Przekonać się a jak?
Przecież żona zawsze może przestać kochać bo to albo bo nie tamto.
Szczerze Ci współczuję. Chyba Twoja była nie do końca miała ustabilizowaną sferę emocjonalną. Z doświadczenia wiem, że w czasie gdy poznawałem prawdę moje emocje szarpało na lewo i prawo i dobrze się złożyło, że w tym czasie nie podjąłem zasadniczych decyzji życiowych choć blisko było. Paradoksalnie uratował mnie świat - rodzina, która nie pozwalała na pewne kroki.
Stałeś się rusztowaniem, tymczasowym bytem dla osiągnięcia celu kogoś innego. Oczywiście, że w każdym innym przypadku też ktoś kogoś przestaje kochać ale w Waszym przypadku związek był zbudowany na niestabilnym emocjonalnie podłożu. Zauważyłem wiele tego rodzaju zależności wśród ŚJ. Nie chciałbym tu stać się jednostronnym oskarżycielem ale za moich czasów dało się czuć ducha takiego rozumowania (nie wiem jakie podejście jest teraz): najważniejsza jest miłość przyszłych współmałżonków do Boga, jak to będzie OK reszta przyjdzie sama. A to chyba mimo wszystko za mało (IMHO).