To czy ktoś jest dobrym duszpasterzem nie zależy od wiedzy książkowej, choć ta może być przydatna. Natomiast to co zrobiło WTS z "organizacją", że człowiek nie ma pomocy ze strony tych, na których taki obowiązek nakłada Biblia (Ef 4,11nn), pokazuje jak bardzo ta "organizacja odeszła od Boga i Jego Słowa.Zgadzam się że 'duszpasterze' mają pomagać (w ramach swoich zdolności i kompetencji) w odbudowie małżeństwa, tylko że często jest tak że problemu nie da się rozwiązać na poziomie Strażnic czy publikacji Towarzystwa - to po pierwsze. A po drugie jeżeli za psychologię zabiera się - za przeproszeniem: piekarz, murarz, stolarz itp... fachowcy to najczęściej wyrządzą więcej szkody niż pomogą.
Rozwód a Biblia
#181
Napisano 2009-04-24, godz. 10:42
#182
Napisano 2009-04-24, godz. 13:49
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#183
Napisano 2009-04-24, godz. 15:08
teraz to mi sie az przykro zrobilo.
ale kciuki trzymam dalej
#184
Napisano 2009-04-24, godz. 19:56
sorry Andrea, a ile ty masz lat? co ty już prokreowac to nie możesz? chłopie, daj luz...zycie przed tobą!.Wolałem się skupić na "służbie". Teraz dopada mnie myśl, że może umknęła mi istota życia, gdy tak patrzę na dzieciate i zmęczone rodziny, ale jednak szczęśliwe...
ps. dobre, dobre "zmęczone rodziny, ale jednak szczęśliwe".....
#185
Napisano 2009-04-24, godz. 20:17
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#186
Napisano 2009-04-24, godz. 20:59
Wpadnij do mnie na Facebooku!
#187
Napisano 2009-04-24, godz. 21:41
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#188
Napisano 2009-04-24, godz. 22:14
szczególnie gdy "ta niereformowlność" przeistacza się w chorobę umysłową.....
tak jak było w przypadku mojego mężą. Miał narastające paranoje, natręctwa....nie chciał się leczyć.....życie z człowiekiem, który każdego dnia coraz bardziej podejrzewa cię o zdradę, obwinia o kłamstwa, o wszelkie złe rzeczy wymierzone przeciwko niemu jest koszmarem......gdy doszło do duszenia mnie ni z tego ni z owego, wyrzucania literatury przez balkon z 4 pietra, bicia biblią po głowie ( chciął mi w ten sposób wbić wszystkie prawdy biblijne do głowy), śledzenia mnie od wyjścia z pracy do domu, wchodzenia do pracy ni z tego ni z owego , aby sprawdzić czy rzeczywiście pracuję ( ile to ja się wstydu najadłam przed kolegami i koleżankami) nie wytrzymałam.....uciekłam, bo inaczej bym umarła, albo znalazła sie w psychiatryku.
Drugi aspekt to sex, a właściwie jego brak....ile można....wychodząc za mąż zgodnie z radami wst nie wiesz ( chyba że ci powie) jakie ta osoba ma problemy seksualne). potem dopiero wszystko wyłazi.....
można żyć w takim zwiazku rok, dwa, trzy, cztery, pięc lat....przy szóstym roku dochodzi do jednostajnej tylko myśli , kiedy to się skończy, kiedy będzie do Diabła ten Armagedon, po 7 mym roku zastanawiasz się czy juz jesteś Hiobem, czy jeszcze nie, po 9 roku każdego dnia budzisz się z płączem i zasypiasz z płaczem, budzisz się i nie wiesz po co wogóle się obudziłaś, lepiej byłoby wogle się nie obudzić. po 10 roku małżeństwa myślisz nieustanie tylko jak się rozstać i jak przeżyć nagonke jaką będzie się miało w zborze.......
jak odeprzeć fałszywe mysłenie na twój temat, plotki, domysły, "biblijne rady" , które będą ci dawać jacyś starsi ktrzy wogle cię tak naprawdę nie znają, nie wiedzą co się w twoim życiu dzieje na codzien. Najwżniejsze dla będzie byś znowu zamieszkała z Paranoikiem, jak pan Bóg przykazał.....
i tak naprawdę nie ważne co myślisz, co czujesz, czego pragniesz, i czy jesteś DO CHOLERY SZCZĘŚLIWA!!!!!!. ważne czy mieszkasz z mężem i czy przychodzisz na zebrania!!!!!! STRAŻNICOWA DULSZCZYZNA!!!
Novanna to bardzo smutne, co napisałaś Bardzo Ci współczuję i nie wyobrażam sobie jak przeżyłaś te 10 lat... Ja także mam za sobą rozwód, rozwiodłam się w wieku 23 lat. Moje małżeństwo trwało krótko. Uciekłam z chorego, bardzo toksycznego związku z człowiekiem dręczonym paranoją, silnymi depresjami, incydentami autoagresji (samookaleczenia) przeplatanymi stanami euforii. Trudno to nawet opisać. Gdybym była nadal SJ i musiała być żoną tego człoweika oszalałabym lub popełniła samobójstwo.
No dobrze Arturze, a planujesz założyć rodzinę? Ja gdybym nawet chciał, to nie jestem jeszcze gotowy, a co nagle, to po diable. Moja mama urodziła mnie gdy miała 36 lat, mój ojciec miał zatem 37. Gdy dojrzałem - ich już nie było i jest to dla mnie wielka strata, bez względu na to, jakimi rodzicami byli. Nie chciałbym, by moje dziecko lub dzieci odczuwały podobną pustkę. A ta pustka jest bolesna...
Andreazz zawsze może tak być, że nawet ktoś, kto zakłada rodzinę w bardzo młodym wieku może umrzeć nie doczekawszy dojrzałości swoich dzieci, wnuków itp. Nie ma na to gwarancji, że zawsze i długo będziesz przy swoich dzieciach.
#189
Napisano 2009-04-24, godz. 22:19
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#190
Napisano 2009-04-25, godz. 05:45
Tak, masz rację, ale czas nagli. Nie lubię w tej kwestii czuć jego oddechu na plecach. Do czterdziestki zleci mi raz dwa, skoro w tym roku w maju skończę 33 lata... Strach mnie oblatuje
nie ogladaj sie, dolecz w sobie resztki świadkizmu i pełną parą w prawdziwe zycie
#191
Napisano 2009-04-25, godz. 06:22
Zadaniem wszelkiej maści duszpasterzy powina być o ile to możliwe pomoc w odbudowie małżeństwa, a nie zgoda na rozwód z jakiegokolwiek powodu.
Czesiu,a czy każde małzenstwo da sie na tyle odbudować,ze wróca relacje miedzy malzonkami,takie jak były na poczatku małżenstwa?Jesli przez dluzszy czas mąż lekceważy zone,podkresla,ze jest na jego łasce utrzymania,kiedy ciągle oskarża ją o wszystkie swoje niepowodzenia[zla żona=brak błogoslawienstw],ciagle sie chełpi swoja nieskazitelnoscia,przy dzieciach wytyka jej uchybienia,w seksie dba tylko o swoje potrzeby.Powiedz,Czessiu,czy zona musi zabiegac o "odbudowe" czegos,co juz jest tylko fikcją?Zyje obok takiego "samca" i poprostu sie meczy,proszac Boga o sily do przetrwania.
#192
Napisano 2009-04-25, godz. 11:48
Czesiu,a czy każde małzenstwo da sie na tyle odbudować,ze wróca relacje miedzy malzonkami,takie jak były na poczatku małżenstwa?Jesli przez dluzszy czas mąż lekceważy zone,podkresla,ze jest na jego łasce utrzymania,kiedy ciągle oskarża ją o wszystkie swoje niepowodzenia[zla żona=brak błogoslawienstw],ciagle sie chełpi swoja nieskazitelnoscia,przy dzieciach wytyka jej uchybienia,w seksie dba tylko o swoje potrzeby.Powiedz,Czessiu,czy zona musi zabiegac o "odbudowe" czegos,co juz jest tylko fikcją?Zyje obok takiego "samca" i poprostu sie meczy,proszac Boga o sily do przetrwania.
Współczuję Kasztanowa! Oglądałem takie sprawy z perspektywy dziecka... Pokojowa Nagroda Nobla dla wszystkich kobiet, które męczą się z takimi samcami
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#193
Napisano 2009-04-25, godz. 12:12
#194
Napisano 2009-04-25, godz. 12:44
Wpadnij do mnie na Facebooku!
#195
Napisano 2009-04-25, godz. 14:12
W organizacji sytuacja kobiet jest naprawdę zła. Kobieta zawsze ma PANA , najpierw ojca później męża. ON ma przywileje, a ONA obowiązki
Pominęłaś grupę samotnych niewiast - one są bezpańskie (i mogą głosić, głosić, głosić... a i tak się im współczuje)
Ale mimo wszystko, każda chce tego męża mieć........ taka dygresja........ i niektóre chcą tak bardzo mieć, że nie ważne czy kocham czy nie aby był....... tylko późniejsze życie, albo bardziej współżycie z punktu widzenia kobiety z człowiekiem, którego się nie kocha staje się niemożliwe ........... i jest problem.
wypisz wymaluj pewne kręgi "kulturowe" ze świata (np. na niektórych wsiach jeszcze tak jest - i to wcale nie stereotyp )
Użytkownik kantata edytował ten post 2009-04-25, godz. 14:12
#196
Napisano 2009-04-25, godz. 16:24
Próba odbudowy małżeństwa ma sens kiedy tego chcą obie strony. A w takim przypadku jak opisujesz to trzeba by zacząć od uświadomienia takiemu osobnikowi (samcowi czy samicy) czym jest małżeństwo i jakie są obowiązki każdego z małżonków. A do tego każde ze współmałżonków powinno zacząć pilnować samego siebie, jakie ma obowiązki względem współmałżonka.Czesiu,a czy każde małzenstwo da sie na tyle odbudować,ze wróca relacje miedzy malzonkami,takie jak były na poczatku małżenstwa?Jesli przez dluzszy czas mąż lekceważy zone,podkresla,ze jest na jego łasce utrzymania,kiedy ciągle oskarża ją o wszystkie swoje niepowodzenia[zla żona=brak błogoslawienstw],ciagle sie chełpi swoja nieskazitelnoscia,przy dzieciach wytyka jej uchybienia,w seksie dba tylko o swoje potrzeby.Powiedz,Czessiu,czy zona musi zabiegac o "odbudowe" czegos,co juz jest tylko fikcją?Zyje obok takiego "samca" i poprostu sie meczy,proszac Boga o sily do przetrwania.
Odbudowa może się i w opisanym przypadku udać. Jednak musi się odbywać na zdrowych Bożych zasadach a nie na WTS-owskich, czy jakichś ludzkich zasadach przeinaczających słowo Boże.
Nie przesadzaj Qwerty, niektóre kobiety są gorsze w swoim zachowaniu w małżeństwie od mężczyzn.W organizacji sytuacja kobiet jest naprawdę zła. Kobieta zawsze ma PANA , najpierw ojca później męża. ON ma przywileje, a ONA obowiązki Ale mimo wszystko, każda chce tego męża mieć........ taka dygresja........ i niektóre chcą tak bardzo mieć, że nie ważne czy kocham czy nie aby był....... tylko późniejsze życie, albo bardziej współżycie z punktu widzenia kobiety z człowiekiem, którego się nie kocha staje się niemożliwe ........... i jest problem.
#197
Napisano 2009-04-26, godz. 08:09
Czesiu,a czy każde małzenstwo da sie na tyle odbudować,ze wróca relacje miedzy malzonkami,takie jak były na poczatku małżenstwa?Jesli przez dluzszy czas mąż lekceważy zone,podkresla,ze jest na jego łasce utrzymania,kiedy ciągle oskarża ją o wszystkie swoje niepowodzenia[zla żona=brak błogoslawienstw],ciagle sie chełpi swoja nieskazitelnoscia,przy dzieciach wytyka jej uchybienia,w seksie dba tylko o swoje potrzeby.Powiedz,Czessiu,czy zona musi zabiegac o "odbudowe" czegos,co juz jest tylko fikcją?Zyje obok takiego "samca" i poprostu sie meczy,proszac Boga o sily do przetrwania.
Zona,aby polepszyc sobie byt,dostała "propozycje"nie do odrzucenia:okazanie skruchy i powrot do Organizacji. .Wtedy bedzie super,a mąż bedzie ja nosil na rekach
Niestety,zona odrzuciła oferte.
#198
Napisano 2009-04-26, godz. 08:31
W dzisiejszych czasach ludzie zakladaja rodziny dopiero po 30, i to coraz pozniej po 30. Przynajmniej w moim otoczeniu tak jest. Ludzie zyja przecietnie coraz dluzej i coraz pozniej uniezalezniaja sie od rodzicow. AndreaZZ nie jestes zadnym wyjatkiem, znam mase osob takich jak Ty (moglabym Ci przedstawic kilka kolezanek )Tak, masz rację, ale czas nagli. Nie lubię w tej kwestii czuć jego oddechu na plecach. Do czterdziestki zleci mi raz dwa, skoro w tym roku w maju skończę 33 lata... Strach mnie oblatuje
Mysle ze samo malzenstwo moznaby odbudowac, ale na pewno relacja nie bedzie taka jak na poczatku. Chociazby ze wzgledu na to, ze jak juz sie okazalo jakim jest naprawde czlowiekiem, trudno odbudowac szacunek albo milosc. Chyba ze nastapilaby w nim jakas powazna wewnetrzna zmiana, a i wtedy potrzeba duzo czasu zeby z powrotem zaufac.Czesiu,a czy każde małzenstwo da sie na tyle odbudować,ze wróca relacje miedzy malzonkami,takie jak były na poczatku małżenstwa?Jesli przez dluzszy czas mąż lekceważy zone,podkresla,ze jest na jego łasce utrzymania,kiedy ciągle oskarża ją o wszystkie swoje niepowodzenia[zla żona=brak błogoslawienstw],ciagle sie chełpi swoja nieskazitelnoscia,przy dzieciach wytyka jej uchybienia,w seksie dba tylko o swoje potrzeby.Powiedz,Czessiu,czy zona musi zabiegac o "odbudowe" czegos,co juz jest tylko fikcją?Zyje obok takiego "samca" i poprostu sie meczy,proszac Boga o sily do przetrwania.
#199
Napisano 2009-04-26, godz. 16:50
Zona,aby polepszyc sobie byt,dostała "propozycje"nie do odrzucenia:okazanie skruchy i powrot do Organizacji. .Wtedy bedzie super,a mąż bedzie ja nosil na rekach
Niestety,zona odrzuciła oferte.
Często słyszę znane przysłowie, którego treść i sens przekręca się. Mówi się najczęściej: "Nie wchodzi się po raz drugi do tej samej rzeki." Powinno być: "Nie da się wejść po raz drugi do tej samej wody w rzece." Zupełnie inaczej, prawda? Myślę, że zgodnie z tymi mądrymi słowami, pewne wydarzenia w małżeństwie, słowa, które padły i jeszcze wiele innych aspektów powodują nieodwracalne zmiany w takim związku...
"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym"
[Siddhartha Gautama]
#200
Napisano 2009-04-26, godz. 19:41
Często słyszę znane przysłowie, którego treść i sens przekręca się. Mówi się najczęściej: "Nie wchodzi się po raz drugi do tej samej rzeki." Powinno być: "Nie da się wejść po raz drugi do tej samej wody w rzece." Zupełnie inaczej, prawda? Myślę, że zgodnie z tymi mądrymi słowami, pewne wydarzenia w małżeństwie, słowa, które padły i jeszcze wiele innych aspektów powodują nieodwracalne zmiany w takim związku...
Andrea,trafiles w sedno,tak właśnie jest.Gdyby jescze czlowiek znal skutki swojego pierwszego wejscia do rzeki,to pewnie by ja omijal szerokim łukiem.Niestety,nie wszystko da sie w zyciu przewidziec,a odpowiedzialność nie pozwala na łatwe rozwiazanie,wiec konsekwentnie musze ciagnac ten wózek.Pewnie do czasu,az syn sie usamodzielni,a to jeszcze troche potrwa
***
Prosimy wszystkich o powrót do głównych zagadnień tematu "Rozwód a Biblia". | Moderacja
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych