Czy wydaje Ci się prawdopodobne, żeby Jehowa żądał od swych sług poświęcania zdrowia, życia, dobytku, żeby żądał rezygnacji z rodzenia dzieci, rezygnacji z nauki i z pracy ze względu na fałszywe proroctwo? A do takich właśnie wyrzeczeń nakłaniano braci poprzez „pokarm na czas słuszny”. Pokarm okazał się dla wielu trujący, a czas wcale nie okazał się słuszny… Czy ktokolwiek potrafi powiedzieć, ilu braci, ludzi dzisiaj w podeszłym już wieku, dosięgły niedostatek i samotność, bo słuchając wytycznych „niewolnika” porzucili kiedyś pracę, wykształcenie i zrezygnowali z posiadania dzieci? Czy to możliwe, żeby Jehowa chciał ich w taki sposób doświadczyć? (Jak.1:13)

Po roku 1975, kiedy „niewolnik” po raz kolejny okazał się fałszywym prorokiem mówiącym „z zuchwalstwa”, od Organizacji odeszło bardzo wielu braci. Często byli to właśnie ci bracia, którzy gotowi byli na wielkie wyrzeczenia dla Jehowy i którzy na te wyrzeczenia naprawdę się zdobyli. Czy właśnie z takich, gotowych do wszelkich poświęceń ludzi Jehowa chciał „oczyścić” Organizację? Czy to ma jakikolwiek sens?

„Niewolnik” głosi, że Imię Boże – Jehowa – oznacza „Ten, Który Powoduje Że Się Staje”, i tłumaczy na łamach publikacji, że Bóg staje się tym, kim trzeba, dla zrealizowania swoich zamierzeń. Jednocześnie ten sam „niewolnik” twierdzi, że Jehowa posłużył się błędem, kłamstwem, dla oczyszczania swojego ludu. Kim zatem musiałby się stać Jehowa? Kto naprawdę posługuje się takim „niewolnikiem”? „Niewolnikiem” który twierdzi, że jest narzędziem w rękach Stwórcy, a jednocześnie sam traktuje Boga i Biblię jako narzędzia do kontrolowania posłusznych mu ludzi, który zarzuca Bogu posługiwanie się kłamstwem? Jeśli stać Cię na szczerość, na pewno potrafisz na te pytania odpowiedzieć.

4. Dwojakie normy

Czy komukolwiek z Was, czytających rocznik Świadków Jehowy z 1999 roku przyszłoby do głowy, że straszne nieszczęścia, które dotknęły braci z Malawi były następstwem lekkomyślnych i nie opartych na Biblii decyzji pozbawionego wyobraźni Ciała Kierowniczego? Że większości tych nieszczęść można by było uniknąć, gdyby fakty zostały rzetelnie i uczciwie rozważone? Za nie wykupienie legitymacji partyjnej malawijscy bracia byli maltretowani i mordowani, ich żony gwałcone, dzieci zabijane a domy i uprawy palone. Legitymacja partyjna była w tamtym kraju rodzajem dowodu osobistego, dowodem tożsamości, który każdy z nas posiada i nie ma w związku z tym żadnych wyrzutów sumienia. W Malawi istniała wtedy tylko jedna partia, która rządziła krajem, nie było więc mowy o angażowaniu się w polityczne rozgrywki, czy o braku neutralności politycznej – bo o takiej neutralności można mówić tylko w obliczu sporu politycznego, którego przecież tam nie było. W rzeczywistości to właśnie partia była wtedy w Malawi „Cezarem”, który zażądał wykupienia swoistego dokumentu tożsamości.

Mimo braku jakichkolwiek podstaw biblijnych, „niewolnik" stwierdził, że akt wykupienia legitymacji oznaczałby sprzeniewierzenie się Jehowie. A posłuszni bracia i siostry z Malawi doznawali w imię tej decyzji najstraszniejszych cierpień, jakie można sobie wyobrazić.

Niewielu osobom znany jest fakt, że dokładnie w tym samym czasie Ciało Kierownicze przyzwalało braciom w Meksyku na dawanie łapówek urzędnikom w zamian za poświadczający nieprawdę wpis w książeczce wojskowej. Sprawa ta jest powszechnie znana wśród braci w Meksyku.

Inny kontrast - kiedy w Malawi cierpieli i ginęli ludzie, starając się słuchać wytycznych „niewolnika”, w tym samym czasie w Meksyku, ze względu na nieopłacalne dla Organizacji przepisy prawa, bracia nie używali Biblii w czasie głoszenia, nie wychwalali Jehowy na zebraniach wspólną pieśnią i modlitwą, a swoją działalność nazywali "kulturalno-oświatową"! (Rocznik Świadków Jehowy 1995, str.212, 213)

Jak to się Twoim zdaniem ma do przykładu Daniela, który ryzykował życie, modląc się w otwartym oknie do Jehowy, okazując tym nieposłuszeństwo dekretowi króla?
W przypadku Meksyku nie chodziło nawet o życie, a jedynie o majątek Towarzystwa!
Wszystkie te „meksykańskie” zabiegi mające na celu ominięcie prawa „Cezara” są opisane w roczniku 1995 w słowach sugerujących, że było to bardzo mądre i właściwe!
Przeczytaj to osobiście. I przemyśl.

Odnośnie sytuacji w Malawi i beztroskiego podejmowania decyzji odbijających się na ludzkim życiu, mogą istnieć tylko dwa wytłumaczenia: głupota albo skrajny cynizm i wyrachowanie. „Pół biedy”, gdyby to było to pierwsze. I oby to było to pierwsze. Ale jeśli ktoś świadomie poświęcał życie braci i sióstr, żeby uzyskać „dowody” na to, że „prawdziwi chrześcijanie są w dobie obecnej prześladowani”, żeby to później opisać w publikacjach…

„Straszliwa to rzecz, wpaść w ręce Boga żywego.” (Hebr.10:31).

"Dwojakie odważniki są dla Jehowy obrzydliwością" (Przysłów 20:23).

5. Duchowa arka i wolność, czy Babilon i zniewolenie?

Dużo mógłbym jeszcze pisać o przerażających, zaskakujących, smutnych rzeczach, których dowiedziałem się w ostatnich dniach, sprawach, o których z niedowierzaniem czytałem w archiwalnych materiałach Towarzystwa i innych rzetelnych źródłach. Nie mogłem uwierzyć w to, z jaką lekkością "szafarz” rzeczywiście szafował zdrowiem, życiem, wolnością i mieniem ludzi, którzy mu bezgranicznie zaufali. Którzy zaufali, że poprzez „kanał łączności” to sam Jehowa mówi im, co mają w tym "słusznym czasie" robić.

Z każdym dniem natykałem się na coraz to nowe dowody. Z każdym dniem szerzej otwierałem oczy na to, nie mogąc się nadziwić, czym naprawdę jest Organizacja.

Wiem, że większość z Was, czytających ten list ma tak wielkie zaufanie do „niewolnika”, tak bardzo wierzy w to, że faktycznie jest on "jedynym kanałem łączności", że bez zastanowienia wyrzuci ten list do kosza, uznając go za dzieło sfrustrowanego, odrażającego odstępcy. Liczę jednak na to, że przynajmniej niektórych z Was uda mi się ostrzec przed tą najbardziej wyrafinowaną maszyną, która trzymała mnie pod swoim nadzorem i programowała mój sposób myślenia przez kilkanaście lat. Że przynajmniej nieliczni z Was potraktują poważnie moje ostrzeżenie.

Biorąc pod uwagę informacje, które dotarły do mnie w ostatnim czasie, z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że Jehowa wcale nie posługuje się Ciałem Kierowniczym. Błędy, które to „ciało” popełniało, a które skutkowały niepotrzebnymi cierpieniami ludzi, wielokrotnie ogłaszane przepowiednie, które się nigdy nie sprawdziły, błędne nauki tylko pozornie oparte na Piśmie Świętym, wreszcie przypisywanie sobie monopolu na właściwe zrozumienie Biblii, przedstawianie się jako "Boży kanał łączności" i jedyny ziemski reprezentant Boga, wszystkie te rzeczy dowodzą, że w rzeczywistości mamy do czynienia z jednym z „fałszywych proroków”, przed którymi ostrzegał Jezus.

Wiem, że zdecydowana większość Świadków Jehowy jest zwyczajnie nieświadoma faktów, o których tu pisałem. Bardzo skutecznie wpojono im bezgraniczną nieomal ufność i lojalność względem Organizacji, automatyczną lojalność, która nakazuje im alergicznie reagować na najmniejsze przejawy krytyki względem „niewolnika”, zapalając w ich głowach wielki czerwony alarm – „uwaga - odstępstwo!”. Lojalność, która sprawia, że ogromna większość czytających ten list prawdopodobnie nie doczytała go do tego miejsca, wbrew nawet samej Biblii, która w znanym wersecie księgi Przysłów powiada: „Gdy ktoś odpowiada w jakiejś sprawie, zanim jej wysłucha, jest to jego głupota i upokorzenie” (Przysłów 18:13).

Nie mam zamiaru krytykować braci, którzy podejmują ogromne wysiłki w służbie, służbie, którą w swoim przekonaniu pełnią dla Jehowy. Te wysiłki są godne najwyższego uznania, a szczerość zdecydowanej większości Świadków Jehowy nie podlega dyskusji.
Niestety, w dobrej wierze i całkowitej nieświadomości miliony Świadków propagują fałszywe nauki o dwóch klasach chrześcijan, o niewidzialnym przyjściu Chrystusa w 1914 roku i o tym, że tylko oni stanowią dziś odpowiednik arki Noego, zapewniający ocalenie w czasie Armagedonu. Milionom Świadków odcina się możliwość samodzielnego, dojrzałego rozumienia Pisma Świętego, podając im jak "na talerzu" gotową odpowiedź na każde niemal pytanie i interpretację każdego niemal słowa w Biblii, „udowadniając” im w ten sposób, że na tej właśnie Organizacji naprawdę spoczął duch Jehowy. Kiedy osoby takie czytają Biblię, mają już z góry utrwalone schematy myślowe, skojarzenia i objaśnienia, które czytali „gdzieś w publikacjach”. A kiedy natykają się na miejsce trudne, niezrozumiałe, sięgają do czasopism i książek, w których znajdują zawsze „prawidłowe interpretacje”.

Milionom naprawdę szczerych, pragnących służyć Bogu ludziom odcina się możliwość bezpośredniej pomocy ducha świętego od Jehowy i Chrystusa, wmawiając im, że potrzebują jeszcze jednego, dodatkowego pośrednika – „kanał łączności” - ludzki autorytet Ciała Kierowniczego.

Jako dowód Bożego błogosławieństwa podaje się wciąż rosnące liczby głosicieli, wypracowanych godzin, budowanych Sal Królestwa. Ale czy faktycznie po tym mieli być rozpoznani prawdziwi chrześcijanie? Czyż fałszywi prorocy nie mieli dokonywać „potężnych dzieł”? Posługując się propagandą liczb – „tysiącami Sal Królestwa”, „milionami głosicieli” i „miliardami godzin spędzonymi w służbie” zapomina się jednocześnie, że inne, porównywalnie „młode” wyznania osiągnęły znacznie większe wskaźniki liczbowe w tym samym czasie. Liczby nie stanowią żadnego dowodu błogosławieństwa Bożego. Gdyby tak było, można by było równie dobrze twierdzić, że Bóg błogosławi wielkim koncernom przemysłowym. Co miało być prawdziwym „znakiem rozpoznawczym” naśladowców Chrystusa, nie muszę tu chyba pisać.

To, czego się dowiedziałem o Ciele Kierowniczym, o jego sposobie pracy, to, czego dowiedziałem się o historii Organizacji, o bardzo niechlubnych kartach tej historii, to wszystko jeszcze dałoby się przełknąć, jako "koszt konieczny", "mniejsze zło" i "efekt uboczny" towarzyszący każdemu wielkiemu dziełu i towarzyszący dążeniu do Prawdy, przez setki lat zanieczyszczanej fałszywymi naukami i praktykami.

Ale w żaden sposób nie jestem w stanie przełknąć faktu, że ktoś zagrodził mi drogę do prawdy z Pisma Świętego. Ktoś przez długi czas utrudniał, blokował mi możliwość prawdziwego, osobistego obcowania ze Słowem Bożym, z Biblią, przesłaniając mi jej nauki ludzkimi naukami z „teokratycznych” czasopism. Ktoś sprawił, że nie byłem w stanie dostrzec prawdziwego, adresowanego DO MNIE przesłania, jakie zawiera Pismo Święte. Ktoś wreszcie sprawił, że czułem się niegodny miana człowieka "należącego do Chrystusa", niegodny miana jego brata, niegodny dostąpienia tego, co Jehowa i Chrystus dla nas wszystkich przygotowali – Królestwa Bożego w niebie. Ten ktoś doprowadził nawet do tego, że rezygnowałem z wielkiego zaszczytu, a tym samym nie okazywałem posłuszeństwa poleceniu samego Chrystusa, który również DO MNIE powiedział "czyńcie to na moją pamiątkę". W kontekście Pamiątki polecam do przeczytania i przemyślenia fragment z ewangelii Jana, rozdział 6, wersety od 48 do 58.

Nie wiem, jakie jeszcze rzeczy odkryję w najbliższym czasie. Ale już te opisane wyżej są wystarczające, aby uzasadnić moją decyzję.

Wszystko co napisałem jest prawdą i jestem gotów to wykazać z Biblią i publikacjami Towarzystwa w ręku. Czy będziesz gotów to sprawdzić? Czy starczy Ci odwagi, żeby zajrzeć na "drugą stronę lustra", obejrzeć „drugą stronę medalu”?

Możesz pozostać w wygodnej niewiedzy co do spraw, które mogłyby zachwiać Twój starannie poukładany, w Twoim przekonaniu oparty na solidnych podstawach światopogląd. Ale mam nadzieję, że pytania, które tu postawiłem będą czekać na odpowiedni moment. Oby nie do czasu, kiedy będzie za późno na posłuchanie ostrzeżenia: "wyjdźcie z niej, mój ludu, abyście nie otrzymali części jej plag".

Pamiętaj – nikt nie jest bardziej ślepy niż ten, który nie chce widzieć…

6. „Panie, dokąd pójdziemy”? (Jana 6:68)

Jestem niemal pewny, że zapytasz – jeśli nie Świadkowie Jehowy, to kto? Jeśli ich nauki są mylne, to „co masz do zaoferowania w zamian”? Możliwe, że zacytujesz słowa apostoła Piotra: „Panie, dokąd pójdziemy?”

To są bardzo dobre i ważne pytania. Ale nawet one świadczą o pewnych koleinach, w które zostaliśmy wtłoczeni, będąc w Organizacji. O utrwalonym w naszych umysłach przekonaniu, że MUSI istnieć jakaś „JEDYNA PRAWDZIWA”, ZORGANIZOWANA religia, która cieszy się uznaniem Boga, bo przecież „jest on Bogiem porządku”. Przekonaniu że musi ona być kierowana przez ludzi mądrych, przez autorytety, ludzi, którzy będą nam „prawdę” wykładać, tłumaczyć i interpretować. Że wreszcie będzie to religia, której doktryna i praktyki będą, w porównaniu z innymi, najbliższe wzoru biblijnego. Nie wszystkie nauki Świadków Jehowy są błędne. Wiele jest słusznych, prawdziwych i naprawdę wartościowych. Ale czy to jest najważniejsze, ile nauk jest dobrych, a ile złych?

Czy skupiając się na doktrynie, nie przegapiamy przypadkiem czegoś o wiele ważniejszego? Czy Chrystus naprawdę będzie nas sądził w oparciu o to, czy we właściwy sposób interpretujemy każdy fragment Pisma?
Czy nie będzie nas sądził raczej zgodnie z tym, co jest napisane w ewangelii wg Mateusza 25:34-40: „Wtedy król powie do tych po swej prawicy: ‚Chodźcie, pobłogosławieni przez mego Ojca, odziedziczcie królestwo przygotowane dla was od założenia świata. Bo zgłodniałem, a daliście mi jeść; odczułem pragnienie, a daliście mi pić. Byłem obcym, a przyjęliście mnie gościnnie; byłem nagi, a odzialiście mnie. Zachorowałem, a zaopiekowaliście się mną. Byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie’. Wtedy prawi odpowiedzą mu tymi słowy: ‚Panie, kiedy widzieliśmy ciebie głodnym i cię nakarmiliśmy, lub spragnionym — i daliśmy ci pić? Kiedy widzieliśmy cię obcym i przyjęliśmy cię gościnnie, lub nagim — i cię odzialiśmy? Kiedy widzieliśmy cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do ciebie?’ A król, odpowiadając, rzeknie im: ‚Zaprawdę wam mówię: W jakiej mierze uczyniliście to jednemu z najmniejszych spośród tych moich braci, w takiej uczyniliście to mnie’.”

Można by spytać – kto właściwie jest moim bratem? Byłoby to pytanie niemal identyczne z pytaniem, które przy pewnej okazji zadano Jezusowi: „kto właściwie jest moim bliźnim”? Odpowiedź, jak mniemam, dobrze znasz. W przypowieści Jezusa prawdziwym bliźnim okazał się Samarytanin - człowiek, który należał do innego narodu i innego wyznania (Łuk. 10:25-37).

Przy innej okazji Jezus powiedział: „Nadchodzi godzina, gdy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcić Ojca” (Jana 4:21). Ani na tej górze, ani w Jerozolimie…

„Jan powiedział do niego: ‘Nauczycielu, widzieliśmy, jak pewien człowiek wypędzał demony, używając twego imienia, i próbowaliśmy go powstrzymać, gdyż nam nie towarzyszył’. Ale Jezus rzekł: ‘Nie próbujcie go powstrzymać, bo nikt, kto powołując się na moje imię, dokona potężnego dzieła, nie będzie szybko mógł obrzucić mnie obelgami; kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest za nami. Bo kto by wam dał do picia kubek wody z tego względu, że należycie do Chrystusa, ten — zaprawdę wam mówię — na pewno nie straci swojej nagrody.” (Marka 9:38-41)

Czy wyżej cytowane fragmenty Biblii popierają pogląd, że zbawienie zależy od przynależności do jakiejś zorganizowanej przez ludzi, a następnie wybranej przez Boga religii? Nie. Wskazują na coś dokładnie odwrotnego. Przypominają się słowa apostoła, który powiedział „w każdym narodzie miły mu jest człowiek, który się go boi i czyni to, co prawe” (Dzieje 10:35).

Dawno temu Diabeł nasiał chwastów, które miały rosnąć tak dokładnie wymieszane z pszenicą, że dopiero w czasie żniwa miało się okazać, kto w oczach Jehowy zasłużył na życie, a kto nie. Żaden człowiek nie może w zgodzie z Biblią powiedzieć – „oto tutaj jest kawałek pola, na którym rośnie sama wyborna pszenica”. Tak samo nikt nie może powiedzieć – „oto tutaj, na tym kawałku rosną same chwasty”. Bo rzecz nie jest w tym, jaka jest nasza przynależność wyznaniowa, ale w tym, czy wierzymy w Chrystusa i naśladujemy Jego miłość, miłosierdzie i dobroć wobec „tych najmniejszych Jego braci”. Każdy, kto w Niego naprawdę wierzy, będzie miał życie wieczne (Jana 3:16). Każdy, kto buduje na fundamencie, jakim jest Chrystus, będzie zbawiony (1 Kor.3:11-15).

Pytania „dokąd pójdziemy” nie muszą stawiać sobie ludzie, którzy idą za Chrystusem. Bo przecież wiemy i jesteśmy pewni tego, że On naprawdę jest z nami - teraz i „przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”.

7. Wolność i nadzieja

W większości przypadków religie, narzucające swoją doktrynę i autorytet, w pewnym momencie zaczynają stanowić przeszkodę na drodze do prawdziwej, chrześcijańskiej dojrzałości.
Śmiem twierdzić, że ludzie po prostu wolą, żeby ktoś powiedział im jak mają żyć, jak myśleć, co robić i w jaki sposób. Żeby ktoś powiedział im, co mają jeść, co oglądać, co czytać, jak się modlić i jak dawać świadectwo o Bogu. Tak jest łatwiej. Ale czy tak jest lepiej?
Tak też jest w ich mniemaniu bezpieczniej. Traktują swoją religię jak swoistego Gwaranta Zbawienia, który daje im spokój sumienia w zamian za regularny wkład na konto – czy to w postaci wykpiwanej „tacy”, czy w postaci comiesięcznych raportów z godzin spędzonych na „głoszeniu”. Niewielu jest ludzi, którzy dostrzegają pułapkę ukrytą w takim sposobie życia, w takim sposobie myślenia. Niewielu jest ludzi, którzy naprawdę rozumieją słowa, że „każdy poniesie swój własny ciężar” i że każdy będzie odpowiadał przed Bogiem za to, za co obciąża go jego własne sumienie (2 Kor 1:12, Rzymian 2:15).

Świadkowie Jehowy wykonują ogromna pracę i wcale nie chcę udowadniać, że to co robią, nie ma żadnego sensu. Praca Świadków Jehowy przynosi bardzo dużo dobrych owoców. Świadkowie niejednokrotnie naprawdę ratują ludziom życie. Głoszą wiele pożytecznych i prawdziwych nauk. Rozbudzają zainteresowanie Bogiem i Biblią. Ja sam należę do takich osób, które dzięki tej działalności uwierzyły w Boga i zapragnęły być Mu posłuszne.

Ale doszedłem do mojego rozdroża. Stanąłem przed decyzją, czy pozostać w Organizacji, i głosić nauki, do których, w oparciu o moje zrozumienie Biblii nie jestem przekonany, czy ponieść wszelkie konieczne koszty i dalej już samodzielnie szukać Boga i Jego prawd. Gdyby wybrał to pierwsze, Wy wszyscy pozostalibyście moimi przyjaciółmi. Ale ciężar na sercu odebrałby mi wszelką radość. Wybieram to drugie i wierzę, że Jehowa i Chrystus tego właśnie ode mnie oczekują. Wierzę również, że przynajmniej niektórzy z Was nie osądzą mnie niesprawiedliwie i pochopnie. Wierzę, że jeśli nawet lojalność wobec Organizacji nakaże Wam unikać wszelkich kontaktów ze mną, że przynajmniej niektórzy z Was zachowają w sercu odrobinę przyjaźni i szacunku dla mnie.

Gdyby rzecz dotyczyła drobiazgów, pewnie bym się zastanawiał, czy wzorem wielu braci mających wątpliwości nie „zaczekać na Jehowę”. Ale sprawy, o któryc



#25018 ciekawe rozmowy z rzecznikiem prasowym Nadarzyna..

Napisano przez Dreamer on 2006-04-19, godz. 08:29 w Nowości z kraju i zagranicy

Byłoby już zupełnie super, gdyby ktoś wskazał jakis konkretny przepis, ustawę, nowelę, na którą można się w takich przypadkach powoływać.



#25016 przywitanie i trochę o mnie

Napisano przez Dreamer on 2006-04-19, godz. 08:15 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

White Death, eHomo, Fly i inni - chciałbym Wam bardzo podziękować.

Moje pierwsze posty na tym forum (pisałem wtedy jako "jak myślicie, kto?") były dość ostre, zdarzyło mi się nawet napisać o karawanie i szczekających psach... A jednak nie zostałem w Waszych odpowiedziach zmieszany z błotem, nie wytykano mi ignorancji, nie było żadnych epitetów ani ataków na moja osobę. Zostałem przez Was potraktowany bardzo spokojnie i kulturalnie. Argumenty, które usłyszałem odwoływały się do faktów, do wiedzy.
Myślę, że w bardzo dużym stopniu przyczyniło się to do tego, że byłem gotów rozważyć zarzuty które sa tu podnoszone, zbadać fakty i uczciwie się zastanowić.
Jeszcze raz dzięki.

Jak pewnie wiecie (a może nie wiecie), już nie tylko sercem, ale również formalnie jestem poza Organizacją. Na Komitecie Sądowniczym, na który poszedłem świadomie, z rozmysłem i z już ukształtowaną decyzją o odejściu, oświadczyłem, że się odłączam. Wręczyłem dość obszerny list "na podkładkę" dla nadzorcy podróżującego. Nie liczę raczej na to, że ktoś z grona starszych mojego byłego zboru przeczyta go w całości i spróbuje zbadać uzasadnienie mojego stanowiska. Na Komitecie wykazali, że formalizm jest dla nich ponad prawdą i ponad sprawiedliwością. Nie będzie w tym przesady jeśli powiem, że stanąłem w obliczu "małego Sanhedrynu". Nie jestem specjalnie zadowolony z jego przebiegu, bo nie udało mi się przedstawić w pełni mojego stanowiska ani konkretnych, merytorycznych argumentów. Było to jednak do przewidzenia. Byłem też oczywiście poddenerwowany, bo stanąłem naprzeciw trzech facetów, którzy uważali się za upoważnionych do oceniania i osądzania mnie, podczas gdy ja ich władzy nade mną już wcale nie uznawałem. Dlatego też popełniłem sporo błędów, wielu rzeczy nie powiedziałem jak należy, wielu nie powiedziałem wcale. Ale ostatecznie jestem zadowolony, że doszło do tego spotkania. Sprawa została zakończona w sposób oficjalny i bezpośredni.

Niedługo zamieszczę na forum (i gdzie się tylko da) kopię mojego listu "pożegnalnego". Prawdopodobnie umieszczę też "ścieżkę dialogową" z Komitetu Sadowniczego - aktualnie nad nią pracuję.
Myślę sobie, że taki zapis może być ciekawym materiałem do analizy pewnych zjawisk zachodzących w ludziach związanych z Organizacją i pełniących w niej "przywileje". Dla osób, które nigdy nie uczestniczyły w takim "teokratycznym" procesie sądowniczym, może to być samo w sobie interesujące.

I jeszcze jedna rzecz na koniec:

Biorąc pod uwagę mój przykład gorąco apeluję do wszystkich - bądźcie łagodni, ciepli i przede wszystkim używajcie argumentów merytorycznych w rozmowach. Okazujcie prawdziwa empatię. Teksty, przez które przebija ironia, kpina czy wręcz szyderstwo, w niczym nie pomagają osobom, które nadal są wierne Organizacji, lub wiedzą już to co my, ale boją się bólu wyrywania głęboko zapuszczonych korzeni. Na nas wszystkich, którzy wiemy już, czym naprawdę jest ta Organizacja, spoczywa ogromna odpowiedzialność. Pamiętajmy, że wielu z nas myślało i wierzyło kiedyś dokładnie tak samo, jak dzisiejsi gorliwi Świadkowie. Tak samo jak oni podkpiwaliśmy sobie z ludzi z innych religii, "światusów" czy "odstępców".
Zawód, jaki nas spotkał w rzeczywistości nie był spowodowany przez szczerych, gorliwych ludzi, ale przez formalistyczną, ludzką instytucję religijną. Osobom, które dopiero zaczynają proces odzyskiwania wolności trzeba koniecznie zapewnić osobistą pomoc i wsparcie. Trzeba się nimi zaopiekować. I pomóc im budować własną, nową, prawdziwą wiarę w oparciu o Słowo Boże. Myślę, że mamy tu wielkie pole do działania.

Pozdrawiam.



#25011 największy i najbardziej znienawidzony odstepca

Napisano przez Dreamer on 2006-04-19, godz. 07:17 w Raymond Franz "Kryzys Sumienia"

Ta książka uchyliła mi drzwi do chrześcijańskiej wolności. Polecam gorąco. To właściwie lektura obowiązkowa każdego człowieka, na którego życie wywiera lub wywierała wpływ Organizacja ŚJ, a który rzeczywiście szanuje prawdę - nie tylko tę piękną, sympatyczną, pozytywną, ale też tę przykrą i bolesną.



#25008 ciekawe rozmowy z rzecznikiem prasowym Nadarzyna..

Napisano przez Dreamer on 2006-04-19, godz. 07:00 w Nowości z kraju i zagranicy

Mam pytanie w temacie - czy z punktu widzenia prawa polskiego nagrywanie kogoś bez jego wiedzy jest dopuszczalne? A jeśli tak, w jakim zakresie prawo dopuszcza do rozpowszechniania takiego nagrania? (w formie elektronicznej/w formie tekstowego zapisu rozmowy/inaczej)
Czy ktoś z forumowiczów orientuje się w zagadnieniu?

Pozdrowienia.



#24139 Szukam kontaktu

Napisano przez Dreamer on 2006-04-12, godz. 07:00 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

Popieram pomysł. Sam poszukuję aktualnie ŚJ, ex-ŚJ z W-wy i okolic. Dobrze by było, gdyby na stronie www.exjw.pol.pl zamiast/oprócz jakiegoś dziwnego excela z kontaktami do ex-ów w USA pojawiła się możliwość łatwego rejestrowania się osób z Polski.

Moze dobrym pomysłem byłoby umieszczenie takiej bazy osób tu, na watchtower.org.pl.



#24138 Kim są II owce ??

Napisano przez Dreamer on 2006-04-12, godz. 06:44 w Nowinki doktrynalne Towarzystwa Strażnica

Obj. 20:4-6 (BT): " I ujrzałem trony - a na nich zasiedli [sędziowie], i dano im władzę sądzenia - i ujrzałem dusze ściętych dla świadectwa Jezusa i dla Słowa Bożego, i tych, którzy pokłonu nie oddali Bestii ani jej obrazowi i nie wzięli sobie znamienia na czoło ani na rękę. Ożyli oni i tysiąc lat królowali z Chrystusem. A nie ożyli inni ze zmarłych, aż tysiąc lat się skończyło. To jest pierwsze zmartwychwstanie. Błogosławiony i święty, kto ma udział w pierwszym zmartwychwstaniu: nad tymi nie ma władzy śmierć druga, lecz będą kapłanami Boga i Chrystusa i będą z Nim królować tysiąc lat."



#23954 Czy tutaj w ogole jest chocby jeden Swiadek?

Napisano przez Dreamer on 2006-04-10, godz. 09:54 w Szukam kontaktu

rozbójnik ze mnie


..rozwiń tę myśl... :)

Pozdrowienia.



#23822 Moje skromne zbiory

Napisano przez Dreamer on 2006-04-08, godz. 21:06 w Poszukuję materiałów, mam do zaoferowania...

Lib, naprawdę masz TO WSZYSTKO po polsku?
Jeśli tak, to WOW!
Byłbym bardzo zainteresowany wszystkimi tymi tytułami.

Pozdrowienia.



#23620 Zgromadzenia LATO 2006

Napisano przez Dreamer on 2006-04-07, godz. 07:06 w Obowiązki teokratyczne

Kloo, już kilka razy wspominałes o "oficjalnych stronach" internetowych, zawierających listę najbogatszych przedsiębiorstw w USA. Czy mógłbyś podać adres tych stron?

Pozdrowienia.



#23562 zapraszam do siebie ŚJ i ex-ŚJ z W-wy i okolic

Napisano przez Dreamer on 2006-04-06, godz. 14:17 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

Lib, wczoraj spotkałem przypadkiem jedną z "sióstr". Miała jakiś opór przed podaniem mi ręki - pierwszy do niej wyciągnąłem swoją, co spowodowało wyraźne wahanie. Kilka godzin później, wieczorem, przyszli do nas niezapowiedzianie dwaj starsi, żeby nam oznajmić, cytuję "że chcieliby nam pomóc i w związku z tym zapraszają nas na komitet sądowniczy".
Przy okazji powiedzieli, że w zborze został wygłoszony specjalny punkt na temat "odstępstwa". Prawdopodobnie ten sam, jak w Twoim przypadku (Lib).

Nasze osiedle i teren naszego zboru to praktycznie jedno i to samo. Geograficznie rzecz biorąc, teren jest niewielki, ale zagęszczenie ludzi spore. Dlatego muszę się dobrze zastanowić, jaki sposób reagowania sobie wypracować na okoliczność nieoczekiwanych, przypadkowych zetknięć z ludźmi ze zboru. Bo będzie się to zdarzało dość często. Może macie w tym temacie jakieś przemyślenia, doświadczenia?

Sally, dzięki za miłe słowa. To wbrew pozorom bardzo ważne, móc czasem coś takiego usłyszeć/przeczytać o sobie.

Sebastian, dzięki za zaproszenie. Niewykluczone, że się kiedyś spotkamy - chciałbym, bo ciekawi mnie trochę jak to z Tobą jest :)

BH - a jednak niektórzy starsi uwalniają się od "szafarza". Żywe przykłady sa na tym forum.

Na pierwsze dni maja jedziemy w Tatry (Bukowina). Może ktoś z Was, szacowni forumowicze, też się tam albo w okolice akurat w te dni wybiera?

Wielu z Was twierdzi, że nie ma możliwości odejścia z Organizacji z honorem. Nie zgadzam się z tym. Cytując z Rob Roy-a - "honor, to jest coś, czego nikt nie jest w stanie ci odebrać".
Nieważne, jak postępują ludzie wokół, jakimi wyzwiskami plują, jakie oszczerstwa rozsiewają. Honor, to jest coś, co przede wszystkim mamy dla siebie. Żeby móc bez wstydu patrzeć na swoje odbicie w lustrze. Żeby szanować samego siebie.

Pozdrowienia.



#23547 zapraszam do siebie ŚJ i ex-ŚJ z W-wy i okolic

Napisano przez Dreamer on 2006-04-06, godz. 12:45 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

Mam pewne powody, o niektórych na razie nie mogę powiedzieć.
Dowiecie się po komitecie.

Zapewniam Was, że nie mam zamiaru się przed nimi płaszczyć, dawać im satysfakcji ani nic z tych rzeczy. Wiem, co to jest honor.

O jednym mogę Wam wspomnieć - jeden ze starszych moim zdaniem wykazuje pewne objawy myślenia. Na wczorajszej rozmowie miałem wrażenie, że coś do niego dotarło z tego, co powiedziałem.
Może naiwny jestem, ale myślę sobie, że po iluś tego typu sprawach z "odstępcami" może kogoś w końcu coś ruszyć, tknąć. Może skłonić do jakiegoś zastanowienia. W końcu mamy być zawsze gotowi do obrony naszej wiary, prawda? "A jak usłyszą bez głoszącego?" :)

Złożenie oświadczenia uważam za pójście po najmniejszej linii oporu. List już mam i wręczę go tak czy owak. Ale spotkanie na komitecie uważam za dobrą okazję do wykazania, jaka jest Prawda - na spokojnie, z Pismem Świętym w ręku. Bo przecież o Prawdę trzeba walczyć, a nie chować głowę w piasek. Zgodzicie się z tym? Będę się starał powiedzieć jak najwięcej. Co mi z tego wyjdzie - okaże się. Ale kulić się przed nimi nie mam zamiaru. Nie chcę też wyglądać na tchórza, który bał się stanąć przed Sanhedrynem i zwyczajnie dał nogę.

O innym, również ważnym powodzie nie mogę na razie nic napisać.

Mimo wszystko dzięki za rady, bo wiem, że dajecie mi je w trosce o moje nerwy, czas i w ogóle :)

Pozdrowienia.



#23515 zapraszam do siebie ŚJ i ex-ŚJ z W-wy i okolic

Napisano przez Dreamer on 2006-04-05, godz. 20:54 w Świadectwa, wymiana doświadczeń

Witam,

Ponieważ niedługo mój status (i prawdopodobnie mojej żony też) zostanie formalnie ustalony, zależy nam na zawarciu nowych znajomości z ludźmi podobnymi do nas. W przyszły piątek ja i moja żona staniemy przed sądem "teokratycznym". Zamierzamy postąpić zgodnie z wybranym przez Organizację na tekst roczny wersetem z Dziejów Apostolskich 5:29, więc "werdykt" jest dość łatwy do przewidzenia.
Zapraszamy do naszego mieszkanka w W-wie ŚJ "myślących inaczej", byłych ŚJ (którzy odeszliście ze względu na sumienie) i tych z Was, którzy nadal jesteście aktywnymi głosicielami ŚJ i nie obawiacie się konfrontacji z ludźmi kwestionującymi nauki Towarzystwa Strażnica, ale absolutnie nie kwestionującymi samego Słowa Bożego, Biblii.
Chcemy Was poznać, wymienić się doświadczeniami, przeżyciami, porozmawiać o Biblii, wspólnie posprawdzać, jak się faktycznie "rzeczy mają".

Pozdrowienia

Monika i Marcin

PS. Na razie nie zamierzamy przystępować do żadnej społeczności, zboru czy kościoła. Czujemy potrzebę kontaktu z ludźmi, ale w kwestii "przynależności" jesteśmy póki co ostrożni, sceptyczni i analityczni... Oparzenia jeszcze są świeże.
Dlatego póki co bezpośrednie kontakty chcemy ograniczyć tylko do ŚJ - obecnych i byłych.



#23415 Studium II.

Napisano przez Dreamer on 2006-04-04, godz. 14:38 w Nowinki doktrynalne Towarzystwa Strażnica

Kloo... nie bierz za bardzo do siebie moich tekstów.
Nie miałem zamiaru "gwizdać" na Ciebie ani na kogokolwiek. Jeśli tak to odebrałeś - wybacz.

Staram się argumentować przeciw niewłaściwym w moim przekonaniu poglądom, a nie przeciw ich posiadaczom. I chociaż poglądy kształtują ich posiadacza, to jednak chciałbym być jak najdalej od występowania w roli sędziego (co chyba sugerowałeś wersetem na końcu posta).

Osobiście traktuję to forum tak, jak traktowałbym bezpośrednią rozmowę i spotkania z Wami. Licze na to, że dzięki wymianie argumentów, informacji i przemyśleń będę mógł szybciej poukładać sobie wszystko w głowie. Piszę to, co myślę teraz. Nie jest powiedziane, że za czas jakiś pod wpływem tego, czego się dowiem od Was nie napiszę czegoś trochę innego w tym samym temacie. Już raz tak się stało. Co prawda raczej nie przewiduję kolejnych dużych zwrotów akcji w moim przypadku, ale wiem, że mogę się od Was jeszcze dużo nauczyć.

Co do ducha świętego, to sporo materiału wskazał lantis, postaram się też poczytać co na ten temat napisał RF. Jak na razie stoję na stanowisku, które opisałem kilka postów wcześniej - że "duch święty" nie jest osobą, ale rodzajem mocy, energii posiadanej przez Boga, lub po prostu tak nazwanym działaniem Boga na otaczający nas świat i na nas samych.

Ponieważ nikt jeszcze nie napisał po moim poście, pozwoliłem sobie dopisać jeszcze poniższe.

Panter, dzięki za wskazanie linka do postu z opisem Raya Franza odnośnie "ducha świętego". Liberał, jeśli to Ty tłumaczyłeś na polski, dzięki.
To, co tam przeczytałem jest mi bliskie. Jest ubrane we właściwe słowa, logiczne i nie stoi w sprzeczności z moimi przekonaniami. Szczególnie przemówił do mnie aspekt ducha świętego jako oddziaływania na nas, na nasze postępowanie i naszego "ducha" zharmonizowanego z "duchem świętym" od Boga. Zgadzam się z tym, że "duch święty" nie występuje "sam dla siebie", ale że jest zawsze "używany" przez kogoś, w ściśle określonym celu.

Na pewno przeczytam to sobie jeszcze ze dwa razy.

Pozdrawiam.