moja ukochana/mój ukochany jest ŚJ
#421
Napisano 2006-09-23, godz. 17:22
#422
Napisano 2006-09-23, godz. 17:33
A, że liberalny...może dlatego, że otaczają go (nie mówiąc , o Zgromadzeniach czy Zebraniach) głownie katolicy (tzn jego przyjaciele są nimi), a także reszta rodziny itp.. po prostu "nauczył się" tolerancji (?)
#423
Napisano 2006-09-23, godz. 17:53
Moja dziewcyzna cieszyla sie ze z nia poszedlem ale potem troche z nia gadalem i wlasnie wspomnialem ze niektore rzeczy o ktorych mowili sa bardzo dziwne i sie nie zgadzam z nimi. Wkurzyla sie troche rzeczywiscie lepiej nie mowic nic zlego o Jehowie przy swiadkach
A nie mówiłem...


Jak czytam takie posty jak twój to mam ochotę wziaść monitor i wyrzucic przez okno(dobrze zże pisze w kawiarence

To jest jakiś pieprzony mur o który wszyscy się rozwalamy, z małymi szczęsliwymi wyjątkami...
Ale pamiętaj że wiele rzeczy które uważasz u nich za dziwne wcale takie nie sa wbrew pozorom...
Jesli chcesz cos działac musisz sie oprzec na rzeczywistych problemach organizacji...
Albo jej się nie czepiaj albo zbadaj WSZYSTKIE za i przeciw i mysl co dalej z tym zrobić...
Jajo, jesli nic nie wiesz o ich doktrynach ani jak im zaprzeczyć w Biblijny sposób, wyrażajac miło i nie narzucając swoich racji, po prostu radzę Ci o tym nie gadać.... Ja popełniłem ten błąd... Teraz ona mi nie ufa w tym względzie bo gadałem głupoty, i nie mam szansy normalnie z nią pogadać.
Dokładnie nic nie gadaj... Ja wiedziałem im tak to nic nie pomogło... Moze trzeba było szokowo...
ten ŚJ myśli typowo po katolicku, jak na ŚJ jest zbyt normalny i zbyt liberalny... Może się Wam udać.
Oj Sebastianie... ja myśle że myśli po ludzku...
wink myślę że spotkało cię duże szczęscie



Sebastian ma rację ze może wam się udać...
Choc mysle ze powinnaś sie zastanowic skąd u niego tyle tolerancji... Może watpi w swoją wiarę... Mozę ma nadzieję ze jesnak kiedys Cię przekona...
zniszczone ziarenko piasku
którego nikt już nie pokocha
którego nikt już nie skrzywdzi
los?
zabrał mu uśmiech
otarł wszelką łzę
szukam go
w ciemnościach
na skraju czasu
tam gdzie wieczność
ma swą przepaść...
#424
Napisano 2006-09-23, godz. 18:00
- jego fanatyzm, tylko on zna prawdę, inni nie mają racji i są w błędzie, wniosek: jego musi być na wierzchu
- robienie problemów z obchodzenia świąt
- konflikty czy ochrzcić dziecko, w jakiej religii je wychowywać itd.
- próby nawracania najbliższej osoby, aby "uratować jej życie i uchronić ją przed śmiercią w Armagedonie"
- mężczyzna jako głowa domu zgrywa wielkiego maczo a z kobiety robi szarą myszkę
- niechęć do kompromisów
żadne ww. elementy o dziwo nie wystąpiły.
jestem pozytywnie zdziwiony, że ten ŚJ nie czeka z małżeństwem na raj na ziemi, w którym miałabyś być uzdrowiona, a dopiero potem on związałby się z Tobą na stałe.
do tego dołóżmy, że zainteresowanie osobą niepełnosprawną zazwyczaj dowodzi dojrzałości emocjonalnej.
Dojrzałość obojga partnerów i brak fanatyzmu. Stąd moja pozytywna opinia nt. szans waszego związku.
Krisie, myślenie po katolicku znaczy myślenie typowe dla zwykłego człowieka bo katolicki to powszechny...
#425
Napisano 2006-09-25, godz. 08:29
Natomiast posyłanie na lekcje religii spowoduje większe problemy bo z kolei w II klasie stanie przed koniecznością wyboru ochrzcić się czy nie. Z własnego doświadczenia wiem, że to za wcześnie. Moje dziecko stanęło przed taką decyzją pół roku temu i nie jestem z tego zadowolona.
Jednak moja sytuacja była o tyle "lepsza", że mąż był wychowywany w religii ŚJ jednak nim nie został a ja pochodzę z rodziny katolickiej. My jako rodzice byliśmy raczej neutralni w kwestii przystąpienia syna do I Komunii. Presję odczuwał raczej ze strony moich rodziców i siostry na lekcji religii.
W Twoim przypadku może byc trochę inaczej jeżeli ojciec dziecka będzie praktykującym ŚJ.
Wg mnie pewnym rozwiązaniem może być określenie "na wstępie" w jakiej religii będzie dziecko wychowywane. Konieczna wtedy będzie jednak konsekwencja.
Pozdr.
MAK
Użytkownik mak edytował ten post 2006-09-25, godz. 08:30
#426
Napisano 2006-09-25, godz. 08:57
1) wątpiącym ŚJ
2) liberalnym ŚJ
3) rodzinnym ŚJ
4) czy reprezentuje jakiś inny przypadek
i czy jego światopogląd jest ukształtowany czy ewoluuje.
1) wątpiący, wiadomo, to taki, który traktuje pewne sprawy niefanatycznie, dlatego że mentalnie jest coraz dalej od organizacji i kiedyś ją opuści, a jego światopogląd ewoluuje odśrodkowo.
2) liberalny ŚJ, to taki, który chce trwać w organizacji, ale rozumowo odrzucił pewne jej nakazy i zakazy. Tutaj punktem odniesienia jest ukształtowany i stabilny pogląd własnego rozumu.
3) rodzinny ŚJ, to taki który nie koniecznie we wszystko wierzy, nie koniecznie wszystkiego przestrzega, może być nawet zupełnie niewierzący, ale tkwi w organizacji z uwagi na rodzinę
#427
Napisano 2006-09-25, godz. 15:18
Sebastian A.
Ja bym się przychyliła zdecydowanie do punktu drugiego.
Nie jest raczej typem osoby, która podporządkowuje się bezwględnie, bo tak nie potrafi.
Raczej jest typem buntownika. Chce żyć po swojemu i być w pewien sposób niezależny, jenocześnie przestrzegając swoich i pewnie także wynikających z religii zasad. Da się tak jak sądzę. To po prostu nie fanatyzm. Bo, w każdej religii znajdziecie kogoś kto trzyma się tych zasad tak sztywno, że niemal się dusi. Zatraca się po prostu. I nie ma już tej granicy pomiędzy własnym "ja", "chcę", a "muszę" Kwestia wychowania jak i osobowości. Dotyczy to wszystkich. Katolika, ŚJ czy muzłumanina.
MiaŁ zresztą etap w życiu kiedy odsunął się praktycznie zupełnie, stwierdził jednak potem, że do tego wróci.
Nie mogę powiedzieć, że jego religia jest zła. Są jednak, rzeczy z którymi się nie zgadzam. Ale to nie znaczy, że on nie ma prawa wierzyć w co chce, o ile tylko mnie to w żaden sposób nie krzywdzi ( a jak narazie, przez te 10 miesięcy to ja się martwię bardziej niż on). Bo wiara (każda) jest pomocnym elementem w życiu i pomaga się podźwignąć.
**
Na spotkaniu wspólnotowym u przyjaciółki byliśmy i było całkiem miło. Pewnie jeszcze kiedyś się tam zjawimy.
Kwestia druga : ew dzieci.
No , nie czarujmy się, jesteśmy młodzi oboje. Dziecko ew. to pewnie plan na dośc daleką przyszłość, wiele się przez ten czas może wydarzyć, jednak po co udawać, że czegoś nie ma jak jest.
Więc nie mam zamiaru zostawić tego "na ostatnią chwilę".
Mamy oboje sporo refleksji na ten temat.
Najprościej byłoby powiedzieć, że postanowimy nie mieć dzieci. Ale te oboje lubimy to pewnie i nadejdzie za x lat czas kiedy zechcielibyśmy je mieć. No i pytanie - jak to rozwiązać.
Jeśli chodzi o chrzest to nie będę prowadzić wojny domowej z tego powodu, bo akurat bardziej logiczne wydaje mi się dokonanie tego aktu w momencie kiedy się jest bardziej świadomym. Więc byłabym w stanie to przełknąć.
Taka hipotetyczna sytuacja : jedno z rodziców wyznaje islam , drugie katolicyzm. No to, raczej idiotyzmem było by położenie przed kilkulatkiem Biblii i Koranu i "wybieraj". Bo wybór będzie na zasadzie "co ma ładniejsze obrazki/literki itp"
W naszej sytuacji przynajmniej podstawowe fundamenty są podobne.
Czymś na czym chcielibyśmy się skupić to nauczenie naszego dziecka tolerancji, miłości do bliżniego i wszystkich tych wartości które uczynią je po prostu dobrym człowiekiem. Boga też mu pokażemy. Jak, to jeszcze pewnie będzie dyskutowane, jeśli zajdzie potrzeba. I zarówno jeśli będzie chciało iść na zebranie zboru czy do kościoła to pójdzie z którymś z nas. Ale zastanawiać się pewnie też będziemy nad tym jak to łagodnie przeprowadzać , nie robiąc mu "wody z mózgu" Zresztą do ostatecznego wyboru dość długa droga, bo jak wiadomo w kościele kat. sakramentem, który wszystko pieczętuje, czyniąc nas dojrzałym chrześcijaninem jest Sakrament Bierzmowania, w zborze natomiast Chrzest. Jednak zarówno jeśli by wybrało ŚJ to będzie to jego decyzja. Analigocznie z katolicyzmem. M. zapytany o to czy zaakceptowałby wybór dziecka, które chciało by iść moją drogą odpowiada "każdy ma prawo do własnego wyboru, nawet jeśli będzie inny od mojego i po prostu będę to musiał przyjąć do wiadomości, nie mogę mieć na niego wpływu."
Btw. Jego babcia i dziadek byli w podobnej sytuacji (ona przeszła na ŚJ, on pozostał katolikiem), żałował czasem, że nie bardzo ma z kim obchodzić święta, więc babcia w ramach kompromisu kupowała mu jakieś ciasta czy potrawy..do kościoła chodził sam. I żyli tak razem, aż do jego śmierci.
***
I kiedy tak staliśmy wczoraj na środku pokoju, podniósł mnie do góry i zaczął tańczyć "wolnego" w rytm sączącej się z radia muzyki, pokazał mi po raz kolejny, że moje ograniczenia nie są przeszkodą.
Kocham tego człowieka z całego serca.
I ufam..że on też.
Będę próbować.
#428
Napisano 2006-09-30, godz. 19:32
zniszczone ziarenko piasku
którego nikt już nie pokocha
którego nikt już nie skrzywdzi
los?
zabrał mu uśmiech
otarł wszelką łzę
szukam go
w ciemnościach
na skraju czasu
tam gdzie wieczność
ma swą przepaść...
#429
Napisano 2006-09-30, godz. 19:46
#430
Napisano 2006-10-03, godz. 18:21

Czytalem kilka stron z tego tematu, i jestem w bardzo podobnej sytuacji. Jakis czas temu poznalem dziewczyne dokladnie 17 lutego 2005r. Na poczatku duzo rozmawialismy, taki pogaduszki kolezenskie. Nie przywiazywalem wiekszej wagi do niej i nie zwracalem na nia uwagi, po jakims czasie zaczelismy rozmawiac wiecej i wiecej. Jak ja poznalm kolega podszedl do mnie i mi powiedzial ze jes SJ, ale mi to nie przeszkadzalo. Ona "S." przez jakies pierwsze 2miesiace naszej znajomosci nie powiedziala mi o tym ze jest z innej wiary niz ja. Nie naciskalem na to zeby mi to powiedziala, nie poruszalem tematow na temat religii i czekalem, az pewnego razu gadalem z nia na gg i zapytalem sie jaki ma znak zodiaku (a nie pomyslalem o tym ze to moze byc powiazane bo nic o tej religii nie wiedzialem, tylko to co chodzily pogloski[glupoty itp. ale w nie nie wierzylem]) S powiedziala ze nie ma i ze nie jest katoliczka, grzecnie sie zapytalem jakiego wyznania jest (chociaz wiedzialem) i mi odpowiedziala ze jest Świadkiem Jehowy, wtedy sie zapytalem dlaczego mi tego wczesniej nie powiedziala, odp. "Balam sie ze nie bedziesz chcial ze mna pisac", wiem ze SJ nie maja pozytywnej opini w moim miasteczku i wogole i chyba dlatego sie bala bo yslala ze jestem jak inni. Troche o nas: Mam 16 lat jestem z katolickiej, praktykujacej rodziny i jestem zwyklym 16-latkiem, S ma 14, jest 2lata mlodsza, jej rodzice sa SJ od wielu lat i wychoali ja w tej wierze, sa starsi bo maja 2 innch dzieci, doroslych ktore zalozyly rodziny i maja dzieci wiec jak to mowili: "S mamy na starosc". Ona jest typowa opisana na tej stronce, mloda SJ podlegla rodzinie i zbiorowi. Wiem ze jestesmy mlodzi dla niektorych z was mozemy byc "bachorami" ale ja wiem ze szczerze ja kocham tak jak ona mnie. Mialem kilka dziewczyn ale tylko w niej widze to "cos".teraz opisze nasza znajomosc.jakies 3mies przed tegorocznymi wakacjami cos zaiskrzylo pomiedzy nami, wczesniej codziennie sie spotykalismy w szkole i rozmawalismy po kilka godzin na gg. Wiadomo jak kazdze mlode dzieciaki poprosilem ja o "chodzenie" jednak po 1 dniu zrozumielismy ze jest roche za wczesnie na to i zerwalismy, ale od tamtego czasu bylo tylko lepiej, chodzilismy na spacery i duzo ze soba przebywalismy. Do czasu... no wlasnie do czau, do pierwszej wywiadowki w szkole na ktora poszedl tata S. Na niej wychowawczyni powiedziala mu ze S ma sympatie w szkole ale to nic takiego, pozniej dowiedzial sie ze sie spotykamy w naszej miescinie na spacerach i... pozniej bylo kiepsko, zabronil sie jej ze mna spotykac i odzywac sie do mnie ale jednak jej uczucie wygralo z wola ojca jedynie co odzucilismy na jakis czas to spacery poniewaz narazie chciala nas ukrywac. Ja sie na to zgadzalem, pewnej soboty nie pamietam kiedy ale to byl jakis miesiac przed wakacjami chciala zakonczyc nasza znajomosc poniewaz jej wyznalem wczesniej milosc a ona nic nie odwzajemniala, poklucilismy sie i w niedziele wieczorem dopiero do niej napisalem esa. Wtedy napisala mi ze myslala ze juz nigdy nie napisze do niej i ze nie bede sie odzywal w szkole, jednak wtedy zrozumiala. Pozniej bylo lepiej. Chyba tylko ja ja znam z tej strony jaka jest dla kogos bliskiego i tylko ja ja znam tak dobrze. Postanowilismy ze na poczatku wakacji porozmawamy z S rodzicami i poprosimy ich o to zebysmy sie mogli spotykac poniewaz ja poszedlem do innej szkoly, do innego miasta i w szkole nie moglismy sie juz widywac. Jakos nie mielismy odwagi(tzn S bo ja moglem dla niej zrobic wszystko), nie mielismy odwagi porozmawiaz z nimi w wakacje, spotykalismy sie gdzies po kryjomu zebysmy nie spotkali jej rodzicow i tak prawi zale wakacje, tylko to bylo strasznie zadko bo czasami tylko raz w tygodniu na godzinke lub dwie poniewaz od pory zebrania w szkole pilnowali jej jak nie wiadomo kogo. W 2tygodniu wakacji pierwszy raz wyznala mi milosc, warto bylo czekac poniewaz to bylo najwspanialsze uczucie w zyciu. Zapytalem sie jej wczesniej czy to aby napewno jest to prowdziwe uczucie, odp ze tak. Wczesniej rozmawialismy o tym i mi duzo uswiadomila, uswiadomila mi ze slowa "kocham Cie" powinny byc wypowiedziane tylko jednej osobie w zyciu poniewaz tylko raz w zyciu sie kocha. Dlatego sie dopytywalem czy to aby napewno to i przypomnialm jej slowa, te ktore przed chwila napisalem i tez to potwierdzila i jeszcze raz powiedziala ze mnie kocha. Jak to ona okreslala czulem wtedy gdy to mowila "motyle w brzuchu" i "nogi z waty" ona sama tez tak sie czula jak jej to mowilem. Teraz wiem ze ja kocha, nikogo innego nie chce w zyciu miec i wiem ze ona to odwzajemnia. Po tym jak mi wyznala milosc ponowny raz poprosilem ja o to zebysmy byli razem i sie zgodzila.Pozniej bylo wspaniale, wszystko szlo na dobra droge naszej przyszlosci. Przez cale wakacje gdy bylismy razem nie zmuszalem jej do tego zebysmy sie przytulali itp poniewaz z jednej strony jestem "wstudziochem" tak jak ona a z drugiej uwazalismy ze mamy na to cale zycie. Po jakims czasie powiedziala mi prawde, tzn ze chcialaby zebysmy razem wzieli chrzest,zebysmy byli razem przez te wszystkie lata szkoly pozniej wzieli slub, mieli dzieci i zyli do konca zycia razem, to bylo jej najwieksze marzenie i pewnie jeszcze jest, tak jak moje. Czasami miala takie pragnienie mnie ze chodzila gdzies po domu czy po naszym miasteczku i nie mogla wytrzymac bezemnie, zeby sie do mnie przytulic tak mocno zeby nigdy nie wypuscic i niala to bardzo czesto bo mi o tym mowila. Ja nigdy nie mialem tego tak czesto jak ona, czulem takie pragnienie jej jak ona moje ale nie tak czesto. Snilem sie jej po nocach, jak juz bysmy byli po slubie i bysmy byli razem i snilem sie jej w takich okolicznosciach bardzo czesto. Mi tez to sie snilo. Ustalilismy ze pod koniec wakacji przyjde do jej domu i poprosze S tate zeby pozwolil mi zaprosic S na spacer, jednak to nie wyszlo poniewaz jak wiem od niej na jednym zebraniu SJ byl poruszony temam spotykania sie mlodych i przypomnial jej jak sie ze mna spotykala, wtedy sie chyba przestraszyla ale postanowiala ze sama porozmawia ze swoimi rodzicami o mnie i o S. To byl moj blad ze pozwolilem jej na to samej. Jakis czas wczesniej rozmawala ze swoim starszym rodzenstwie o daswiadczeniach z katolikami(jako"druga polowa jablka") i oni jej powiedzieli ze nie mieli szczesliwych zwiazkow z katolikami, ona sie chyba tego przestraszyla i ich sluchala, a nie wlasnego serca. Po rozmowie z rodzicami plakala jeakies 4godz zanim cos do mnie napisala, napisala mi po polnocy ze nie mozemy byc razem, ze jest na to za mloda i takie tam jeszcze. Ja rono wstaje w niedziele i to przeczytalem, jestem chlopakiem z tak zwana "plytka uczuciowoscia i wrazliwym" wiem ze to glupie ale nic na to nie poradze zwlaszcza ze wygladam nie na takiego. przeczytalem to i oczywiscie lzy w oczach, postanowilem ze pojde do niej do domo i sam porozmawiam. Wiedzialem ze rano jest u nich zebranie wiec poszedlem w poludnie. Poszedlem i.. rozmawialem z jej tata, zaczal czytac wersety z bibli mowiace o czyms tam i zaczal mi glosic. rozmawialem z nim ok30min a S siedziala na fotelu wpatrzona w podloge i zamyslona, ona nie ma prawa glosu, nie moze isc za glosem serca tylko ciagle wtracaja sie jej rodzice. Tata S dal mi ksiazeke: Twoja mlodosc..." przeczytalem ja w dzien i troche zrozumialem ale nie zrozumialem to go co pownienem tylko to co chcial zebym zrozumial. Pozniej postanowilem ze przyjde na zebranie SJ, podobalo mi sie i caly czas S siedziala blisko mnie i jakos to jej rodzia nie przeszkadzalo. Pszedlem na drugie zebranie i wtedy zostalem u nich w domu na herbate, bylem ja, S i jej rodzice siedzielismy ok 2godz i rozmawialismy oczywiscie kazali jej czytac wersety z Biblii i to byl glowny temat naszych rozmow i jak bylo napisane na wczesniejszych stronach SJ glownie opieraja sie na wersetach z Biblii niz na wlasnych myslach. Wrocilem do domu i mialem rozmowe z rodzicami, niezbyt przyjemna ale zrozumialem ze jestem za mlody na zmiane wiary. Przestalem chodzic na zebrania, Tata S zawsze jak mnie spotka podaje mi reke i rozmawia. Pozniej bylo coraz gorzej, przez 2tyg probowalem uswiadomi jej ze nie robi tego czego chce tylko to co "niby" jest lepsze(lepsze zdaniem jej rodzicow). Bez skutu rozmawialem z nia raz w szkole bo ja odwiedzilem i powiedzialem ze chce skonczyc nasza znajomosc poniewaz nie moge jej tego uswiadomic ze robi nie to co by chciala al ona sie glownie opierala na Bogu Jehowie, ze on jej pomoze to wytrzymac itp. Jak powiedzialem ze chce skonczyc to sie prawie rozplakala ja nie moglem tego wytrzymac i po jakims czasie poszedlem. Pozniej napisalem jej ze nie ma sensu konczyc wszystkiego bo po jakims czasie i tak bedziemy rozmawiac bo juz to przerabialisy(rozstanie) 3 raz i bylo jak dawniej, znowu tyle pisalismy. Nastepnego tygodnia poszedlem do szkoly jeszcze raz i porozmawialem z nia na powarznie i od tamtej pory sie do mnie nie odzywa. To juz 2 tyg ciagnie sie to jakby to byly 2lata. Wiem jaka ona jest wiem ze mnie kocha tak jak ja ja ale ona uwaza ze nie powinna miec za meza katolika bo jaknapisala jej maz musi ja wspierac i kochac Jehowe.Teraz jak mnie spotka na ulicy to schyla glowe i zaslania oczy wlosami, wiem ze cos ukrywa i wiem ze to jest w jej pamietniku ktory pisze i zna prawde jej przyjaciolka ale jezeli sama mi tego nie powie to sie nigdy nie dowiem. Tak sie zdaza gdy jest sie"zatrutym" slepa wiara i bojaznia boza. Kazdy kto sie dowiedzial ze nie jestesmy razem (nasi znajomi) sie strasznie zdziwili i tego nie rozumieja, to co tu napisalem wiedzialy tylko 2osoby. Postanowilem sie podzielc tym z wami, nie wiem co mam robic, zazwyczaj mysle jakby to bylo jakbym nie byl na tym swiecie, przynajmniej nie sprawialbym tyle problemow:( Kocham ja ale nie wiem co robic:( czsami jestem wesoly, glupio sie smieje ze wszystkiego jak jakis psych i nie moge tego opanowac ale jak pomysle o niej to... no wlasnie nie mam wtedy powodow do smiania sie i lapie dola myslac o mojej ukochanej:( Strasznie ta sytuacja mnie boli:(
Użytkownik m@ciek 16 edytował ten post 2006-10-19, godz. 17:34
#431
Napisano 2006-10-03, godz. 19:55
jesli sa to fanatyczni swiadkowie to z nimi nie wygrasz, dziewczyna nie wygra ze swoimi rodzicami- cały czas bede ja nganiac do tego aby przestała z toba utrzymywac kontakty albo zebys ty został swiadkiem
daj sobie z nia spokój. trudno... czy jestes az taki zakochany zeby zmieniac wiare?
#432
Napisano 2006-10-03, godz. 20:07

#433
Napisano 2006-10-04, godz. 08:46
nie mialem wyboru i musialem dac sobie z nia spokoj
Czyli to nie była prawdziwa miłość...
Prawdziwa przezwycięża takie problemy. Wiem coś o tym

#434
Napisano 2006-10-04, godz. 14:03
#435
Napisano 2006-10-04, godz. 17:24
#436
Napisano 2006-10-05, godz. 17:51

Użytkownik m@ciek 16 edytował ten post 2006-10-05, godz. 17:55
#437
Napisano 2006-10-06, godz. 17:33
Po pierwsze jesteście bardzo młodzi i nie jesteście w stanie postawić na swoim (wziaść sie za ręce i uciec od nich wszystkich),
po drugie młody wiek twojej wybranki uniemożliwia tez przekonywanie jej, wiedza "kontrświadkowa" przerasta w tej chwili jej zdolności intelektualne.
Nie zrozum mnie źle ale nawet ludzi dorosłych przerastają te wszystkie informacje i mozliwośc ich ocenienia i weryfikacji.
Ogólnie kicha... Ale pamiętaj że 3 albo 4 lata mina w mgnieniu oka i jesli to jest prawdziwa milość to nie wygaśnie. A kiedy będziecie starsi będzie wam łatwiej.
Jednak na koniec powiem ci jako facet po przejsciach że niestety ta jedyna to jest każda nastepna...
Jeszcze sie zdziwisz ile razy w zyciu będziesz zakochany na zawsze...
zniszczone ziarenko piasku
którego nikt już nie pokocha
którego nikt już nie skrzywdzi
los?
zabrał mu uśmiech
otarł wszelką łzę
szukam go
w ciemnościach
na skraju czasu
tam gdzie wieczność
ma swą przepaść...
#438
Napisano 2006-10-07, godz. 07:46
PS."Ale pamiętaj że 3 albo 4 lata mina w mgnieniu oka i jesli to jest prawdziwa milość to nie wygaśnie." to sa slowa takze jej starszej siostry, pwiedziala to samo
Użytkownik m@ciek 16 edytował ten post 2006-10-07, godz. 10:18
#439
Napisano 2006-10-07, godz. 09:06
#440
Napisano 2006-10-07, godz. 12:55
spowija nutami policzki
jak wąż - Szatan to gra
na fortepianie życia...
wije sie łzami po twarzy
odwodząc serce od szczęścia
szyderczo - w Twych oczach
w grzech mnie otulił...
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych